Dlaczego mam brać ślub właśnie w Kościele?!

Na pytanie o znaczenie sakramentu nie otrzymałem prawie nigdy zadowalających odpowiedzi. (fot. Gray Monk / flickr.com)
Gigi Avanti / slo

No właśnie, dlaczego? Nikt tego nie narzuca, a dzisiaj bardziej jeszcze niż dawniej, jeśli ktoś wybiera małżeństwo tylko cywilne, nie jest źle widziany ani spychany na margines.

Dzisiaj wszystko skłaniałoby do myślenia, że wybierając, dana osoba jest wewnętrznie przekonana co do swojego wyboru i zna jego motywy. Nie zawsze jednak tak jest: czasami czynimy pewne gesty bardziej z przyzwyczajenia społecznego niż z rzeczywistych powodów. Potwierdze­niem tego jest fakt, iż pytając wielu osób: "Dlaczego wzięliście ślub kościelny?", można uzyskać całą serię odpowiedzi pięknych, budujących i nawet mądrych, ale rzadko dotykających istoty rzeczy.

Być może nie jest to niczyją winą, a może winni są po trochu wszyscy... Przypomina mi się autentyczny fakt, z którym zetknął się pewien proboszcz z przedmieścia Bolonii, do którego zwróciła się pewna "owieczka z jego stada" prosząc o ślub kościelny. Człowiek ten deklarował się jako ateista i nie praktyko­wał; toteż proboszcz zapytał: "Dlaczego prosisz o ślub kościelny, jeśli nie wierzysz w Boga?" Usłyszał taką odpowiedź: "Ojcze, jeśli ja nie wierzę w Boga, to wina jest moja czy ojca?" Jest to pytanie, które mrozi i zmusza do pokory.

Mówił mi z goryczą pewien stary wiejski proboszcz: "To czego brakuje wielu małżonkom chrześcijańskim, to właśnie bycia praw­dziwymi chrześcijanami". Odzwierciedla to trochę zdanie jednej z postaci naszych czasów, Roberta Kennedy’ego, zabitego w Stanach Zjednoczonych, w czasie gdy przygotowy­wał się do zakończenia własnej kampanii wyborczej: "Dzisiej­szy świat posiada wszystko; brakuje mu tylko jednej rzeczy; szkoda, że tej najistotniejszej".

DEON.PL POLECA

Cały problem tkwi właśnie w tym. Często zdarzało mi się, rozmawiając z narzeczonymi i małżonkami, pytać ich, czy jest dla nich jasne, co jest "istotne" w wyborze małżeństwa chrześcijańskie­go. Dlaczego, ostatecznie, zawierają małżeństwo lub już zawarli małżeństwo w kościele? Oto najczęstsze odpowiedzi: "Aby nie sprawić przykrości dziewczynie", "Ze względu na tradycję religijną rodziny", "Bo nie zaszkodzi przypomnieć sobie czasami o Bogu", "Aby otrzymać błogosławieństwo księdza", "Bo wszyscy tak robią". Na pytanie o znaczenie sakramentu nie otrzymałem prawie nigdy zadowalających odpowiedzi.

Faktem jest, że dla niektórych osób, zwracających uwagę na strój, na flesze, na odpowiednie uśmiechy, na kwiaty, na wystawne prezenty, na wspaniałe kościoły, Chrystus staje się problematyczny, niemal przeszkadza. Cóż może znaczyć Chrystus w domu, w łóżku, podczas podróży poślubnej, podczas krzątaniny domowej, przy robieniu zakupów, w trosce o dzieci? Tym bardziej, że On nie doświadczył tych wszystkich rzeczy...
Chętnie się Go przyjmuje na jedną godzinę, nawet z dodatkiem łezki, tak wykalkulowanej, by nie zniszczyć makijażu, w czasie wspaniałego solowego śpiewu Ave Maria; chciałoby się Go zadowo­lić, biedaka!, bo czeka od dwóch tysięcy lat! Później, po opłaceniu księdza, i On popada w zapomnienie.

Czy nie byłoby zatem bardziej uczciwe zadowolić się zwykłym błogosławieństwem (lub ślubem cywilnym), zamiast przyjmować sakrament, w którym nie docenia się nawet ogólnie religijnego powołania? To prawda, że sakrament się nie wyczerpuje, ale prawdą jest też, że czasami wydaje się być zmarnowany. Może dlatego, że o sakramen­cie myśli się na końcu, tylko jako o sprawie którą należy szybko załatwić?

Wszystkim zdarzyło się uczestniczyć w ślubie zawieranym w kościele. Ale czy naprawdę chodziło o małżeństwo chrześcijań­skie? W istocie, Chrystus niechętnie przebywa wśród hałasów i fleszy. Każemy Mu przełknąć pewne rytuały, co do których nie powinniś­my się dziwić, gdyby wziął za bicz... I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybyśmy Go spotkali poza Kościołem, z Jego charak­terystycznym pytającym spojrzeniem, jakby chciał powie­dzieć: "Dlaczego zawarliście ślub w kościele?"

Więcej w książce: Kraina miłości. Przewodnik dla zakochanych, narzeczonych i młodych małżeństw - Gigi Avanti

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego mam brać ślub właśnie w Kościele?!
Komentarze (43)
DZ
dyktando z polskiego
22 stycznia 2015, 00:25
autentyczny fakt.... brawa dla autora....
