Nie bójcie się, dacie radę

(fot. shutterstock.com)
Karolina Mazurkiewicz i Michał Wnęk / slo

Chcemy pokazać, że można być szczęśliwym małżeństwem studenckim, które na początku wynajmowało mały pokoik, żyło ze stypendiów. Należy młodym mówić: "Nie bójcie się, dacie radę". O wartości bycia razem, pragnieniu czystości, walce o siebie dla siebie, pierwszym dziecku i odpowiedzialności, z Beatą i Marcinem Mądrymi rozmawiają Karolina Mazurkiewicz i Michał Wnęk.

Skąd pomysł spotkań-świadectw dla młodzieży?

B.M.: Nasza koleżanka ucząca w Zespole Szkół Zawodowych w Krakowie półtora roku temu zapytała nas, czy wśród swoich znajomych nie mamy takich, którzy wytrwali w czystości przedmałżeńskiej. Nikt z jej uczniów nie wierzył, że ktoś taki istnieje. Wtedy zaproponowałam, że ja z mężem mogę się podzielić swoim świadectwem, bo nam się udało. I tak w Narodowy Dzień Życia stanęliśmy oko w oko z młodzieżą. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to co powiemy, będzie nowością a może i zaskoczeniem. Jednak już po 15 minutach naszego mówienia na auli zapanowała cisza. Tak to pamiętam: sto par oczu, jedni zaciekawieni, inni zawstydzeni, zmieszani, ale i wzruszeni.

DEON.PL POLECA

Jak promować to, co piękne i właściwe wśród młodzieży?

B.M.: Pokazać to w bardzo atrakcyjny sposób, by czystość pociągała bardziej niż seks. Ludzie niestety nie mają właściwej wiedzy. Jednym tchem potrafią wymienić pozycje seksualne, książki o seksie, ale nie umieją powiedzieć np. ile chorób wenerycznych jest przenoszonych podczas jednego stosunku. Wielokrotnie spotykam się z dziewczynami, które w młodości wybrały inaczej. Zauważam jedno - że brak u nich tego błysku w oku i potwierdzenia, że są zadowolone ze swojej relacji z chłopakiem. Widać natomiast ich wewnętrzne rozdarcie, które pojawiło się zaraz po "pierwszym razie" i zawsze, kiedy zgadzały się na seks, by nie być odrzucone, wyśmiane. Ale to barwne życie seksualne nie uchroniło przed zerwaniem, zranieniem, bezpłodnością. Opowiadanie o historiach młodocianych rodziców najbardziej trafia. Ważne jest, by mówić przykładami z życia. My naszą działalność taktujemy jako dar i misję. Wiemy, że to ma sens dzięki telefonom, mailom i słowom, które otrzymujemy po tych spotkaniach.

O co pyta młodzież?

M.M.: Zdarzają się różne pytania, od prostych do bardzo wulgarnych, ale też bardzo często egzystencjalnych.

B.M.: Chłopaki pytają o to, jak nie zranić dziewczyny, jak randkować, żeby zachować granicę. Pytają też o ważne rzeczy: jak rozeznać, że to ona, ta jedyna. Dziewczyny pytają o bardzo techniczne sprawy i to jest dla mnie, jako kobiety, bolesne. Często zdarza się, że są bardzo wulgarne w tych pytaniach. Jakby przyzwyczaiły się, że są tylko tymi, które zaspakajają męskie potrzeby, bo taki wizerunek kobiety kreuje obecny świat. Z tego też wynika, że brak im poczucia wstydu, są przyzwyczajone, że kobieta jest tylko ozdobą.

O czystość należy walczyć. Jak ta bitwa wyglądała u Państwa? Ciężko uwierzyć, że odbyło się to bez wyrzeczeń i poważnych decyzji.

B.M.: Pierwszy rok to takie wspólne oswajanie się ze sobą, jak być gentlemanem, damą, poezja, śpiew, spacery, niekończące się rozmowy. Każdy temat, który nas łączył, to była kolejna więź i tak zostaliśmy obwiązani jak nici z dwóch szpulek. W momencie głębszego poznania i zrozumienia przestają występować pewne bariery ciała, co zresztą jest bardzo naturalne. Chcemy być coraz bliżej.

M.M.: Później przyszedł czas pragnienia bycia razem również fizycznie. Przecież byliśmy bardzo zdrowi i testosteron działał. Ale szukaliśmy rozwiązań, ucieczki od tych emocji. W momencie, kiedy czuliśmy do siebie wielkie pożądanie, dobrą metodą była przerwa w randkowaniu. Natura jest bardzo silna i łatwo nas wciąga atmosferą spotkania, wieczornym nastrojem kolacji, dlatego trzeba unikać takich sytuacji, które prowadzą do wzajemnego rozbudzania namiętności.

B.M.: Marcin często mi mówił: Pamiętaj kochanie, te Przykazania Boże muszą mieć sens! Mąż jest dla mnie przykładem faceta , który jest w pełni męski i odpowiedzialny, bo umie z impetem zareagować na zło, ale i opanować swoje pragnienia dla większego dobra.

