Potrzebny rozwód

(fot. shutterstock.com)
William J. Doherty / slo

Podawane przez ludzi powody rozwodów ujawniają ich poglądy na temat małżeństwa. Przez niemal dwadzieścia pięć lat swojej pracy terapeutycznej zaobserwowałem wielką zmianę. Nie mam na myśli tego, że większość ludzi nie doświadcza prawdziwego emocjonalnego cierpienia z chwilą, gdy decydują się na zakończenie swojego małżeństwa.

Chodzi o to, że powody, jakie podają, skrajnie różnią się od tych trudnych, przykrych problemów, które popychały ludzi do rozwodów we wcześniejszych pokoleniach, takich jak znęcanie się, wykorzystywanie, porzucenie, alkoholizm czy niewierność. W sytuacji, gdy nie da się zmienić takich zachowań, rozwód może czasem okazać się konieczny. Mnie niepokoją niepotrzebne rozwody, mające swoje źródło w konsumpcyjnej kulturze przenikającej do małżeństw.

W dzisiejszych czasach wiele osób podaje przyczyny swoich rozwodów bardziej w formie niezadowolenia z tego, co im daje małżeństwo, niż w formie analizy małżeńskich obowiązków. Oto przykłady, z jakimi spotkałem się w swojej pracy terapeutycznej i w życiu prywatnym:

DEON.PL POLECA

"Ten związek nie funkcjonował już z pozytywnym skutkiem dla mnie".
"Za bardzo różniliśmy się pod względem naszych potrzeb".
"Nie byłam szczęśliwa".
"Oddaliliśmy się od siebie".
"Ja się rozwijałam, a on nie".
"Ona za bardzo się zmieniała".
"Zasługuję na więcej".
"Nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi, którymi byliśmy, gdy się pobieraliśmy".
"Gdy dzieci opuściły dom, została już tylko pustka".
"Nasza relacja straciła świeżość".
"Mój mąż był miłym gościem, ale nudnym".
"Nie było między nami żadnej prawdziwej zażyłości. Jaki to
wzór do naśladowania dla dzieci?"

Niegdyś wiele z tych argumentów uważałem za uzasadnione powody do zakończenia małżeństwa. Skoro małżeństwo nie spełnia twoich potrzeb, szczególnie, jeśli usilnie starałeś się to zmienić, to rozsądnym rozwiązaniem jest odejście. Jednak w ciągu ostatnich dziesięciu lat ogarniały mnie coraz większe wątpliwości w tej kwestii, ze względu na spustoszenie, jakie pozostawiały za sobą rozwody zarówno wśród dorosłych, jak i dzieci, oraz gdy obserwowałem, jak ludzie kończyli swoje kolejne małżeństwa z tych samych powodów.

Przypominam sobie pewnego męża, który nie potrafił zaakceptować faktu, że jego żona wróciła na uczelnię, aby skończyć studia i przyjęła liberalny, zamiast konserwatywnego, stosunek do religii. Odebrał to jako osobisty afront z jej strony i zmusił ją do odejścia z małżeństwa. Decydując się na rozwód, była już emocjonalnym wrakiem, a mąż dawał jej do zrozumienia, że to jej wina. Wcześniej ich małżeństwo było całkiem w porządku i było dobre dla ich dzieci. Wyjaśniałem wtedy tego typu przypadki rozwodów, mówiąc: "rozeszli się w przeciwnych kierunkach", "ona go przerosła" czy też "on był dla niej zbyt surowy". Dziś jednak widzę, że to mąż był odpowiedzialny za ten niepotrzebny rozwód dlatego, że nie chciał podjąć próby poradzenia sobie ze swoim rozczarowaniem związanym ze zmianą, jaka nastąpiła u jego żony. Z perspektywy czasu żałuję, że silniej nie podałem w wątpliwość jego postawy ze względów moralnych, ponieważ postępował tak, jakby to ona zerwała układ, którego nikt nie miał prawa zmieniać.

Historia tej pary stanowi dobry przykład tego, jak niepotrzebny rozwód na wcześniejszym etapie może przerodzić się w konieczny rozwód na późniejszym etapie. Odejście jego żony, z mojego punktu widzenia, było usprawiedliwione, ponieważ małżeństwo to stało się emocjonalnie nie do zniesienia. Nie chciałbym nadmiernie upraszczać tej sprawy, ponieważ problemy tego małżeństwa były wyrazem indywidualnej słabości obu stron, jak również tradycyjnego stosunku męża do żony, która pragnie dążyć do własnych celów. Ich związek stał się jednak częściowo nie do zniesienia dlatego, że mąż stał się stale narzekającym, niezadowolonym klientem w sferze usług małżeńskich.

Gdy stwierdzam, że większość rozwodów jest niekonieczna, mam na myśli to, że jedna lub obie strony mogły sprawić, by do niego nie doszło, zmieniając swoją postawę lub zachowanie.

Rozwód jest ostatecznym rozwiązaniem problemów małżeńskich, które niejednokrotnie można było rozwiązać w mniej drastyczny sposób, lub do którego można by przynajmniej lepiej się przygotować, w celu uniknięcia dalszych zranień którejkolwiek ze stron.

Zdarza się jednak, że jedno z małżonków, które nie chce rozwodu, jest do niego zmuszane, ponieważ druga strona nie dotrzymuje swoich małżeńskich zobowiązań poprzez niewierność, nieustanny brak odpowiedzialności lub fizyczne znęcanie się. W innych przypadkach problemy nie są aż tak poważne, ale są wynikiem prowadzenia przez jednego z małżonków nieustannej wojny emocjonalnej, nieraz spowodowanej poczuciem niespełnienia swoich konsumenckich praw, co z kolei powoduje, że rozwód, który mógł być niepotrzebny i możliwy do uniknięcia, staje się koniecznością.

