"Narkomanię leczy reagowanie, bycie na bieżąco"

Fot. depositphotos.com

- Jeżeli słabną więzi międzyludzkie, jeżeli drugi człowiek przestaje być wartością, to w miejsce tej pustki łatwo wejść używkom. Narkomania weszła do biur, szkół, przyjmując bardzo elegancką postać - ks. przekonuje Rafał Kowalski.

26 czerwca obchodzimy Międzynarodowy Dzień Zapobiegania Narkomanii. Rozmawiamy z ks. Rafałem Kowalskim, psychologiem, socjoterapeutą pracującym w Ośrodku Rehabilitacyjno-Readaptacyjnym dla Osób Uzależnionych „Betania” w Mstowie k. Częstochowy.

Kamil Babuśka: Pracuje ksiądz w ośrodku Betania, który pomaga ludziom mającym problem z narkotykami. Jacy właściwie ludzie trafiają do was?

Ks. Rafał Kowalski: - Nie ma jednej konkretnej grupy, która do nas trafia, są to ludzie w różnym wieku i z różnych środowisk. Społecznie stanowią duży przekrój. Od dziewczyn, które nie zdały do następnej klasy przez marihuanę i tego wystraszyli się ich rodzice, aż po ludzi po wieloletnich wyrokach, którzy potracili rodziny, zdrowie, domy, mają ogromne długi i wyrwali się śmierci.

Oczywiście z czasem okazuje się, że nawet u tych dziewczyn lista strat nie kończy się na dwójce w szkole, bo ulica jest światem bezwzględnym i w wieku siedemnastu, osiemnastu lat są po bardzo traumatycznych przejściach.

Bardzo poruszające jest to, że w ośrodku spotykają się ludzie, którzy by się nigdy spotkali, np. ludzie, którzy w świecie ulicznym byli ofiarami przemocy i ci, którzy na ulicy były sprawcami przemocy.

Co ten przekrój społeczny im daje, zarówno "sprawcom" jak i "ofiarom"?

- Ci ludzie czasem pierwszy raz w życiu słuchają uważnie drugiego człowieka, a jeśli ten drugi człowiek ma inne doświadczenia, życiorys, to słyszą pierwszy raz głos od którego uciekali.

Nieszanujący kobiet mężczyźni muszą uczyć się słuchać głosu kobiet - jest ich zawsze mniej, ale one w społeczność leczących się wnoszą szczególną jakość, pokazują chłopakom perspektywę bardziej czułą, uważniejszą…

W społeczności ci ludzi spotykają inność, której wcześniej nie rozumieli, czy byli do niej uprzedzeni. A tutaj: tworzą dom.

Jak to się stało, że ksiądz się znalazł w takim miejscu?

- Zawsze mi było bliżej do „dołu”, niż do „góry”, do świata ludzi słabych i niedoskonałych. Kończąc studia doktoranckie, miałem swój pokój obok uczelni, szybki internet, zajęcia z bardzo fajnymi studentami, kościół akademicki tuż za oknem. Byłem szczęśliwy.

Ale któregoś dnia pomyślałem, że przecież nie o to mi chodziło, żeby było tak fajnie. Wtedy dowiedziałem się, że jest wakat na stanowisku psychologa w „Betanii” - znałem to miejsce i z dnia na dzień zmieniłem miasto i pracę.

Słychać po księdzu, że to pochłania księdza to wszystko, co może robić dla tych ludzi.

- To są bardzo piękni ludzie, którzy włożyli sporo trudu, żeby to piękno zniszczyć. I razem próbujemy je odbudować. My w ośrodku nie nawracamy ludzi, oni przyjechali na terapię i mamy ich leczyć.

Oczywiście jest modlitwa rano i wieczorem - ci, którzy się nie modlą, siadają wtedy w ciszy w innym pokoju.

„Betania” to jednak katolicki ośrodek, myślę o tym miejscu jako o części Kościoła i bardzo kocham tę część za szorstką prawdziwość, ponieważ metodą pracy w społeczności jest bycie bardzo wprost, nie noszenie w sobie żalu, pretensji, aluzji. Tym co narkomanię leczy, jest reagowanie, bycie na bieżąco, otwartość.

To jest coś, co się przenosi na moje bycie w innych miejscach Kościoła, nawet w kaznodziejstwie, do bycia z ludźmi, których narkomania nie dotknęła. Jeśli w świecie, albo w Kościele, czasem dba się o święty spokój i o pozory, to tu jest kawałek prawdy i nazywania rzeczy po imieniu - miłości miłością, krzywdy krzywdą. I to bardzo kocham.