M.M.: Dzisiaj sugeruje się jedyny słuszny plan na życie: najpierw studia, dom, praca, dwa samochody i dopiero wtedy można się pobrać. A tak naprawdę, to czas miłości można po prostu przespać. Trzeba być czujnym, by tych znaków czasu nie przeoczyć. My rozpoznaliśmy je w wieku lat 20 i wtedy się pobraliśmy, tydzień przed moimi studiami. I był to wybór poprzedzony odczytaniem powołania. To była odpowiedź na Boży plan dla nas.

Co Państwo zyskali zachowując wstrzemięźliwość przed ślubem?

B.M.: Spotykam na co dzień żony, które nie czują się szanowane przez swoich mężów, nie są zdobywane, dla których małżeństwo to monotonia. Ja tego nie odczuwam. Mija jedenasty rok i ja nie czuję się zgaszona. To jest ten owoc czystości, że wcześniej doświadczyłam zachwytu, adorowania, a kiedy zakochanie minęło doświadczyłam trwania, wierności, humoru (z powodu wzajemnych wad). Jesteśmy ciągle razem, nawet w naszej duchowości, w wychowywaniu dzieci. Z tego czasu chodzenia ze sobą mam wiele pięknych wspomnień, do których chętnie powracam, ale nimi nie żyję. To tu i teraz wyznaję, ze jestem spełnioną kobietą.

M.M.: Seks jest dla małżonków, więc naturalne jest to, że czekamy ze współżyciem do ślubu. Niestety, lansuje się co innego mówiąc, że seks jest dla każdego. Nie jest dla każdego. Słowa Jezusa są proste, Dekalog jest prosty, więc "najpierw ślub, potem siup". Ten kto jest dojrzały do ślubu, jest dojrzały do seksu. My mieliśmy poukładaną wizję wspólnej przyszłości. O tym rozmawialiśmy na randkach.

Często słyszymy, że małżeństwo to nieustanne pasmo kompromisów.

B.M.: Nie u nas! My zgadzamy się w takich kwestiach jak wiara, rodzina, wspólne pasje - to te trzy tematy, które nas łączą. No i nasze pożycie, które nas ciągle fascynuje. Wspólne spacery, randki tylko we dwoje, kiedy dzieci możemy zostawić pod opieką znajomych - są to wywalczone godziny tylko dla nas. Jednak na pewne tematy nigdy nie dyskutujemy, ponieważ ja mam swoje zdanie i Marcin swoje, a przekonywanie drugiej strony do własnych racji nie ma sensu. To nie o to w tym chodzi, by się we wszystkim rozumieć. Miłość jest ponad tym.

Jak to było z tym ślubem w wieku 20 lat, mimo braku pieniędzy, domu i dwóch samochodów?

M.M.: Najważniejszym kryterium zawarcia związku małżeńskiego jest to, że mamy wspólną wizję przyszłego życia, że się kochamy, że chcemy ślubować sobie wierność, wziąć odpowiedzialność za siebie nawzajem. To jest warunek konieczny i wystarczający. Inne kryteria, które tak naprawdę nie są konieczne, to stateczność materialna, dom, mieszkanie i samochód. Oczywiście, są to rzeczy potrzebne, ale nie są najważniejsze. Dzisiaj zamienia się kolejność kryteriów. Mówi się o tym, że należy zapewnić byt drugiej osobie, a dopiero potem myśleć o ślubie. Zapomina się, że w formule przysięgi, którą wypowiadają nowożeńcy, nie ma ani słowa o pieniądzach.

B.M.: Potrzeby ludzi są dziś bardzo wygórowane. Chcemy pokazać, że można być szczęśliwym małżeństwem studenckim, które na początku wynajmowało mały pokoik, żyło ze stypendiów. Należy młodym mówić: "Nie bójcie się, dacie radę". Należy zaufać Duchowi Świętemu, bo On działa bardzo konkretnie.

Kiedy zdecydowali się Państwo na pierwsze dziecko?

B.M.: Przyszedł taki moment, kiedy ja chciałam zobaczyć tę naszą miłość, zobaczyć część mnie i część Marcina. Zaglądałam do wózków obcych kobiet i już się nie mogłam doczekać. Więc cały czas dopytywałam, co z tym dzieckiem. Kiedy on pojechał na rekolekcje ORD Ruchu Światło-Życie, rozmawiał z Bogiem o swoim ojcostwie. I dostał od Niego słowo, że "jest syn". Przyjechał do mnie i powiedział, że mamy dziecko. Dziewięć miesięcy później urodził się Paweł.

Czy Państwo planowali, kiedy będą mieć dzieci?

M.M.: Oczywiście, już w dniu ślubu, kiedy ksiądz zapytał, czy jesteśmy otwarci na potomstwo, którymi nas Pan Bóg obdarzy. Powiedzieliśmy - jesteśmy! Pierwsze dziecko to trzeci rok małżeństwa. Po Pawle pojawiła się Marysia (żyła 10 tygodni od poczęcia), Rozalia, Mareczek (żył 7 tygodni od poczęcia) a potem jeszcze Lidzia i Aniela.

Jak wyglądało życie ojca - studenta i matki - studentki?