Pamiętam pewne małżeństwo, w którym mąż utrzymywał, że żona wstrzymuje jego rozwój i usiłuje go kontrolować. Znów zaczął zachowywać się jak nastolatek. Na przestrzeni dwóch lat ulegał coraz silniejszym atakom gniewu, po których następowały długie okresy wycofywania się, w czasie których nie rozmawiał z żoną. Bardzo rzadko pojawiały się momenty, w których był uprzejmy i pozytywnie nastawiony do swojej żony. Odrzucał wszelkie propozycje małżeńskiej terapii lub skorzystania z pomocy indywidualnej. W końcu jego żona nie była w stanie już dłużej tego znieść i postawiła mu ultimatum - albo zrobi coś, aby poprawić ich związek, albo odejdzie. Odszedł. Czy miała słuszność, kończąc ten związek? Tak. Ale przypominało to decyzję o odłączeniu aparatury podtrzymującej funkcje życiowe pacjenta, któremu przede wszystkim nie powinno się było pozwolić na doprowadzenie się do takiego stanu. Konsumpcyjny sposób myślenia męża, prawdopodobnie połączony z kryzysem wieku średniego sprawił, że niepotrzebny rozwód stał się konieczny.

Patrząc z osobistego punktu widzenia, teraz, gdy moje małżeństwo trwa już prawie trzydzieści lat, bardziej cenię ten rodzaj trwałych więzów niż gdy byłem młodszy, nawet jeżeli wiąże się to z niezaspokajaniem wszystkich potrzeb moich czy żony. Wspólne długie życie, rozpoczęte w młodości i prowadzące do wspólnej starości poprzez narodziny i wychowywanie dzieci aż do ich dorosłości i zakładanie przez nich ich własnych rodzin, sprawia, że satysfakcja i radość płynące z długiego, opartego na wzajemnym oddaniu małżeństwa przewyższają wszelkie pozytywy płynące z innych związków.

Paradoks polega na tym, że w tym przypadku satysfakcję osiąga się wtedy, gdy przestaje się koncentrować na tym, aby ją osiągnąć. Jak mówiła w swojej roli Beatrice Arthur "Nie szukaj szczęścia... to jedynie uczyni cię nieszczęśliwym".

Począwszy od lat siedemdziesiątych, zacząłem w swoich pracach dla innych specjalistów wskazywać na terapeutyczne przychylne nastawienie do osobistego zadowolenia przeciwstawianego odpowiedzialności za rodzinę oraz obowiązkom z nią zawiązanym. Stopniowo zmieniało się moje podejście do usprawiedliwień, które ludzie podawali jako przyczyny rozpadu swoich małżeństw. Zaczęły one brzmieć jak skargi klientów, jak uzasadnienie prośby o wymianę starego samochodu na nowy za dopłatą, chęci sprzedaży domu czy też pozbycia się starego płaszcza. Znowu zobaczyłem, że ludzie mogą odczuwać wielkie cierpienie z powodu braku osobistego zadowolenia w małżeństwie. Jednakże, te nowe powody często sprowadzają się do stwierdzenia, że czyjeś psychologiczne potrzeby nie są zaspokajane w małżeńskim stylu życia, lub że współmałżonkowie nie spełniają swoich wzajemnych potrzeb w sposób zadowalający.

Pojawia się tu jeszcze jeden paradoks, ponieważ jestem również orędownikiem stawania w obronie siebie samego w małżeństwie. Każde z małżonków ma naturalną ludzką potrzebę bycia traktowanym z miłością, szacunkiem i w sposób sprawiedliwy. Bycie naiwniakiem, którym druga strona manipuluje, nie jest dobre ani dla małżeństwa, ani dla danej osoby. Kiedy jedno z małżonków usiłuje kontrolować to, co drugie myśli bądź czuje, konieczne jest wyznaczenie wyraźnych granic. Gdy mąż lub żona traktowani są niesprawiedliwie, konieczne jest, aby odważyli się wypowiedzieć na ten temat. Gdy któraś ze stron nie wywiązuje się z ustalonych obowiązków, trzeba się przeciwstawić. Jako terapeuta jestem przekonany o słuszności tego typu działań, i nie mają one nic wspólnego z małżeństwem konsumpcyjnym.

Problem małżeństwa konsumpcyjnego pojawia się wtedy, kiedy koncentruję się przede wszystkim na tym, czego nie otrzymuję w małżeństwie oraz na niezaspokajaniu moich potrzeb przez współmałżonka. Konsumpcyjny stosunek do małżeństwa reprezentuję wtedy, gdy nie dostrzegam własnych ograniczeń, gdy nieustannie porównuję swojego współmałżonka lub małżeństwo ze swoimi marzeniami o innych związkach, gdy mylę swoje pragnienia z potrzebami, gdy przestaję dostrzegać różnicę pomiędzy zachowaniem całkowicie niedopuszczalnym (takim jak wykorzystywanie seksualne, niewierność, alkoholizm, okrucieństwo emocjonalne lub notoryczne kłamanie) a zachowaniem, które mnie martwi bądź smuci (takim jak nieokazywanie czułości lub wsparcia, nadmierna ilość pracy, brak zainteresowania seksualnego czy też posiadanie pewnych antypatycznych cech charakteru). Konsumpcyjny stosunek do małżeństwa zamienia rozczarowania w małżeńskie tragedie, a konstruktywne wysiłki mające na celu ulepszenie związku - w żądania zmian, do których mamy prawo.

