Rodzina dwupokoleniowa? Nie w Polsce?

Zobowiązanie moralne powoduje, że nie przestajemy sobie w rodzinie pomagać (fot. smastrong / flickr.com)
Ludwika Tomala / slo

Polska nie jest społeczeństwem małych, dwupokoleniowych rodzin, żyjemy w środowisku krewniaczym - przeciętny Polak potrafi wymienić aż 80 członków swojej rodziny. O tym, po co nam rodzina i kto tak na prawdę w niej rządzi, opowiada w rozmowie antropolog dr Agata Stanisz z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.

W ramach 5-letnich badań antropologicznych nad relacjami pokrewieństwa Polaków, dr Agata Stanisz poznała dobrze aż 100 rodzin. W tym czasie uczestniczyła w życiu przypadkowo dobranych rodzin w centrum Poznania, na Dolnym Śląsku w Jeleniej Górze oraz we wsi Dziekanowice w okolicach Gniezna.

Badania polegały na obserwacji uczestniczącej. Antropolog odwiedzała rodziny na zasadzie gościa, chociaż często zyskiwała status przyszywanej krewnej. Dzięki temu mogła poznawać sekrety rodzinne i niekiedy poznawała bardzo intymne szczegóły dotyczące relacji rodzinnych w Polsce.

- Rodzina jest zdecydowanie na szczycie wartości w systemie aksjologicznym. Ale przed rodziną jest inna sprawa - coś, co moi rozmówcy nazywali dobrym, ustabilizowanym życiem. Najpierw jest więc ekonomia: pieniądze i poczucie bezpieczeństwa, a potem dopiero rodzina - ocenia Agata Stanisz.

DEON.PL POLECA

Antropolog zaznacza, że rodzina to nie tylko relacja między mężem a żoną i ich dziećmi. - Mit, że pokolenia zaczynają mieć ze sobą coraz mniej wspólnego - mit rodziny nuklearnej (czyli takiej, którą tworzą dwa pokolenia - rodzice i dzieci) - udało mi się w tych badaniach obalić. Żyjemy w środowisku krewniaczym. Gospodarstw wielopokoleniowych jest naprawdę mnóstwo. Prawdopodobnie zdarzają się takie rodziny nuklearne. Ale zwykle po ślubie nie odcinamy się od swoich rodziców, rodzeństwa. Jesteśmy w zależności ekonomicznej i emocjonalnej od rodziny - stwierdza badaczka.

Dlaczego rodzina, czyli sieć krewnych jest ważna? - Bo ona wytwarza "bezpieczeństwo społeczne", które tworzone jest oddolnie i nieustannie. Pokrewieństwo działa tu perfekcyjnie - uważa Stanisz i wyjaśnia, że np. nie wszystkie dzieci muszą chodzić do przedszkola, bo zajmują się nimi babcie, a państwowy system opieki nad starszymi osobami nie jest niezbędny, bo zastępuje go opieka dzieci, wnuków czy rodzeństwa. - Zobowiązanie moralne powoduje, że nie przestajemy sobie w rodzinie pomagać. Co prawda cały czas zdarzają się napięcia, konflikty, ale to jest normalne - mówi Stanisz.

- Z moich badań wynika, że rodzina "made in Poland" ma charakter feminocentryczny, w zasadzie jest w rękach kobiet. To kobiety dbają o relację pokrewieństwa. Patriarchalizm jest pozorny. Hierarchia władzy w rodzinie przede wszystkim odnosi się do relacji między kobietami - np. matkami a córkami, siostrami, żonami a teściowymi. To one tworzą dom i nim rządzą. To można zobaczyć bezpośrednio - np. obserwując, jak zorganizowane są mieszkania. Mężczyźni w zasadzie nie mają w nich swoich przestrzeni, wszystko jest absolutnie zawłaszczone przez kobiety. Panowie są "inwalidyzowani" - traktowani jako duże dzieci albo osoby niezdolne do tego, żeby posprzątać, opiekować się dziećmi. Któż by tego nie wykorzystał? Mężczyźni nie wykonują domowych obowiązków, bo z góry jest założone, że zrobią to źle. Tak wyglądało to w większości rodzin, które badałam, niezależnie od wieku czy pochodzenia - opisuje antropolog.