K
Kuba
5 maja 2013, 02:49
Ja np. biorę ślub kościelny (planuję) ze względu na oczekiwania mojej dziewczyny - katoliczki. Dla mnie ślub kościelny ma wyłacznie znacznie estetyczne, jest ładniejszy niż cywilny i kulturowe - to taki obyczaj w naszym kraju, choć coraz mniej istotny. W zasadzie gdyby tylko ode mnie miało to zależeć to optowałbym ze ślubem kościelnym ze wzgledów estetycznych - wnętrze kościoła, muzyka, nastrój - sympatycznie to zazwyczaj wygląda.
D
dzwon
4 maja 2013, 20:45
Nie mają kasy? Szjkoda, że na wszystko inne , w grubych tysiącach, raczej mają. Głupi argument. ... Pytanie brzmiało: dlaczego ślub kościelny jest taki drogi? Jest to sakrament i dlaczego trzeba za niego płacić? Przecież "darmo dostaliście, darmo dawajcie" - czyż nie tak? A grzech symonii?  jeśli młodzi nie pracują, to niby skąd mają mieć te "grube tysiące"? ???
KK
ks. kat
4 maja 2013, 20:16
Nie mają kasy? Szjkoda, że na wszystko inne , w grubych tysiącach, raczej mają. Głupi argument.
D
dzwon
4 maja 2013, 20:13
Dlaczego ślub kościelny jest taki drogi? Czy za poł godziny ceremonii nie wystarczyłoby np. 50 zł opłat? Nikt nie zarabia 1000 zł za pół godz.Tylko nie piszczie, że zużywa się prąd i świeczki się wypalą za 1000 zł. I jeszcze zbierana jest taca. Młodzi ludzie nie mając kasy, rezygnują ze ślubu.
PG
Piotr G.
4 maja 2013, 19:46
Bo jest uroczyście, bo jest biała sukienka, bo jest welon ( to nic, że najczęściej panna młoda nie wie czego to symbol ), no i po to bo tradycja, no i po to by było po bożemu, ale to nic że całe wcześniejsze życie było obok Boga no i czasami po to by przejąć część pieniędzy współmałżonka. Moja znajoma szyje sukienki ślubne - takie rzeczy słyszała, że aż ciężko pisać.
L
leszek
30 maja 2011, 11:32
Zabrałbym głos w tej dyskusji, ale ~Leszek zmonopolizował ją i boję się, że tez by mi odpowiedział. Jego styl piętnujący rozmówcę, wyszukujący nieścisłości, agresywność wypowiedzi, przekonanie o zgłębieniu nauk kościoła, a przede wszystkim ogromna ilość czasu jaką on ma na dyskusję, zdumiewa mnie i zniechęca. Jako przeciętny człowiek nie mogę tyle czasu przesiadywac przed komputerem, często napiszę coś nieściśle lub niezbyt zrozumiale i wtedy liczę na dobrą wolę i domyślność czytelników. ~remik, jeżeli napiszesz coś nieściśle lub niezbyt zrozumiale to zawsze masz możliwość to sprostować lub wyjaśnić. Liczenie na domyslność przy niejednoznaczności to dość iluzoryczne, skoro nawet jednoznaczne wypowiedzi bywają opacznie rozumiane. Problem pojawia się wtedy gdy ktoś kto napisze coś nieściśle lub niezrozumiale nie potrafi się do tego przyznać i idzie w zaparte że jest dokłądnie tak jak napisał. Nie miej jednak pretensji o to, że jak ktoś czegoś nie zrozumiał lub zrozumiał inaczej niż chciałeś to pyta i prosi o wyjaśnienia. Przecież chodzi o to aby się właściwie zrozumieć a nie o to aby sobie napisać byle napisać. Jak nie chcesz to nie zabieraj głosu, ale wtedy nie do mnie miej pretensje, że ja się wypowiadam a Ty nie. Jesli fakt wyjaśniania wątpliwości uznajesz za piętnowanie i agresywność to nic na to nie poradzę. Zacznij pisać blog z zablokowaną możliwością komentarzy to nikt nie będzie zwracał uwagi na niejednoznaczność wpisów. Mnie ~remik w Twojej wypowiedzi wiesz co zdumiewa? Twoja pycha i agresywność wypowiedzi oraz przekonanie o swojej nieomylności co do osądów mojej osoby. Mam rodzinę, pracę i muszę się tym zajmować przede wszystkim. Dlatego często nie wypowiadam się i zostawiam pole harcownikom. Wybacz, ale co to kogo obchodzi dlaczego ktoś czyta ale nie pisze. Myslisz że to kogoś interesuje dlaczego jakiś ~remik czy ~leszek nie pisze?
R
remik
30 maja 2011, 10:33
Zabrałbym głos w tej dyskusji, ale ~Leszek zmonopolizował ją i boję się, że tez by mi odpowiedział. Jego styl piętnujący rozmówcę, wyszukujący nieścisłości, agresywność wypowiedzi, przekonanie o zgłębieniu nauk kościoła, a przede wszystkim ogromna ilość czasu jaką on ma na dyskusję, zdumiewa mnie i zniechęca. Jako przeciętny człowiek nie mogę tyle czasu przesiadywac przed komputerem, często napiszę coś nieściśle lub niezbyt zrozumiale i wtedy liczę na dobrą wolę i domyślność czytelników. Mam rodzinę, pracę i muszę się tym zajmować przede wszystkim. Dlatego często nie wypowiadam się i zostawiam pole harcownikom.