M.M.: Pamiętam, kiedy urodził się Paweł, dzień później miałem najważniejszy egzamin na studiach. I poszedłem na niego po całej nieprzespanej nocy. Kiedy przed profesorem usprawiedliwiałem swój wygląd - podpuchnięte i czerwone oczy tym, że zostałem przed kilkoma godzinami ojcem, on tylko stwierdził, że mogę przyjść w drugim terminie, a ocena zostanie wystawiona, jakbym zaliczył w pierwszym podejściu. To było to dla mnie bardzo budujące, proste, szczere.

B.M.: Bywały też takie momenty, że w przerwie między zajęciami przekazywaliśmy sobie Pawła na przystanku autobusowym na Kleparzu, bo ja biegłam na wykład. Zdarzyło się też, że Marcin siedział na wykładzie z dzieckiem na rękach. Ja na jednym egzaminie dostałam bardzo krótkie pytanie, bo wykładowca bał się, że z nerwów mogę stracić pokarm.

Czyli mówimy młodym ludziom, że się da?

B.M.: Tak. My nie mieliśmy nic w sensie materialnym, choć rodzice pomagali, jak mogli. Żyliśmy ze stypendiów naukowych, staraliśmy się o dopłatę dla młodych studenckich małżeństw. Marcin studiował dziennie, w ciągu dnia chodził na uczelnię, a wieczorami dorabiał jako kelner na rynku w Krakowie. Oczywiście, prowadziliśmy skromne życie. Przez lata studiów nie kupowaliśmy ubrań. Podczas wakacji wyjeżdżaliśmy do pracy np. do Niemiec zbierać winogrona i za to kupiliśmy pierwszy komputer oraz piękne jesienne płaszcze. Wyprawkę dla Pawełka dostałam od koleżanek. Namawiamy do tego, by być odważnym w podejmowaniu decyzji i szczycić się wartością, jaką jest czystość, bo to nie etap do ślubu, tylko wybór drogi wierności Kościołowi Jezusa Chrystusa.

Woli Pani dżinsy czy sztruksy?

B.M.: Zdecydowanie sztruksy. U mężczyzn (śmiech). Sama nie mam ani jednej pary spodni. Bardzo kobieco czuję się w sukienkach, od tych długich po te krótkie. Zresztą łatwo zauważyć, że dziewczyna w sukience całkiem inaczej się zachowuje, jest bardziej kobieca.

M.M.: Cieszę się, że moja żona nosi tylko sukienki, a koledzy mówią, że jestem szczęściarzem. Sukienka wydobywa piękno z kobiety.

Prowadzi Pani książkę cytatów. Który znalazłby się na pierwszej stronie?

B.M.: " Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą". Od urodzenia dzieci stałam się lwicą. Wcześniej byłam subtelna i delikatna. To jest moje nowe oblicze. Walczę przede wszystkim o dusze swoich dzieci, o czystość naszą i młodzieży, o prawdę kobiecego powołania. Jeżeli miałabym być kiedyś świętą, to chciałabym być świętą kobietą walczącą.

Taką Joanną d’Arc?

B.M.: Tylko w sukience (śmiech). Bycie pokorną nie znaczy cichą. Tego nauczyłam się właśnie po urodzeniu dzieci.

