Uczyć się w domu, zamiast w szkole?

(fot. John Morgan / flickr.com)
Magdalena Kosicka

Czy można uczyć się w domu, zamiast w szkole? Tak, można! Obowiązek szkolny można spełniać w domu zgodnie z prawem (od 1991 roku) i do tego radośnie, twórczo oraz co najważniejsze efektywnie.

Nasza przygoda z edukacją domową trwa już cztery lata. Ania (lat 10) nasza najstarsza córka w czerwcu zdała do klasy V. Staś (lat 5) od września idzie oficjalnie do zerówki, oczywiście w ramach edukacji domowej, bo przecież uczy się z nami od urodzenia. Antoś (lat 3) też chodzi do naszej "szkoły".

Kiedy Ania miała 4 lata świadomie zrezygnowałam z pracy, która wraz z dojazdami zajmowała mi ok 10-12 godzin dzienne, by być więcej w domu, z rodzina. Nie słyszałam wtedy jeszcze o edukacji domowej. Gdy pod moim sercem pojawił się Staś, zaczęliśmy rozważać taką możliwość. To mąż był "za" i to on mnie przekonywał. Nie przypuszczałam, że tak mi się to spodoba. Na początku bałam się, czy dam radę. Okazało się, że nie jest to takie trudne, na dodatek sprawia mi wiele radości i satysfakcji.

Nasz wybór nauczania domowego wiązał się z niesamowitymi możliwościami, jakie daje ta forma nauki. Poszycia lasu można uczyć się w lesie, literki pisać na tacy z kaszą manną, pół dnia babrać się w błocie poznając tajniki wulkanów i budowy ziemi, odwiedzać muzea przez cały tydzień, a w kolejnym tygodniu uczyć się tylko geografii lub życia owadów. Zostaje też nam sporo czasu na zwykłą zabawę oraz różne zajęcia tzw. dodatkowe jak: basen, teatr, gimnastyka, angielski czy harcerstwo. Ile rodzin uczących w domu tyle metod i rozwiązań. Każda taka "szkoła" jest inna.

To wszystko można też robić chodząc do szkoły - ktoś powie. Tak, to prawda, tylko wtedy zwykle jest na to mniej czasu. I chyba mniej się chce "znowu czegoś uczyć..". W edukacji domowej nauka odbywa się tak trochę "przy okazji". Częściej o naszej nauce myślę, jako o zabawie. Staram się tak organizować zajęcia, by były jak najbardziej twórcze i kreatywne dla dzieci. Podążam też za ich aktualnymi zainteresowaniami, dostosowując je do podstawy programowej, i kiedy jest to konieczne podrzucam jakiś temat, by je nim zainteresować. Oczywiście moi "uczniowie" nie zawsze na wszystko mają ochotę, nawet ucząc się w domu trzeba wykonać wysiłek, by opanować tabliczkę mnożenia czy zasady ortografii. Moja już w tym głowa, by jak najbardziej uatrakcyjnić poprzez ciekawą formę czy metodę nawet wydające się mało ciekawe tematy. Bo takich zagadnień tak naprawdę nie ma, wszystko jest kwestią odpowiedniego "podania". Tak jak z jedzeniem.

Staram się korzystać z różnych nurtów pedagogicznych: neurodydaktyki (nauki o tym jak lubi uczyć się nasz mózg), metod włoskiej lekarki Marii Montessori czy odkryć amerykańskiego fizjoterapeuty Glena Domana. Wiele rzeczy wymyślam sama lub inspiruję się innymi rodzicami. Korzystamy też z podręczników, ale jak do tej pory nigdy nie udało nam się ich "wypełnić" całych. Są niestety w dużym stopniu nudne. Bardziej potrzebuję ich ja, jako swoistej osi, by trzymać się tematów niż moje dzieci. Na szczęście możemy uczyć się takimi metodami, jakimi chcemy. Ważne by zdać egzaminy, które po raz czwarty zdaliśmy z wynikiem bardzo dobrym.

Pamiętam jak byłam przerażona pierwszym sprawdzianem semestralnym Ani. Nie omówiłyśmy wszystkiego z podręcznika i byłam pewna, że córka nie zda zbyt dobrze. Napisała test semestralny najlepiej z całej klasy.. Byłam zdumiona i jednocześnie szczęśliwa. Z perspektywy czasu widzę, że pomimo mniejszej ilości godzin spędzonych nad książkami (w takim tradycyjnym tego słowa znaczeniu), uczymy się więcej. Wiele osób mnie pyta, jakie trzeba spełniać warunki, by edukować w domu i czy trzeba mieć specjalne przygotowanie pedagogiczne.