L
leszek
30 maja 2011, 10:04
~Grace, alkoholik, jako zniewolony i bezwolny w swoim alkoholizmie, nie może być obciążony grzechem za zło przepicia całej pensji i pozostawienia rodziny bez środków do życia. To w takim razie o czyim grzechu Ty mówisz? Co to znaczy 'skutki alkoholizmu /złego czynu/'? Alkoholizm = zły czyn? Alkoholizm to nie zły czyn ale choroba! Alkoholizm to nie jest jakieś działanie czy czyny lecz pewien stan! Skoro zgadzasz się z tym, że alkoholik jest zniewolony swoim uzależnieniem, więc jest przynajmniej częściowo pozbawiony wolnej woli, więc nie całkiem odpowiada za swoje czyny,, więc nie obciążają tej osoby grzechem, to jak możesz twierdzić, że grzechem są skutki alkoholizmu? Czyim grzechem są w takim razie?!? Kieliszka? Czyny alkoholika są skutkiem jego alkoholizmu i nie obciążąją go grzechem, ale są grzechem?!? Czyim?!? ~Grace, Skoro zgadzasz się z tym, że jeżeli skutkiem alkoholizmu jest nawrócenie to jest to łaska, a nie grzech, to jak możesz nadal twierdzić, że grzechem są skutki alkoholizmu? Łaska nawrócenia jest grzechem?!? ~Grace, a jak z kimś rozmawiasz w realu to też wysiłek wkładasz nie w to aby zostać zrozumiana ale w to aby mówić krótko? ;-) Co komu po tym, że napiszesz krótko, skoro jest to tak chaotyczne i nieprecyzyjne że bardzo niezrozumiałe. Staraj się pisać przede wszystkim zrozumiale, a nie krótko. Nie wiem, czy Ty masz problem tylko z wyrażeniem tego co chcesz tu krótko powiedzieć, czy może wchodzi tu jeszcze problem sformułowania zapytania do księdza i problem odbioru odpowiedzi księdza. Ale zrozum! Grzech może popełniać tylko konkretna osoba! A zniewolony alkoholik nie może być obciążany grzechem! Nie ma jednak czegoś takiego, że skoro jego nie możemy obciążyć to w zastępstwie przypiszemy bezpański grzech komuś innemu, bo nie ma bezpańskich grzechów!
G
Grace
29 maja 2011, 22:27
 Leszku, w moim kosciele uslyszalam takie zdanie, ze alkoholizm nie jest grzechem. Majac okazje zapytalam innego ksiedza o to samo i potwierdzil. Grzechem sa skutki alkoholizmu /zlego czynu/ np. przeznaczenie calomiesiecznej pensji alkoholika na wodke przy rownoczesnym pozostawieniu rodziny /dzieci/ bez srodkow do zycia.  Jesli na skutek uzaleznien czlowiek niewierzacy uznal, ze sam sobie z tym nie poradzi i zwraca sie do Stworcy, uznajc Go za swojego Boga co w konsekwencji prowadzi do nawrocenia to jest to laska /nie grzechem/.  Z pozostala Twoja trescia zgadzam sie. Widze, ze pisze dosc chaotycznie /niezbyt precyzyjnie/ ale jest to spowodowane tym, by ograniczyc sie do minimum tresci wszak to forum dla wszystkich.
L
leszek
29 maja 2011, 07:07
Uzaleznienia takie jak alkoholizm, nikotynizm, narkomania itp. sa choroba a wiec nie sa grzechem. Grzechem sa skutki. Takie jest stanowisko kosciola. ~Grace, nieprawda... Nie takie jest stanowisko Kościoła... A jak skutkiem alkoholizmu będzie nawrócenie się to też będzie ono grzechem? Uzależnienia takie jak alkoholizm, nikotynizm, narkomania itp. ponieważ są uzależnieniami, to są pewną formą zniewolenia. Osoba uzależniona jest zniewolona swoim nałogiem. Można powiedzieć, że nie całkiem panuje ona nad swoimi czynami, gdyż w pewnym zakresie to ten nałóg, to uzależnienie nią rządzi. Ta osoba jest częściowo pozbawiona swojej wolnej woli. A skoro jest pozbawiona swojej wolnej woli, to nie można mówić o jej odpowiedzialności za czyny. W związku z tym, czyny będące wynikiem zniewolenia przez uzależnienie, nawet jeśli są obiektywnie złem, to jednak ze względu na brak wolnej woli nie obciążają tej uzależnionej osoby grzechem (przynajmniej nie ciężkim grzechem). Grzechem, i to nawet ciężkim, może natomiast być doprowadzenie się do stanu zniewolenia - oczywiście o ile było to świadome i dobrowolne...
G
Grace
29 maja 2011, 06:26
Uzaleznienia takie jak alkoholizm, nikotynizm, narkomania itp. sa choroba a wiec nie sa grzechem. Grzechem sa skutki.  Takie jest stanowisko kosciola. 
I
IGIEŁKA
28 maja 2011, 13:37
 Sakramenty powinny być udzielane za darmo, a tymczasem księża zdzierają z ludzi pieniądze. Proszę mi powiedzieć w jakim zawodzie za niecałą godzinę pracy można zarobić ponad 1000 zł???????? I to jeszcze bez podatku i innych potrąceń. Ja muszę pracować na taką kwotę połowę miesiąca. Podobnie jest z chrztem, komunią, bierzmowaniem, pogrzebem i w ogóle z każda "usługą" kościelną. A czyz nie powinno być - DARMO DOSTALIŚCIE - DARMO DAWAJCIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
F
franek
28 maja 2011, 13:27
Jest sacrum i profanum. Podczas nocy poślubnej nie ma miejsca na modlitwę. Nie wpuszczajmy Boga do łóżka. To co napisałeś nie jest zgodne z Biblią - przeczytaj sobie historię Tobiasza. Najmądrzej jest, gdy Bóg jest blisko małżeńskiego łóżka.
