Piękność odeszła, głupiec został

(fot. shutterstock.com)
Eduard Martin / slo

Na uroczystość złotych godów mojego chrzestnego wziąłem ze sobą narzeczoną. Z jednej strony chciałem pokazać jej najszczęśliwsze małżeństwo, jakie kiedykolwiek znałem, a z drugiej chciałem także usłyszeć, co mój chrzestny powie o mojej narzeczonej.

Dziewczynie mój chrzestny się nie spodobał.

- Dlaczego? - spytałem.

DEON.PL POLECA

- Nie wiem - odpowiedziała.

Taka była jej odpowiedź na wszystko. Jakbym miał ożenić się z dziewczyną nie wiadomo skąd.

Jakbym miał ożenić się z dziewczyną z dziwnego kraju, który nazywa się "Nie wiem".

O ile dobrze pamiętam, już od chwili, gdy w pewnym barze (gdzie była ze swoimi koleżankami z uczelni) spotkałem ją po raz pierwszy, na wszystko miała uniwersalną odpowiedź.

Do znudzenia taką samą.

"Nie wiem".

Moi koledzy mówili nawet na nią "panna Nie wiem".

Mówili tak chyba po to, żeby mnie zezłościć, zazdrościli mi jej, bo mówili też na nią Miss Scandinavia, Twoje Sekstorpedo albo Złotowłosa Księżniczka...

Była to "najpiękniejsza dziewczyna w akademiku".

Przepiękna "panna Nie wiem".

Trochę mnie mój chrzestny rozczarował, nie był nią tak zachwycony jak inni. Nie zawołał, kiedy ją zobaczył, jak kiedyś pewien pijak:

- Czy TOTO jest w ogóle możliwe?

Ile relacji, ile związków zawiera się z zarozumialstwa.

Do ilu ślubów by nie doszło, gdyby Amor nie wystrzelił w jego lub jej kierunku "strzały zarozumialstwa"?

Kiedy wymknęła się w trakcie uroczystości, spytałem chrzestnego:

- Nie jesteś zachwycony?

- Masz na myśli panienkę?

- Tak.

Milczał.

- Ty nie chcesz usłyszeć prawdy, więc ja nie będę kłamać.

Milczałem.

- Nie chcesz usłyszeć prawdy, więc pozwól mi milczeć.

- Chcę usłyszeć prawdę.

- Wiesz... - ważył słowa ostrożnie, starannie, nad wyraz pieczołowicie, jak na lekarskiej wadze - kiedy się ożenisz z pięknością, tylko z pięknością, prędko zostaniesz wdowcem... A kto się żeni nie tylko z pięknością, ale z całym człowiekiem, ten może mieć najpiękniejsze małżeństwo na świecie. Jakie miałem i jakie mam do dzisiaj ja...

Patrzył na mnie badawczo.

- Ktoś myśli: ożenił się z człowiekiem, a tymczasem wziął za żonę tylko ładne włosy, twarz i ładne nogi, i...

Uśmiechnął się. Smutno... najsmutniejszym uśmiechem, jaki u niego kiedykolwiek widziałem...

Na szczęście rozstałem się z "panną Nie wiem". Zawczasu.

Ten, który ją poślubił, wkrótce został wdowcem.

Po paru latach bowiem owa piękność odeszła i pozostała... pozostała tylko ta... tylko "ta reszta"...

Ta reszta.

Wyobraźcie sobie jakąś bardzo piękną dziewczynę... Odrzućcie w myślach jej piękno... i co wam zostanie... ? Czy to tak, jakbyście wyrzucili z torebki cukierki, o których marzycie, i pozostała wam tylko pusta torebka?

Moja "torebka cukierków" prędko znalazła sobie zastępstwo, znalazła kogoś, kto się w torebce zakochał... żyje z nią...

Słodycz zniknęła.

Czasami ich spotykam.

Spotykam tego, który ożenił się z Pięknością, jak idzie przez nasze miasto z Resztą.

Piękność odchodzi, reszta zostaje.

Ten, który w końcu wziął sobie ową "Złotowłosą Księżniczkę", jechał kiedyś ze mną pociągiem, był pijany... i poczuł potrzebę, jaką miewają niektórzy pijacy, zwierzania się.

Od lat pamiętam jego słowa, którymi podsumował swoje małżeństwo: "Piękność odeszła, głupiec został".

Nie lubię krytykować - niechętnie osądzam.

Może to jednak nie będzie sąd, gdy wyrażę się delikatnie, łagodnie... subtelnie... i powiem, że jego małżeństwo zdecydowanie... na pewno... nie jest "najpiękniejsze na świecie"...

Tylu ludzi się żeni, z radością się żeni... z jakimś ciałem...

