Moc słowa rodziców w życiu dzieci
W życiu dziecka rodzic jest dla niego osobą najważniejszą. To on opisuje świat, a ten opis zapada dziecku w pamięć - o tym, jak mówić do dzieci, by je wspierać, a nie krzywdzić, pisze Bogdan Kosztyła.
W pierwszym okresie życia dziecka rodzic jest dla niego osobą najważniejszą. To on opisuje świat, a ten opis zapada dziecku w pamięć i koduje się, stąd w psychologii mowa o imprintingu (wdrukowaniu, wkodowaniu). My sami, jako dorośli już ludzie, nosimy w sobie wiele z opinii naszych rodziców, które przechowaliśmy w pamięci dlatego, że były pierwsze i bardzo dla nas ważne.
Przez pierwsze trzy lata życia dziecka, jego świat jest w sposób naturalny związany z osobami dla niego najbliższymi, więc relacja z rodzicami jest fundamentalna. Potem świat dziecka się poszerza i pojawiają się w nim kolejne osoby: rodzeństwo, dziadkowie, grupa przedszkolna, pani wychowawczyni, więc ich zdanie też staje się ważne.
Jednak to właśnie głos rodzica obecny jest w nas przez całe życie, dając nam poczucie pewności lub niepewności, i kierując nas w stronę określonych wyborów.
Etykietki nie do zdarcia
Jeśli wyposażymy dziecko w pozytywną etykietkę: "Dasz radę" - wtedy mały człowiek rośnie w poczuciu, że sobie w życiu poradzi, ponieważ jest samodzielny i sprawczy. Jednak częściej etykietka jest czymś trudnym, co trafnie opisał kiedyś John Powell: pewien chłopiec w dzieciństwie myślał, że ma na imię "Johnny-nie-rób-tego!", ponieważ jego rodzice ciągle tak do niego mówili…
Etykietka może przetrwać w nas długo i może tłumaczyć szereg epizodów w naszym późniejszym życiu: nieudane związki, niepowodzenia, niepewnoś
emocjonalną. Oczywiście czasem nawet dobry rodzic daje dziecku komunikat: "Ty sobie z tym nie poradzisz. Zostaw, ja to zrobię" - czyli niewerbalny sygnał "Nie nadajesz się do tego".
Podobne komunikaty mogą padać w odniesieniu do rodzeństwa: "Ty to zawsze niszczysz książki. Zobacz, jak twoja siostra dba o swoje rzeczy". Wtedy rodzi się w nas poczucie, że jesteśmy gorsi albo że brat czy siostra zawsze dostają coś lepszego.
Etykietka działa mocniej, dopóki jest nieuświadomiona.I dopiero jakaś sytuacja w dorosłym życiu może nam uświadomić, że nosimy w sobie taki balast czy skrypt, który zawsze uruchamia się, gdy znajdujemy się w podobnej sytuacji. Na przykład czujemy się niepewni wobec nowych ludzi, ponieważ nasi rodzice byli zachowawczy i niepewni, więc mówili: "A po co tam pójdziemy? Wszyscy będą się z nas śmiać".
Garb rodzinny
Jeśli dziecko wychowywało się w rodzinie lękowej, ono też będzie miało taką tendencję. Nie jest to jednak coś nieusuwalnego, ponieważ w dorosłym życiu pewne rzeczy można przepracować. To dosyć optymistyczne, że wiele można zmienić: albo życie przyniesie nam nowe doświadczenia, albo zmienimy się dzięki intensywnej pracy nad sobą, albo przyjdzie łaska od Pana Boga.
Nikt z nas nie miał idealnych rodziców. Całe generacje miały jakąś specyficzną sytuację, np. od kilku pokoleń ojców nie było w domu. Śledząc historię Polski, zobaczymy, że najpierw było jedno powstanie, potem drugie, więc ojcowie na zesłaniu badali florę i faunę na Syberii, a kobiety samotnie wychowywały dzieci. Potem były kolejne powstania, wojny, kiedy mężczyźni byli albo w okopach, albo w niewoli.