Oto przykład małżeństwa konsumpcyjnego, które zakończyło się niepotrzebnym rozwodem: Sidney, który niedawno przeszedł na emeryturę i ożenił się powtórnie z kobietą będącą u szczytu swojej kariery zawodowej, nieustannie utyskiwał na obowiązki zawodowe żony i na brak dostępności dla niego. Jak wszystkie pary, borykali się z pewnymi osobistymi problemami oraz trudnościami w relacjach, które komplikowały ich małżeństwo, jednak to, co ostatecznie zabiło ich związek, to fakt, że Sidney stawał się coraz bardziej niezadowolonym i rozżalonym klientem z powodu ilości poświęcanego mu czasu oraz jakości usług świadczonych przez jego żonę, Mary. Pomimo że Mary na początku nie wypowiadała się w tej sprawie z konsumpcyjnego punktu widzenia, ostatecznie tak postąpiła, oznajmiając, że ryzykowanie swoimi zawodowymi planami z powodu niepewnego małżeństwa nie leży w jej interesie. To było szczególnie smutne zakończenie terapii małżeńskiej, ponieważ żadna ze stron tak naprawdę nie chciała kończyć tego związku, jednak siła osobistych korzyści ostatecznie przerosła ich wzajemne oddanie.

Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że większość osób rozważających zakończenie swoich związków małżeńskich z powodów, które można by określić jako "łagodne", autentycznie cierpi i odczuwa ból. Kiedy bezskutecznie oczekujemy spełniania naszych potrzeb przez innych, możemy doznawać silnych frustracji. Poziom naszej odporności na frustrację obniża się coraz bardziej i jako porządni konsumenci staramy się znaleźć poza sobą miejsce, z którego powinny nadejść zmiany. Gdy połączymy tego typu podejście z nieodłącznymi ludzkimi słabościami i z bagażem wcześniejszych doświadczeń rodzinnych, jakie wnosimy do małżeństwa, często się zdarza, że spoiwo nie wytrzymuje.

W przeszłości jedynym argumentem, jakiego potrzebowałem, aby poprzeć decyzję o rozwiązaniu małżeństwa, w którym nie dochodziło do nadużyć, było stwierdzenie, że stało się ono źródłem cierpienia i niezadowolenia i że nie ma już w nim miłości. Teraz widzę wyraźniej, że ten ból i udręka często są skutkiem wieloletniego koncentrowania się na tym, czego nie daje małżeństwo, narzekania na słabości i wady drugiej strony, słuchania tego, jak mąż lub żona bronią się i odwzajemniają krytykę, porównywania swojego małżeństwa do innych oraz stopniowego, coraz większego oddalania się od siebie i coraz silniejszego rozżalenia.

Innymi słowy, po latach życia w konsumpcyjnym związku, poczucie osobistego prawa do małżeństwa wysokiej jakości prowadzi do skupiania się na tym, co jest złe w drugiej osobie, co sprawia, że coraz więcej spraw zmierza w niewłaściwym kierunku, ostatecznie prowadząc do cierpienia usprawiedliwiającego odejście.

Więcejw książce: JAK TRZYMAĆ SIĘ RAZEM W ŚWIECIE, KTÓRY CHCE NAS ROZDZIELIĆ - William J. Doherty

