Pięć pułapek myślenia o zabieraniu dzieci do kościoła

(fot. dovzhykov andriy / shutterstock)

Zróbmy kolejny mały kroczek i rozprawmy się z wątpliwościami. Przeanalizujmy, jakie pułapki czają się w naszych głowach, gdy rozważamy czy iść z dzieckiem do kościoła.

Właściwie po każdej mszy świętej, wychodząc z dziećmi kościoła, musiałam odpowiadać na jedno pytanie: “Co Pani robi, że oni tacy grzeczni w kościele?" I jak tu odpowiedzieć w dwóch słowach? Właściwie to krótka odpowiedź dla mnie zawsze jest jedna - obiecałam przy chrzcie świętym, że moim obowiązkiem jako rodzica jest wychowanie dzieci w wierze. Więc staram się, jak umiem.

Najpierw Cię rozczaruję! Nie ma czegoś takiego jak grzeczne dziecko w kościele. Dziecko jest dzieckiem. Ciekawe wszystkiego. Ruchliwe. Więc jeśli tylko msza święta nie odbywa się w porze jego drzemki, będzie Ci dawać do wiwatu. Wcześniej czy później. Raczej nastaw się na wcześniej…

Pułapka pierwsza

I tutaj pojawia się pierwsza pułapka rozumowania rodziców, której kiedyś i ja byłam przykładem. Skoro dziecko nie wytrzyma grzecznie godziny w kościele, to lepiej poczekać aż podrośnie na tyle, że stanie się grzeczne. Nic bardziej mylnego!

DEON.PL POLECA

Dziecko nie stanie się grzeczne w kościele przez unikanie kościoła, tak samo jak nie zaaklimatyzuje się w przedszkolu, gdy przestaniemy go niego przyprowadzać.

Mam to szczęśliwe usposobienie, że lubię gdy cała rodzina jest razem. Pamiętam, jak bardzo doskwierało mi, gdy szłam do kościoła sama, a mąż zostawał w domu z najstarszym. A kto znał w młodości najstarszego, wie, że to była torpeda, o którego ruchliwości do dziś świadczy liczba blizn na głowie. Więc w kościele rzadko bywał. Aż do dnia ślubu mojej Siostry. To była masakra! Właściwie mnie na tym ślubie nie było, bo młody tak szalał. Zrozumiałe! Jak nagle dziesięciomiesięczny brzdąc miał odnaleźć się w nowej rzeczywistości, której kompletnie nie pojmował? A spać nie miał w zwyczaju.

Dopiero wtedy zdecydowałam, że będę częściej zabierać syna do kościoła. Żeby przywykł.

Czy Ty też zastanawiasz się jak często brać dziecko do kościoła? Ja postanowiłam, że jeśli tylko będzie zdrowy, to zawsze, gdy ja pójdę z Mężem, zabierzemy go ze sobą. A że zdarzało nam się bywać w dni powszednie? Dziecko też szło z nami. A gdy rodzili się kolejni bracia? Też byli zabierani do kościoła… bo niby co miałabym z nimi zrobić? Przyszło to naturalnie… i z miesiąca na miesiąc łatwiej.

Przyznaję, że maluchom do dwóch lat odpuszczałam dłuższe liturgie, typu Triduum Paschalne, czy Pasterka. Trzylatki chodziły już z nami. Dlaczego? Po pierwsze, gdybym ich nie brała, to nie dane byłoby mi należycie świętować Wielkiej Nocy przez jakieś kolejnych 20 lat, bo ciągle któreś byłoby za małe. Po drugie już wtedy po swojemu rozumiały w czym uczestniczą - nawet, gdy w trakcie zasypiały. Oczywiście wszystko to w myśl Hymnu do miłości: “Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce".

Pułapka druga

Rodzice są przekonani, że maluszki i tak nic nie rozumieją. Błąd! Skoro dziesięciomiesięcznemu szkrabowi powiesz, wyrzuć papierek do kosza, a on weźmie i wyrzuci (choć ani słowa “kosz", ani “papier" nie umie wypowiedzieć), tak samo rozumie to co się dzieje w kościele. Po swojemu, ale rozumie, choć myśli jak dziecko. A skoro tak zdolny jest raczkujący maluch, to ile pojmie dwu/trzylatek?