Gdy przyszedł rok 1939, kwiat polskiej inteligencji zginął w Katyniu (było to dwadzieścia kilka tysięcy mężczyzn!). W okresie powojennym sytuacja nadal nie była komfortowa, nasze rodziny nie były więc idealne, dlatego każdy z nas nosi jakiś "garb". Jest nim pewien sposób patrzenia na świat, który ukształtował się w nas pod wpływem tego, jaką tendencję prezentowali rodzice (np. niepewność i ostrożność, bo tata przeżył wojnę i wiedział, że nie warto nic posiadać, bo zaraz inni to zabiorą lub ukradną).
Mądrość rodzica polega na poszerzaniu świata dziecka o nowe, dobre doświadczenia, opisywanie ich i prowokowanie go do myślenia: "Co myślisz o tej sytuacji? A czy tu można zrobić coś innego?". Jeśli dziecko wejdzie w życie jako człowiek otwarty i chłonny, to odbierze kolejne sygnały od innych ludzi: słuchając Ewangelii w kościele, idąc na spotkanie z dziewczyną, rozmawiając z przyjaciółmi. To wszystko poszerza przejęte po rodzicach spojrzenie na świato nowe opcje.
Rodzice modelują swoje dziecko nie tylko słownie, anawet te niewerbalne komunikaty są silniejsze. Oczywiście wolelibyśmy, żeby dzieci żyły tym, co do nich mówimy: "Pan Bóg cię kocha i świat jest piękny", ale one uczą się przez obserwację naszego zachowania! Rodzic sobą pokazuje, jak to może być w życiu, a dziecko to widzi i zapamiętuje.
Tak więc "słowo" rodziców w życiu dziecka jest często słowem niewyrażonym. Rodzic pokazuje rzeczywistość sobą: czy jest bezpiecznie i komfortowo, więc można zaufać, czy nie. Niestety rodzice podważają zaufanie do siebie, gdy mówią źle o drugim rodzicu: "Ten twój ojciec/ matka… nigdy mu nie ufaj". Taki przekaz zostaje w pamięci na lata - spotykam takich ludzi w swojej pracy terapeutycznej.
Toksyczne komunikaty
A jak dawać dobre komunikaty krytyczne? Dobry komunikat krytyczny nie jest o dziecku, więc nie zaczyna się od słów: "Ty jesteś… (np. niechlujny, chamowaty, fajtłapa)". Natomiast możemy powiedzieć: "Widzę, że masz problem z utrzymaniem porządku. Twoja sprzeczka z siostrą jest dla mnie trudna. Przykro mi, gdy depczesz i niszczysz swoje zabawki".
Rodzic ma prawo powiedzieć, jak on się z czymś czuje. Natomiast jeśli dziecko często słyszy stwierdzenie: "Jesteś niegrzeczny" (lub inne negatywne sformułowanie) - zaczyna myśleć o sobie: "Aha, jestem niegrzeczny" i potem potwierdza to swoim zachowaniem. I osiągamy efekt przeciwny do zamierzonego. Dlatego lepiej powiedzieć konkretnie: "Nie akceptuję krzyków i popychania", ponieważ to nie ma charakteru negatywnej oceny.
Niezamierzonym efektem takiego toksycznego etykietowania: "Ty zawsze…ty nigdy…" - jest to, że dziecko nam uwierzy: "Ja taki jestem". A to jest demotywujące, osłabia jego poczucie wartości i przekonanie, że ma w sobie coś pozytywnego. I potem mały człowiek musi to sobie jakoś zrekompensować i czymś nadrobić. Jego zachowanie może być później wyrazem bezsilności życiowej i rozpaczy emocjonalnej, że nie ma w nim nic pozytywnego.
Co jest, oczywiście, nieprawdą, ponieważ rodzice nie postrzegają rzeczywistości obiektywnie. Podam przykład - jeśli jestem wrażliwy na porządek w domu, to będę widział głównie to, czy moja córka sprząta, czy nie. Nie zauważę, że coraz lepiej gra na swoim instrumencie, że dostała piątkę z matematyki. Mój komunikat w każdym przypadku będzie taki sam: "A widzisz, znowu masz rozgrzeb na biurku! Jesteś bałaganiarą!". Córka pomyśli: "Aha, jestem bałaganiarą. To po co mam się starać?".
Skuteczniej będzie więc powiedzieć: "Jeśli położysz swoje książki byle gdzie, to ich jutro nie znajdziesz". Warto też pozwolić dziecku odczuć konsekwencje jego postępowania, a wtedy znajdzie w sobie motywację, żeby zadbać o porządek. Nawet przedszkolaki potrafią już wyciągać wnioski!
