Mężczyzna nie potrafi zrezygnować z telewizji i urlopu, ponieważ potrzebuje tych ucieczek od codziennej harówki
„Pierwszym zadaniem, które otrzymałem jako młody diakon, było nawiązanie współpracy z plemieniem Indian Acoma w Nowym Meksyku. Zanim się tam udałem, inni franciszkanie próbowali mnie uprzedzić o czekającym mnie szoku kulturowym i opowiadali, jak odmienni są tamci ludzie” – pisze Richard Rohr w książce „Dzikość i mądrość. Duchowość mężczyzny”.
Usłyszałem wtedy, że Indianie Acoma są społeczeństwem matriarchalnym i to kobiety są prawdziwymi wodzami plemienia. To kobiety są silne, podejmują decyzje i mówią mężczyznom, co mają robić. Poradzono mi, że jeżeli chcę nawiązać kontakt z tym plemieniem, powinienem nauczyć się współpracować z kobietami. Po tych ostrzeżeniach początkowo spędzałem czas w rezerwacie, obserwując, słuchając i próbując poznać panujące wśród Indian wzorce społeczne.
Jednak po kilku tygodniach dotarło do mnie, że nie ma większej różnicy pomiędzy ludźmi w rezerwacie i ludźmi, z którymi miałem kontakt na co dzień. Jedyna różnica polegała na tym, że Acoma uczciwie określali sposób funkcjonowania swojego społeczeństwa. Kobiety sprawowały rzeczywistą władzę i wszyscy to uznawali, gdy tymczasem w społeczeństwie ludzi białych wszyscy udają, że władza należy do mężczyzn, a kobiety są bezradne.
Nam, mężczyznom, wydaje się, że to my pociągamy za sznurki, tymczasem jednak codzienne decyzje, które tak naprawdę kształtują nasze życie, są podejmowane przez kobiety. Władza mężczyzn dotyczy spraw ekonomii, polityki, fizyki i wymiaru sprawiedliwości. Wątpliwe jest, czy Jezus uznałby to za realną władzę. Przeczytałem kiedyś anegdotę, która w humorystyczny, ale trafny sposób ilustruje to zjawisko. Kiedy zapytano mężczyznę, kto w jego rodzinie podejmuje decyzje, odparł, że do niego należą wszystkie ważne decyzje, a żonie zostawia drobniejsze sprawy. Proszony o sprecyzowanie, co ma na myśli, odpowiedział: „Moja żona decyduje, gdzie będziemy mieszkać, do jakich szkół powinny chodzić nasze dzieci, jak wydawać pieniądze, gdzie pojedziemy na wakacje, z kim się będziemy spotykać i tym podobne. Ja tymczasem decyduję, czy mamy ufać Rosjanom, czy rząd dobrze sprawuje władzę i jakie decyzje ekonomiczne powinien podejmować”. Historia ta jest zarówno zabawna, jak i smutna, ponieważ ten mężczyzna najwyraźniej dał się nabrać, że to są „poważne” decyzje w jego codziennym życiu.
Okładka książki "Dzikość i mądrość. Duchowość mężczyzny" (Wyd. WAM)
Nawet w pracy większość mężczyzn nie dysponuje realną władzą. Jeżeli są szeregowymi pracownikami, wykonują swoje obowiązki, które zwykle powtarzają się z dnia na dzień. Jeżeli są kierownikami albo przełożonymi, zawsze mają nad sobą ważniejszego szefa, który mówi im, co mają robić, a czego nie. Jeżeli są sprzedawcami, zawsze starają się zadowolić klientów. Nawet jeżeli są tak zwanymi dyrektorami, większość ich decyzji jest zdeterminowana doniesieniami finansowymi ze spółki, polityką firmy, decyzjami zarządu lub siłami rynkowymi, które leżą poza ich wpływami. Większość mężczyzn bierze pieniądze za robienie tego, co im się każe. W gruncie rzeczy nie mają oni kontroli nad swoim życiem. Nic dziwnego, że tak wielu mężczyzn jest biernych i tak wielu mężczyzn wydaje się pełnych złości.
Ponieważ mężczyźni nie mają kontroli nad swoim życiem, ich potrzeba rozrywek i urlopów jest tak duża. Żyją oni w nieustającym stresie, ponieważ muszą realizować wyznaczane przez kogoś terminy, muszą żyć zgodnie z czyimiś oczekiwaniami i mają świadomość, że jeżeli nie dość dobrze wykonają swoją pracę, to wtrąci się im w nią jakiś inny mężczyzna. Dlatego co jakiś czas potrzebują wyrwać się z wyścigu szczurów i zapomnieć o napięciu, w jakim żyją.
Mężczyzna nie potrafi zrezygnować z telewizji, wyjścia na miasto w weekend i urlopu, ponieważ potrzebuje tego rodzaju ucieczek od codziennej harówki. Praca nie jest dla niego twórcza, więc potrzebuje odpoczynku. Nasza kultura ukazuje mężczyznom iluzję, według której mogą podejmować decyzje, ale w gruncie rzeczy skutecznie kastruje ich możliwości podejmowania jakichkolwiek nowych wyzwań wykraczających poza rzeczywistość wyścigu szczurów. Mężczyźni bardzo rzadko mają okazję podejmować decyzje, które będą miały rzeczywisty wpływ na ich życie lub świat wokół nich, z wyjątkiem drobiazgów. Muszą oni grać w tę grę albo nie zostaną wynagrodzeni.