Dziecko uczące się w domu musi być zapisane do konkretnej szkoły, której dyrekcja wyraziła na to zgodę. By taką zgodę uzyskać trzeba złożyć podanie do wybranej szkoły, wraz z opinią poradni psychologiczno-pedagogicznej, oświadczeniem rodziców o zapewnieniu dziecku warunków umożliwiających realizację podstawy programowej obowiązującej na danym etapie kształcenia, oraz zobowiązaniem rodziców do przystępowania w każdym roku szkolnym przez dziecko do rocznych egzaminów klasyfikacyjnych. Od tego roku nastąpiła zmiana w ustawie i można zacząć uczyć się w domu również w ciągu trwającego już roku szkolnego.

Przepisy prawne dotyczące edukacji domowej (opisane powyżej) znajdują się w Ustawie o systemie oświaty z dnia 24. 04.2014 art. 16 ust. 7a. do 14 oraz Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej art. 48: "Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania". Nie jest ważne wykształcenie rodziców, ale jedno z rodziców zwykle rezygnuje wtedy z pracy zawodowej.

Osobom zainteresowanym tematem polecam książkę pod redakcją Marzeny i Pawła Zakrzewskich "Edukacja domowa w Polsce. Teoria i praktyka".

Serdecznie zapraszam również do odwiedzenia naszego bloga: www.szkola-domowa.blogspot.com

