Powiedz dziecku, które umarło "do zobaczenia"
Każdego roku od 45 do 60 tys. polskich dzieci umiera na skutek poronienia samoistnego. Jeżeli uwzględni się rodziców zmarłego dziecka i jego rodzeństwo oraz dziadków, to grono przeżywających żałobę przekracza 200 tysięcy osób - mówi Piotr Guzdek z Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka, koordynator ds. pogrzebów dzieci martwo urodzonych, współorganizator rekolekcji dla rodziców w żałobie po stracie dziecka.
Małgorzata Cichoń: Dlaczego zająłeś się tak bolesną tematyką jak śmierć dzieci?
Piotr Guzdek: We własnej rodzinie przed ponad 15 laty mierzyłem się z dramatem śmierci nienarodzonego dziecka i koniecznością organizacji jego pogrzebu. Obserwowałem, jak rodzina generacyjna - w tym przypadku teściowe - może negatywnie odnieść się do młodych małżonków pragnących godnie pożegnać zmarłe dziecko. Banalizując doświadczaną przez nich tragedię, a nierzadko stosując zachowania przemocowe, by nie dopuścić do religijnego pogrzebu.
Postanowiłeś działać...
Rozpocząłem od zorganizowania ogólnopolskiej konferencji naukowej "Umarłych pogrzebać... Pogrzeb dziecka poronionego źródłem chrześcijańskiej nadziei". Wydarzenie odbyło się na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie w listopadzie 2012 r. Wiedziałem, iż potrzebne są dobrze opracowane materiały naukowe, które dostarczą merytorycznych argumentów do dalszej działalności. Wśród prelegentów byli biskupi, teolodzy, bioetycy, lekarze położnicy, psychologowie, pracownicy duszpasterstwa rodzin. Wydaliśmy pierwszą tego typu w Polsce monografię "Od bólu po stracie do nadziei życia. Pogrzeb dziecka poronionego". W autorskich publikacjach upowszechniam potrzebę zmiany negatywnych postaw społecznych wobec dramatu straty dziecka w okresie prenatalnym.
Dotychczas, mówiąc o tej stracie, koncentrowano się tylko na rodzicach?
...a najczęściej wyłącznie na matce. Tymczasem konieczna jest postawa koncentracji na dziecku wespół z rodzicami. Wówczas łatwiej identyfikujemy głównego bohatera niepowodzenia położniczego, czyli zmarłe dziecko, które ma swoich rodziców, przeżywających żałobę. Nie są to zatem przyszli rodzice i potencjalne dziecko, ale realnie zmarła osoba w prenatalnym stadium rozwojowym, otoczona miłością ojca i matki. Gdy tego tak nie ustawimy, zdezorientowani rodzice nie wiedzą, co mają przeżywać, co przepracowywać i czy mają kogo pożegnać. Jeśli zaprzeczymy śmierci dziecka i uznamy, że doszło jedynie do straty ciąży, nie będzie pogrzebu i materialnych śladów pamięci o tej osobie, uczynimy ją nieobecną i zapomnianą. Rodzice najczęściej będą nosić żałobę w formie wypartej przez całe swoje życie i to niezależne od wyznawanego światopoglądu czy religii...
Jesteś koordynatorem rekolekcji dla rodziców w żałobie po stracie dziecka. Kogo, w szczególności, zapraszacie na to wydarzenie?
Przede wszystkim osoby, które aktualnie przeżywają żałobę bądź doświadczyły śmierci dziecka przed laty i dotąd nie uporały się z tą stratą. Wydarzenie jest otwarte dla matek i ojców, których dzieci zmarły w wyniku poronienia samoistnego, choroby przewlekłej, wypadku samochodowego, śmierci samobójczej lub po prostu nie obudziły się nad ranem ze snu. Rekolekcje są zaproszeniem, by "wyjść" z rzeczywistości, w której na co dzień żyją ci rodzicie i doświadczyć spotkania sam na sam z Bogiem i również z małżonkiem.
Czy to spotkanie pomoże uczestnikom "pożegnać się" z dzieckiem?
Czas żałoby jest etapem, który trzeba przepracować i który pozwala na nawiązanie nowej relacji ze zmarłym. Wielu rodziców obawia się, że zamknięcie żałoby jest jakąś formą zerwania więzi z dzieckiem. Tymczasem ten proces służy przemianie więzi i uznaniu jej nowej formy, równie realnej. Co innego przecież powiedzieć komuś: "Żegnaj", a co innego: "Do zobaczenia".
Jak może wyglądać ta nowa relacja?
