Kto nie zna profesora Jackowskiego!
W moim życiu ważną, o ile nie decydującą rolę odegrały trzy miłości: Kraków, Częstochowa i Uniwersytet Jagielloński. Żadna z nich nie była w stosunku do siebie konkurentką, przeciwnie, wszystkie trzy wzajemnie się uzupełniał - mówi prof. Antoni Jackowski.
"W Krakowie spędziłem większość mojego życia, uczestniczyłem niemal we wszystkich najważniejszych wydarzeniach, mających tu miejsce po wojnie. (...) Trudno nie kochać tego miasta, duchowej stolicy kraju i Narodu. Podobnego typu funkcję stolicy duchowej pełni, dzięki Jasnej Górze, Częstochowa - miasto mojej wczesnej młodości, do której wracam ze wzruszeniem do chwili obecnej. Bardzo ważną rolę w moim całym życiu odgrywały relacje z Jasną Górą. Matka Boża Częstochowska obdarzała mnie zawsze Swą łaską i opieką" - stwierdza Profesor Antoni Jackowski. (Geografowie Uniwersytetu Jagiellońskiego 1954/55-1958/59, Spotkanie po 50 latach, Kraków 2009)
***
Ile osób zna profesora Antoniego Jackowskiego? Dziedzina jego wiedzy nie jest spektakularna, bo geograf to ani sławny chirurg, ani wynalazca, ani artysta. Jednak w ciągu 75 lat życia i 50 lat pracy (oba jubileusze obchodził dyskretnie w tym roku) miał osobisty kontakt z dziesiątkami tysięcy ludzi. I pewne jest, że każdy, kto go spotkał na swojej drodze, zapamiętał go, a ogromna większość po prostu polubiła. Dlaczego? Bo Profesor, poza tym, że jest znakomitym naukowcem i dydaktykiem, prekursorem dyscypliny określonej jako geografia religii, jest też ciepłym, ogromnie sympatycznym człowiekiem, który lubi i szanuje swoich bliźnich i uważa, że najważniejszy jest drugi człowiek. Nastawiony jest pozytywnie do całego świata. Ufa ludziom, którzy odpłacają mu tym samym. To dlatego, jak żartuje, pełni rolę osiedlowego psychoterapeuty - doradza w życiowych sprawach, pomaga rozwikłać trudne sytuacje. - Dla każdego staram się znaleźć czas, zrozumieć jego racje - mówi Profesor. Nawet nieznajomych wita serdecznie: nagranie w telefonie komórkowym brzmi: - Tu Antoni. Zostaw wiadomość...
Zostawiłam. Dzięki temu w przytulnym mieszkaniu prof. Danuty Ptaszyckiej-Jackowskiej i prof. Antoniego Jackowskiego, w Bronowicach spędziłam na rozmowie kilka godzin.
Profesor - obojętne, czym zajmował się zawodowo, czy robił coś z własnej woli czy też z przymusu - zawsze wynajdywał dobre strony sytuacji. Nawet, gdy przyszło mu przepracować w fabryce supertomasyny "Bonarka" rok (1953/54) jako głównemu smarownikowi... Taka resocjalizacyjna praktyka była niezbędne ze względu na fatalne jak na czasy stalinowskie, pochodzenie społeczne. Bo profesor Jackowski przyszedł na świat w wielkopolskiej ziemiańskiej rodzinie, a prawdziwy patriotyzm ma zakodowany od pokoleń. Mama też nie pasowała do powojennej szufladki, była bowiem śpiewaczką, znakomitą sopranistką, odnoszącą sukcesy na europejskich scenach. Ojciec był przedwojennym dyplomatą i ziemianinem. To właśnie o studentach pochodzących z takich rodzin mówił zjadliwie potem jeden z partyjnych profesorów UJ, że wychowali się "między biblioteką a fortepianem".
Geografia nie była jedyną dziedziną, która fascynowała młodego Antoniego - pociągało go dziennikarstwo, aktorstwo, literatura, ale wygrała nauka o Ziemi. Stało się tak za sprawą ocalonej od spalenia książki polskiego polarnika Antoniego Bolesława Dobrowolskiego "Dzieje wypraw polarnych", która zafascynowała ucznia maturalnej klasy. Trafiła do jego rąk za sprawą dyrektora szkoły, któremu w 1951 r. kazano zniszczyć wszystkie książki wydane przed 1939 rokiem, a który zaufanym uczniom pozwolił je zabrać do domów.
