Jak pogodzić się z rozczarowaniem i nie utknąć w żalu? Odpowiada terapeutka

Jak pogodzić się z rozczarowaniem i nie utknąć w żalu? Odpowiada terapeutka
Fot. Helio Dilolwia / Unsplash

Czy można pogodzić się z przemijaniem, zmianą, rozczarowaniem? Jak nie utknąć w żalu, ale ruszyć dalej, stając się silniejszym i mądrzejszym? Odpowiedzi w książce "Trać i żyj. Co nam dają straty" szukają Monika Rusin i Sławomir Rusin w rozmowie z certyfikowaną terapeutką i superwizorką Bernardettą Janusz.   

Monika Rusin, Sławomir Rusin: Z badań nad poczuciem szczęścia wynika, że krzywa szczęścia w ciągu życia ma kształt litery U. Nasza satysfakcja z życia osiąga najwyższy poziom na początku dorosłości, po trzydziestych czwartych urodzinach zaczyna spadać ostro w dół, żeby w czterdziestym siódmym roku życia osiągnąć punkt krytyczny. Statystycznie jesteśmy wtedy najmniej szczęśliwi w życiu. Czy to właśnie wtedy dopada nas kryzys wieku średniego? Jaki jest w ogóle stosunek psychologów do tej koncepcji?

Bernadetta Janusz: - W psychologii czy w psychiatrii nie ma spójnej interpretacji tego konceptu. Carl Gustav Jung uważał, że człowiek w średnim wieku wchodzi w smugę cienia, w tę bardziej refleksyjną część życia. Już nie koncentruje się na tym, co chce zdobyć, ale na tym, jak się wewnętrznie zmienić. Ta zmiana, zdaniem Junga, jest konieczna. Inny klasyk, Erik Erikson, zwracał uwagę na konieczność zmiany dotychczasowej orientacji na siebie na orientację na innych. Chodzi o to, aby oddać światu to, czego się nauczyliśmy i kim się staliśmy. Jeśli nie dojdzie do tej reorientacji i nadal będziemy koncentrować się na sobie, to kryzys będzie się pogłębiał, bo my w końcu musimy odejść.

Jeśli będziemy się „dawać” innym, młodszym, światu, to zostanie w nich jakaś nasza cząstka. To jest sposób na poradzenie sobie z tym kryzysem. Obie te koncepcje są dla mnie inspiracją w spojrzeniu na kryzys środka życia. A  jeśli chodzi o krzywą szczęścia, to została ona wykreślona na podstawie danych pochodzących z badań epidemiologicznych. Wynika z nich, że najwięcej środków przeciwdepresyjnych i nasennych przyjmują osoby między czterdziestym a sześćdziesiątym rokiem życia.

A biorą leki przeciwdepresyjne i nasenne, bo…

- Bo są pokoleniem kanapkowym (sandwich generation), to znaczy dorosłymi osobami, które muszą jednocześnie wspierać swoich rodziców i  swoje dzieci (czasem też wnuki), a  przy tym nadal intensywnie pracują zawodowo. Z  wielu stron doświadczają presji, a  to mocno obciąża.

Wiele obowiązków, dużo presji, a sił fizycznych jakby mniej i pojawiają się pierwsze oznaki słabszego zdrowia. Dlatego osoby dobiegające pięćdziesiątki żartują sobie, że wśród podobnych im wiekiem już mało kto nie ma nerwicy. Czy ludzki organizm doświadczył już w tym wieku tylu stresów, że jest nadwyrężony, osłabiony na skutek zużycia?

- Może tak być. Mówimy o  psychicznej sprężystości, rezyliencji  – wskutek rozciągania i  naciągania ta nasza sprężyna może gorzej działać. A  nawiązując do Junga czy Eriksona, można by dopowiedzieć, że wiąże się to z umiejętnością tracenia. Bo wiek średni to niewątpliwie czas tracenia. Człowiek się rozwija, podnosi swoje kwalifikacje, wydaje mu się, że tyle jeszcze mógłby zrobić, a tymczasem musi zacząć z czegoś rezygnować, bo brakuje mu sił. Musi się przeorientować, bo inwestowanie w siebie – użyjmy tu języka ekonomii – będzie przynosić coraz mniejszy zwrot. Z czym się kojarzy kryzys wieku średniego? Harley, skórzana kurtka, operacja plastyczna, młody, atrakcyjny kochanek. To powszechne skojarzenia i – trzeba przyznać – dość karykaturalne. Ale wszyscy się z tego śmiejemy. Może dlatego, że to jest o nas, że to czegoś w nas dotyka. Zanim się zmierzę z tym, że się starzeję i że moje ciało zmienia się i słabnie, zanim się na to zgodzę, sprawdzę jeszcze, na co mnie stać. Spróbuję, co ja jeszcze mogę: czy dam radę wyglądać jak młoda dziewczyna albo czy będę w stanie przejechać na motorze całą Europę. To jest marzenie o potencji i sile, o byciu w ruchu i byciu nieograniczonym. Ale zarazem jest to konfrontowanie się z odchodzeniem. To jest taki „wieczór kawalerski” życia – jeszcze mogę różne rzeczy, pozwalam sobie na wiele, bo później będą już ograniczenia.

