Nie ma gotowych rozwiązań

Dzisiaj ojcostwo nie jest sprawowaniem władzy, a ojciec nie ma prawa odwoływać się do jakiejkolwiek formy przemocy. (fot. Georgios Karamanis / flickr.com)
Monika Grudzinska / "Echo Katolickie”

Na czym polega ojcostwo? Czy łatwo dziś być ojcem? Gdzie szukać sił, by mądrze wychowywać dzieci? To pytania skierowane do Józefa Augustyna, jezuity, autora kilku publikacji poświęconych ojcostwu.

Monika Grudzińska: Ojciec żyje w celibacie, a pisze książki o ojcostwie w rodzinie. Skąd ten temat?

DEON.PL POLECA

o. Józef Augustyn SJ: Miałem ojca i jestem świadom jego roli w moim życiu. Jego ogromny wpływ na mnie czuję i dzisiaj. Parafrazując słowa Karola Wojtyły, mógłbym powtórzyć: "Walczę o ciebie, ojcze". Oczywiście, by wypowiadać się w kwestiach ojcostwa, nie wystarcza odwołać się do własnego taty.

W ramach kierownictwa duchowego rozmawiałem z setkami młodych ludzi, a temat zranionego ojcostwa był jednym z ważniejszych. Ci, którzy mieli dobrych tatusiów, nie potrzebują szeroko o nich opowiadać. Byłem niedawno w pewnym klasztorze pełnym młodych sióstr. Spora część z nich mówiła o alkoholizmie lub też przemocy ojca w rodzinie. Dorastający chłopcy mają zwykle większy problem w relacji z ojcem niż z matką. Mówią o swych ojcach krytycznie, częściej czują się przez nich ranieni.

Żeby rozumieć ludzi, trzeba ich słuchać. Słuchając ich, zaczynamy ich rozumieć. Nasłuchałem się wiele o trudnym, bolesnym synostwie i ojcostwie. Pomoc psychologiczna dzisiaj jest zatruta tanim intelektualizmem i poprawnością polityczną; brakuje w niej wsłuchiwania się w człowieka, w jego duszę, najgłębsze tęsknoty. Właśnie dlatego pewne teorie i systemy psychologiczne relatywizują rolę ojca w życiu dziecka. Ojcostwo wymaga głębokiej medytacji, namysłu. Mężczyźni i kobiety, wszyscy, jesteśmy spragnieni ojcowskiej miłości.

Czy my w ogóle właściwie postrzegamy rolę ojca?

Ojcostwo to "fragment" rodzinnych relacji. Mężczyzna staje się ojcem dzięki kobiecie, a ona staje się matką dzięki mężczyźnie. To fundament rodzicielstwa. Pierwszą rolą mężczyzny jest więc zbudowanie mądrej miłosnej relacji z kobietą, matką jego dzieci. Relacja ta jest gniazdem, domem, w którym rodzą się i wychowują ich dzieci. Wyizolowane odniesienie ojca do syna - córki jest konsekwencją relacji małżeńskiej. W małżeństwach skłóconych, rozbitych ojcostwo jest zawsze poranione. Tata krzywdzi dzieci, gdy źle traktuje ich matkę lub też zrywa z nią więź. Matka krzywdzi swoje dzieci, mówiąc źle o ich ojcu.

Czy dziś przeżywamy kryzys ojcostwa, czy może odwrotnie - współcześni tatusiowie chcą i zajmują się swoimi dziećmi?

Upraszczamy problem, eksponując kryzys ojcostwa. Trzeba raczej mówić o kryzysie małżeństwa, który pociąga za sobą kryzys rodzicielstwa. Kryzys ojcostwa łączy się z kryzysem macierzyństwa. Jakakolwiek posesywność w miłości matczynej - to wyraz kryzysu macierzyństwa. Kobiety samotnie wychowujące dzieci poświęcają im więcej czasu niż ojcowie, to niewątpliwe. Ale ta ofiarna miłość nie uprawnia kobiety do szukania takiego oparcia emocjonalnego u swoich dzieci, którego winna szukać u męża. Matka nie rodzi dzieci dla siebie. Za kryzys macierzyństwa odpowiadają nierzadko mężczyźni, dla których praca czy "męska niezależność" są ważniejsze od żony i dzieci. A za kryzys ojcostwa nierzadko odpowiedzialne są kobiety, które koncentrują się na swoim bólu i są bardziej zainteresowane dziećmi niż mężem.