Antoni nie został polarnikiem ani odkrywcą niezbadanych lądów. Na lądach znanych wydeptał jednak całkiem nową ścieżkę. Czasem, szczególnie na początku, musiał ją wyrąbywać maczetą. Bo nawet w roku 1994 Zakład Geografii Religii, który utworzył, wydawał się niektórym decydentom i naukowcom placówką całkiem niepotrzebną. - Niektórzy nie mogli zrozumieć, że można się zajmować problematyką religii w sposób naukowy, a nie dewocyjny. Jedynym wyjściem z sytuacji było utworzenie placówki, poświęconej wyłącznie geografii religii. Pracowaliśmy z ogromnym entuzjazmem, by udowodnić oponentom, że taka dyscyplina jest potrzebna - wspomina Profesor.
Bardzo się wówczas starał, by badania były jak najbardziej obiektywne, nie opowiadały się po żadnej stronie, bo jako przedmiot badań chrześcijaństwo jest taką samą religią, jak islam. - Jednak z perspektywy prawie trzydziestu lat badań stwierdzam, że nie można się tą tematyką zajmować będąc w ogóle niewierzącym, bo pewne strefy badawcze są wtedy okryte niepojętą tajemnicą - mówi.
Ale Profesora pociągała ta problematyka m.in. właśnie ze względu na głęboką religijność. I na przekonanie, że ma do spłacenia ogromny dług wobec Matki Bożej.
A dług wziął się jeszcze z wczesnego dzieciństwa. Mając 8 lat ciężko zachorował na gruźlicę kości, która w tamtych czasach (1943), w warunkach okupacyjnych, była nieuleczalna. Gdy lekarz oznajmił, że Antosiowi została doba życia, jego mama nie przyjęła tego do wiadomości: - Zapaliła świeczkę przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej i podała mi do wypicia resztkę wody z Lourdes, zachowanej jakimś cudem z przedwojennej pielgrzymki. I długo się modliła. Na drugi dzień gorączka spadła, a ja wracałem do życia... - wspomina.
To uzdrowienie zostało zapisane w kronikach Częstochowy i Lourdes - zapisało się także w życiorysie... I pewnie dlatego w centrum uwagi prof. Jackowskiego znajdują się Częstochowa, Lourdes, a ostatnio Łagiewniki.
***
Pracę w Instytucie Geografii UJ Antoni Jackowski rozpoczął w roku 1972, wcześniej była Biblioteka Jagiellońska i Zakład Zagospodarowania Turystycznego Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki. Lata w Jagiellonce nie poszły na marne, bo tam przygotowywał swój naukowy warsztat. Tam także, jak wspomina ze śmiechem, realizował swe aktorskie pasje odgrywając co roku Świętego Mikołaja rozdającego prezenty dzieciom pracowników UJ. Była to także w pewnym sensie kontynuacja aktorskich zapędów z lat studenckich - Antoni Jackowski grał bowiem w Teatrze Dramatycznym UJ, współtworzył Teatr 38, miał też swój udział w Piwnicy pod Baranami.
Tematyką sacrum zaczął się zajmować w latach osiemdziesiątych, po habilitacji. - Temat interesował go znacznie wcześniej, ale nie były to czasy sprzyjające badaniom nad pielgrzymkami. - Poza krajem pielgrzymek oficjalnie nie można było organizować. Jechało się np. na wycieczkę do Francji, a na miejscu do programu "wrzucało" Lourdes - wspomina Profesor.
Dziś prof. Jackowski jest w dziedzinie geografii religii niekwestionowanym autorytetem nie tylko w Polsce. Ma na swoim koncie ponad 300 pozycji, w tym 20 książek, poświęconych geografii turyzmu, geografii religii, historii geografii. Najnowsza, napisana wspólnie ze swoją uczennicą dr Izabelą Sołjan to "Z dziejów geografii w Uniwersytecie Jagiellońskim (XV-XXI wiek)". "Dzieckiem" Profesora jest też ukazujący się od piętnastu lat periodyk naukowy "Peregrinus Cracoviensis".
- Numer poświęcony Kalwarii Zebrzydowskiej wręczałem osobiście Ojcu Świętemu. Podobno miał go później w swoich prywatnych apartamentach na poczesnym miejscu - opowiada Profesor. - Do tej pory pamiętam jego słowa: Dobrą robotę, robicie...I mam list od Ojca Świętego z podziękowaniami.