Beata i Marcin Mądrzy - na co dzień szczęśliwe małżeństwo z jedenastoletnim stażem, czwórką pociech: Pawłem, Rozalią, Lidią i Anielą. Aktywni działacze pro-life. Jeżdżą po szkołach, duszpasterstwach, kościołach dając świadectwo swojej miłości i odwagi w kroczeniu do Boga. Obecnie prowadzą firmę wodzirejską, która organizuje wesela, komersy, studniówki. Są autorami książek " Chcę być szczęśliwa. Tylko dla dziewczyn" i " Mogę zwyciężać. Tylko dla chłopców".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie bójcie się, dacie radę
Komentarze (26)
K
Kate
10 sierpnia 2014, 12:41
Piekne Świadectwo !  Sama też wyznaje  czystość Przed Małżeńską ,wierze i czuje  że to jest wartośc  cenna- czystość , tak jak w tym reportarzu  Marcin powiedział swoiej Zonie że - że  Przykazania Boże muszą mieć  sens .  Bo zapewne  mają  sens i to co JEZUS mówi . Chciałabym kiedy z Chłopakiem zbudowac związek oparty na Bogu Jego nauce, chciałabym kochać  i mieć taką miłośc  jak Pan Stwórca . Podsumowując : Czystość naprawdę ma sens :) Pozdrawiam
D
dżi.
28 lutego 2014, 11:46
dziękuję za świadectwo :) bardzo budujące i bardzo radosne :) z moim narzeczonym też spotykamy się z młodzieżą w szkołach i dzielimy się swoją historią, wiemy, że potrzeba takich par, które dają nadzieję, że warto i że się da budować relacje damsko-męskie razem z Bogiem i Jego nauką :)
G
grzesiek
18 stycznia 2014, 12:05
Czytając przeróżne portale katolickie, fora dyskusyjne zastanawiam się czy małżeństwo ma sens, bo przecież tak łatwo o grzech. [...] przecież nawet pocałunki, zwykłe, wynikające z miłości, jeśli tylko pojawia się obok podniecenie, są traktowane przez niektórych jako grzech ciężki. Młodzi ludzi, znerwicowani, wpadający w różne paranoje ze strachu przed grzechem boją się pocałować najbliższą osobę 3 miesiące przed ślubem.  Po ślubie już wszystko można? Oj, nie, nie ma za łatwo:) [...] przecież stosowanie NPR-u też jest obarczone grzechem ciężkim, jeśli tylko nie ma SŁUSZNEGO POWODU :) Bo przecież zamykanie się na życie, bo przecież planowanie potomostwa jest stawanie naprzeciw planom Boskim. Moja rada: wiedzę o tym, co jest grzechem a co nie, czerp skądinąd niż z forów internetowych. Przecież prawie wszystkie wypowiadające się osoby nie mają wykształcenia teologicznego więc o grzechu takim czy siakim to można sobie na forum dyskutować tylko luźno. Czemu podniecenie miałoby być grzechem? Może być grzechem, jeżeli wywołujesz je celowo. W innym wypadku - niekoniecznie. No litości, przecież chłopak może być podniecony kiedy trzyma za rękę dziewczynę, która mu się podoba. Albo nawet na samą myśl o tym, żeby spróbować do niej zagadać. To co, ma nie zagadywać, żeby przpadkiem nie odczuć podniecenia? To skąd brałyby się pary i jak nasz gatunek by przetrwał? A może ma zagadywać tylko do tych, które mu się nie podobają, żeby uniknąć ryzyka podniecenia? Dla mnie bzdura. To, że czuje w takiej sytuacji podniecenie świadczy o tym, że jest zdrowy, a nie o tym, że jest grzeszny. Grzech to byłby, gdyby taki był cel, owego chłopaka, aby uzyskiwać podniecenie. Faktycznie, gdyby specjalnie w celu podniecenia się dziewczynę przytulał czy całował, to pewnie byłoby to coś jak masturbacja. Ale litości, przecież nie trzeba mieć tak niskich pobudek, żeby pocałować dziewczynę.
G
grzesiek
18 stycznia 2014, 11:47
Po ślubie już wszystko można? Oj, nie, nie ma za łatwo:) Antykoncepcja to znowu też nie taki wielki problem jak się okazuje. Da się bez niej żyć, można cieszyć się życiem seksualnym można nawet stosując NPR. No ale przecież stosowanie NPR-u też jest obarczone grzechem ciężkim, jeśli tylko nie ma SŁUSZNEGO POWODU :) Bo przecież zamykanie się na życie, bo przecież planowanie potomostwa jest stawanie naprzeciw planom Boskim.   ... Jakaś bzdura :) Naturalne metody antykoncepcji są dozwolone przecież :)  Polecam też posłuchać Marka Gungora albo poczytać o. Ksawerego Knotza którzy przełamują stereotypy,że seks małżeński ma służyć tylko prokreacji :) ... A ja polecam "Hymanum Vitae" Pawła VI. NPR nie jest "antykoncepcją dla katolików" i jest dopuszczalny jedynie w absolutnie wyjątkowych sytuacjiach Tak? A możesz podać bardziej konkretny cytat? Bo coś mi się nie wydaje. Co innego rozsądek w planowaniu liczby potomstwa (rzecz dobra), co innego założenie, że "wcale nie chcemy mieć dzieci" (niechrześcijańska postawa). Ja polecam książeczki Jacka Pulikowskiego, np. "wartość współżycia małżeńskiego". Facet, jako mąż i ojciec, ma swoją praktykę w tych sprawach i pisze naprawdę konkretnie. Przy okazji, wyjaśnia, jakie postawy wobec ludzkiej płodności są dla chrześcijanina właściwe, a jakie niekoniecznie.