To nie jest tak, że dzieci czegoś nie pojmują. Myślę, że to nam rodzicom nie starcza sił, energii i wytrwałości, by im to wszystko tłumaczyć. A żeby, wyzbyć się kiedyś tego co dziecięce, moim skromnym zdaniem, warto tę wiarę wcześniej po dziecięcemu przyjąć.

Pułapka trzecia

"Nie pomodlę się należycie!" - znasz to? Ile razy słyszę od rodziców, że nie wezmą dziecka do kościoła, bo przeszkadza im w skupieniu i w modlitwie. Wtedy zaraz ciśnie mi się na usta, że jak się chciało mieć skupienie i czas na modlitwę, to trzeba było wstąpić do Karmelu.

Wydaje mi się, że Pan Bóg w swej mądrości nie oczekuje od rodziców mistycznych przeżyć, ale tego, że przekażemy dzieciom Dobrą Nowinę. Oczywiście, musimy dbać o indywidualną relację na własnej modlitwie, to jest jasne! Jeśli jednak głęboko wierzymy, że wola Boża objawia się na różne sposoby, czemu wątpisz, że Twoje dziecko nie jest jej kwintesencją?

Bierz systematycznie malucha do kościoła, opowiadaj mu o swojej wierze, a obiecuję Ci, że już przy trzylatku będziesz przebijał się przez rozprawy filozoficzno-teologiczne, by odpowiedzieć na najprostsze dziecięce pytania i... błagać będziesz Ducha Świętego o natchnienie.

Dzieci ubogacą Twoją wiarę. Zobaczysz!

Pułapka czwarta

Myślisz pewnie, że tylko Twoje dziecko rozrabia w Kościele. Zaufaj mi - każdy rodzic jest przekonany, że to jego pociecha daje do wiwatu najbardziej.

Zwykle niepewnie rozglądałam się dookoła, gdy życzliwe pytano mnie w przedsionku o moje "grzeczne dzieci". Zwyczajnie myślałam, że ze mnie kpią. Zachowanie dziecka na zewnątrz, nie wygląda tak strasznie jak nam się wydaje.

Przeczytaj ostatni artykuł o tym, jak ujarzmić dziecko w kościele >>

Pułapka piąta - najlepsza!

Jeśli uczciwie, małymi kroczkami, zrealizujesz te wszystkie lekcje, to za kilka lat dzieci zaczną ciągnąć Cię do kościoła. Różaniec, roraty, procesja, kurs na ministranta, schola…

Wstyd przyznać- ale co mi tam! Wiecie ile razy to nie dla Pana Boga, a dla własnego dziecka wyrywałam się z lenistwa i szłam na mszę świętą w powszedni dzień? Bardzo często. Przecież nie powiem dziecku, że mi się nie chce. Wstyd? No wstyd, ale co poradzę, że tak było?

Refleksja na boku

Przemyśl to wszystko i zastanów się, która pułapka ogranicza Cię najbardziej. Zawalcz, a piąta pułapka też stanie się Twoim udziałem. Decyzję podjąć musisz sam (z drugim rodzicem).

Na marginesie całości wydaje mi się, że niewielu katechetów/kapłanów zdaje sobie z tego sprawę, że dobre duszpasterstwo dzieci jest magnesem, które do kościoła przyciąga rodziców. Macie mało wiernych? Zainwestujcie czas w solidną ewangelizację dzieci, a rodzice sami przyjdą. Obiecuję! Za parę lat nie zabraknie Wam też oddanej Panu Bogu młodzieży. Tak to działa Nie wierzycie? Sprawdźcie.

***

Ten artykuł jest częścią cyklu "Małe kroczki" przygotowanym przez Lidię Góralewicz, autorkę bloga "Retro Matka", matkę czwórki dzieci. O co w tym cyklu chodzi? Jak pisze autorka: "zawsze chciałam włożyć gołąbka pokoju, między rodziców umęczonych liturgią z maluchem, a księżmi, którzy zastanawiają się, jak reagować na biegające po kościele brzdące".