Role ojca i matki cudownie się dopełniają. Mężczyzna nigdy nie zastąpi matki i odwrotnie. Kiedy brakuje "jednej strony", zachwiana zostaje rodzinna równowaga. Dziecko chce widzieć rodziców razem. Tylko wtedy jest szczęśliwe. Rozwody, konflikty zdarzają się - to rzecz ludzka, gdyż nie żyjemy w raju. Ale wychowywania dzieci przez samotną matkę nie można traktować jako alternatywy. Kiedy w 1994 roku Parlament Europejski wzywał kraje członkowskie do przyznania homoseksualistom prawa do wychowania dzieci, Jan Paweł II powiedział prosto, że dziecko potrzebuje matki i ojca, a nie dwóch mam czy dwóch tatusiów.

Model ojcostwa na przestrzeni ostatnich lat ulegał przeobrażeniom. To zmiany w dobrym kierunku?

W bardzo dobrym kierunku. Dzisiaj ojcostwo nie jest sprawowaniem władzy, a ojciec nie ma prawa odwoływać się do jakiejkolwiek formy przemocy. Bicie dzieci uchodziło kiedyś za coś naturalnego. Nikt nie robił z tego problemu. Dziś wszelka przemoc fizyczna, karanie fizyczne dzieci słusznie uchodzi za nadużycie. Dziecko bite, nawet lekko, czuje się upokorzone. Dzieci nie wychowuje się przez poniżanie ich. Do lamusa odchodzi też ojciec autorytarny, który wszystko wie. Dziś dziesięciolatki prześcigają ojców np. w obsłudze urządzeń elektronicznych. Nowy model ojcostwa jest bardziej partnerski, "demokratyczny" i bardziej ewangeliczny. Jezus mówi, że między nami nie ma nauczycieli, ojców, mistrzów, bo wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami wobec jednego Mistrza i jednego Ojca. Dziecko w tej perspektywie jest młodszym bratem - siostrą swego rodzica.

Dziś ojcowie chcą zajmować się swoimi dziećmi, bo źle wspominają relacje ze swoim ojcem czy są po prostu bardziej świadomi własnej roli w wychowywaniu?

Wynika to też z większego partnerstwa i demokratyzacji relacji małżeńskich. Wiele matek pracuje i część obowiązków spada na ojców. Jest to niewątpliwie wymuszone przez sytuację społeczną, ekonomiczną. Kobietom potrzebna jest jednak ogromna mądrość, by pracując zawodowo, nie zaniedbywały wychowania dzieci. W pierwszym okresie życia dziecku bliższa jest matka, ono jej bardziej potrzebuje. Ojca szuka w miarę swego dorastania. To matka też dopuszcza ojca do dziecka, już wtedy, gdy ono jest w jej łonie. Wraca nam prawda, że ojcostwo realizuje się w relacji do kobiety. Rywalizacja płci, jaką naznaczona jest cywilizacja zachodnia, wdziera się nieraz na obszar rodziny. A ojcostwo w dużym stopniu zależy właśnie od kobiet.

W jaki sposób?

Jeżeli matka ma złą relację z mężem, zatruje relację dziecka z ojcem. Słyszałem wiele takich bolesnych wspomnień: "Gdy matka była ze mną w ciąży, ojciec namawiał ją do aborcji". Pytam: "Skąd pan to wie?". "Od matki". Takimi informacjami zatruwa się świadomości dziecka. Matki zranione przez swych mężów same przedstawiają się dzieciom jako ich zbawicielki, karmicielki, a ojciec ukazywany jest jako demon czyhający na życie swego dziecka. To nie jest uczciwe. Rozumiem, że matki dzielą się takimi informacjami z dziećmi z bezradności i bólu, ale i ojcowie namawiają swoje żony do aborcji z bezradności, męskiego egoizmu. Takie informacje trzeba mówić na spowiedzi czy też w psychoterapii, ale nie dziecku.

Na co szczególnie musi zwracać uwagę ojciec, który chce dobrze wychować swoje dziecko?

Wydaje mi się, że dzieci nie trzeba specjalnie wychowywać, instruować. Bo one wychowują się w sposób naturalny przez naśladownictwo. Wystarczy podpatrzeć ich zabawy, rozmowy. Ojciec, który nie zadba o relację małżeńską, nie będzie dobrym ojcem, podobnie matka. Relacja do dziecka jest konsekwencją relacji małżeńskiej. Nie można jednocześnie upokarzać żonę i szanować dziecka.

Jak w tym wszystkim pomaga wiara?