Innym przejawem takiego stanu rzeczy jest to, jak niewielu ludzi w Ameryce udaje się do głosowania. Na pierwszy rzut oka wydajemy się dumni z naszej demokracji, ale w rzeczywistości mniej niż połowa uprawnionych wyborców oddaje głos w wyborach prezydenckich, a jeszcze mniejszy odsetek bierze udział w wyborach do władz lokalnych. Prezydent Stanów Zjednoczonych jest regularnie wybierany przez mniej niż jedną czwartą dorosłych mieszkańców kraju. Pytani przez ankieterów, Amerykanie często odpowiadają, że nie biorą udziału w wyborach, ponieważ nie wierzą, że mogą zmienić system, lub że nie widzą większej różnicy pomiędzy kandydatami. Niezależnie od tego, kto wygra, ich zdaniem rzeczywiste decyzje będą podejmowane przez rozmaite lobby, grupy interesów, międzynarodowe korporacje, które są silniejsze niż rządy większości krajów. Z podobnych powodów nie piszą oni pism do Kongresu ani nie przyłączają się do inicjatyw obywatelskich.
Tak więc uzależniający system tworzy iluzję władzy i wolności, jednocześnie odbierając możliwość podejmowania jakichkolwiek poważnych decyzji. Dlatego system musi dawać możliwość osiągania iluzorycznych sukcesów – awansów, dużego konta i innych symboli prestiżu, ponieważ mężczyźni podświadomie czują, że przejście kolejnego etapu w labiryncie w gruncie rzeczy nie pozwala wyzwolić się z gry, do której są zmuszeni i w której są kontrolowani. Większe biurko, prywatne biuro, większy dom, nowszy samochód, droższe wakacje – oto przykłady pustych nagród, jakie mężczyźni otrzymują w zamian za rezygnację ze swojej wolności i utratę swojej męskiej energii w imię codziennych interesów.
Mężczyźni od wczesnego dzieciństwa uczeni są reguł obowiązujących w systemie. Kiedy w latach 1970-1971 uczyłem w Roger Bacon High School w Cincinnati, większość chłopców była zwykłymi, normalnymi uczniami. Byli mądrzy, wyglądali nieźle, byli zdrowi i dobrze się uczyli. Jednak przytłaczająca większość z nich nie była z siebie zadowolona. Jeżeli nie byli wybrani do rady uczniowskiej, nie wyglądali jak gwiazdy filmowe, nie należeli do drużyny piłkarskiej, czuli się niewiele warci. Mogło się wydawać, że szkoła prowadzona przez franciszkanów potrafi zaproponować im bardziej chrześcijańskie spojrzenie na życie, ale w gruncie rzeczy opierała się ona na takich samych wartościach, jakie obowiązują w świecie. Szkoła katolicka, podobnie jak wszystkie szkoły w naszej kulturze, uczy motywacji i nagród obowiązujących w systemie białych mężczyzn, w którym zawsze jednostka jest odpowiedzialna za niepowodzenie, nigdy system .
My, jako mężczyźni, jesteśmy w opresji również dlatego, że zostaliśmy nauczeni uciskania tych, którzy są niżej od nas w hierarchii. W ten sposób powstaje porządek dziobania i poczucie wyższości. W szczególności mamy skłonność do prześladowania mniejszości narodowych, homoseksualistów, biednych i kobiet. Z psychologicznego punktu widzenia jest nam to potrzebne do budowania naszego poczucia wyższości przy braku innych osiągnięć. Jeżeli nie mamy możliwości wywierania rzeczywistego wpływu na świat, tworzymy iluzoryczne różnice, aby mieć na czym budować poczucie własnej wartości.
Z jakiegoś powodu nasze ego potrzebuje porównań i współzawodnictwa. Ja sam nie muszę robić niczego szczególnego, wystarczy mi świadomość, że jestem lepszy, silniejszy, sprytniejszy niż ktoś inny. Jest to specyficzny i w gruncie rzeczy skazany na niepowodzenie model rozwoju mężczyzny. Określa się go mianem mechanizmu kozła ofiarnego. Jestem dobry, ponieważ ktoś inny jest zły.
Dlatego wyzwolenie mężczyzn jest trudniejsze niż wyzwolenie kobiet. Kobiety wiedzą o swoim zniewoleniu, a to stanowi początek każdego wyzwolenia. Kobiety znają gry, w jakie grają mężczyźni, chociaż sami mężczyźni nie widzą, że ich gry układają się w system. Nawet jeżeli widzimy, jak się sprawy mają, jesteśmy przekonani, że tak po prostu jest, tak ma być. Tymczasem życie nie musi tak wyglądać. Istnieje inne wyjście. Trzeba tylko przestać wierzyć, ż e tak musi być! Zacznij szukać gdzie indziej swoich nagród i sił.
W języku biblijnym nazywa się to zbawieniem: ratunkiem od świata i jego złudnych obietnic, ratunkiem od nas samych bardziej niż od „piekła”. Oczywiście nigdy nie będziesz miał dość odwagi i umiejętności, by zrezygnować z wiary w iluzję, dopóki coś większego i lepszego nie zajmie jej miejsca. I tutaj pojawia się kochający Bóg. Bóg, który daje zdrową duszę, całkowicie nowy układ odniesienia odmienny od tego systemu.
Skomentuj artykuł