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Potrzebny rozwód
Komentarze (55)
9 grudnia 2017, 23:29
Czasami nie ma innego rozwiązania niż rozwód. Niestety za błędy dorosłych najmocniej cierpią dzieci. Polecam przeczytać książkę "Wariatka" Agnieszki Chrzan, w której opisane jest co przeżywają dzieci rozwódników oraz co mogą zrobić, aby zamknąc za sobą ten rozdział i wkroczyć w dorosłe życie z możliwością stworzenia własnego szczęśliwego związku.
MT
Marek Trębicki
10 listopada 2017, 18:08
Jebać miłość jest tylko pieniądz dla bab najważniejszy 
H
HArt
19 stycznia 2015, 02:05
Serce boli tego który ciągle kocha a właściwie dusza, ze musi godzić się na rozwód. Niekiedy rany są tak głebokie że więcej czasu potrzeba żeby się zabliźniły. Ale pomimo całego zła, te rany zabliźniają się. Najpiekniejsze w człowieku jest to że wygrywa dobro.
MK
Michał Kasperkiewicz, Sychar
7 stycznia 2015, 23:45
"Rozwód jest ostatecznym rozwiązaniem problemów małżeńskich" Williamie J.Doherty nie wiem skąd żeś się gościu urwał, rozwód nigdy nie jest rozwiązaniem. Pisz może książki o szydełkowaniu
I
Ixo
8 stycznia 2015, 01:38
Nie byłabym taka pewna. Powszechny błąd ludzi to generalizowanie i wypowiadanie się za wszystkich. Nigdy się nie rozwiodłam, co za ym idzie nigdy nie byłam żoną. Ale dzieckiem już tak. Moja mama po welu latach psychicznego ciemiężenia, rodzinnego terroru i strachu o każdy kolejny dzień, wyrwała siebie, a raczej nas (siebie mnie i siostrę) z toksycznego małżeństwa. Mam już trochę lat i z perspektywy czasu, choć nigdy nie uważałam inaczej mogę stwierdzić należę do tych dzieci, dla których rozwód okazał się wybawieniem, choć wiem, że dla innych jest dramatem. Przeżycia uczą by nie genaraizować, a raczej starać sie zrozumieć.
I
Ixo
8 stycznia 2015, 01:46
Zapomniałam dodać, że jestem zdecydowanym zwolennikiem walki o miłość i drugiego człowieka. Myślę, że wszystko rozbija sie o wzajemną szczerość i zaufanie. Ludzie się zmieniają, wszystko się zmienia, dlatego nie można chować swoich uczuć i emocji i pozwolić. by druga osoba zamykała przed nami swój świat. Tylko szczera i nieustanna wymiana poglądów oparta na wzajemnym poszanowaniu i obopulna walka o sczęście (życiowe spełnienie) partnera jest w stanie sprawić, że ludziebędą żyć z sobą, a nie obok.
MR
Maciej Roszkowski
7 stycznia 2015, 22:24
Pisaliśmy już o tym. Dzis żyjemy w cywilizacji przedmiotów jednorazowego użytku. Jak się zepsuje zegarek, pralka, czy odtwarzacz to nikt go nie naprawia, tylko wyrzuca na śmietnik i kupuje nowy.  Tak zaczyna sie dziać z ludzkimi związkami,  przyjaźnią, miłością, małżeństwem. Po co się mordować i reperować, wymienione powyżej niektóre "przyczyny "rozwodów pokazują całą bezmyślność i egoizm nowoczesnego "otwartego" człowieka. Tyle jest nowych możliwości!  Panienki i chłopcy z odzysku tysiącami zaludniają portale "randkowe". To jest "cool", "trendy", "sky is the limit". Tylko co będzie gdy ubawimy sie po pachy i przyjdzie na kark osiemdziesiątka?
A
Andrzej
10 kwietnia 2014, 18:10
Wiele lat temu czytałem zapiski z obserwacji kilku egzorcystów i moją uwagę przyciągnął fakt, iż dwoje ludzi połączonych sakramentem małżeńskim ponosi jego skutki, aż do czasu śmierci obu. ŻADEN rozwód nie ma mocy złamania pieczęci Boga jaka jest nakładana na obojga w chwili zawierania SAKRAMENTU małżeństwa. To samo potwierdzają niektórzy dzisiaj żyjący egzorcyści z wieloletnim doświadczeniem. Skutki takiego złączenia przenoszą się na nowe rodziny, jakie budują rozwodnicy i pozornie ich nie widać, ale twardo one stoją u podstaw fundamentu duchowego u każdego członka takich rodzin. Dla osobowego zła, takie rozczepienia są ogromną pożywką, bo umożliwiają dokonywać o wiele głębsze penetracje i manipulacje. Niewola grzechu nie jest tym samym, co niewola poprzez penetrację złego. Zły w tym drugim przypadku przejmuje osobowość bez wiedzy "wylogowanego". Dlatego tak wielu z nas czyni zło nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Rozejrzyjmy się po znajomych, a szybciej ten fakt dostrzeżemy, my też jesteśmy zagrożeni takim chwilowym wylogowaniem.
L
lawral
7 stycznia 2015, 14:24
Spokojnie. Weź 10 oddechów. Potem przeczytaj jeszcze raz, co napisałeś. Następnie pomyśl jeszcze raz.
Z
Zz
7 stycznia 2015, 16:11
Np chyba żartujesz.
O
Orr
7 stycznia 2015, 16:13
Ludzie odchodzą z KK po usłyszeniu takich rewelacji jak twoje czyli powtórzone po egzorcystach. I wcale sie tym ludziom nie dziwie.
T
trr
7 stycznia 2015, 18:44
Jak przez to odchodzą z KK to znaczy, że wcale w Nim nie byli i nie wiedzą o co chodzi ;)
Miłosz Skrodzki
27 marca 2014, 16:45
"rozwód może czasem okazać się konieczny" To znaczy kiedy? Przecież biorąc ślub, podejmujemy odpowiedzialność za drugą osobę, nawet jeśli ona się zagubi, a raczej zwłaszcza wtedy. "rozwody, mające swoje źródło w konsumpcyjnej kulturze" A co ma piernik do wiatraka? Że niby współczesna kultura jest czymś złym?
L
lawral
7 stycznia 2015, 14:24
Jesteś żonaty ?
MK
młoda kobieta
7 stycznia 2015, 17:23