Kolejny artykuł w następną niedzielę na DEON.pl. Dowiesz się w nim, co wziąć ze sobą do kościoła i jak przygotować się do wyjścia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pięć pułapek myślenia o zabieraniu dzieci do kościoła
Komentarze (13)
LK
~Leon Kupcewic
2 sierpnia 2021, 20:37
Tu niestety, chodzi o jedno , o wpływ , o to aby ukształtować dziecko, narzucić mu pewien sposób myślenia i zachowania, pozbawić go prawa wyboru i samodzielnego myślenia , ukierunkować i zaprogramować w jednym kierunku, temu ma służyć przyprowadzanie dzieci, ich odpowiedniego programowaniu na przyszłość, ja zostawiam prawo wyboru moim dzieciom.
EM
Edyta Mirosław Bachara
19 lipca 2021, 21:38
Tak, to prawda..... Zawsze od chrztu św. byłam z dziećmi w kościele ..... nie zawsze było pięknie i kolorowo. Nie raz mi odradzano, żebym dzieci nie brała do kościoła, bo co to za msza z biegającymi dziećmi, a jak się można skupić na takiej mszy gdzie ciągle słyszysz "długo jeszcze ? " itp itd. Po latach mogę powiedzieć, że warto było, gdyż dzieci wcześnie zaczęły "grzecznie" siedzieć i uczestniczyć w Ofierze Pańskiej. Teraz gdy już są dorosłe nie opuszczają mszy św. Najgorzej to przejmować się gadaniem ludzi .... oni zawsze będą gadać ....
DZ
Dorota Zarzycka
19 lipca 2021, 19:36
Dziękuję za ten tekst. Przyznaję, że długo chodziliśmy ze starszą do kościoła na mszę, a przestaliśmy ją zabierać z kilku powodów (i zabieram kiedy sama się na to decyduje): 1) jeden z szafarzy, kiedy moja córka miała 2,5 roku (będąc bardzo ruchliwą, a biegając wydawała dźwięki... I lubiła przechodzić obok ołtarza, żeby się mu przyjrzeć) oświadczył mi w 4 oczy, że nie życzy sobie obecności mojego dziecka kiedy on uczestniczy we mszy... 2) przestały się odbywać msze dla dzieci (elementy mszy i kazania w interakcji z dziećmi, towarzystwo innych maluchów, schola dziecięca - zabrakło wikarego i nawet msza "dziecięca" wypadła z grafiku...) 3) byłam zbyt leniwa i zbyt dużym domatorem, żeby szukać innej parafii, dalej od domu i przyjaźniejszej maluchom) 4) przyszła pandemia i sama miałam problem wewnętrzny z wyprawami na mszę świętą...
AM
~Arrianna Macuda
23 lipca 2020, 07:41
Kościół jest wszędzie w lesie na łące w domu w samochodzie gdzie sobie zamaŕzysz tam jest .........
KD
~Kasia D
21 lipca 2020, 14:31
Kiedyś zabrałam około półroczne dziecko do kościoła na msze wieczorna gdzie jest spokojniej a starsze kobiety wygoniły mnie z kościoła kiedy dziecko zaczęło popłakiwać i gaworzyć
ML
~Małgorzata Lis
21 lipca 2020, 11:20
Wszystko super, lecz gdy dziecko płacze przez całą mszę św. , krzyczy i przeszkadza innym to już nie jest dobrze. Rodzice mogą sukpiać się w w inny sposób lecz ja chciałabym to czynić w swój. Niech dzieci chodzą do kościoła, jak najbardziej, lecz gdy zauważysz, że ludzie obok bardziej skupiają się na Twoim dziecku niż na modlitwie, wyjdź, pozwól innym przeżyć mszę św. tak jak tego oczekują.
DZ
Dorota Zarzycka
19 lipca 2021, 19:39
Wyjściem jest msza dziecieca na ktora niech może nie chodzą osoby które nie umieją się przy dzieciach skupić... Przepraszam jeżeli brzmi to szorstko, ale mi po takich komentarzach odechciewa się zabierać dzieci do kościoła lub będąc nie skupiam się na Bogu, czy nawet moim dziecku, ale na oczekiwaniach innych i niesamowicie mi to przeszkadza w modlitwie...
GG
~Gość Gość
20 lipca 2020, 23:01