Stanisz zaznacza jednak, że wyniki jej badań nie są w pełni obiektywne, bo w większości przypadków pracowała z kobietami.

- Prawdą okazało się, że kobiecie z kobietą się łatwiej dogadać. Poza tym, facetów prawie nigdy nie było w domu. Obojętnie w jakich godzinach odwiedzałam rodzinę i siedziałam z nią np. przed telewizorem, robiłam wspólnie obiad Mężczyźni byli w pracy, na działce, za zewnątrz. Właściwie to nie ma w tym nic dziwnego, skoro kiedy przychodzą do domu, to nie mają swojej przestrzeni. No, może wyjątkami są ich "królestwa" - garaże czy jedyne w domu pokoiki zamykane na klucz. Tam panom nie można było przeszkadzać, tam mieli mieć święty spokój. Jest jakiś kompromis, bo w takim "królestwie" mężczyzna sobie bałagani, tworzy swój własny porządek, a kobieta może tworzyć porządek ogólny w pozostałej części przestrzeni - stwierdza.

Badaczka zwraca uwagę, że obowiązki domowe należą również do dzieci, zwłaszcza jeśli pochodzą one z rodzin wiejskich lub w małych miast. Zdaniem Stanisz, dzieci współtworzą dom, gotują obiady, czasem pożyczają kieszonkowe swoim rodzicom. Ich znaczenie w rodzinie jest całkiem spore.

Według antropolog, w sieciach powiązań krewniaczych, o których opowiadali badani, pojawiały się zjawiska, których nie kojarzymy z typową polską rodziną. Wymieniane były np. małżeństwa między kuzynami, związki kazirodcze, małżeństwa grupowe (siostry wychodzą za mężczyzn, którzy są swoimi braćmi) czy też dobrowolne zjawisko lewiratu - kiedy po śmierci męża wdowa poślubia wolnego stanem młodszego brata swojego zmarłego małżonka. Pojawiały się też związki nazywane przez badanych "bigamicznymi", czyli zawierane przez osoby po rozwodzie, trójkąty małżeńskie, a także związki osób transseksualnych.

Stanisz dowiedziała się też o bardzo wielu romansach, niezależnie od tego, czy były to małżeństwa ze stażem 50-letnim czy bardzo młode. Jednak - jak zauważa naukowiec - w pokoleniu 30-latków, w przeciwieństwie do małżeństw starszych, romanse często prowadziły do rozwodu.

Co ciekawe, rozwody pojawiają się w rodzinach, w których wcześniej już się zdarzały. - To szło lawinowo - opisuje naukowiec. - Pewne moduły zachowań powtarzają się w sieciach krewnych. Widziałam, np. że dotyczyło to związków starszych kobiet z młodszymi mężczyznami. W sieciach rodzinnych powtarzają się zachowania już wcześniej w tym środowisku zaakceptowane. Można tu mówić o jakimś wzorze.

Czy Polacy dobrze znają swoich krewnych? Badaczka mówi, że średnio Polacy pamiętają z imienia i nazwiska około 80 członków rodziny. Najwięcej uwagi więziom rodzinnym poświęcają rodziny o pochodzeniu szlacheckim.

Rodzina ma też duże znaczenie dla mieszkańców wsi, a o wiele mniejsze - dla osób z miast. Jednak w każdej rodzinie można znaleźć tzw. kinkeepera - osobę, która w sieci krewnych pełni rolę "kustosza", np. zbiera dokumenty, pamiątki rodzinne, czy też organizuje spotkania z rodziną. To jest funkcja nie do końca uświadomiona, ale występuje w każdej rodzinie.

- Słowo rodzina tradycyjnie kojarzy się z domem, małżeństwem i dziećmi. Ale ludzie z rodziną identyfikowali przede wszystkim swoją rodzinę pochodzenia. Kiedy wymieniali więc członków rodziny, na pierwszym miejscu nie zawsze pojawiały się dzieci i mąż, a więc rodzina prokreacyjna, ale rodzina, z której się wywodzili - zauważa Stanisz.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rodzina dwupokoleniowa? Nie w Polsce?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.