Dla dziecka ważne jest to oddzielenie dwóch spraw: moje złe zachowanie nie jest mną, ponieważ ono może wynikać z wielu czynników - z bezsilności, zmęczenia, temperamentu… Etykietowanie dziecka naprawdę może być mocno krzywdzące.
Inkubator dziecięcych marzeń
A jak rodzice mają się zachować wobec marzeń dziecka o karierze, która - ich zdaniem- jest poza zasięgiem ich pociechy? Dla dziecka ważne jest, by mieć swoje pragnienia. One są także przeciwwagą dla tego, co w jego życiu jest trudne, żmudne i kłopotliwe. Chodzenie do szkoły wiąże się z wieloma obowiązkami, za to wycieczka w świat fantazji przynosi nowe siły i energię.
Jeśli więc dane marzenie nie jest destrukcyjne, nie wolno go ostro weryfikować: "Na pewno ci się nie uda!". Rodzic nie jest Bogiem, więc nie wie tego na pewno. Natomiast może powiedzieć: "Fajnie, że chcesz być bramkarzem" - a potem pokazać synowi, na czym polega kilka innych pasji: majsterkowanie, pływanie, sadzenie drzew itp.
W dziecku trzeba zasiewać różne rzeczy, bo dopóki samo czegoś nie spróbuje, to skąd może wiedzieć, że to jest ciekawe? Chce być bramkarzem, a nie leśnikiem czy stolarzem, ponieważ nie spotkał nigdy kogoś, kto ciekawie pokazałby mu swoją pasję. Dlatego warto zapoznać dziecko z taką osobą lub przeczytać mu artykuł na ten temat.
Warto jednak przyjrzeć się, czy dane marzenie nie jest formą ucieczki: "Świat jest dla mnie za trudny, więc wymyślam sobie inne życie". Choć i tak połowa dziewcząt na pewnym etapie dorastania chce być gwiazdą pop, a potem im to przechodzi. Takie fantazje to dobry bufor w życiu, więc zadaniem rodzica jest niełamanie go. Natomiast można te zainteresowania zdywersyfikować - owszem, gramy razem w piłkę, ale potem możemy nauczyć się używać wiertarki czy robić ciasto.
Posag dobrych słów
Warto dzieci wyposażać w przekonanie o ich mocnych stronach, kierując do nich dobre słowa. Stereotyp mówi, że dziewczynkom trzeba mówić, że są piękne, a chłopcom - że mądrzy i silni. Moim zdaniem te komunikaty nie powinny się jakoś szczególnie różnić w zależności od płci. Pierwszy i najważniejszy komunikat to ten, że czuję radość, że jesteś moim synem lub córką.
Ale to musi być autentyczne, a nie wyuczone ("Byłem na warsztatach i tam mi powiedzieli, że trzeba mówić trzy razy w tygodniu: «Świetnie, że jesteś moją córką». No to mówię.").
Po drugie - trzeba towarzyszyć dziecku i dać mu poczucie, że jest jakaś przestrzeń, w której jestem przy nim. Towarzyszę mu w jego problemach i pasjach: razem gramy w piłkę, ubieramy lalki, lepimy coś z plasteliny lub jedziemy na działkę i rozpalamy ognisko. A wtedy zupełnie "przy okazji" padają pozytywne komunikaty. Podobnie w domu, gdy razem coś pieczemy, sprzątamy czy majsterkujemy. Warto też pomyśleć, co jest mocną stroną mojego dziecka i zauważać to: "Cieszę się, że to ci wychodzi".
Natomiast trzeba uważać, chwaląc dziewczynki, żeby nie wiązały zbyt mocno własnego poczucia wartości ze swoim wizerunkiem. Jest taka współczesna tendencja, która wmawia kobietom: "Jesteś wartościowa, jeśli ktoś zwróci na ciebie uwagę". Córka jest moją królewną i radosną stroną mojego życia nie dlatego, że jest chudsza czy grubsza, niższa czy wyższa. Kocham ją i to się nie zmieni. Widzę jej wrażliwość i troskliwość, a nie tylko jej wygląd - dlatego będę jej mówił, za jakie cechy charakteru ją cenię.
Skomentuj artykuł