Trudniejsze rodzicielstwo

"Każdy rodzaj rodzicielstwa, czy to biologiczne czy zastępcze, niesie ze sobą trud. Ale oprócz tego również satysfakcję, spełnienie i radość z bycia rodzicem. Dzięki temu doświadczamy rozwoju osobistego i dojrzewamy na różnych płaszczyznach naszego człowieczeństwa." (fot. rolands.lakis / flickr.com)
Ewa Przesmycka−Perczyńska / "SŁUŻBA ŻYCIU"

To prawda, nie jest to łatwe i proste zadanie. Nie ma szkół, kursów uczących jak być rodzicem. Możemy korzystać z doświadczeń z dzieciństwa, obserwacji rodziców, lektur itp., ale własne dziecko jest inne od wszystkich pozostałych, nie ma stałych reguł i zasad, nie ma "złotych" metod, które są skuteczne wobec każdego dziecka i w każdej sytuacji. Jedną z najbardziej uniwersalnych zasad, z jakimi się spotkałam jest zasada "kochaj i wymagaj", wywodząca się ze "Szkoły dla rodziców" (to ogólnopolski program zajęć psychoedukacyjnych, który ma na celu kształtowanie i doskonaleni umiejętności wychowawczych rodziców i wychowawców). Rodzic, który kocha dziecko, chce jego dobra - a więc pozwala mu się rozwijać, uczyć nowych umiejętności, radzić sobie z trudnymi emocjami, pozwala na samodzielność (adekwatną do wieku i możliwości dziecka), nie rani i nie krzywdzi. Komunikuje przy tym - "wszystkie twoje emocje są w porządku, nie zgadzam się jednak na niektóre sposoby wyrażania emocji (bicie, niszczenie itp.)". Uczy dziecko, które sposoby są zdrowe, a które krzywdzą innych lub siebie samego, które powodują dobro a które zło.

Nie jest łatwa mądra, dojrzała miłość rodzicielska, która nie "idzie na skróty", nie kieruje się doraźną korzyścią, ale sprawdza, czego uczę swoje dziecko każdym swoim zachowaniem i słowem, zwłaszcza w sytuacjach codziennych - również choroby, zmęczenia, stresu, kiedy wychowujemy bez świadomego zamiaru.

DEON.PL POLECA

W porównaniu z tym "zwykłym", biologicznym rodzicielstwem, rodzicielstwo adopcyjne jest trudniejsze o doświadczenia dzieci, które zanim trafiły do rodziny adopcyjnej, zostały osierocone - w różny sposób, mniej lub bardziej dramatycznie. Doświadczenie osierocenia to przerwanie pierwotnej więzi z rodzicami, którzy dali życie, odrzucenie przez najbliższe osoby, samotność, doświadczenie lęku i niepotrzebności.

Każde dziecko chce być czyjeś, przynależeć do rodziny. Potrzeba bliskich, wyjątkowych więzi jest jedną z podstawowych potrzeb dziecka. Słyszałam nieraz od dzieci wychowywanych w placówkach, które nie doświadczyły nigdy opieki rodzicielskiej, bo od początku swojego życia są w domu dziecka, albo też świadomie nie pamiętają takiego okresu, kiedy były w domu rodzinnym - "chcę do mamy". Jest to znak, że potrzeba mamy i taty jest jedną z podstawowych, najgłębszych potrzeb dziecka. Nie zastąpi jej dach nad głową, własne łóżko, zbilansowany jadłospis czy za− bawki. Choć są to również podstawowe potrzeby dzieci. Dzieci mieszkające w placówkach poszukują zastępczo osób bliskich, zwykle mają ulubione opiekunki, do których się przytulają, pomagają w różnych pracach, chodzą "trop w trop", czasem nie dają się oderwać, protestują, gdy "moja ciocia" kończy dyżur i wychodzi do domu.

Doświadczenie osierocenia nie pozostaje bez wpływu na rozwój emocjonalny i społeczny dziecka. Zostawia mniej lub bardziej świadomy ślad w pamięci - pamięci wydarzeń ale też biochemicznej, gdyż mózg produkuje podczas trudnych przeżyć tzw. hormony stresu, powodujące swoiste ślady pamięciowe. Dziecko, żeby się prawidłowo rozwijać, musi doświadczać, że jest czyjeś, że komuś na nim zależy. To jest podłożem tworzenia się zrębów poczucia własnej wartości i budowania tożsamości.