No nie wiem... Mnie mama zabierała do kościoła i nijak mnie to nie zachęciło, nie przyzwyczaiłem się również. Aż skończyło się oficjalnym rozstaniem z sakramentami, tzw. bierzmowaniem. Z tego co mi wiadomo to nie praktyka religijna, a postawa ojca wpływa najbardziej na dzieci. Jeśli sama mama chodzi do kościoła i się modli, to jest 20% szans, że dzieci będą ją naśladować. Za przykładem ojca pójdzie 80%.
GG
~Gośka Gość
20 lipca 2020, 16:42
A co z dziećmi niepełnosprawnymi, one naprawdę potrafią hałasować, ja często chodzę pod kościołem bo mój szaleje bo jest mu za głośno. Najbardziej lubimy msze na dworze.
JM
~Jacek Marcinów
20 lipca 2020, 11:58
Mega słabe. Tresujmy dzieci, to sprawi że "nabiorą wiary"? Nieważne że nie rozumieją, ważne że się przyzwyczajają? Że później będą się głupio czuły kiedy trzeba będzie powiedzieć, że w Kościele kwitnie patologia? Żeby się przyzwyczajały że w kościele robi się niezrozumiałe rzeczy i wcale nie trzeba się nad tym zastanawiać? Że najważniejsze są posłuszeństwo i niska samoocena? Co za bzdury...
MB
Monika Bosek-Kaczmarzyk
23 lipca 2018, 21:56
Bardzo się cieszę, że trafiłam na Twój wpis. Myślę zupenie podobnie, zgadzam się w 100 procentach. Jeśli mogę, dodam tylko od siebie, że jest jeszcze jedna pułapka. Im dalej jesteśmy od ołtarza, tym łatwiej nam będzie ujrzmić dziecko. Nic bardziej mylnego. Im bliżej ołtarza jesteśmy, tym dziecko jest spokojniejsze i nie trzeba go ujarzmiać. Szczególnie widać to w tak zwanych kapilcach dla osób z małymi dziećmi. Ileż to razy wpadłam w tę pułapkę. Myślę sobie. Pójdę do kaplicy, to będzie jakoś tak spokojniej. Ale, gdzie tam. Po pierwsze wszytskie ławki pozajmowane przez starsze panie. Po drugie biegające wszędzie dzieciaki, z których (niestety) moje brały przykład. W kaplicy rodzice w ogóle nie zadają sobie trudu, by w jakikolwiek sposób wytłumaczyć dzieciom tajemnicę mszy św. A można tam spotkać nawet dziesięciolatki, które cały czas myślą, że są na placu zabaw i w kaplicy wolno. Wolno biegać, krzyczeć, gadać głośno, jeść itp. Czyli robić coś, co ujdzie u dwulatków. Niestety, ale to rzeczywistość. I jedna z pułapek związanych z dziećmi w kościele. Lidka - gratuluję. <3
DZ
Dorota Zarzycka
19 lipca 2021, 19:47
Moja 6-latka czasem traktuje kościół jak plac zabaw, chociaż staram się tłumaczyć jej tajemnice mszy świętej, być dla niej wzorem i wspólnie się modlimy. Ona po prostu ma bardzo przerzutną uwagę i dużą potrzebę ruchu. I na zwyklej mszy, kiedy ja skupiam się głównie na jej ogarnianiu, trzymaniu w "ryzach" i pozwoleniu innym na skupienie, bynajmniej nie ma mnie na mszy... I siedzenie z przodu kończyło się u niej też nierzadko wyjściem całkiem z kościoła. Siedzenie z tylu w kaplicy lub przedsionku jej daje przestrzeń do kręcenia się (co pomaga jej eksplorować i skupić się lepiej w ruchu), a mniej przeszkadza tym, którzy są blisko ołtarza. Denerwują mnie ludzie, którzy widzą nas, jacy jesteśmy, dosiadają się obok a potem komentują jakie te dzieci są głośne... Potrzebuje innego wyjścia, ale nie umiem go znaleźć...
E
Ewa
22 lipca 2018, 17:42
Dokładnie tak myślę, jak autorka. Próbowałam to ostatnio wyptłumaczyć jednej pani po 60. Z dziećmi jak już to na zewnątrz, albo w kaplicy dla dzieci, bo przeszkadzają. A najlepiej je zostawić w domu. Nasza kaplica dla dzieci, to wspaniale urządzone pomieszczenie za szkłem, z boku ołtarza. Niestety tam, rodzice pozwalają dzieciom na wszystko. Biegają skaczą, krzyczą, bawią się zabawkami. Moje dzieci myślą, że to takie miejsce, gdzie za karę ida niegrzeczne dzieci. Tam, mimo nagłośnienia, w ogóle nie slychac co mówi ksiądz.