A potem musi, boleśnie i smutno, żyć z obcą duszą... Jak to powiedział mój chrzestny: "Kto żeni się z pięknością, prędko zostaje wdowcem...".

*Wspomnienie eksnarzeczonego (opowieść pana J.S.)

Więcej w książce: Anielska szkoła miłości - Eduard Martin

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Piękność odeszła, głupiec został
Komentarze (3)
KB
Katarzyna Buś
24 sierpnia 2016, 23:12
Bardzo głupie i niesprawiedliwe uogólnienie: ładni ludzie są głupi i niewarci zainteresowania - brawo. A może to brzydcy ludzie nie potrafią zobaczyć w nich człowieka tylko skupiają się na swoich żądzach.
A
andrzej
10 maja 2015, 23:52
Z przykrością muszę potwierdzić, że wielu ludzi których natura w młodości hojnie obdarzyła stanowią istne świątynie głupoty. Taniec, imprezy, zakupy, ciągła pogoń za pozytywnymi emocjami, nowinki ze świata mody i urody oraz gadżeciarstwo, gadulstwo itp.  Te świątynie wcale nie muszą mówić ciągle "nie wiem", one zwykle mają swoje zdanie, swoje opinie, racje wartości i przekonania, tyle że to wszystko można zamknąć w jednym słowie: "głupstwo". Ci ludzie mają zwykle jedną wspólną cechę. Gdy je zapytasz o Boga, i ich wzajemne relacje z Nim, to odpowiedzą: "daj spokój, bądź nowoczesny, zajmij się życiem" itd lub "Bóg jest OK" i to jest wszystko co one wiedzą. Tak naprawdę żyją w świecie głupoty, należą do niego i chcą w takim świecie również umrzeć. Owszem mają nadzieje, ale te nadzieje są fałszywe.  Gdy pytam o takich ludzi Boga, On ze smutkiem milczy, a inni z wymiaru Boga mówią o nich "martwe dusze". Kiedyś zapytałem: Panie dlaczego "martwe". I kiedyś Jezus mi odpowiedział "spójrz jak Mnie przyjmują", spojrzałem i zrozumiałem. Eucharystia dla wielu wierzących jest jedynie celebracją folkloru, który choć nie bawi to stał się ich jakimś stałym elementem życia. Można żyć i nawet wierzyć, że jest się wierzącym, uczestniczyć w Sakramentach Świętych i w Niego nie wierzyć. Do prawdy można! I to jest smutne, bo po śmierci okazuje się, że dla takich dusz jest już za późno. Martwe dusze nie wchodzą do raju, martwe nie mogą się oczyścić w czyśćcu, martwych nie można już tam ożywić. A życie toczy im się tam dalej. I niech ktoś nie myśli, że upadłe życie jest w jakimkolwiek stopniu podobne do tego życia z tego wymiaru, bo można je określić tylko jednym słowem "biada". Doprawdy nawet „koszmar” to stanowczo za słabe określenie na byt w jakim wielu zostaje tam uwięzionych wbrew ich woli.
A
andrzej
10 maja 2015, 23:58
c.d. Obawiam się, iż również wielu spośród nas wierzących może kroczyć drogami letargu wiary. A ponieważ jest ona taka niebezpieczna polecam mały eksperyment. Zatrzymajcie się na chwilę w swoim życiu, rozejrzyjcie się dookoła i spróbujcie choć zawołać: "Panie pokaż mi swoje Oblicze" (czynić to raz, drugi, trzeci, a po jakimś czasie znowu powtórzyć, aż do skutku). Gdy je ujrzycie i będzie Ono biło blaskiem Miłości, tak wspaniałej i pięknej jakiej nie ma w tym świecie w którym żyjemy, to będzie to dowód, że faktycznie znacie Jezusa i On  jest w waszym życiu, a to zaświadcza, że nadal będzie i w tamtym życiu. Jednak, gdy wasze wołanie pozostanie bez odpowiedzi mimo wielu starań,  będzie to znak że kroczycie ścieżkami duchowej śmierci. Jest też trzecia możliwość, taka którą ja doświadczyłem. Blask, piękno ciepło, ale brak Miłości Boga. Gdy powiedziałem "Nie jesteś Bogiem!", a po chwili krzyknąłem "Boże!" blask i piękno zniknęło, a zły uciekł, bo Miłość, która przybyła strasznie zło kaleczy. Bóg jest Miłością, a Ona jest jedynym fundamentem prawdziwej wiary. Kto Jej nie przyjął lub Jej jeszcze nie odnalazł, nie odnajdzie w swoim życiu pokoju, mądrości i radości oraz prawdziwego swojego szczęścia, co najwyżej ich puste imitacje. Próżno więc szukać miłości swego życia bez tej prawdziwej Miłości Boga.