P
per...
28 maja 2011, 10:43
Wracając do głównego problemu artykułu: "Oto najczęstsze odpowiedzi: „Aby nie sprawić przykrości dziewczynie”, „Ze względu na tradycję religijną rodziny”, „Bo nie zaszkodzi przypomnieć sobie czasami o Bogu”, „Aby otrzymać błogosławieństwo księdza”, „Bo wszyscy tak robią”. Na pytanie o znaczenie sakramentu nie otrzymałem prawie nigdy zadowalających odpowiedzi." myślę, że tego zjawiska nie wolno lekceważyć. Czy ktoś coś robi by tak nie było? Ja mam taki pomysł: poważna obowiązkowa formacja dla każdego ochrzczonego na temat Sakramentu Małżeństwa, co najmniej dwuletnia, na zaliczenie na podstawie frekfencji - w wieku szkoły podstawowej, oczywiście przy parafii! 
L
leszek
6 maja 2011, 16:13
@Wer, zrobiłeś bardzo trafne rozróżnienie przedstawiające samą istotę. Rzecz właśnie w tym, że chrześcijanin to nie jest ktoś begrzeszny, ale ktoś kto stale walczy ze swoimi grzechami, słabościami. Ale jak widać niewiele osób to jest w stanie zrozumieć... Nie mówiłem o tym, że chrześcijanin ma być bez grzechu. To jest niemożliwe. Zastanawiałem się w temacie niewoli grzechu:  Dla mnie uzależnienie jest formą niewoli. Jezus Chrystus uwalnia nas z niewoli grzechu. Oczywiście każdemu zdarza się upaść. Ale położyłbym nacisk na słowa "zdarza się". A uzależnienie od grzechu to nie to samo, co "zdarza się". Hm... kemot, czy to co napisałe odebrałeś jako aluzję do siebie? Nie miałem takich zamiarów. Po prostu, napisałem dokładnie to co myślę i co nasunęło mi się przy czytaniu tego co napisał Wer z którym się zgadzałem.
L
leszek
6 maja 2011, 14:58
a propos bycia chrześcijaninem - myślę, że należy odróżnić bycie chrześcijaninem od bycia świętym. Każdy chrześcijanin na ziemi dąży do świętości. To nie oznacza, że jest już wyzwolony z każdego grzechu! Mówimy tu o widocznych nałogach - palenie, picie etc. Ale często bywają też inne "słabości", np. łatwość wpadania w gniew, nałogowe plotkarstwo, lenistwo etc. I czy osoby, które w ten sposób żyją, postępują mogą być nazwane chrześcijanami? Moim zdaniem prawdziwy chrześcijanin WALCZY ze swoimi grzechami, słabościami. Czyli nie macha ręką na swoje palenie, wybuchy złości etc. Nie "błogosławi" im. @Wer, zrobiłeś bardzo trafne rozróżnienie przedstawiające samą istotę. Rzecz właśnie w tym, że chrześcijanin to nie jest ktoś begrzeszny, ale ktoś kto stale walczy ze swoimi grzechami, słabościami. Ale jak widać niewiele osób to jest w stanie zrozumieć... Zdarzyć się też może, że nie ma świadomości, że coś jest grzechem. Może warto mu na to DELIKATNIE zwrócić uwagę? Ale chyba nie nam oceniać jakie robi postępy w walce (dla niektórych rzucenie palenia będzie kwestią jednej decyzji, w której wytrwa, dla innych sprawa będzie ciągnęła się latami, nieraz do końca życia; to samo w przypadku innych grzechów - co nie oznacza, że taki człowiek nie ma szans na bycie świętym!). Tu też masz rację. Nie nam oceniać jakie postępy robi ktoś w walce ze swoimi grzechami i słabościami. Ale znowuż, niewiele osób jest w stanie to zrozumieć... Oszołomom wydaje się że jak nie potępią danego człowieka/grzesznika to jeszcze ktoś może pomyśleć że oni tolerują takie grzechy :-(
L
leszek
6 maja 2011, 14:52
Idąc dalej ad absurdum w takiej interpretacji, męczeństwo też jest grzechem. Ale to tylko W TWOICH idących ad absurdum rozumowaniach a nie w chrześcijaństwie. Ostatnio na Deonie pojawiło się info o jakiejś nieszczęsnej Rosjance, która zamiast ratować swoje życie (i perspektywę czynienia dobra w kolejnych latach) wolała w imię dziwnych zasad wiary nie składać nic nie znaczącego podpisu na jakimś administracyjnym świstku. Bo świstek był oświadczeniem o byciu ateistą lub wyznania żydowskiego (co miało znaczenie dla finansowania operacji w Izraelu). bracie_robocie, widzę że usiłujesz odgrzewać stare spory? Dla Ciebie osoba nie chcąca zaprzeć się swojej wiary stosuje się do dziwnych dla Ciebie zasad? Skoro jesteś aż tak amoralny to rzeczywiście mogą to być dla Ciebie dziwne zasady. Rozumiem więc że gdybyś żył w Polsce w czasie II wojny światowej to w imię ratowania swojego życia (i w perspektywie szkalowania chrześcijaństwa w kolejnych latach) nie stosowałbyś żadnych dziwnych zasad i złożył swój nic nie znaczący podpis na administracyjnym świstku zwanym volkslistą. I bez jakichkolwiek skrupułów czerpałbyś profity z tego nic nie znaczącego podpisu :-(
L
leszek
6 maja 2011, 14:42
świadome szkodzenie swojemu zdrowiu i zdrowiu osób ze swojego otoczenia może być grzechem. zupełnie inaczej jest jeno, kiedy szkodzi się własnemu zdrowiu dla Boga. Wtedy to nazywa się asceza i staje się jednym z podstaw Kościoła (jeśli patrzeć na ruch pustelniczy w początkach chrześcijaństwa). To co napisałeś nie jest prawdą. Asceza nigdy nie polega na szkodzeniu sobie na zdrowiu. Albo jesteś totalnym ignorantem albo zwyczajnie kłamiesz.