R
Radek
18 stycznia 2014, 00:26
Po ślubie już wszystko można? Oj, nie, nie ma za łatwo:) Antykoncepcja to znowu też nie taki wielki problem jak się okazuje. Da się bez niej żyć, można cieszyć się życiem seksualnym można nawet stosując NPR. No ale przecież stosowanie NPR-u też jest obarczone grzechem ciężkim, jeśli tylko nie ma SŁUSZNEGO POWODU :) Bo przecież zamykanie się na życie, bo przecież planowanie potomostwa jest stawanie naprzeciw planom Boskim.   ... Jakaś bzdura :) Naturalne metody antykoncepcji są dozwolone przecież :)  Polecam też posłuchać Marka Gungora albo poczytać o. Ksawerego Knotza którzy przełamują stereotypy,że seks małżeński ma służyć tylko prokreacji :) ... A ja polecam "Hymanum Vitae" Pawła VI. NPR nie jest "antykoncepcją dla katolików" i jest dopuszczalny jedynie w absolutnie wyjątkowych sytuacjiach
E
Elhydell
17 stycznia 2014, 21:25
Po ślubie już wszystko można? Oj, nie, nie ma za łatwo:) Antykoncepcja to znowu też nie taki wielki problem jak się okazuje. Da się bez niej żyć, można cieszyć się życiem seksualnym można nawet stosując NPR. No ale przecież stosowanie NPR-u też jest obarczone grzechem ciężkim, jeśli tylko nie ma SŁUSZNEGO POWODU :) Bo przecież zamykanie się na życie, bo przecież planowanie potomostwa jest stawanie naprzeciw planom Boskim.   ... Jakaś bzdura :) Naturalne metody antykoncepcji są dozwolone przecież :)  Polecam też posłuchać Marka Gungora albo poczytać o. Ksawerego Knotza którzy przełamują stereotypy,że seks małżeński ma służyć tylko prokreacji :)
E
Elhydell
17 stycznia 2014, 21:23
oŻycie zgodnie z wiarą? Z nauczaniem Kościoła? W etyce seksualnej?  Czytając przeróżne portale katolickie, fora dyskusyjne zastanawiam się czy małżeństwo ma sens, bo przecież tak łatwo o grzech. Oczywiście zanim się człowiek pobierze, jest czas narzeczeństwa. Wstrzemięźliwość to z pozoru wcale nie taki wielki problem, ale przecież nawet pocałunki, zwykłe, wynikające z miłości, jeśli tylko pojawia się obok podniecenie, są traktowane przez niektórych jako grzech ciężki. Młodzi ludzi, znerwicowani, wpadający w różne paranoje ze strachu przed grzechem boją się pocałować najbliższą osobę 3 miesiące przed ślubem.  Po ślubie już wszystko można? Oj, nie, nie ma za łatwo:) Antykoncepcja to znowu też nie taki wielki problem jak się okazuje. Da się bez niej żyć, można cieszyć się życiem seksualnym można nawet stosując NPR. No ale przecież stosowanie NPR-u też jest obarczone grzechem ciężkim, jeśli tylko nie ma SŁUSZNEGO POWODU :) Jakaś bzdura :) Naturalne metody antykoncepcji są dozwolone przecież :)  Polecam też posłuchać Marka Gungora albo poczytać o. Ksawerego Knotza którzy przełamują stereotypy,że seks małżeński ma służyć tylko prokreacji :) ...
M
mim
17 stycznia 2014, 21:14
do Magdalenki: No włąśnie te osoby miały mniej trudności i bo miały sieć wsparcia w postaci praktykujących rodziców, duszpasterstwa, ograniczonego kontaktu z ateistami czy poprostu szczęścia zapałania uczuciem do równie religijnej osoby- to są cieplarniane warunki. Co to za sztuka chodzić do kościoła kiedy całą rodziną tam idziesz, a przynajmniej ktoś (w dobrym znaczeniu) Ciebie "przypilnuje" że chodzisz do spowiedzi częściej niż raz do roku albo ujawnić przed znajomymi z duszpasterstwa że się ze sobą nie sypia albo jakimś znajomym niewierzącym których zdanie i tak nie ma dla tej pary znaczenia bo oni są z innej rzeczywistości. Moim zdaniem ważne jest dziękowanie Bogu za te wszystkie osoby dookoła a nie za silę jaką obdarzył Bóg i tak wielką wiarą w Jego nieskończoną miłość itp. to jest łaska od Boga! Uważam, że osoby ktore tu komentują pisząc w sposób: "świadectwo dla niedowiarków", "Panie Normalny" brzmią dosyć chamsko Coraz więcej jest osób na np emigracji, samotnych gdzie jest właśnie inna "normalność" i jak przez lata się nie sprawdza ta "normalnośc katolicka,polska"  to nie dziwcie się, że są duże wątpliwości. I nie można być tak surowym, at tym bardziej chamskim czy pobłażliwym dla ludzi którzy czują się słabi i pogubieni.
M
Magdalenka
17 stycznia 2014, 20:41
A! A tak a propos tego, żeby znaleźć pary, które wytrzymały długi okres we wstrzemięźliwości. Hmm... Myślę, że jeżeli kochający się ludzie mają już ok. 20 lat, to są w stanie w niedługim czasie się pobrać. Jeżeli są pewni, że chcą spędzić ze sobą resztę swojego życia to nie będzie niczego, co by im stanęło na przeszkodzie. Więc nie wydaje mi się, żeby takie osoby się znalazły, bo pragnienie zalegalizowania pięknego związku jest silniejsze nawet od pragnienia współżycia, dlatego robią wszystko, aby wreszcie do tego doszło. W efekcie nie muszą już dalej żyć bez współżycia. ;) Tak logicznie to biorąc ;) Więc chyba odpowiedziałam na takie wątpliwości ;)