Wiara, duchowość, moralność, religia są istotne dla ojcostwa. Nie jest to jednak "pomoc". To źródło ojcostwa. Jezus był wręcz "zazdrosny" o pojęcie ojcostwa: "Nikogo nie nazywajcie ojcem, ponieważ jeden jest wasz Ojciec, ten w niebie" - mówił.

Ojcostwo wymaga dawania siebie, zapierania się siebie. Nikt z nas nie przyjmie postawy poświęcenia, odwołując się do potrzeb psychicznych. Wręcz przeciwnie. Stąd też psychologia, dla której punktem odniesienia są jedynie potrzeby biologiczno-psychiczne, będzie nawoływać do "bycia egoistą" i "asertywności", zapominając o szlachetność oraz hojnym i ofiarnym dawaniu siebie. Żonie, dziecku trzeba się poświęcić. Dzieci mają być przed karierą, bogactwem i męską "potrzebą niezależności".

Ojciec powinien być autorytetem czy raczej przyjacielem dziecka?

Nie należałoby przeciwstawiać tych dwu wartości. To dwie strony jednego medalu. Ponieważ przyjaźń wymaga partnerstwa, stąd też nie da się jej zbudować z dwulatkiem. Najpierw tata jest opiekunem i autorytetem, ale w miarę dorastania winien stawać się przyjacielem, który nie przestaje być autorytetem. Autorytet ojca winien być jednak dyskretny, pokorny. To nie władza i siła buduje autorytet, ale zaufanie. Ojciec nie będzie autorytetem, gdy będzie np. podkreślał, że to on zarabia na utrzymanie rodziny.

Ojcowie winni zatroszczyć się o zbudowanie przyjaźń ze swymi dziećmi w okresie poprzedzającym dorastanie: do 16. roku życia. Jeżeli w dzieciństwie utrwali się między ojcem i dzieckiem klimat niechęci, nieżyczliwości, podejrzliwości, zbudowanie przyjaźni będzie potem trudne. Ludzie młodzi nie mają zwykle czasu dla swoich rodziców. Zajęci są swoimi sprawami. Aby być autorytetem, trzeba zdobyć zaufanie i miłość dziecka. Są to wartości, których nie można żądać.