W
Wer
6 maja 2011, 14:30
Dyskusja chyba odeszła od tematu przewodniego ;) Ale a propos bycia chrześcijaninem - myślę, że należy odróżnić bycie chrześcijaninem od bycia świętym. Każdy chrześcijanin na ziemi dąży do świętości. To nie oznacza, że jest już wyzwolony z każdego grzechu! Mówimy tu o widocznych nałogach - palenie, picie etc. Ale często bywają też inne "słabości", np. łatwość wpadania w gniew, nałogowe plotkarstwo, lenistwo etc. I czy osoby, które w ten sposób żyją, postępują mogą być nazwane chrześcijanami? Moim zdaniem prawdziwy chrześcijanin WALCZY ze swoimi grzechami, słabościami. Czyli nie macha ręką na swoje palenie, wybuchy złości etc. Nie "błogosławi" im. Zdarzyć się też może, że nie ma świadomości, że coś jest grzechem. Może warto mu na to DELIKATNIE zwrócić uwagę? Ale chyba nie nam oceniać jakie robi postępy w walce (dla niektórych rzucenie palenia będzie kwestią jednej decyzji, w której wytrwa, dla innych sprawa będzie ciągnęła się latami, nieraz do końca życia; to samo w przypadku innych grzechów - co nie oznacza, że taki człowiek nie ma szans na bycie świętym!).
6 maja 2011, 12:44
Idąc dalej ad absurdum w takiej interpretacji, męczeństwo też jest grzechem. Ostatnio na Deonie pojawiło się info o jakiejś nieszczęsnej Rosjance, która zamiast ratować swoje życie (i perspektywę czynienia dobra w kolejnych latach) wolała w imię dziwnych zasad wiary nie składać nic nie znaczącego podpisu na jakimś administracyjnym świstku. Bo świstek był oświadczeniem o byciu ateistą lub wyznania żydowskiego (co miało znaczenie dla finansowania operacji w Izraelu).
6 maja 2011, 12:41
świadome szkodzenie swojemu zdrowiu i zdrowiu osób ze swojego otoczenia może być grzechem. zupełnie inaczej jest jeno, kiedy szkodzi się własnemu zdrowiu dla Boga. Wtedy to nazywa się asceza i staje się jednym z podstaw Kościoła (jeśli patrzeć na ruch pustelniczy w początkach chrześcijaństwa).
P
per...
6 maja 2011, 12:36
Odnośnie skótków chorobowych trucizny jaką jest tytoń: Obecna nauka mówi, że "papieros już po chwili uszkadza DNA" ha ha ha. Ale to nie jest śmieszne. Niech to będzie przestroga dla tych, którzy się zastanawiają, bo niestety dla tych co już palą jest już za późno bo to są skutki nieodwracalne w organiźmie przekazywane na następne pokolenie. To by chyba potwierdzało min. tak wiele przypadków nowotworów i białaczki u dzieci i osób biernie palących. http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/zdrowie/art,410,papieros-juz-po-chwili-uszkadza-dna.html
T
T7HRR
6 maja 2011, 12:03
Ale zauważ jednak, że są i tacy którzy latami palą i na nic nie chorują! Więc można palić i nie chorować. Leszku - można palić i mieć niezdiagnozowane obajwy chorobowe.. No chyba, ze po pierwszym papierosie wtedy masz głównie podrażnienia... 
L
leszek
6 maja 2011, 11:46
Niemniej tu zaskoczyło mnie, że słuchacz pastora ma wątpliwości, czy świadome szkodzenie swojemu zdrowiu i zdrowiu osób ze swojego otoczenia może być grzechem. To niezupełnie tak jest. Zwróć uwagę, że zrobiłeś podmianę/podstawienie! Słuchacz nie miał wątpliwości czy szkodzenie zdrowiu jest grzechem ale czy palenie papierosów jest grzechem! I dopiero Ty zrobiłeś podstawienie na zasadzie \'palenie papierosów\'=\'szkodzenie zdrowiu\'. Pastor powiedział: palenie papierosów jest grzechem, a jeden z uczestników zaprotestował i zapytał, gdzie w Piśmie Świętym jest napisane, że to grzech. A sprawa nie jest tak oczywista. Statystycznie zgoda. Wśród palaczy jest znacznie większa zachorowalność na niektóre choroby. Ale zauważ jednak, że są i tacy którzy latami palą i na nic nie chorują! Więc można palić i nie chorować. Nie zrozum mnie źle, nie mam zamiaru dowodzić że palenie jest OK, chodzi mi tylko o to że skoro są tacy co palą i nie chorują to nie ma znaku równości pomiędzy paleniem a chorobami. Zwłaszcza wśród palaczy nie ma takiego przełożenia. Więc jak pyta czy palenie jest grzechem to nie oznacza to że ma wątpliwości czy szkodzenie innym jest grzechem. A tak z innej beczki, gdybym tak zaczął pytać czy przechodzenie przez ulicę na czerwonym świetle jest grzechem to jak sądzisz, jakie byłyby reakcje? Np Ty co byś powiedział? A chodzenie zimą bez czapki, jedzenie przeterminowanej żywności, nie mycie rąk po skorzystaniu z WC? Takie przykłady można by mnożyć! I przecież to też jest szkodzenie na zdrowiu sobie i osobom ze swojego otoczenia! Nie uważasz że należałoby spowiadać się również z nie mycia rąk po WC?