Idea jest ideą. Nie trzeba czegoś doświadczyć na własnej skórze, żeby mieć pogląd w tej sprawie i być akredytowanym do wygłaszania go. Nie musimy dokonać aborcji, żeby mieć pogląd na aborcję, nie musimy skoczyć z 10 piętra, żeby wiedzieć, że jest to śmiertelne, itp.
I
Ixo
8 stycznia 2015, 01:50
Ciekawe, ze ielu mądrych tego świata niwelowało swój ideologiczny upór w zderzeniu z doświadczeniem...
X
xxx
9 stycznia 2015, 00:59
Daleko im do mądrych jak blachy biorą za żony. 
K
kobieta
24 lutego 2014, 12:20
@przyszła rozwódko; Kobieto, mam wątpliwości czy Twój maż dorósł do małżeństwa? Nie pracuje, nie pomaga, stosuje przemoc psychiczną, nadużywa alkoholu, niszczy psychikę dzieci...  Toż ty go utrzymujesz i jeszcze znosisz nienormalne zachowania jakiegoś psychopaty. Pomyśl o dzieciach, jaki wzorzec im przekazujesz do spółki z mężem? Porozmawiaj z mądrym kapłanem, najlepiej w kurii diecezjalnej, czy Twoje małżeństwo z tym pasożytem jest ważnie zawarte.
A
anton
10 kwietnia 2014, 18:24
Przyszła rozwódko, wysil się na terapie małżeńskie, a jak nie pomogą sięgnij o wiele dalej ku terapiom jego osoby. Nie jesteś niewolnikiem męża, lecz on może być w Twojej niewoli z woli Boga. Zacznij się modlić za niego i za siebie, walcz o swój związek, walcz choćby do krwii aby na nowo się odrodził i trwał ku szczęściu waszych dzieci i ku szczęściu Was samych, również Twoim. Kto będzie się Tobą opiekował jak stracisz męża? A kto będzie się nim opiekował jak straci wszystko co obecnie posiadacie razem? Wolność to również odpowiedzialność. Jako dziecko Boga masz pełne prawo walczyć o szczęście, ale również o przyszłość całej swojej rodziny. Sam znam wiele rodzin tych co przetrwało burze, znam też takie które nie przetrwały burz i poległy. Niewiele jest rozbitych rodzin co na tym zyskali wszyscy. Owszem są wyjątki, ale jest ich mało. O małżeństwo trzeba nie tylko dbać, ale również walczyć.  Rozwód to ostateczność!
A
alinka
10 kwietnia 2014, 19:58
Terapie małżeńskie absolutnie nic tu nie dadzą. Najpierw potrzebna jest specjalna terapia osobno dla sprawcy przemocy (powinien pójść na nią dobrowolnie) i osobno dla ofiary. Dopiero później można brać się za terapię małżeńską.  A mąż na terapię nie pójdzie, jeśli zdecydowanie nie zadziałasz (policja, walizki za drzwi, lub inne działania pokazujące mu gdzie sa granice). Ale na działania nie będziesz mieć siły, jeśli sama dla siebie nie znajdziesz pomocy i to szybko. Więc szukaj pomocy i nie cofaj się jak już ją znajdziesz.  Przemoc sama się nie skończy. Ale jak podejmiesz zdecydowaną walkę o siebie, jest szansa wygrania małżeństwa.
CP
chyba przyszła
10 kwietnia 2014, 20:59
Wiem, że dobrowolnie nie pójdzie, podobnie jak nie zacznie sie leczyć z uzaleznienia, bo wielokrotnie to z nim przerabiałam. Próby zdecydowanego działania, o którym wspominasz kończą się awanturami, które fatalnie działają na psychikę dzieci (i tego chcę im oszczędzić). Próby rozmowy kończą się: awanturą (gdy jest pod wpływem), obietnicami poprawy (gdy jest trzeźwy, co jest stanem nieczęstym). W mojej opini wyczerpałam możliwości porozumienia się z tym człowiekiem. Chcę jedynie by dzieci nie rosły w takiej chorej atmosferze. Nie mam zamiaru zakładać nowej rodziny (jak obawiają się wszyscy obrońcy małżeństwa za wszelką cenę). Co mi pomoże instytucja kościelnej separacji, jeżeli nie wyekzekwuje od męża opuszczenia mieszkania?
L
lawral
7 stycznia 2015, 14:26
pojebany, czy z Warszawy ?
K
kijk
8 stycznia 2015, 02:05
Żeby iść na terapię, trzeba uznać, że jest się kimś kto postępuje źle. To zdarza się rzadko. Poza tym zazwyczaj strona zrujnowana psychicznie podejmuje ową walkę i po paśmie wieloletnich niepowodzeń staje przed dramatyczna decyzją. Rozwód niesie za sobą nie tylko interpersonalne konsekwencje. Warto pomyśleć, że niektórzy dla ratowania rodziny właśnie, decyduja się na taki krok, wiedząc, że życie nie stanie się bajką (kwestia samotnego rodzicielstwa w obliczu obowiązku utrzymania rodziny, bez wsparcia ze strony innych). Mówię tu raczej o dramatach niezamożnych kobiet, czy mężczyzn, którzy mimo podjętych, wyniszczających prób, nie są w stanie wpłynąć na zmianę małżonka.
jazmig jazmig
23 lutego 2014, 10:19
Chroń nas Panie przed takimi doradcami. Jeżeli uważa, że rozwód jest dobry, to nadaje się na prawnika, który żyje z rozwodów, a nie na doracę. Rozwód zawsze jest tragedią. Oczywiście bywają sytuacje, kiedy jest on jedynym ratunkiem, ale tylko wtedy, gdy jedna ze stron używa przemocy lub nadużywa alkoholu lub narkotyków. W pozostałych przypadkach, rozwód jest złym rozwiązaniem i powinno się starać ratować związek, zamiast wmawiać ludziom, że to jest dobre rozwiązanie.
A
Asd
7 stycznia 2015, 14:16
Rzeczywiście znasz wszystkie setki powodów, aby okreslać je niewystarczającymi lub nie znuszającymi do rozwodu? Gratuluję wiedzy.
R
r
11 stycznia 2015, 12:13
przypadków jest znacznie więcej, chociazby taki który dotyczy zachwiań psychiki lub oszustwa
CP
chyba przyszła ...
23 lutego 2014, 07:51
