Rodzice! Uwolnijcie się od dzieci!
Rodzice! Uwolnijcie się od dzieci, ponieważ jest to jedyny sposób, aby dać im wolność. Dzieci znikają z waszego domu, ale nie znikają z waszego życia. Zawsze będziecie podążać ich śladami, nawet wtedy, gdy pójdą nowymi ścieżkami.
Dla niektórych rodzicielstwo oznacza wyręczanie dzieci we wszystkim i podejmowanie za nich decyzji. Tacy rodzice wychodzą z założenia - niekiedy uzasadnionego - że dzieci nie są przygotowane do robienia niczego samodzielnie. Nawet gdy dorosną, rodzice nie zauważają tego i wciąż żyją życiem dzieci z całym oddaniem, wkładając w to mnóstwo energii. Ale w tym wypadku dobre intencje i wysiłek nie dają wymiernych efektów. Często rezultaty są zaskakujące, niepożądane, nieprzyjemne, wręcz przerażające. Dlaczego?
Nie wiem, dlaczego i, szczerze mówiąc, myślę, że odpowiedź na to pytanie do niczego nie jest przydatna. Gdy odkryjemy, że popełniliśmy błąd, i ustalimy, kto jest za niego odpowiedzialny (a wielu rodziców traci czas szukając wytłumaczenia czegoś, co potocznie nazywamy "klęską"), nie pozostaje nam już nic. Możemy tylko przyjąć do wiadomości, że dane wydarzenie zaszło, a to nas raczej nie pocieszy. Spróbujmy zatem przeanalizować, jak dochodzi do tej "klęski".
W pewnych okresach życia dzieci nie są w stanie podejmować decyzji. W dzieciństwie ich umysły, niedostatecznie rozwinięte, nie wykształciły jeszcze pewnych zdolności. Gdy mają po kilkanaście lat, nie potrafią odpowiednio o siebie zadbać. W młodości nie są niezależne finansowo.
Noworodek żyje tylko dzięki opiece rodziców. Taki jest obowiązkowy punkt wyjścia nas wszystkich. Nie jest on równoznaczny z wyrokiem skazującym na życie. Rodzimy się uzależnieni od pomocy innych, ale naszym zadaniem jest usamodzielnić się. W tym procesie kluczową rolę odgrywa rodzina, to w niej najsilniej przejawia się nasza zależność od innych, ale ma ona również być terenem, na którym zdobywamy naszą wolność.
Często jednak rodzice zapadają na dziwną chorobę wzroku: widzą w swoim dziecku maleńkiego człowieczka, którego trzeba nosić na rękach i który niczego nie potrafi sam sobie zapewnić. Chcą dać mu wszystko, co najlepsze, nie widzą w nim człowieka, którym ma się stać, widzą tylko to, co sami mu dają, tylko efekty wywołane ich troską, ich prezenty, ich ubranka, ich obiadki, ich nauki. Angażują się cali w proces wychowywania dzieci, lecz nie zawsze mają sprecyzowane wyobrażenie o tym, jakim mężczyzną lub jaką kobietą ma się to dziecko stać.
Tacy rodzice biorą za model samych siebie i zamiast przygotowywać dziecko do wejścia w świat, przywiązują się do niego tak mocno, że nie umieją się z nim rozstać. Nie dostrzegają i nie rozumieją już różnic między sobą a dzieckiem. Nie zauważają, że dziecko żyje ich życiem, a nie własnym.
Na szczęście wcześniej lub później dzieci buntują się przeciw temu szkodliwemu mechanizmowi i uwalniają się z klatki. Dla rodziców zaczyna się trudny okres, czują się okradzeni z cząstki samych siebie. Twierdzą, że zostali ukarani za to, iż oddali dzieciom całych siebie i nie dostali nic w zamian. A jeśli dzieci, odpowiadając na ich zarzuty (nie bez racji, ale często w nieodpowiedniej formie), mówią, że nie domagały się tego, co dostały, rodzice czują się zdradzeni i obrażają się.
Tego konfliktu można uniknąć w jeden tylko sposób - uwalniając się od dzieci.
Uwalniajcie się stopniowo, delikatnie, z wyczuciem, umiejętnie, wystrzegając się rewanżów i chęci zemsty, w miarę jak skrzydła młodych stają się coraz silniejsze, ich loty coraz wyższe i dłuższe, w miarę jak wybierają swoją drogę życiową. Uwolnijcie się od tego, co dajecie swoim dzieciom, zmniejszając konsekwentnie liczbę ofiarowywanych rzeczy.
Zamiast wciąż dawać, dawać i dawać, zacznijcie doceniać to, co otrzymujecie. Na początku byliście dla dzieci niezbędni, teraz - stajecie się fakultatywni. Zamieńcie obowiązek w dar, a dar jest owocem wolności, nie przymusu.
Uwolnijcie się od dzieci, ponieważ jest to jedyny sposób, aby dać im wolność. Uwalniajcie się od dzieci stopniowo, a w chwili ich ślubów nie dotknie was syndrom pustego gniazda i nie wpędzi was w rozpacz. Dzieci znikają z waszego domu, ale nie znikają z waszego życia. Zawsze będziecie podążać ich śladami, nawet wtedy, gdy pójdą nowymi ścieżkami.
Czasem dzieci zawierają małżeństwa, aby uwolnić się od rodziców. Chcą wyfrunąć z klatki, w której je trzymacie. Jeżeli natomiast zawierają małżeństwa, czując się ludźmi wolnymi, osiągnęliście wasz cel. Jako rodzice spisaliście się na medal.
Uwolniliście się od dzieci i wreszcie stało się dla was jasne, skąd one przyszły i kim są (fascynującymi nieznajomymi, którzy zatrzymali się w waszym domu) i dokąd zmierzają. Gościnność i czułość, z którymi ich przyjęliście pod swój dach, na trwałe ich naznaczyły. Rodzina, z której wyszły, zawsze będzie na nich oddziaływać. Nie będzie jedynie wspomnieniem, nieuniknionym doświadczeniem, ale spełnieniem potrzeb i marzeń. Jeśli krok po kroku uwalnialiście się od dzieci, to ułatwiliście im przejście od potrzeby rodziny (uzależnienia od niej) do pragnienia rodziny (czyli wolności).
Rodziny założone przez wasze dzieci nie należą do was, ale oddają z procentami to, co zainwestowaliście w wasze pociechy. Tym samym stwarzają wam niepowtarzalną okazję do rewanżowania się, zmieniania się, doświadczania czegoś nowego.
Więcej w książce: Zawód - teściowie - Redigolo Giampaolo
Skomentuj artykuł