L
leszek
6 maja 2011, 07:54
Przecież ten pastor użył ironii :)Wiem, że to zauważyłeś. Sperasz się chyba dla sportu :) Niezupełnie dla sportu :-) Wiesz Kemot, generalnie rusza mnie instrumentalne wykorzystywanie tekstów Biblijnych. Ktoś coś chce udowodnić, więc wyszukuje sobie jakiś cytat mający świadczyć że tak mówi Biblia. I w ten sposób można zawsze znaleźć odpowiednie cytaty na poparcie aktualnie lansowanej tezy i udowadniać co się tylko chce. Ktoś kiedyś odmawiając udziału w sporach z jehowitami fajnie powiedział, że Biblia powinna służyć do wspólnej modlitwy a nie do walenia się nią po łbach. I coś w tym jest.
L
leszek
5 maja 2011, 20:00
Nie mam najmniejszych wątpliwości, co do tego, że pastor przyznałby, że jest grzeszny. Też mam taką nadzieję/przekonanie :-) Myślę, że posłużyłeś się swoim fragmentem w sposób nieuprawniony. Jezus nikogo nie nakłania do samookaleczania. Całkowicie się z Tobą zgadzam, że Jezus nie nakłania nikogo do samookaleczania. Ale tak samo nie zachęca nikogo do zanieczyszczania swojego ciała i/lub palenia papierosów. Posłużyłem się swoim fragmentem w sposób jak najbardziej uprawniony, tyle że nie po to aby dowodzić nieprawdy, że Jezus nakazuje wydłubywać oczy i obcinać ręce, ale po to aby obalić nieuprawnione użycie fałszywie dowodzące że Jezus zachęca do palenia i zatruwania się. No weź zobacz, czy nie ma analogii pomiędzy tym co powiedział pastor a tym co w odpowiedzi napisałem? Ma pan rację - odparł spokojnie pastor - w Biblii nie ma takiego fragmentu, który zakazywałby palenia papierosów. Jest nawet taka wypowiedź Jezusa Chrystusa, w której zachęca on tych, którzy palą papierosy i stosują inne używki, aby dalej zanieczyszczali swoje ciała. Następnie otworzył Pismo Święte i przeczytał fragment Apokalipsy, 22,11-12; "Kto krzywdzi, niech jeszcze krzywdę wyrządza, i plugawy niech jeszcze się splugawi, a sprawiedliwy niech jeszcze wypełni sprawiedliwość, a święty niech jeszcze się uświęci. Oto przyjdę wkrótce, a moja zapłata jest ze mną, by odpłacić każdemu według jego uczynków." Niedawno podczas nabożeństwa pokutnego ksiądz zwracał obecnym uwagę na to, że picie alkoholu z zamiarem upicia się jest grzechem. Wprowadził wiernych w błąd? Nie, nie wprowadził w błąd. Miał rację :-)
L
leszek
5 maja 2011, 19:22
Nie chodzi mi o filozofów, tylko o wewnętrzne przekonanie, że Bóg istnieje. Ateista takiego przekonania nie ma. Czy można stać się chrześcijaninem bez wcześniejszego przekonania, że Bóg istnieje? Hmmm... Trochę wydaje mi się to trudne bez konkretnej Bożej interwencji. Jak mam uwierzyć w Syna Bożego i jego Dzieło Odkupienia bez wiary w Boga? Nie oczekuję odpowiedzi. Tak sobie głośno myślę... Chyba nie za bardzo mnie zrozumiałeś. Jak pisałem że wcale nie trzeba najpierw wierzyć w Boga, to wcale nie chodziło mi o to, że można najpierw zostać chrześcijaninem a potem uznać wiarę w Boga.
L
leszek
5 maja 2011, 18:09
Pewien pastor prowadzący pięciodniowy kurs odwykowy dla palaczy papierosów, w czasie jednego z wykładów powiedział, że palenie papierosów jest grzechem. Wówczas jeden z uczestników zaprotestował i zapytał, gdzie w Piśmie Świętym jest napisane, że to grzech? Ma pan rację - odparł spokojnie pastor - w Biblii nie ma takiego fragmentu, który zakazywałby palenia papierosów. Jest nawet taka wypowiedź Jezusa Chrystusa, w której zachęca on tych, którzy palą papierosy i stosują inne używki, aby dalej zanieczyszczali swoje ciała. Następnie otworzył Pismo Święte i przeczytał fragment Apokalipsy, 22,11-12; "Kto krzywdzi, niech jeszcze krzywdę wyrządza, i plugawy niech jeszcze się splugawi, a sprawiedliwy niech jeszcze wypełni sprawiedliwość, a święty niech jeszcze się uświęci. Oto przyjdę wkrótce, a moja zapłata jest ze mną, by odpłacić każdemu według jego uczynków." Należałoby w takim razie zapytać tego pastora czy jest bezgrzeszny. I gdyby odpowiedział że tak, to odesłać go do miejsca w Biblii mówiącego informującego że jest kłamcą. A gdyby zgodnie z prawdą odpowiedział że tak to należałoby go zapytać dlaczego w takim razie nie wydłubał sobie jeszcze oczu i nie poobcinał rąk i nóg. I też odesłać go do stosownych miejsc w Biblii nakazujacych takie działania...