Mamy tu do czynienia z przywiązaniem rodzicielskim, różnymi formami komunikacji ze zmarłym dzieckiem, pamięcią o nim, kształtowaniem relacji z nim wśród rodzeństwa. Rodzice wyjeżdżający z rekolekcji często decydują o tym, że w końcu poinformują żyjące dzieci o ich rodzeństwie zmarłym w okresie prenatalnym przed laty. Dzień Dziecka Utraconego, Dzień Dziecka lub dzień, w którym doszło do poronienia samoistnego, staje się odtąd rocznicą "narodzin dla Nieba" tego maleństwa. Małżonkowie już nie mówią, że są rodzicami trójki dzieci, ale piątki, z których dwoje odeszło do Boga. Przywieziony z rekolekcji "Akt zawierzenia zmarłego dziecka Bożemu Miłosierdziu" staje się pamiątką równorzędną do tych, które należą do pozostałych dzieci - z okazji przyjęcia sakramentu Chrztu czy I Komunii Świętej.
A do kogo Wasze rekolekcje nie są adresowane?
Do osób, które dopuściły się przemocy prenatalnej poprzez aborcję, procedurę in vitro, środki wczesnoporonne czy działającą poronnie antykoncepcję hormonalną. Profil pracy z takimi rodzicami jest odmienny. Jednak wszystkich, także nich, zapraszamy na II Ogólnopolską Pielgrzymkę Rodzin Dzieci Utraconych do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach. W 2019 r. przypada ona w Dzień Dziecka. To spotkanie adresowane do całych rodzin, także do rodzeństwa i dziadków. Mamy nadzieję, że rodzicie, którzy stracili dzieci zwłaszcza przed ich narodzeniem, będą mogli uczynić je na nowo obecnymi w ich rodzinach.
Po co wracać do tego, co wydarzyło się dawno? Zwłaszcza, jeśli rodzice dopuścili się przemocy prenatalnej?
Nie dojdzie do uzdrowienia takich rodziców, jeśli nie nawiążą oni relacji ze swym dzieckiem. Potrzebują wielorakiego przebaczenia: sobie, współmałżonkowi, innym uczestnikom tragedii (nierzadko teściowym i własnym matkom), doświadczenia miłosiernej miłości Boga i prośby o przebaczenie adresowanej do dziecka. Cel realizowany podczas rekolekcji i pielgrzymki jest ten sam: zawierzenie dziecka Bożemu Miłosierdziu i otwarcie rodziców na miłość Boga.
Czy jest coś charakterystycznego w przeżywaniu żałoby rodziców, których dzieci zmarły przed narodzeniem?
Każdemu odejściu towarzyszą emocje o zabarwieniu negatywnym, jak smutek i żal, które trzeba manifestować, wyrażać, przepracować. Rodzicom, których dzieci zmarły w niepowodzeniach położniczych, często towarzyszy dodatkowo proces wyparcia. Środowisko temu służy.
Jest aż tak źle?
To wynika z bezpośredniej negacji godności osobowej dziecka nienarodzonego, co może mieć podłoże ideologiczne, światopoglądowe, ale też wiązać się z przemocą prenatalną, której otoczenie (np. teściowe, rodzice małżonków czy środowisko zawodowe) dopuściło się przed laty. Żyją wśród nas babcie i mamy, które w okresie funkcjonowania w Polsce ustawy stalinowskiej dokonały aborcji. Coraz więcej małżonków stosuje antykoncepcję hormonalną, która ma działanie wczesnoporonne. Te osoby reagują murem milczenia albo otwartą negacją godności osobowej nienarodzonego dziecka, agresją, niezgodą na przeżywanie żałoby czy "wprowadzenie" zmarłego w relacje rodzinne. Osieroceni małżonkowie są więc w bardzo trudnej sytuacji, nie mogąc przeżywać odejścia dziecka jako członka rodziny. Następuje proces wypierania jego śmierci, przechodzenia ponad nią do porządku dziennego, traktowania tego wydarzenia jako pewien "incydent" położniczy. Druga skrajna postawa to banalizacja ze strony środowiska, wyrażana najczęściej przez nieodpowiedzialne pseudo-pocieszenia: "Jak nie to, to kolejne".
A przecież jedno nie zastąpi drugiego...
W gruncie rzeczy rodzicie, którzy ulegają takiej perswazji, nie mają percepcji tożsamości osobowej dziecka, które odeszło. Równocześnie, decydując się szybko na poczęcie kolejnego, nie opłakawszy wpierw pierwszego, próbują tym drugim "zastąpić" pierwsze, przez co i ono zostaje "pozbawione" własnej osobowości. Ojcowie i matki żyją pewną charakterystyką psychiczną dziecka wyobrażonego, ale nie tego, które odeszło i nie tego, które zostanie poczęte. Organizowane przez nas rekolekcje stwarzają więc pewną przestrzeń dla rodziców, którym środowisko nie pozwoliło przeżyć żałoby czy pochować dziecka, ale też dla tych, którzy - choć przeżyli aspekt społeczny żałoby - nie potrafili jej "zamknąć".
Co może być tym "domknięciem"?