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Uczyć się w domu, zamiast w szkole?
Komentarze (10)
15 września 2014, 08:59
Widziałem matki (i ojców) codzinnie pchajacych wózki inwalidzkie, aby ich dzieci mogły choć chwilę uczyć sie w szkole wsód rówieśników, zamiast zgodnie z prawem, zalecaniami różnej maści poradnii, pomyslami nauczycieli etc uczyc sie w domu. Widzialem matki rezygnujące z pracy i życia osobistego tylko po to, aby ich dzieci mogły uczestniczyc w życiu szkolnym i być w sród rówieśników, choc logika nakazywała uczenie takich dzieci w domu. Szkoła, to nie tylko miejsce pobierania nauki, to istotny element rozwoju dziecka, w tym także opuszczania domowej przystani. Modne ostatnio przewrażliwienie wielu osób na punkcie swoich dzieci powoduje niestety przerwanie tego procesu, chocby poprzez tzw. domową naukę, wybieraną nie z przymusu choroby dziecka, ale z fanaberii rodziców (i to pewnie przeważnie nadwrażliwych matek).
Z
znajomy
6 września 2014, 17:02
A Pani Magda ma teraz jeszcze Krzysia! Zatem szkoła domowa się rozwija :) Gratulacje Gratulacje! PS czytam <a href="http://www.szkola-domowa.blogspot.com">bloga </a>więc wiem
E
Ewa
1 września 2014, 18:36
Wszystko pięknie, ladnie ale po pierwsze - autorka zrezygnowała z pracy. Jak widac maż na tyle dobrze zarabiał, że było to możliwe. Po drugie - edukowane w domu dziecko może i wiadomosci ma lepsze od rówiesników ze szkoly, ale nigdy nie nauczy się zachowań spolecznych i pracy w grupie co jest najbardziej potrzebne w zyciu dorosłym. Nie nauczy sie odpowiadania z lekcji przy całej klasie, pracy wspólnej z innymi , rozwiazywania wspolnie problemow. No i omina takie dziecko najwspanialsze chwile spędzone z kolezankami czy kolegami na przerwie, wspólne powroty ze szkoły wspólne wycieczki z klasą, przyjaxnie, niechęci - to co sie najwspanialej potem w życiu dorosłym wspomina. własnie to- smieszne zachowania, nawet wyrzuty nauczycieli, ich przydomki zabawne historie.Ale jezeli chcemy koniecznie mieć super zdolne dzieci, ale zupelnie nie radzace sobie w zyciu społecznym - to róbmy tak dalej. Nawet wspolne zabawy z innymi dziecmi na podwórku, pod domem nie zastapią wspomnien, kolegowania i zabaw szkolnych.
G
Guan
1 września 2014, 22:09
Faktycznie - szkoła jako JEDYNE, IDEALNE i wspominane przez wszystkich z nostalgią miejscem socjalizacji.. Pani Ewo - proszę zatem zapytać większość swoich znajomych i rodzinę czy jutro wróciliby do niej z takim rozrzewnieniem.
E
Ewa
2 września 2014, 18:39
Tak! Spotykamy sie co jakiś czas w grupie z którą uczyliśmy się w szkole, na studiach. I wspominamy szkolne chwile. I te miłe i te niemiłe, jest co wspominać. Spiewamy wspolne piosenki oglądamy zdjęcia z tamtych czasow.Naprawdę warto!
F
franek
3 września 2014, 14:16
Dziecko możąe należeć do harcerstwa, klubu sportowego, innych grup. Czy przebywanie w grupie rówieśników jest naturalne? Tysiące lat dzieci wychowywały się w grupach wielowiekowych z naturalną hierarchią. To było przygotowanie do dorosłego życia. Czy w naszych czasach dorośli pracują w grupach rówieśniczych?
M
margaret
6 września 2014, 16:52
Dawniejsza szkoła różni się od wspólczesnej.Dziś panuje wszechwładny pomiar jakosci pracy szkoły, a wraz z nim wytwarzanie tysiąca niepotrzebnych dokumentów,Nauczyciel na ścieżce awansu musi wyprodukować setki stron opisów swoich działań,ewaluacji itp.Na proces wychownia i  dla ucznia czasu i sił nie starcza.Wiem, co piszę, sama wywodzę się z tego środowiska. A jeśli chodzi o wspomnienia ze szkoły.Znów trzeba powiedziec,że zdecydowanie częściej wspólcześni uczniowie doświadczają w jej murach przemocy fizycznej,psychicznej w róznej postaci. Świadczą o tym częste nerwice szkolne,czasami kończące się próbami samobojczymi. Uwazam zatem,że pomysl edukacji domowej jest wart rozważenia
A
Ala
15 września 2014, 08:41
Więcej miłych wspomnień mam z czasów studiów i również relacje z osobami ze studiówm są w moim przypadku trwalsze. Nie utrzmuję kontaktów z nikim z podstawówki, a z liceum sporadycznie z kilkoma osobami - co kilka lat. Bardziej trwalsze relacje nawiązałam po studiach i na pewno ma na to wpływ moja przemiana duchowa. Co z tego, że chodziłam do szkoły, jeżeli w domu czułam się jak jedynaczka. Nawet tabuny znajomych i relacji w szkole nie zsocjalizowały mnie, bo praktycznie do czasu po studiach byłam osobą zakompleksioną, nieśmiałą, nieznoszącą wystąpień publicznych. I mogę z pewnością stwierdzić, że w największym stopniu wpłynęła na mnie atmosfera i brak relacji w domu. W rodzinie wielodzietnej dzieci naturalnie uczą się relacji społecznych i się socjalizują.
B
Buba
5 października 2014, 23:33
"Nie nauczy sie odpowiadania z lekcji przy całej klasie". Owszem, nie nauczy się tego, ale po co to komu? Czy kiedykolwiek później w życiu będzie przepytywany i oceniany przy rówieśnikach? Przy przepytywaniu jest dodatkowy stres i nie chodzi o ilość wiedzy i umiejętność lub nieumiejętność jej zaprezentowania. Odpowiedzi słuchają przyjaciele i wrogowie i kolega, w którym się podkochuję i ten złośliwy drugoroczniak, co się ze mnie wyśmiewa i mnie ciągnie za warkocz.
B
Buba
5 października 2014, 23:38
Nie utrzymuję kontaktów z nikim z podstawówki i nie mam takiej potrzeby. Z kolegami/koleżankami z liceum też widuję się rzadko, chociaż z niektórymi może i chciałabym częściej. Nie była jedynaczką, działałam w harcerstwie, jeździłam na kolonie. Miałam w klasie różne typy: w SP ekshibicjonistę, w LO kolegów, którzy świetnie się zsocjalizowali przy procentach i teraz jeden już z przepicia nie żyje.... Czytałam też ostatnio raporty o przemocy w szkołach i o bezradności szkół i władz miejskich....  To ja jednak podziękuję za taki misz-masz dla mojej córki. Wolę uczyć ją w domu, dbając jednocześnie o jej kontakty społeczne.