"Echo Katolickie"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie ma gotowych rozwiązań
Komentarze (10)
FM
fundacja Mamy i Taty
4 lipca 2011, 12:49
<a href="http://www.dotrzymajslowa.pl">www.dotrzymajslowa.pl</a> Dotrzymaj słów: "ślubuję Ci miłość - KOCHAJ !! wierność - BĄDŹ WIERNY !! uczciwość - BĄDŹ UCZCIWY !! oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci - to jest KONSEKWENCJA MIŁOŚCI, WIERNOŚCI, UCZCIWOŚCI.
S
SZ
25 czerwca 2011, 22:31
Żeby rozumieć ludzi, trzeba ich słuchać. Słuchając ich, zaczynamy ich rozumieć. Nasłuchałem się wiele o trudnym, bolesnym synostwie i ojcostwie. Pomoc psychologiczna dzisiaj jest zatruta tanim intelektualizmem ... ...jesli o.Augustyn jest teoretykiem, to jest , ale religijnym i na pewno świadomie stroni od taniego intelektualizmu, pod którym uginają sie półki w marketach.
Ż
żona
25 czerwca 2011, 16:49
Ps. Mąż tej kobiety był (wtedy i wciąż jest) lekarzem, o zgrozo.
W
WSA
25 czerwca 2011, 14:14
"Jeszcze raz napiszę - namawianie do aborcji przez tego, który spłodził, to krwawiąca rana dla kobiety do końca życia..." Swięte słowa.  I wcale nie chodzi o to, by zapomnieć, ale by nie używać dzieci do leczenia takich ran. Za takie słowa niech konsekwencje ponosi ten, kto je wypowiedział...  Jeżeli już krwali jedno życie, niech nie krwawi kolejne...
Ż
żona
25 czerwca 2011, 12:50
Żaden mężczyzna nie ma prawa namawiać do aborcji, jeśli to robi jest niegodny tego, aby nazywać się .. no nie wiem "ojcem", "mężczyzną". Tyle kobiet boryka się z tym problemem - jeśli porzuca ją mężczyna, albo namawia do aborcji - brak słów. Bardzo współczuję takim kobietom! To jest krwawiąca rana... że ten, który spłodził jej dziecko namawia do aborcji. Proszę wszystkie kobiety, aby nigdy nie zabiły dziecka, nawet jeśli mężczyzna (A TYM BARDZIEJ MĄŻ !!!) namawia do zabicia poczętego dziecka. Jeszcze raz napiszę - namawianie do aborcji przez tego, który spłodził, to krwawiąca rana dla kobiety do końca życia. To nie jest tak, że o tym się zapomina. Znam świadectwo kobiety, która jest w szoku po tym - uratowała swoje dzieci, nie pozwoliła na aborcję, której domagał się jej mąż, ale to co ma w życiu - to Droga Krzyżowa, która trwa już około 20 lat (łącznie z jej próbą samobójczą po takiej propozycji jej "męża"). Ona świadczy o tym od tylu lat, że Chrystus ją trzyma przy życiu, tylko On.
X
xyz
25 czerwca 2011, 06:48
Jestem ojcem czwórki dzieci i w całości potwierdzam "wiedzę" ojca Augustyna. Ale żeby tak postępować, trzeba się wiele nasłuchać księży, czyli być chrześcijaninem, a nie wciąż bazować jedynie na swoim "widzi mi się". Nie dotyczy to oczywiście wszystkich księży i wszystkich spraw (na przykład prowadzenia firm, ale nie można spraw prowadzenia firm od razu przekładać w całości na bycie ojcem, chociaż to się jakoś tam łączy). Nie ułatwiajmy sobie myślenia mieszając różne zakresy spraw, gdyż chcę osiągnąć zamierzony przez siebie wynik. Wynik musi być sprawdzalny przez prawdę, najlepiej boską.
C
chordad
25 czerwca 2011, 00:28
@Lusia nie tyle dokucza mi to, że się księża nie żenią, ile to, że często nie mając własnych doświadczeń na jakiś temat (przeważnie życia małżeńskiego i wychowania dzieci, czasem też np prowadzenia firmy) "wymądrzają się" niemiłosiernie twierdząc, że "przecież tyle się już nasłuchali", że "na pewno są ekspertami" moje doświadczenie (i wielu znajomych też) podpowiada, że to wcale tak nie działa... NIE wystarczy się "nasłuchać" na jakiś temat by być w nim ekspertem...
LW
Lusia W.
24 czerwca 2011, 20:54
A cóż Ci, Chordadzie tak bardzo zależy, aby się księża żenili.  Niech każdy żyje, jak uważa. Nie terroryzuj, ludzi, także księży. Nie przypisuj sobie praw, których nie masz. Bardzo bałabym się być twoją córkią...  
N
Nisa
24 czerwca 2011, 17:31
Bardzo piękny wywiad i poruszający sedno ojcostwa. Tylko, ktoś, kto to czuje, darzy empatią zranionych przez brak dobrego wzoru ojca, może dzielić się tak trafnie swoim doświadczeniem. Kapłan, ojcostwo zawsze będzie łączyć z wiarą, bo: "Wiara, duchowość, moralność, religia są istotne dla ojcostwa. Nie jest to jednak „pomoc”. To źródło ojcostwa." "Żonie, dziecku trzeba się poświęcić." - to jest tak oczywiste dla wielu lecz  jednocześnie bardzo trudne. Wierzący jednak wiedzą, że w pokonywaniu wszelkich trudności pomaga Bóg, gdy zaprasza się Go do swojego życia. Nauczać o tym jest rolą kapłanów.  I oni się wcale "nie mądrzą" jak wymądrzył się @Chordad. Przekazują tylko mądrości chrześcijańskie. I nie tylko, - księżą też studiują psychologię, doświadczają pośrednio i widzą poranienia, gdy spotykają kogoś skrzywdzonego przez własnego ojca. Ale mogą więcej pomóc, bo wychodzą z perspektywy wiary i nadziei, jaką ona niesie. 
C
chordad
24 czerwca 2011, 15:15
wszystko pięknie ładnie... ale bardzo teoretycznie... aż kłuje po oczach, że pisał to człowiek, który sam nie był nigdy ojcem, ani mężem, ani nie musiał zarabiać na utrzymanie rodziny.... księżom niestety się wydaje, że jak się nasłuchają zwierzeń, to już są ekspertami... a tu działa zasada: "usłyszysz - zapomnisz, zobaczysz - zapamiętasz, przeżyjesz - zrozumiesz"... a wystarczyłoby, żeby do posługi i nauczania, tak, jak w Piśmie, dopuszczać tylko "mężów jednej żony, tych które własne dzieci umieli wychować w wierze i karności, nie chciwych brudnych zysków, nie nadużywających wina".... przynajmniej wiedzieliby coś na temat, na jaki się mądrzą...