L
leszek
5 maja 2011, 18:04
 Jak widzisz, nie ma to absolutnie nic wspólnego z chrześcijaństwem. Tylko, że ateista nie wierzy w żadnego boga a nie w tylko w konkretnego Boga chrześcijan. Gdyby ten człowiek nie zagłuszył swojej wiary/religijności naturalnej nie byłby ateistą. Aby stać się chrześcijaninem najpierw trzeba wierzyć, że w ogóle istnieje Istota Najwyższa. Hm... Nie sądzę... To co piszesz brzmi jak rozważanie filozoficzne, że najpierw ktoś dochodzi do wniosku, że istnieje jakiś Absolut, potem go nazywa Istotą Najwyższą, następnie Bogiem, a w końcu zaczyna kombinować który to może być ze znanych bogów. A chrześcijaństwo nie jest systemem filozoficznym. Więc niekoniecznie najpierw trzeba uwierzyć w istnienie istoty najwyższej. To może być nierozerwalnie jednoczesne. A ateista to niekoniecznie taki który zagłuszył w sobie wiarę/religijność naturalną. Może to być równie dobrze, a nawet tak prędzej, człowiek który wyrósł z przykrótkich majteczek religijności naturalnej i widzi irracjonalność wiary w Perkuna czy Trygława lub jakąś Storradę oraz dwulicowość i irracjonalność wiary osób podających się za chrześcijan... Istotne jest to czy ten proboszcz modlił się o nawrócenie tego konkretnego ateisty. Tylko, że ten proboszcz prawdopodobnie mógł nie wiedzieć o istnieniu tego konkretnego ateisty. Bo niby skąd, skoro ateista do kościoła nie chodzi.Chyba, że się znali ale tego nie wyczytałem z kontekstu. Tak, mógł nie wiedzieć.
L
leszek
5 maja 2011, 17:48
Mało tego, zaczął palić już po nawróceniu gdyż już od dziecka był głęboko religijny. Trochę nie zrozumiałem tego zdania. W jakim wieku się nawrócił? Sorry, to moja wina, dwuznacznie napisałem, ale pisałem w korelacji do wcześniejszego zdania. Napiszę jeszcze raz: już od dziecka był głęboko religijny więc gdy zaczynał palić był już wierzącym, stąd moje że po nawróceniu.
L
leszek
5 maja 2011, 16:05
Cóż... Ja w słowach "Ojcze, jeśli ja nie wierzę w Boga, to wina jest moja czy ojca?”  widzę próbę obarczenia winą za moją niewiarę kogoś innego. To trochę dziwne, jeśli wychodzi się z założenia, że istnieje coś takiego jak wiara naturalna. Zrozumiałbym, gdyby ten człowiek utracił swoją wiarę na skutek złego przykładu proboszcza, ale jak tu mówić o złym przykładzie skoro te osoby się nie spotykały... Hm... Gdybym na żywo widział taką sytuację, słyszał głos, widział mowę ciała, to może inaczej bym to odbierał. Ale jeśli chodzi wyłącznie o samo stwierdzenie/zapytanie, to jest to wg mnie zwyczajne pytanie. Wiara naturalna to co innego niż religijność naturalna, i wiara naturalna niekoniecznie oznacza wiarę religijną. Wydaje mi się że trochę nie tak rozumiesz wiarę/religijność naturalną. Wiara/religijność naturalna oznacza że człowiek może obserwując świat samodzielnie dojść do wniosku że istnieje Ktoś kto go stworzył i że w naturalny sposób utworzą się i rozwiną różne formy kultu usiłujace udobruchać tego Kogoś oraz pojawią się osoby specjalizujące się w pośrednictwie pomiędzy ludźmi a tym Kimś. Jak widzisz, nie ma to absolutnie nic wspólnego z chrześcijaństwem. Sugerujesz, że chodzi o brak modlitwy za ateistów. Chyba nie. Każdemu chrześcijaninowi leży na sercu zbawienie jak największej liczby ludzi więc chyba temu księdzu też. Podejrzewam, że modlił się o nawrócenie ateistów. Nie, nie sugerowałem braku modlitwy za ateistów, ale brak modlitwy za tego jednego konkretnego ateistę. To nieistotne czy proboszcz modlił się o nawrócenie jakiejś abstrakcyjnej kategorii osób cechujących się ateizmem. Istotne jest to czy ten proboszcz modlił  się o nawrócenie tego konkretnego ateisty.
L
leszek
5 maja 2011, 15:47
Czy ten święty palił do śmierci, czy też może tylko do momentu nawrócenia? Hm... Nie mam aż tak szczegółowych danych aby podać czy palił do samej śmierci. Ale wiem, że palił już po nawróceniu. Mało tego, zaczął palić już po nawróceniu gdyż już od dziecka był głęboko religijny.