DEON.PL POLECA

 

 

Ostatni moment, żeby zaszaleć?

- Oczywiście istnieją mniej karykaturalne i ekstremalne formy przeżywania tego „wieczoru kawalerskiego”, ale tak – to jest taki ostatni moment. I czasami jest to ostatnia chwila przed wejściem w smugę cienia. Po upływie tej chwili jesteśmy już konfrontowani z tym, że czegoś już nie ma albo zaraz nie będzie.

Ale to nie jest tak, że tylko tracimy. Na przykład gorzej przyswajamy nową wiedzę, ale nierzadko skuteczniej korzystamy z tej, którą zdobyliśmy.

- Pewne rzeczy, wymagające zdolności poznawczych, będą już poza naszym zasięgiem. Widać to dobrze na przykładzie odkryć w matematyce czy fizyce, których dokonują stosunkowo młodzi ludzie. W późniejszym wieku następuje już pewna integracja wiedzy. Dzięki niej osoby w średnim wieku mają coś, co nazwałabym obiektywem szerokokątnym. Widzą różne rzeczy jako szeroko uwarunkowane, kontekstualne.

Myślę, że to się przekłada również na takie zwykłe, codzienne życie. Z wiekiem zyskujemy umiejętność „ogarniania” codzienności i szersze spojrzenie na wiele spraw. Oceniamy też mniej radykalnie, bo dostrzegamy, że rzeczywistość nie jest czarno-biała, ale ma często odcienie szarości. Zazdrościmy jednak swoim dzieciom, że ich mózg chłonie wiedzę jak gąbka, podczas gdy nasza gąbka jest już wyraźnie mniej chłonna.

- To, o czym mówisz, jest ważne jeszcze z jednego powodu – pokazuje, że życie w wieku średnim czy w tej drugiej połowie życia ma słodko-gorzki smak. Z jednej strony mamy poczucie kompetencji, a z drugiej świadomość, że nie uczymy się już nowych rzeczy tak łatwo jak kiedyś. Na dodatek patrzymy na naszych starzejących się rodziców i zaczynamy zdawać sobie sprawę, że jesteśmy następni w kolejce. Czegoś nie ma, a za chwilę nie będzie czegoś jeszcze.

To bywa przerażające.

- Tak. Gdy jesteśmy młodzi, to rodzice są jeszcze w sile wieku, ale gdy my osiągamy wiek średni, oni tracą siły. To jest słodko-gorzki czas. Może odczuwamy satysfakcję z tego, co osiągnęliśmy. Jesteśmy szczęśliwi w związku, lubimy swoje dorastające albo dorosłe już dzieci, lubimy swoją pracę. To jest ta słodka część. Ale jest też gorzka – rosnąca świadomość przemijania. Pojawia się smuga cienia i my wiemy, że cień będzie się wydłużał. Myślę, że problem pojawia się wtedy, gdy ktoś się tego cienia przestraszy. Nie chce go widzieć albo nie akceptuje tego, że on jest. Cały czas tkwi w lęku przed nim. Lepiej widzieć cień i oswajać się z jego obecnością.

DEON.PL POLECA


---
Tekst jest fragmentem książki "Trać i żyj. Co nam dają straty" . Rozmowę Bernardetty Janusz z Moniką Rusin i Sławomirem Rusinem wydało Wydawnictwo Mando. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji. 

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Bernadetta Janusz, Monika Rusin

Przewodnik po życiowych stratach, który uczy, jak je przetrwać, zyskać odporność psychiczną i dojrzałość emocjonalną.

Czy można pogodzić się z przemijaniem, zmianą, rozczarowaniem?

Jak nie utknąć w żalu, ale ruszyć dalej, stając się silniejszym i...

Skomentuj artykuł

Jak pogodzić się z rozczarowaniem i nie utknąć w żalu? Odpowiada terapeutka
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.