Jeziora osobliwości z księgi rekordów
Rdzewiejąc wraki kutrów rybackich i innych małych jednostek pływających sterczą dziś, wśród wydm Morza Aralskiego, jak szczątki Arki Noego. Rekordzista w kategorii "jeziora świata" to syberyjski Bajkał.
Nie dość, że jest jednym z najbardziej rozległych pod względem obszaru i bezwzględnie najgłębszym jeziorem na świecie, to jeszcze, z metryką sięgająca 25 milionów lat w prehistorię, jest najstarszym słodkowodnym akwenem na ziemi. Ze względu na różnorodność występujących w jego wodach 2 500 form życia, owo fascynujące naukowców "jezioro wszystkich jezior" zostało też wpisane na listę World Heritage (Światowego Dziedzictwa) Unesco, w kategorii unikalnych ekosystemów.
Pod względem powierzchni Bajkał ustępuje jedynie Morzu Kaspijskiemu, które jest - właściwie - morzem właśnie. Oraz jeziorom Michigan i Superior z kompleksu Great Lakes na pograniczu Stanów i Kanady, Wiktorii (Uganda, Kenia, Tanzania) i Tanganice (Kongo, Burundi). Żaden zamknięty zbiornik wodny nie stanowi natomiast dla Bajkału konkurencji w dziedzinie głębokości (1680 m). Tanganika jest w tym rankingu drugie (1435m), a Morze Kaspijskie ze swoimi 1025m znalazło się na trzecim miejscu.
Ale nie rekordy geograficzne stanowią dziś o pozycji konkretnych jezior w rankingu - nazwijmy to - popularności medialnej, a co za tym idzie atrakcyjności rozumianej w kategoriach komercyjno-turystycznych. Do tego trzeba bowiem nie tylko, a nawet nie tyle parametrów, które da się pomierzyć linijką. Tutaj najważniejsze jest, aby jezioro było w jakiś sposób osobliwe.
Jak na przykład peruwiańskie jezioro Titicaca, które - owszem - jest jednym z najwyżej położonych zbiorników wodnych na świecie (3 811 m npm), ale to nie wszystko. Bowiem Titicaca słynie głównie z licznych wysp, które swobodnie pływają po jego rozległej powierzchni. Większość z nich to zresztą "wyspy" jedynie z nazwy, tak naprawdę są to bowiem duże tratwy, na których żyje w ten sposób od niezliczonych pokoleń lokalne plemię Indian Uros.
To zresztą nie jedyne ze sławnych jezior znanych właśnie ze względu na swoich osobliwych mieszkańców.
Weźmy, na przykład, Jellyfish Lake na wyspie Palau na Oceanie Spokojnym. Popularność w przewodnikach turystycznych zapewniło temu akwenowi, stanowiącemu jeszcze do niedawna płytką oceaniczną zatokę, najwyższe na świece "stężenie" meduz na litr sześcienny wody. Toteż i wrażenia z kąpieli muszą być - nazwijmy to - ekstremalne.
Wielbiciele gorących wspomnień z wakacji nie przeoczą też zapewne The Boiling Lake, które gotuje się (na przyjęcie turystów, of course) na Karaibskiej wyspie Dominica.
Wrzący zbiornik leży w środku The Valley of Desolation, wyglądającej - sądząc z zamieszczonych w Sieci zdjęć i opisów - dokładnie tak, jak sugeruje nazwa. Przewodniki raczej nie polecają kąpieli w parujących nurtach Boiling Lake, bo temperatura wody wynosi 85 stopni Celsjusza. A w centrum zbiornika wrze w sposób jak najbardziej dosłowny, jezioro zasilane jest bowiem przez wyjątkowo aktywne źródło geotermalne.
W rankingu najdziwniejszych jezior świata w ogóle przeważają jednak jeziora, w których ...brakuje wody. I słusznie, bo akweny wypełnione po brzegi czymś jedynie trochę brudniejszym od kranówki, to w końcu żadna szczególna atrakcja.
Toteż obok zbiornika zamiast wody wypełnionego głównie meduzami, oraz drugiego, zapełnionego przede wszystkim parą wodną, na jeziorną listę osobliwości trafiło jeszcze kanadyjskie Spotted Lake, które przez większą część roku składa się z... licznych płytkich kałuży. Wody zbiornika są wyjątkowo bogate w minerały - sól, tytan, wapno i fosfaty, które po odparowaniu tworzą na powierzchni zbiornika kolorowe plamy.
No ale, mimo wszystko, w Spotted Lake zawsze jest jednak nieco wody, co czyni je stanowczo mniej atrakcyjnym, niż - dajmy na to - Dead Lake w Namibii, które przed znaczną część roku (a już na pewno przez cały okres pory suchej) wypełnia jedynie piasek, z którego sterczą kikuty wyschniętych drzew i zarośli.
Żadnej wody nie ma natomiast w największym z "martwych", czy raczej ginących jezior na świecie, Jeziorze Aralskim, ze względu na rozmiary nazywanym też czasami Morzem. Jeszcze do lat 60. minionego stulecia był to zwyczajny zbiornik wodny, wykorzystywany turystycznie i komercyjnie. No ale potem, w ramach swoistego eksperymentu technologicznego, odwrócono bieg zasilających go rzek. Teraz akwen obejmuje zaledwie jedną czwartą swojej wcześniejszej powierzchni, i ciągle się kurczy.
Natomiast tam, gdzie jeszcze do niedawna była woda, pozostały po niej… statki na piasku. Rdzewiejąc wraki kutrów rybackich i innych małych jednostek pływających sterczą dziś, wśród wydm Morza Aralskiego, jak szczątki Arki Noego. No ale ze względu na te swoją "osobliwość" umierające jezioro zyskało za to status turystycznej atrakcji.
Podobnie jak niedawno odkryty Wostok, o tyle osobliwy, że złożony głównie z... lodu (co zresztą nie dziwi zważywszy, że jest to zbiornik antarktyczny).
Jeśli trzymać się zasady, że im mniej wody w wodzie, tym wyższe notowania akwenu w przewodnikach turystycznych, koniecznie trzeba by jeszcze dopisać do nich Newton Creek. Jedyny chyba zbiornik wodny na świecie, w którym zamiast wody pływają ścieki i chemikalia. I umieścić go jeszcze w rankingu Unesco, jako przypadek całkowitej abio-jednorodności (całkowity brak wszelkich form życia).
No ale - z drugiej strony - cóż atrakcyjnego może być w jeziorze pełnym nudnych ryb, banalnej trzciny i najzwyklejszej w świecie wody. I to jeszcze czystej.
Skomentuj artykuł