M
Magdalenka
17 stycznia 2014, 20:32
Ten dość krótki, ale mam nadzieję, że treściwy, jest komentarzem głównie do wpisów "enjoy" oraz "student23". Czasy są trudne - to fakt. Rodzina nie dostaje zbyt wielkiego (żeby nie powiedzieć "żadnego") wsparcia od państwa. Trudne jest również życie w czystości przedmałżeńskiej jak i pragnieniu takiego współżycia małżeńskiego, które nie narusza godności drugiego człowieka i nie kłóci się z etyką chrześcijańską. Jednakże, gdzie w tym przypadku jest prawdziwa Miłość? Czym ona jest? Czy naprawdę dla tej najważniejszej i najpiękniejszej zarazem wartości nie można spróbować wypłynąć na głębię? Myślę, że człowiek, który odnalazł już swoją drugą połowę, bratnią duszę (innej płci), rozumie, a jednocześnie nie może tego pojąć, że przecież on się za bardzo nie rozczula nad wszelkimi ewentualnymi przeszkodami. Jest po prostu pewien, że z tą osobą chce stanowić jedność przez całe życie. I jest świadomy, że Pan Bóg też to wie. Że Miłosierny Ojciec, który zna nasze pragnienia i potrzeby, który nam sprzyja, będzie pomagał, aby nam się wszystko co dobre udało. Jest tylko jeden warunek... Trzeba wierzyć w Jego siłę. To wystarcza. Rozumiem te osoby, które spotkały się w swoim życiu z samymi trudnościami. Wiem, co chcieliście przez to powiedzieć. Ale wiedzcie, że te osoby, które dają świadectwo pięknego i szczęśliwego małżeństwa, miały ich nie mniej. I dały radę. Wy też dacie. Jeśli kogoś mocno kochacie, stawiacie wiarę na pierwszym miejscu i dojrzeliście do tego, by związać się z kimś na całe życie... Nie ma opcji, żeby nie dać rady. Życzę wszystkim powodzenia i niezwykle potrzebnego (a jak często niedocenianego i przeze mnie :) ) pokoju w sercu. ;)
Ż
żona87
17 stycznia 2014, 20:18
małżeństwo nie będzie "chorą utopią" ani "wizją nie do zrealizowania" jeśli będziesz miał relacje z Bogiem, nie stawiał na sobie, na tym że "to ja sam dam rade" "że tak sie postaram, tak się wysile" i Pan Bóg będzie ze mnie zadowolony i będę miał piękne chrześcijańskie małżeństwo.. TO NIE TAK!!! małżeństo to sakrament z niego płyną łaski, które się albo przyjmuj, traktuje serio, alebo odrzuca, zapomina. Z własnego doświadczenia - 4 lata w małżeństwi, 1 dziecko, drugie w drodze, 5 lat narzeczeństa w czystości - nie dasz rady bez pomocy Boga! w niczym! tylko modlitwa, ufność i łaski w postaci światła np. czy teraz się otwieramy na życie czy nie, w narzeczeństwie - czy całują się  w ten sposób zaraz przekroczy sie granice czy nie - to sie wie, to sie czuje! stresować się że ciąża a co powie szef - Pan Bóg przwidzi, On na 100% pomoże! jeszcze raz pokreśle - bez pomocy Boga, bez modlitwy, bez bezgranicznej ufności, bez stawiani na swoim: ani ja ani mój mąż nie mieliśby takiego satysfakcjonującego małżeństwa jakie mamy teraz :)
S
student23
17 stycznia 2014, 17:30
Teraz już wiem, dlaczego młodzi nie chcą małżeństwa. Przecież to jakaś chora utopia, wizja nie do zrealizowania w tych chorych czasach konsimcpji i prymitywizmu!!! I komu chcecie te bajki serwować?! Studentom, co żyją powciskani w akademikach i mających 300 zł stypendium albo pracujących za 6 zł na godzinę? Nie ma nic i nie będzie dla rodziny w tym kraju.  A co do etyki seksualnej Kościoła, to tak jak pisze enjoy, jest tak ciężka, że małżeństwo to chyba najbardziej stresujący okres życia.
M:
Madzia :)
17 stycznia 2014, 17:21
Dla mnie jest to cudowny przykład na to, że można wyrwać w "czystej" miłosci i nie ma czegoś takiego jak udawadnianie sobie miłości przez wspólny seks. Dzięki temu artykułowi uwierzyłam, że ludzie z miłości decydują się na czystość przedmałżeńską :) Mam nadzieję, że mi się również uda :) Zresztą, jeżeli Bóg z nami, to któż przeviwko nam !! :)
E
enjoy
17 stycznia 2014, 16:54