Dziękuję bardzo za wszystkie rady - potrzebowałam takiego bezstronnego spojrzenia z boku na to wszystko.
DP
do przyszłej rozwódki
22 lutego 2014, 22:34
Przemoc psychiczna jest trudniejsza do udowodnienia, ale to nie znaczy, że mniej bolesna. Musisz się bronić i nie słuchaj jakiegoś księdza, który mówi bzdury o "uświęcaniu"! Zajrzyj na tę stronę: [url]http://www.niebieskalinia.pl/dla-mediow/media-o-nas/4857-przemoc-psychiczna-i-ekonomiczna-prosta-i-skuteczna[/url]
CP
chyba przyszła rozwódka
22 lutego 2014, 21:48
On nie robi awantur - stosuje głównie przemoc psychiczną - słowną (wyzwiska, przedrzeźnianie, wyśmiewanie) a z fizycznej poszturchiwanie, wyrywanie przedmiotów - czyli nic co mozna byłoby pokazać lekarzowi lub policji. Dodatkowo uprzykrza życie chowając różne przedmioty, niszcząc rzeczy i nie naprawiając potem, zostawia po sobie bałagan i brud, itp. Pije zawsze w domu więc znikąd nie wraca pijany a wychodzi tylko do sklepu po alkohol. Z tym wywaleniem z domu to łatwiej powiedzieć niż wykonać. Wielokrotnie mówiłam mu żeby się wyprowadził - odpowiada, że nie i że ma prawo tu mieszkać. Nie jestem osobą, która potrafi wyrzucić siłą, zresztą obawiam się jak mogłoby się to skończyć. Straciłam całkiem nadzieję na zmianę tej sytuacji a od znajomego księdza usłyszałam że to cierpienie ma mnie uświęcać :)
Ż
życzę Ci powodzenia
7 stycznia 2015, 21:09
no to słuchaj dalej tego księdza, aż skończysz w zakładzie psychiatrycznym. Jeżeli twój pseudomąż nie chce się wyprowadzić dobrowolnie, to zacznij mu ty uprzykrzać życie jak tylko możesz. Znęcaj się nad nim psychicznie, nie gotuj, nie odzywaj się do niego no i oczywiście ZERO SEKSU. Możesz jeszcze nastawić źle do niego dzieci, bo na to zasługuje. Pomysłów na pozbycie się tego typa może być wiele, ważne abyś ty osiągnęłą swój cel - czyli święty spokój.
:
:(
24 stycznia 2015, 07:10
a co to za porady? masz do tego podstawy? wykształcenie? doświadczenie? to nie jest rozwiązanie problemu tylko eskalacja
DP
do przyszłej rozwódki
22 lutego 2014, 08:23
Za każdym razem wzywaj Policję, gdy mąż robi awantury, a jeśli dopuszcza się rękoczynów idź do lekarza żebyś miała zaświadczenie na tę okoliczność, zbieraj dowody i świadków. Potem trzeba założyc sprawę o znęcanie się. Jednocześnie separacja-rozwód z orzeczeniem o winie..  A właściwie, to dlaczego go nie wywalisz z domu, gdy wraca pijany, jeśli dom jest Twoją własnością? (nawiasem mówiąc bardzo dobrze, że masz wyłączną własność, bo to nie Ty będziesz musiała szukać nowego mieszkania)
CP
chyba przyszła rozwódka
21 lutego 2014, 21:01
Dziękuję bardzo za szybką reakcję - problem jest taki, że ja nie mogę odejść (bo dom jest moją własnością) to mąż powinien się wyprowadzić i juz wiele razy mu to mówiłam ale niech ktoś spróbuje porozmawiać z alkoholikiem i przekona się jak to wygląda. A co w tej sytuacji daje mi separacja? skoro nadal będziemy razem mieszkać. Chyba tylko rozwód z orzeczeniem o winie i nakaz eksmisji mogłyby coś zmienić.
DP
do przyszłej rozwódki
21 lutego 2014, 20:48
Odejdź od niego, bo sama się wykończysz, a dzieciom tez tylko może zaszkodzić życie z ojcem alkoholikiem, który się znęca nad rodziną. Piszesz, że ojciec pastwi się nad starszym dzieckiem, więc nie rozumiem dlaczego sama do tego przykładasz rękę? Kościół zezwala na separację i nie zmusza nikogo do życia z psychopatami, ani alkoholikami.
CP
chyba przyszła rozwódka
21 lutego 2014, 20:28
Ja od kilku lat zastanawiam się na tym krokiem - bardzo trudno się zdecydować po 20 latach małżeństwa i to mimo tego, że mąż jest alkoholikiem, nie pracuje, nic nie robi żeby znależć pracę, odmawia podjęcia leczenia, nie pomaga w żadnych pracach domowych, jest ordynarny w stosunku do mnie i dzieci a nad starszym dzieckiem szczególnie się pastwi, stosując przemoc psychiczną a czasem i fizyczną. Nie płacił nigdy na utrzymanie, nawet gdy pracował to zarobione przez siebie pieniadze zbierał na osobnym koncie. Jestem psychicznie wykończona ale trwam w tym chorym związku chyba tylko w imię przysięgi, którą kiedyś złożyłam. Nie wiem tylko jaka korzyść wynika z takiego związku dla dzieci - jedno z nich już kilkakrotnie prosiło mnie abym się  rozstała z mężem. Może ktoś ma dla mnie jakieś rady?
A
asia
4 kwietnia 2014, 12:32
wiesz, to bardzo trudne przez co przechodzisz i tak naprawdę nie zrozumie tego w pełni nikt, kto juz w życiu tego nie przerabiał...moja mama mogłaby Ci wiele powiedziec na ten temat..widzisz, z perspektywy czasu moge powiedzieć tak: każdy, kto namawia cię do rozwodu ma diabła za skórą... walcz o męża i o waszą miłość, nie przestawj modlic sie za niego, za wasza rodzinę, słuchaj nawet on-line jesli możesz - apelu jasnogórskiego i próśb jakie zanoszą do ksiegi apelowej inni ludzie...o co proszą, a jesli prosza, to dlatego, że słyszeli o modlitwie wysłuchanej..mój ojciec nie był dobrym ojcem...często spaliśmy z bratem i mamą u dziadków, u sąsiadów, widziałam poprzewracane meble, potłuczona zastawę.. to napweno odciska piętno na psychice dzieci, moge o sobie i o bracie moim powiedziec, że jesteśmy DDA - Dorosłe Dzieci Alkoholików i pamiętam, że w szkole podstawoje i średniej nie raz prosiłam mamę, żeby odeszła....a mama brała do ręki różaniec i modliła się.. ża tatę, i za nas, żebyśmy przetrwali ten czas i biedę, bo tam gdzie ktos w domu pije - zawsze wszystkiego brakuje, chociaż mama starała sie jak mogła, żebysmy głodni nie chodzili..modliła sie ona, modliła sie moja babcia...jedna i druga...Mam teraz 33 lata, mój ojciec nie pije od 8 lat, nie pali od ok 4ch...mój jedyny brat skończył 3 lata temu seminarium, jest wikariuszem...ja mam swoja rodzinę i jestem szczesliwa. W chwili obecnej mam bardzo dobry kontakt z ojcem, który nawet od kilku lat pojawia sie coraz częściej w kościele a dziś z racji rekolekcji przystąpił do spowiedzi. Rodzina przetrwała. My przetrwaliśmy. Dzieki opiece Bożej Opatrzności, która z każdej sytuacji wyprowadzi jakieś dobro. Dzis dziękuję mojej mamie za wytrałość, za cierpliwość i zawierzenie Bogu. Nie odtrącaj męża, szukaj ratunku dla małżeństwa, bo macie Sakrament, który Was wspomaga. Powodzenia :)
JJ
Justyna Jasińska
6 grudnia 2014, 21:21
moje dzieci i ja odżyliśmy po wyprowadzce od przemocowca-męża, również prosiły aby ojciec się wyprowadził, nie było to możliwe bo dom był jego więc wyprowadziłam się z dziećmi do wynajmowanego mieszkania, muszę liczyć każdą złotówkę, ale nie żałuję odejścia,skończyły sie bóle głowy , brzucha i inne
A
anty
7 stycznia 2015, 21:13
takie porady to zachowaj dla siebie. nie zarażaj nimi nieszczęśliwych kobiet.
R
Rozwódka
21 listopada 2013, 18:11
Jestem po rozwodzie - rozwiodłam się 7 lat po ślubie, a od 16 lat jestem po ślubie cywilnym z obecnym mężem. Mam troje dzieci - dwoje z poprzedniego związku. Czytając artykuł i komentarze, chciałbym pokazać moją sytuację, trochę inną od wcześniej wzmiankowanych. Po pierwsze, wychodząc za mąż jako młoda dziewczyna, podjęłam pochopną decyzję, przy której się upierałam na przekór moim rodzicom. Nie było w tej decyzji miłości do przyszłego męża, ani głębokiej świadomości, że to przysięga na cale życie. Myślałam, że to jakoś samo się ułoży - byłam młoda i bardzo niedojrzała. Mąż okazał się równie niedojrzały do małżeństwa, gdy pojawiło się dziecko i związane z tym problemy, zaczęły się kłopoty. Mąż nie pracował, nie szukał pracy, nie pomagał mi w domu ani przy dzieciach. Na moje pretensje, że tak się nie robi, ze powinien mi pomóc, reagował złością, potem wyzwiskami, aż agresja przeszła w bicie mnie. Zawsze potem przepraszał i żałował, ale na moje sugestie by poszedł do lekarza i zaczął to leczyć, reagował złością. Czekałam, tłumaczyłam, prosiłam i modliłam się. Zmiany jednak nie przychodziły a ja coraz bardziej bałam się, ze tak będzie już do końca życia. Może gdybym go kochała byłoby łatwiej. Nie chciałam odejść od niego ze względu na ślub kościelny i na "dobro" dzieci. Jednak po kilku takich latach straciłam nadzieję i postanowiłam odejść. Trafiła mi się praca w innym mieście z mieszkaniem. Trochę się bałam jak sobie poradzę sama, z małymi dziećmi w obcym mieście. W tym czasie spotkałam kolegę, którego znałam ze studiów. On w dalszym ciągu był kawalerem, był miły i dobry dla mnie i dla moich dzieci. Zakochaliśmy się w sobie, mamy wspólne dziecko i razem wychowujemy całą trójkę. I na koniec - nie jesteśmy idealnym malżeństwem, ale oboje staramy się, tworzymy dobrą rodzinę - dzieci mają odpowiedzialnego tatę, który jest dla nich wzorem i autorytetem. Ze swoim tatą biologicznym utrzymują kontakty, bo ja chciałam i dbałam o to, żeby nie straciły z nim kontaktu - to część ich tożsamości. Ale ich ojciec niewiele się zmienił, co prawda pracuje, ale dalej jest bardzo agresywny i nie kontroluje emocji. Dzieci wielokrotnie mi dziękowały, że zdecydowałam się na rozwód...Ja też tego nie żałuję, zwłaszcza ze względu na dzieci. Ciężko mi tylko z tego względu, ze od 16 lat nie przyjmuję Ciała Pana Jezusa....
G
GNG
8 grudnia 2014, 04:09
CZY NIEDOJRZAŁOŚĆ DO ROLI - ŻONY, MĘŻA, OJCA, MATKI - ISTNIAŁA WCZEŚNIEJ LECZ NIEROZPOZNANA? CZY WYSTĄPIŁA PO ŚLUBIE (COFNIĘCIE W ROZWOJU?)  W TYM PIERWSZYM PRZYPADKU SZUKAŁBYM UNIEWAŻNIENIA. W TYM DRUGIM TRZEBA MODLIĆ SIĘ O WIEKSZE MIŁOSIERDZIE W NASZYM RZYMSKO-KATOLICKIM KOŚCIELE.
J
jewka
7 stycznia 2015, 13:59
... hm, dobra sugestia co do możliwości unieważnienia,  dość dziwna co do tej modlitwy -  że potrzeba miłosierdzia w "naszym rzymsko-katolickim kościele" - miłosierdzia potrzeba nam zawsze BOŻEGO - zwłaszcza w takiej sytuacji jak ta - bo nie jest ona "STANDARDOWA" - i bardzo dobrze rozumiem tęsknotę za przyjmowaniem Ciała Pańskiego ... ale nie sądzę, żeby w możliwości jakiegokolwiek człowieka leżała ocena, czy aktualny "układ" małżeński jest zgodny z wolą bożą czy nie - tylko Bóg to wie ...
A
Andreas
7 stycznia 2015, 15:07
KILKA PYTAN: A kto tak na prawdę jest dojrzały do roli męża, żony? Jak taka dojrzałość mierzymy? Kto ją mierzy? My? Skoro my lub zatrudniony przez nas psycholog to nie jesteśmy sędią we własnej sprawie? Czy aby nie rozwadniamy tego wszystkiego? Wystarczy zajrzeć do Biblii i przeczytać co o tym sądził Jezus Chrystus. Sakrament to sakrament, chyba, że ktoś jest niewierzący....