L
leszek
5 maja 2011, 15:43
 Ale w jakieś tam żydowskie święto to mają obowiązek sie urżnąć jak wieprze. Nieprawda. Nigdy nie mają obowiązku urżnąć się jak wieprze. To co piszesz jest niezbyt kulturalną kpiną z żydowskiego święta Purim. Jest to bardzo radosne święto, nazywane żydowskim karnawałem. Święto to jest związane ze wspominaniem dwóch postaci, pozytywnej - Mordechaja oraz negatywnej Hamana. I stąd, przy obchodzeni tego święta do obowiązków należy picie w ten dzień alkoholu aż do momentu, w którym nie można będzie rozróżnić wznoszonych okrzyków: 'Niech będzie błogosławiony Mordechaj' i 'Niech będzie przeklęty Haman'.
KL
kumpel lumpa
5 maja 2011, 12:36
Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić naszego Pana palącego ćmiki i upijającego się. Wy potraficie?  Ale w jakieś tam żydowskie święto to mają obowiązek sie urżnąć jak wieprze. Spytajcie Kemota.
5 maja 2011, 12:27
Skoro artykuł mówi o ślubach to spójrzmy jak wyglądają nasze zwyczaje ślubne. Jak wygląda typowe wesele. Czy to impreza chrześcijańska? Podobałyby się Panu Jezusowi oczepiny i to, co się dzieje później? A tymczasem goście weselni przed chwilą wyszli z kościoła... Chrześcijanie... Jest sacrum i profanum. Podczas nocy poślubnej nie ma miejsca na modlitwę. Nie wpuszczajmy Boga do łóżka.
P
per...
5 maja 2011, 09:17
Jeszcze chciałam napisać odnośnie świętości, że jeśli już wszyscy w koło nas odciągają od świętości i gorszą złym przykładem to warto pamięać o słowach bł. JPII: "wymagajcie od siebie choćby nikt od was nie wymagał". Mi to bardzo pomaga. Dobrego dnia życzę Wszystkim :)
P
per...
5 maja 2011, 09:13
Jak możesz mieć dość, czegoś czego nie ma? Ale Ci ktoś bajek naopowiadał o tym sikaniu w pieluchy itd... Wsyd, że w takie bajki uwierzyłeś. Hahaha ... Dobrze, że w końcu się zreflektowałeś. Możesz się przyznać ile masz lat ... ciekawa jestem jak długo w takie bajki wierzyłeś?
O
olek
5 maja 2011, 09:00
A ja mam już dość świętych od kołyski którzy jeszcze nie mówili a juz siię modlili,nie sikali w pieluchy bo przyszłemu świetemu nie wypada ,będąc dziećmi nie kłócili się o zabawki i zawsze je oddawali bardziej potrzebującym etc.etc.Swięty to nie sztuczny twór to człowiek z krwi  i kości mocno niedoskonały z ludzkimi słabościami i ułomnościami a mimo to święty.Czy bycie w nałogu tytoniowym pozbawiło by np.Matkę Teresę Swiętości? Czy palący brat Albert to nie był by święty?A co z nałogowo przeklinającymi czy mają szanse na świętość?Wydaje mi się że ostatnimi którzy mogą oceniać czyjąś świętość jesteśmy my ludzie.Bierzemy się chyba za nie swoją działkęJak to dobrze że ostatecznie  o świętości czy też jej braku decydował będzie Pan Bóg ..
P
per...
5 maja 2011, 08:34
O!? Palił czy był w nałogu bo to zasadnicza różnica? Mam nadzieję, że się rozumimy.
L
leszek
5 maja 2011, 08:11
 Człowiek ten deklarował się jako ateista i nie praktyko­wał; toteż proboszcz zapytał: „Dlaczego prosisz o ślub kościelny, jeśli nie wierzysz w Boga?” Usłyszał taką odpowiedź: „Ojcze, jeśli ja nie wierzę w Boga, to wina jest moja czy ojca?” Jest to pytanie, które mrozi i zmusza do pokory. Nie bardzo rozumiem, dlaczego ateista ma pretensję o swój brak wiary do duchownego. Wy rozumiecie? Przede wszystkim nie bardzo rozumiem na jakiej podstawie twierdzisz że miał pretensje. Nic nie było powiedziane o jakichkolwiek pretensjach. A czy zdarza Ci się modlić za kogoś bliskiego? Pewnie tak. A dlaczego, po co się modlisz? A czy nie mógłbyś podobnie pomodlić się za tego w/w ateistę? Któryś ze świętych powiedział: jeżeli twój brat grzeszy to znaczy że za mało się modlisz za niego... I o to pewnie chodziło tamtemu ateiście.
L
leszek
5 maja 2011, 07:59
[...] Znasz jakiegoś świętego w sensie wyniesionego na ołtarze, który był w nałogu czy to tytoniowym czy alkoholowym? Nie ma takiego bo to jest niemożliwe. Znam, Ty też znasz, choć nie wiesz że palił papierosy.
S
szaliach
4 maja 2011, 16:21
Może już nie przesadzajmy z uzależnieniem, nadużywaniem alkoholu. Znam wielu wspaniałych kapłanów, oddanych posłudze, którzy borykają się z nałogiem nikotynowym. Słabość człowieka objawia się na różnych gruntach. Sam jesteś grzeszny, nie odmawiaj prawa do bycia chrześcijaninem innym grzesznikom.