Wspomniany wcześniej liturgiczny gest, będący w centrum rekolekcji, a potem pielgrzymki: akt zawierzenia dziecka Bożemu Miłosierdziu. To jakby "uwolnienie" potomka spod mojej władzy rodzicielskiej i przekazanie go - już w perspektywie życia wiecznego - pod ojcowską opiekę miłosiernego Boga. Ten akt głębokiej wiary i nadziei niejednokrotnie uwalnia rodziców od niepokoju o pośmiertny los dziecka, zwłaszcza nieochrzczonego.
A na co kładzie nacisk psycholog w trakcie rekolekcyjnych warsztatów psychologicznych i konsultacji?
Psycholog skupia się m.in. na wskazaniu różnic pomiędzy kobietą i mężczyzną w przeżywaniu żałoby. Jest ich bardzo wiele i często tkwią u podłoża konfliktów. Kobiety, przykładowo, są bardziej ekspresywne, a mężczyźni zadaniowi, introwertyczni, nieukazujący emocji. Z pozoru wydaje się, że panowie przechodzą szybko do dnia codziennego, jednak wewnątrz nich rozgrywa się dramat w stopniu o wiele większym niż mogą sądzić osoby postronne. W czasie warsztatów małżonkowie rozmawiają ze sobą o tym, jak reagują i co przeżywają. Żona mówi mężowi: "Sądziłam, że nie traktowałeś tego dziecka jako osoby, bo nie nosiłeś go, nie miałeś z nim więzi fizycznej. Dla ciebie ono nie było jeszcze tak realne i dlatego łatwo było ci przejść obok tego, co się stało". A równocześnie mąż odpowiada: "To prawda, ja tego dziecka nie nosiłem, ale je razem z tobą począłem, śledziłem jego rozwój, łączyła mnie z nim więź duchowa i psychiczna. Przeżywam jego śmierć, twoje cierpienia i własne rozgoryczenie, ale nie mówię o tym na głos, by nie pomnażać twojego bólu".
Ojciec cierpi więc "za" trzy osoby?
Pomagając rodzicom organizować pogrzeby, zawsze delikatnie staram się skierować uwagę kobiety na męża, by zapytała, co on czuje. Mężczyzna faktycznie obejmuje troską trzy istnienia: dziecko, żonę i siebie, chociaż tego nie mówi. Kobiety naturalnie koncentrują się głównie na własnym stanie emocjonalnym i dobrze jest, jeśli także na dziecku, które odeszło. Gdy jednak zaczynają zauważać, co przeżywają ich mężowie - dla niektórych żon to dosyć duże odkrycie. Zazwyczaj mężczyzna mierzy się z kwestiami pochówku, pogrzebu i obrony godności osobowej dziecka przed jej społeczną negacją.
Jaki był odzew ze strony uczestników pierwszych, ubiegłorocznych rekolekcji?
Wzięło w nich udział łącznie 35 rodziców. Zwłaszcza dla niektórych ojców głębokim przeżyciem był moment, gdy kapłan podczas Mszy św. wypowiadał imiona i nazwiska dzieci zmarłych przed narodzeniem. Ojcowie dzielili się potem: "Tak, to był mój syn, moja córka. Już zawsze będą nosić moje nazwisko - nie są anonimowymi dziećmi". Rodzicie mogli nadać imię, jeśli wiedzieli, jaka była płeć dziecka lub mieli co do tego intuicję. W czasie liturgii proklamowano perykopę ewangeliczną, w której Jezus mówi do uczniów: "Pozwólcie dzieciom przyjść do Mnie".
Wasze stowarzyszenie pomaga rodzinom w pochówkach dzieci, które zmarły w wyniku poronień samoistnych. Potrzeba takiego wsparcia jest chyba ogromna?
Niejednokrotnie środowiska obrońców życia "zasiadają na laurach", jeśli w danej miejscowości organizuje się pochówek zbiorowy dzieci martwo urodzonych. Takie działania należy jednak rozpatrywać w kategorii interwencji kryzysowej. Na tym nie można jednak poprzestać! Dziecko należy przecież do rodziny i to na rodzicach spoczywa przywilej, ale i obowiązek pochowania swego dziecka, najlepiej w grobie rodzinnym. Nie jest też godziwa - wciąż obecna na oddziałach położniczych - praktyka nieinformowania rodziców o możliwości sprawienia dziecku indywidualnego pochówku. W Polskim Stowarzyszeniu Obrońców Życia Człowieka przygotowaliśmy specjalną "teczkę rodzica dziecka martwo urodzonego", zawierającą kompleksowe informacje dotyczące organizacji rodzinnego pochówku wraz z liturgią pogrzebu dziecka nieochrzczonego i odpowiednim formularzem Mszy św. pogrzebowej. Przez ostatnie kilka lat taką pomocą objęliśmy praktycznie całą Polskę.
Piotr Guzdek - doktorant nauk o rodzinie, współorganizator rekolekcji dla rodziców w żałobie po stracie dziecka, koordynator ds. pogrzebów dzieci martwo urodzonych. Należy do Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka
Małgorzata Cichoń - dziennikarz, filozof
Skomentuj artykuł