Narkomania to poważniejsze uzależnienie niż alkoholizm, czy w ogóle nie można tego porównywać?

- Słowo „narkoman” wyszło trochę z użycia, „osoba uzależniona” brzmi mniej oceniająco, choć nasi ludzie sami o sobie mówią ostro: „narkoman”, „ćpun”. Robią to odruchowo, nie po to, żeby się poniżać, ale chyba po to, żeby mieć jasność, z czym walczą. Praktycznie nie ma narkomana, który by też nie pił.

Nałogi są tak zachłanną rzeczywistością, że często jest wszystko: narkotyki, alkohol, hazard, pornografia, świat przestępczy - kokaina nie kosztuje tyle, co paczka chipsów, więc jakoś trzeba te pieniądze zdobyć. W praktyce, nie da się tych uzależnień oddestylować od siebie.

Moi pacjenci mi tłumaczyli, czym się różni narkoman od alkoholika. W ich opinii jak okradnie cię alkoholik, to siądzie z tobą i będzie płakał, jaki świat jest podły, a narkoman, gdy okradnie, to nie będzie z tobą płakać, tylko pomoże szukać.

To jest opowieść o tym, że innym imieniem uzależnienia jest okłamywanie: innych, ale przede wszystkim samego siebie. I leczenie zakłada zgodę na prawdę - tę, którą słyszę od innych, i tę, którą sam wypowiadam.

Żyjemy w świecie wielu uzależnień. To problem naszych czasów, czy po prostu więcej się o tym mówi?

- Większość ludzi chyba sądzi, że narkomani dzisiaj nie ma. Tymczasem my w ciągu dnia dostajemy kilka próśb o leczenie. Bardzo się zmienił obraz uzależnień, czy narkomanii, na przestrzeni tych 20 czy 30 lat. To już nie są ludzie siedzący ze strzykawkami na dworcu.

Narkomania weszła do biur, szkół, przyjmując bardzo elegancką postać.

Dostawcą nie musi być diler stojący pod blokiem, tylko może być to paczka, którą przynosi nieświadomy niczego kurier.

Pamiętam matkę jednej z naszych dziewczyn, młodej narkomanki, która pracowała jako listonosz – i po przejściach z córką, rozpoznawała po nadawcach, że niesie do kolejnego domu paczkę z narkotykami. Była wściekła i zrozpaczona – ale nie mogła jej nie dostarczyć.

Ale czy ten świat jest światem uzależnień? Chyba o tyle, że jeżeli słabną więzi międzyludzkie, jeżeli drugi człowiek przestaje być wartością, to w miejsce tej pustki łatwo wejść używkom.

Im bardziej będziemy od siebie odizolowani, samotni czy samolubni tym bardziej wszystkie zastępniki będą atrakcyjne.

Co jest kluczowe w pierwszym etapie w podjęciu walki z narkomanią?

- Motywacja. Ludzie czasami tkwią lata w destrukcji, bo nie mają motywacji, by cokolwiek zmienić. Najczęściej motywacją ludzi, którzy proszą nas o pomoc jest ta zewnętrzna, np. presja rodziny, długi, choroby, sprawa w sądzie czy inne konsekwencje.

Na początek każda motywacja jest dobra. Nawet ta zewnętrzna, która może nawet pokazywać, że człowiek lubi ten stan i ten rodzaj życia, ale nie lubi konsekwencji. Na początek to wystarczy. Szukanie motywacji to jest próba i dla terapii, i dla człowieka.

Bo jeżeli on znajdzie w sobie jakieś inne powody, swoje własne, wewnętrzne, żeby zerwać ze starym życiem i rozpocząć nowe, to jest szansa, że pójdzie dalej.

Jak długo trwa u was terapia?

- NFZ finansuje terapię 12 miesięczną. Jakieś 20, 30 lat temu trwała ona dwa lata. Jeszcze kilka lat temu było to 18 miesięcy. Skracanie jej ma oczywiście podłoże ekonomiczne. 12 miesięcy - z praktyki - to bardzo krótko.

Żeby osiągnąć trzeźwość, trzeba czasem zmienić bardzo dużo: myślenie o sobie, podejście do pieniędzy, styl ubierania, muzykę, wartości, podejście do swoich emocji, do swojej przeszłości i brania odpowiedzialności. Żeby zmienić jedno, czasem trzeba zmienić wszystko.

Dziennikarz i redaktor Deon.pl, student Uniwersytetu Papieskiego w Krakowie. Uwielbia rozmawiać i poznawać świat z innych perspektyw.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Narkomanię leczy reagowanie, bycie na bieżąco"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.