Życie zgodnie z wiarą? Z nauczaniem Kościoła? W etyce seksualnej?  Czytając przeróżne portale katolickie, fora dyskusyjne zastanawiam się czy małżeństwo ma sens, bo przecież tak łatwo o grzech. Oczywiście zanim się człowiek pobierze, jest czas narzeczeństwa. Wstrzemięźliwość to z pozoru wcale nie taki wielki problem, ale przecież nawet pocałunki, zwykłe, wynikające z miłości, jeśli tylko pojawia się obok podniecenie, są traktowane przez niektórych jako grzech ciężki. Młodzi ludzi, znerwicowani, wpadający w różne paranoje ze strachu przed grzechem boją się pocałować najbliższą osobę 3 miesiące przed ślubem.  Po ślubie już wszystko można? Oj, nie, nie ma za łatwo:) Antykoncepcja to znowu też nie taki wielki problem jak się okazuje. Da się bez niej żyć, można cieszyć się życiem seksualnym można nawet stosując NPR. No ale przecież stosowanie NPR-u też jest obarczone grzechem ciężkim, jeśli tylko nie ma SŁUSZNEGO POWODU :) Bo przecież zamykanie się na życie, bo przecież planowanie potomostwa jest stawanie naprzeciw planom Boskim. I tak każda para małżeńska przed aktem musi zastanawiać się czy ich powody są "wystarczająco słuszne". Bo jeśli nie, to oczywiście mentalność antykoncepcyjna i grzech śmiertelny.  Doprawdy wspaniała wizja małżeństwa, gdzie za każdym rogiem czeka na Ciebie grzech śmiertelny i potępienie. Gdzie muszisz poruszać się wąskimi ścieżkami, gdzie każde twoje potknięcie sprowadza na Ciebie niemożność przystępowania do Eucharystii, a jeśli z seksu nie czerpiesz radości to oczywiście twoja wina i "wypaczonego obrazu Boga". 
S
SiwySiwers
17 stycznia 2014, 15:39
Mnie nawet te świadectwa w komentarzach nie przekonują. Mam wrażenie, że to są ludzie, którzy żyją w innym świecie- w cieplarnianych warunkach (tzn wyszli z bardzo wierzących domów, obracają się tylko w katolickich kręgach i nie mają żadnych głębszych relacji z ludźmi mało wierzącymi czy przyjaciół ateistów, i do tego nie mieli nigdy problemu z nawiązywaniem relacji damsko męskich tzn nie musieli czekać/starać się zbyt długo na odwajemnienie uczucia tak żeby im poczucie własnej wartości siadło). Pisze tak bo znam tylko przypadki wytrwania w czystości u par opisanych powyżej. ... To bardzo proste - znasz takie, bo inne pary nie wierzą w sens czystości przedmałżeńskiej w związku z czym jej nie utrzymują, bo niby po co? Tak jak ateista nie chodzi do Kościoła, tak ktoś kto nie wierzy w czystość, w ogóle jej nie utrzymuje, a z resztą jeśli nie wierzy w małżeństwo i jego instytucję, to po co wierzyć w coś co nazywamy przedmałżeńską czystością? Czemu ludzie zachowujący czystość przedmałżeńską mają się uczyć czegoś od tych, którzy twierdzą, że to jest nienormalne... Niech trwają w swoich postanowieniach, a czas rozliczy tych, którzy wybrali słusznie :) ja niestety żałuję, że mi się nie udało.
F
facet1984
17 stycznia 2014, 15:09
Dzień dobry, 29 lat, kawaler, mam dziewczynę - nie idziemy do łóżka, nie mieszkamy razem, a do ślubu mam nadzieję dojdzie (ale jeszcze nie w tym roku). @mim - masz rację, wymieniłeś kilka czynników, które sprzyjają czystości (i ogólnemu poukładaniu życia): wychowanie przez rodziców wierzących (a w każdym razie z trwałym systemem wartości, poświadczonym życiem), ukształtowana umiejętność wchodzenia w relacje, nie zaburzona ostrym doświadczeniem odrzucenia. Jaki z tego wniosek? Że to jest dobre (skoro przynosi dobre owoce). No a co z tymi, którzy tego nie mieli? Dobra nowina jest taka, że jest to do wypracowania, choć droga jest długa i ciężka. Ale jest to tak naprawdę jedyna droga, która ma sens - można albo tkwić w ogólnym bałaganie (z czasem pogłębiającym się) albo postawić na poukładanie tego. Piszę to jako osoba, która nie była wychowana zbyt po katolicku (byłem wysłany do pierwszej komunii, po czym temat religijnego wychowywania mnie zaczął "przysychać" a rodzice przestali chodzić do kościoła) i ma duże kłopoty z układaniem sobie relacji międzyludzkich (i z kobietami i ogólnie), wywołanymi, jak mi się zdaje, właśnie trachem przed odrzuceniem. Jednak taki stan rzeczy budzi moje oczywiste cierpienie (co wie każdy, kto sam ma kłopoty z relacjami międzyludzkimi) więc, nie widzę innego wyjścia jak nad tym wszystkim pracować, choć idzie jak po grudzie, że czasem załamać się można. A, no i żeby wrócić do głównego wątku - mimo tego wszystkiego jestem przykładem, że można być w wieku 25-30 lat, mieć dziewczynę i nie iść z nią do łóżka. Nie to, żeby to nie była kusząca myśl. Ale wiem, że to miałoby swoje negatywne konsekwencje potem. Chcę, żeby nasza relacja opierała się na czym innym niż seks.
E
em
17 stycznia 2014, 14:45