Z
zero
21 listopada 2013, 10:18
Ciesze sie ,ze istnieja takie miejsca ,gdzie ludzie moga dyskutowac i analizowac swoj poglad na temat małzenstwa w odniesieniu do religii.Mysle ze dzis trudno spotkac udane małzenstwo tylko dlatego iz małzonkowie zawierajac zwiazek małzenski nie zaprosili Jezusa do swojego zycia-natomiast zawierali slub ze wzgledu na ,,niechciana ciaze,opinie publiczna,chec wyjscia spao jarzma rodzicow-niech kazdy kto juz ma tr lat zrobi sobie rachunek sumienia i wyswietli sobie ,,film swojego zycia,,tj.cofnie sie wstecz.....Kochani-pamietajcie Bog-dopuki naprawde niewpuscicie go do swojego serca nie da Wam swojego Blogosławienstwa na droge wspolnego zycia w jednosci małzenskiej,a swoja droga-mozecie sie zastanowic i zrobic to w kazdej chwili-wiara to duchowe spotkanie z Jezusem-niech On najpierw stanie nad Waszym zyciem jako pierwszy,a reszta sie wykona.pozdrawiam Ksiezy i braci,a takze siostry-neofitka.
D@
do @Asia
8 listopada 2013, 21:05
Co z tego, że w "Kościele katolickim nie ma czegoś takiego jak rozwód"? Przecież  katolicy  rozwodzą się tak samo jak niekatolicy. Kościół traktuje rozwód cywilny jak seprację i tyle.
A
Asia
8 listopada 2013, 09:06
W Kościele katolickim nie ma czegoś takiego jak rozwód. W sytuacjach skrajnych takich jak alkoholizm, zdrada, znęcanie, itp. stosuje się separację.
MR
Maciej Roszkowski
7 listopada 2013, 19:47
Często milość oczekiwana jest i traktowana jak wygrana w totolotka, gwiazdka z nieba, przypadek. Dojrzewanie do milości do długi proces, no ale dziś "wielu płonie chętką- dużo, byle jak i prędko". Nie sprzyja to długiemu narzeczeństwu. Po ślubie też gdy opadnie pierwsze zauroczenie wiele potrzeba wysiłku i pracy (nad sobą!) aby miłość i małżeństwo utrzymać. Natomiast jeśli ktoś powiada, że ten związek nie funkcjonował  pozytywnym skutkiem dla niego,  to jest bez szans na żaden wartościowy związek. Nie pytaj ile dostajesz, tylko ile możesz dać, a osobę którą chcesz obdarować wybieraj starannie i oceniaj rzeczowo.
M
maria
7 listopada 2013, 16:12
Akurat dziś odebrałam pozew o rozwód - powód: oddalanie się od siebie. A na moje prośby o wspólne rekolekcje i terapię małżeńską, mąż odpowiadał, że mu to nie jest potrzebne
P
psp
7 listopada 2013, 15:33
Bardzo podoba mi się ten artykuł. Szczególnie ten fragment: Paradoks polega na tym, że w tym przypadku satysfakcję osiąga się wtedy, gdy przestaje się koncentrować na tym, aby ją osiągnąć. Jak mówiła w swojej roli Beatrice Arthur "Nie szukaj szczęścia... to jedynie uczyni cię nieszczęśliwym". Szczera prawda. Nie zastanawiać się nad tym "co małżonek może mi dać", ale "co ja mogę dać żonie/mężowi, co sprawi, że będzie szczęśliwsza"?
M
mania
7 listopada 2013, 14:59
Rozwód to konieczność w przypadkach o jakich autor napisał na początku (m.in.znęcanie, niewierność). Uważam, że w takich przypadkach utrzymywanie małżeństwa jest złe również dla dzieci. Podam taki przykład: mąż bił żonę, zdradzał, znęcał się nad nią, dziećmi. Żona pokornie to znosiła, bo małżeństwo to Sakrament, to świętość. W rezultacie synowie z tego małżeństwa robili później to samo ze swoimi żonami, dziećmi, a córki wybrały sobie mężów, którzy zachowywali się podobnie do ojca. 
T
Tatul
7 listopada 2013, 14:49
Słuchałem audycji radiowej poświęconej tematowi rozwodów i tam z ust p. psycholog padło sformułowanie, że : Rozwód to próba ponownego ułożenia sobie życia przez występującego o rozwód. Traktowano to jako zwyczajne posunięcie, któremu powinny sprzyjać dorastające dzieci jako, że "Tylko szczęśliwa matka, ojciec może zapewnić dobre wychowanie dziecku" . Przerażenie bierze gdy słyszę od młodej nauczycielki ze w I klasie gimnazjum - gdzie jest wychowawcą 3/4 młodych ludzi ma niepełne rodziny. Plaga, czy co? Ci młodzi przy takim wzorcu jaki otrzymują w domach podtrzymają tradycję i ...będą wymieniuać partnerów na nowszy model, albo dla uproszczenia wszystkiego nie wezmą ślubu, bo po co komplikować sobie życie. Dokąd pędzisz świecie???
D
darek
7 listopada 2013, 14:09
jak bije to kościół dopuszcza separacje, zawsze jest wyjscie.
7 listopada 2013, 13:44
A można w jednym krótkim zdaniu: "Małżeństwo uważam za nierozerwalne, nie rozwiodę sie, bo Bóg tak ustanowił, a ja szanuję wolę Boga, codziennie mówiąc Mu: bądż wola Twoja".
S
Sonia
7 listopada 2013, 12:55
Rozwód NIGDY nie jest dobrym rozwiązaniem, nawet w najtrudniejszej sytuacji. Małżeństwo jest święte i przysięga też. Jeśli kogoś kochamy, to nie możemy się wyzbyć za niego odpowiedzialności. ...jak ciebie i wasze dzieci małżonek latami będzie bił to spuścisz trochę z tonu.
M
Małgorzata
7 listopada 2013, 12:51
Zdecydowanie nie zgadzam się z przedmówcą....
Miłosz Skrodzki
7 listopada 2013, 09:54
Rozwód NIGDY nie jest dobrym rozwiązaniem, nawet w najtrudniejszej sytuacji. Małżeństwo jest święte i przysięga też. Jeśli kogoś kochamy, to nie możemy się wyzbyć za niego odpowiedzialności.