Z Janem Pawłem II profesor Jackowski spotkał się kilkakrotnie. Po raz pierwszy w Rzymie, w roku 1982, kiedy pojechał na kanonizację o. Maksymiliana Kolbego. On i profesor Anna Krzysztofowicz, z grupy ks. Karola-Wujka. - Kilka dni przed wyjazdem miałem w domu rewizję przez Służbę Bezpieczeństwa. Potem byliśmy rewidowani na każdej granicy i zabrano nam wszystkie pamiątki, jakie mieliśmy Ojcu Świętemu przekazać od internowanych. Zostawiono nam tylko pudełka... Gdy przyjechaliśmy do Rzymu, odwiedzili naszą grupę ks. ks. Dziwisz i Pieronek. Poradzili, żeby napisać do każdego pudełka legendę - co się w nim znajdowało, od kogo... Przez pół nocy siedziałem i opisywałem dary, których nie było. A potem długo się modliłem, żeby Bóg odebrał mi poczucie... zazdrości - przyznaje się Profesor. - Marzyłem, żeby przyjąć Komunię Świętą z rąk Jana Pawła II, ale nie dostałem takiego zaproszenia i bardzo zazdrościłem tym, których w ten sposób wyróżniono... A rano przyszedł ks. Pieronek i oznajmił, że zapomniał mi wczoraj dać zaproszenie do przyjęcia Komunii od Ojca Świętego... Uczucie zazdrości opuściło mnie wtedy już na zawsze.
Profesor Jackowski był w składzie Senatu UJ, gdy głosowano nad nadaniem Janowi Pawłowi II tytuł doktora Honoris Causa. - Jestem z tego bardzo dumny...- stwierdza, dodając, że uchwała przeszła przy trzech głosach sprzeciwu. Lata osiemdziesiąte to także okres aktywnej działalności Profesora w uniwersyteckiej "Solidarności". Był m.in. przewodniczącym zespołu programowego, który zorganizował otwarte wykłady o tzw. białych plamach w naszej historii. W czasie stanu wojennego profesor całymi dniami pracował w Komitecie Pomocy Uwięzionym i Internowanym przy Kurii Biskupiej. Zajmował się tam. m.in. kartotekami internowanych.
***
Antoni Jackowski przez 11 lat był kierownikiem Zakładu Geografii Religii UJ. Był też dziekanem Wydziału Biologii i Nauk o Ziemi, dyrektorem Instytutu Geografii i Gospodarki Przestrzennej. Dzięki jego decyzji przyszli geografowie kształcą się dzisiaj w znakomitych warunkach na kampusie UJ, a Instytut znalazł się wśród najnowocześniejszych placówek geograficznych na świecie.
Dziś Profesor jest na emeryturze, ale nie jest emerytem. Dwa razy w tygodniu prowadzi zajęcia na kampusie - we wtorki seminaria magisterskie dla studentów stacjonarnych, w soboty - ze studentami zaocznymi. W czwartki przychodzi na zebrania naukowe. A poza tym na okrągło pracuje w domu. Jak chce, kiedy chce, w dresie, kapciach i na luzie. - Tu, na półkach mam cały warsztat. No i nikt mi nie przeszkadza - uzupełnia. - Nigdy nie byłem tak zajęty, jak teraz - mówi. - I to nie dlatego, żebym wolniej pracował, tylko tyle jest do zrobienia! W tej chwili oprócz geografii religii stałem się specjalistą od historii geografii. Ciągle ktoś prosi mnie o recenzje prac z tej dziedziny. Historia geografii ma spore luki - chcę je uzupełnić. Dochodzi do tego udział w naukowych konferencjach, w Komisji Historii Nauki Polskiej Akademii Umiejętności, wywiady na temat pielgrzymek. - "Roboty" jest więc mnóstwo i to różnorakiej. Wiele osób namawia też Profesora do spisania pamiętników, ale on ma przed tym opory natury moralnej - pisząc wszystko, musiałby też o kilku osobach napisać źle. A nie chce, bo mógłby zrobić niezasłużoną przykrość ich rodzinom, dzieciom. Z niektórymi jest nawet zaprzyjaźniony. - Pracować trzeba szybko, bo w pewnym wieku się wie, że szkoda czasu... - stwierdza Profesor. - Jestem człowiekiem szczęśliwym i spełnionym. Przeżyłem pontyfikat papieża-Polaka, mogłem, chociaż częściowo, spłacić dług Matce Bożej... Nie każdy człowiek ma takie szczęście, że może to zrobić w twórczy sposób. Oczywiście, że mógłbym się wiele modlić, dziękując Jej za ocalenie życia, ale dla mnie praca też jest modlitwą.
Czy czegoś żałuję? Może jakichś pojedynczych wydarzeń z młodości, na które teraz patrzę z politowaniem, ale widocznie musiałem przez nie przejść, żeby wiedzieć, czego nie robić. Pan Bóg daje człowiekowi możliwość wyboru, ale na wszelki wypadek czuwa nad nim.
Źródło: Człowiek szczęśliwy, www.dziennikpolski24.pl
Skomentuj artykuł