Wiecie, co jest pięknego w trwaniu w czystości? To, że seks nie stoi pierwszy. Najpierw widzisz oczy ukochanego, jego pieprzyki na karku, jego zmarszczki. Poznajesz smak pocałunków. Jego myśli, jego zdanie. Zdobywasz jego zaufanie, on Twoje. Przyjaźń. I walka. O czystą duszę i serce. Nie twierdzę, że potrzeb nie ma. SĄ. Ale właśnie to trwanie w czystości zabiera grzechy które idą obok.. masturbacje, pornografię. Czystość przedmałżeńska OBMYWA. Jest piękna i warto o to walczyć. My dopiero zaczynamy, możnaby rzec. Choć już dwa lata jesteśmy razem, żyjemy w czystej, pięknej relacji. Bóg szykuje nam coś pięknego i czujemy się zwycięzcami. 'Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą'. I nikt nie będzie Was przekonywał, że czystość ma sens. Po co? Widzę, że wielu ma klapki na oczach. Wiem, mam racje i nie zmienię zdania, chciażby się paliło, waliło, cokolwiek. Myślę, że tutaj przychodzi nam z pomocą cisza i modlitwa. Sam Bóg zabiera nam klapki z oczu i pomaga pewne sprawy zrozumieć. Choć to tak naprawdę.. Dopiero dwa lata to czujemy się zwycięzcami. A walczymy o wiele.
M
mim
17 stycznia 2014, 14:00
Mnie nawet te świadectwa w komentarzach nie przekonują. Mam wrażenie, że to są ludzie, którzy żyją w innym świecie- w cieplarnianych warunkach (tzn wyszli z bardzo wierzących domów, obracają się tylko w katolickich kręgach i nie mają żadnych głębszych relacji z ludźmi mało wierzącymi czy przyjaciół ateistów, i do tego nie mieli nigdy problemu z nawiązywaniem relacji damsko męskich tzn nie musieli czekać/starać się zbyt długo na odwajemnienie uczucia tak żeby im poczucie własnej wartości siadło). Pisze tak bo znam tylko przypadki wytrwania w czystości u par opisanych powyżej.
D
Dawid
17 stycznia 2014, 11:55
fajny tekst, ale czekam na świadectwo malżonków którzy pobrali sie powiedzmy w okolicach 30 i wytrzymali z czystością do tego czasu. wszystkie swiadectwa osób jakie czytam w róznych katolickich mediach to glównie pobrały sie do 25.  ...Panie Normalny: To trafiłeś na kogoś takiego. Od 5 miesięcy jestem szczęśliwym mężem cudownej żony. Mam 31 lat. Jesteśmy prawie 3 lata razem i trwaliśmy w czystości przedmałżeńskiej. Nawet nie było trudno przyznam - nie dlatego żebyśmy się nie pragneli kolego, o nie! Ale akurat oboje wiedzieliśmy czego chcemy - czystej Miłości i bliskości do końca dopiero wtedy gdy połączy nas Sakrament. I doczekaliśmy się :) Chłopaki, dziewczyny! Naprawdę można i radość w sercu z tego wielka. Także wielki bonus na sam początek małżeństwa!
A
Agata
9 kwietnia 2013, 12:04
Świadectwo dla niedowiarków: Byliśmy parą moim obecnym mężem przed ślubem lat 9 (od 1 klasy liceum). Pobraliśmy się po studiach (mąż się obronił w czwartek a w sobotę był ślub). Wszystkie te lata zachowaliśmy czystość. Teraz jesteśmy 13 lat po ślubie, mamy 3 dzieci i jesteśmy bardzo szczęsliwi, a mój mąż jest moim najlepszym przyjacielem. Mam świadomość, że jesteśmy "błędem statystycznym"(:, ale prawdziwa miłość naprawdę jest możliwa!
E
eli
9 kwietnia 2013, 07:39
Każdą tezę można udowodnic przedstawiając odpowiednio dobrane świadectwa. Są małżemstwa, które nie zachowały czystości przed ślubem, ale to nie przeszkodziło im żyć szczęśliwie w małżeństwie. Są też takie , które rozpadły się po wielu latach, pomimo iż czystość zachowały. Nie ma reguły
O
ola
8 kwietnia 2013, 21:32
zgadzam się młodzi ludzie inaczej niż tacy około 30...wtedy trudniej wytrwać ze wszystkim: wspolnym mieszakniem, seksem, dziecmi, doroslym życiem...im osoby starsze tym szybciej pojawia się <a href="http://www.sosrodzice.pl">ciąża</a>, a potem pojawiają się formalne decyzje.
N
normalny
7 kwietnia 2013, 20:24
fajny tekst, ale czekam na świadectwo malżonków którzy pobrali sie powiedzmy w okolicach 30 i wytrzymali z czystością do tego czasu. wszystkie swiadectwa osób jakie czytam w róznych katolickich mediach to glównie pobrały sie do 25.  ... Pożycie intymne, to bardzo osobista sprawa każdego czlowieka i na pewno nie do opowiadania o tym na jakimś forum. Nie rozumiem jak możesz oczekiwać od kogoś, że będzie się rozpisywał na ten osobisty temat. Osobiście nie wyobrażam sobie tego.
R
rozważna
6 kwietnia 2013, 23:18
No przepraszam bardzo,ale co to mozna mowic o czystosci jak sie pobiera w wieku 20lat ?! i po co dziecko narazac na stresy zwiazane ze studiami? to egoizm...
LT
l'enfant terrible
6 kwietnia 2013, 00:53
Piękne świadectwo miłości, ale tak jak przedmówca, czekam na artykuły o osobach, które we wstrzemięźliwości trwały latami lub poznały się w czasie/po studiach, a ten czas narzeczeństwa i czystości trwał dłużej niż 12 miesięcy od pierwszego spotkania... Niemniej jednak, budujący przykład. 
R
rick
5 kwietnia 2013, 21:20
fajny tekst, ale czekam na świadectwo malżonków którzy pobrali sie powiedzmy w okolicach 30 i wytrzymali z czystością do tego czasu. wszystkie swiadectwa osób jakie czytam w róznych katolickich mediach to glównie pobrały sie do 25.