Osierocenie to doświadczenie, że nie byłem na tyle ważny i wartościowy, by być pokochanym za to, że jestem.

Przysposobienie (albo inaczej adopcja) dokonywane jest najczęściej przez osoby, które nie mogą mieć własnego potomstwa. Mają z kolei dużo uczuć i chęci, by otoczyć swoją opieką i uczuciami kogoś jeszcze oprócz męża czy żony. Są gotowi dać swoją uwagę, czas i siły dzieciom, które tego nie mają.

Największa nawet miłość nie może jednak "wykasować" zapisu osierocenia. Nigdy do końca nie wiemy, co i jak zapisało się w umyśle dziecka, czego było ono świadkiem albo uczestnikiem zanim trafiło do placówki opiekuńczo−wychowawczej. Jeśli wiemy, że było bite, bo pozostały tego ślady, że było molestowane czy wykorzystywane seksualnie, zaniedbane, doświadczyło głodu, to łatwiej nam sobie wyobrazić jego przeżycia, uruchomić własne współczucie a czasem litość. Natomiast jeśli nie zostały ślady na ciele, trudniej nam dorosłym wyobrazić sobie, czym dla tego konkretnego dziecka było mieszkanie z rodzicami, którzy zaniedbywali podstawowe jego potrzeby życiowe czy chociażby doświadczenie wyrwania ze znanego dotąd domu, czasem zabranie przez policję, pracownika socjalnego czy inne służby i znalezienie się w zupełnie nieznanym miejscu, nie wiadomo, dlaczego i na jak długo. Dzieci często zadają sobie pytanie - co takiego złego zrobiłem, że muszę mieszkać w innym domu. One w swoim egocentrycznym myśleniu w sobie szukają winy za różne trudne doświadczenia w swoim życiu. Bywa i tak, że niedojrzali i pogubieni rodzice, chcąc się oczyścić z winy, utwierdzają dzieci w takim myśleniu. Czasem winą za rozłąkę z dziećmi obarczają służby społeczne lub też pracowników domów dziecka.

Dziecko w rodzinie adopcyjnej musi sobie od nowa zbudować porządek świata - by pogodzić się z tym, co je spotkało, poradzić sobie z lojalnością wobec własnych rodziców (często zdarza się, że dzieci obdarzając uczuciami innych rodziców czują się nielojalne wobec rodziców biologicznych; bardzo potrzebują być dla kogoś ważnym, mieć swoje rzeczy i swoje miejsce na ziemi, ale boją się pokochać, bo to może oznaczać "zdradę" rodziców biologicznych). Mogą też bać się przywiązać do dorosłych, bo wcześniej przez innych dorosłych zostali "zdradzeni", porzuceni, co złamało to pierwotne zaufanie dziecka.

Doświadczenia osierocenia wracają, odżywają w okresie dorastania, kiedy dziecko staje się dorosłym człowiekiem i buduje dorosłą tożsamość oraz dojrzałe poczucie własnej wartości. Wtedy sprawa korzeni - czyli tego, kim jestem, jaki jestem, do kogo jestem podobny, po kim dziedziczę, powtórnie staję się bardzo ważna. Często wiąże się to z potrzebą odszukania biologicznych rodziców, zobaczenia ich naocznie, przekonania się, ile z nich jest we mnie, a na ile jestem inny. Rodzic adopcyjny może tylko towarzyszyć swojemu dziecku w tych poszukiwaniach, nie może zrobić tego za niego. Choć i to towarzyszenie bywa bardzo trudne, budzi lęki i obawy przed siłą biologicznych więzi ("może zechce do nich wrócić?"), obawy o porównywanie z innymi, przed utratą kontaktu z dzieckiem oraz stratą bliskich więzi.

Każdy rodzaj rodzicielstwa, czy to biologiczne czy zastępcze, niesie ze sobą trud. Ale oprócz tego również satysfakcję, spełnienie i radość z bycia rodzicem. Dzięki temu doświadczamy rozwoju osobistego i dojrzewamy na różnych płaszczyznach naszego człowieczeństwa.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Trudniejsze rodzicielstwo
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.