Wojownicze księżniczki
Każda z nas chce być piękna. Lubimy się podobać. Zapachniało stereotypem, ale w naszej kobiecej naturze po prostu leży dbanie o urodę. Tak jak męskim atrybutem jest siła, tak naszym piękno.
Każda z nas ma swoją definicje piękna, ale wiele z nas spędza długie godziny miedzy szafą a łazienką, lubi spacerować po galeriach handlowych i osiedlowych sklepikach w poszukiwaniu skarbów. Jeśli to generalizacja i stereotyp, to skąd takie tłumy w sklepach z damskimi akcesoriami podczas wyprzedaży?
Fryzura, makijaż czy nawet lakier do paznokci muszą współgrać ze stylizacją. Kobiety prześcigają się w zakładaniu szafiarskich blogów, w których prezentują swoje zabawy modą, doradzają co zrobić, by być glamour. W mediach roi się od poradników, w których styliści pokazują, co jest passe, a co aktualnie hitem sezonu. No właśnie, sezonu. Który za 3-4 miesiące odejdzie w zapomnienie, ustępując miejsca nowym hitom i nowym trendom. Wiec znów trzeba będzie za czymś gonić: za kwiatowym motywem na spódnicach, za sukienkami maxi, za kobaltowym kombinezonem lub miętowymi dodatkami. Kiedy kilka lat temu pojawiły się spodnie rurki, do łask wróciły długie kozaki, a kurtki pilotki przeżywały drugą młodość, miałam wrażenie, że po ulicach chodzą klony albo jakaś bardzo liczna rodzina z dużą ilością bliźniaczek opanowała moje miasto. Mnóstwo w tym ironii, ale dobry obserwator zauważy, że w efekcie to, za czym gonią kobiety, to nie wyjątkowość w podążaniu z prądem, tylko nijakość, która gubi się w masie.
Przeżywamy zmasowaną propagandę zdrowego stylu życia i bycia fit. Oczywiście ma to swoje dobre, jeśli rzeczywiście służy zdrowiu. Zaczyna być wątpliwe, gdy zamieszczane zdjęcia wysportowanych instruktorek, które poświęcają swoje życie tylko ćwiczeniom i pilnowaniu kalorii (w sumie to ich praca), zaczynają frustrować zapracowane żony i matki trójki dzieci. Bo nie dość, że kobieta powinna być piękna, ciągle młoda i wysportowana, z nienaganną figurą po trzech ciążach, to do tego winna być super matką. Matką Polką. Zawsze uśmiechniętą, wypoczętą, gotową na zabawę z dziećmi. Uczestniczącą w kursach, spotkaniach, bywającą w klubokawiarniach. Najlepiej blogującą mamą, która na bieżąco dzielić się będzie z innymi mamami swoimi dokonani, ale i rozterkami, rozdrapując na forum wszystkie trudności i choroby dziecka oraz swoje wychowawcze porażki. Bo macierzyństwo to radość, ale i wielkie poświęcenie, wyzwanie i trudy, przy których nigdy nie można wypić ciepłej herbaty. Ale za to jest czas na wysprzątanie mieszkania, bo sprząta się dla tych, których się kocha, jak głosi pewna pani z telewizji. Więc jak przy tym wszystkim jest jeszcze perfekcyjną panią domu, to już mamy kobietę idealną. Taką, jaką wiele kobiet chciałoby być. Przepraszam, zapomniałam jeszcze o karierze. O samodzielności i niezależności. Bo idealna kobieta, żona i matka, ma w tym wszystkim jeszcze czas na prace zawodową. Na dokształcanie się i rozwój, który zapewni jej kolejny awans.
Można się z tym zgodzić lub nie, ale to są główne trendy kobiecych dążeń we współczesnym świecie. Być księżniczką, ale wojowniczą. Piękną czekającą na swojego księcia, ale z własnym zapleczem zamkowym i wielotysięczną armią. Nie stereotyp, tylko badania, statystyki, obserwacje i rozmowy. Usłyszałam kiedyś od znajomej, że prawdziwa kobieta (!) powinna umieć jeździć na nartach, pływać i świetnie jeździć autem. Przyznam szczerze, że nie umiem żadnej z tych czynności, a nie czuję, by umniejszało to mojej kobiecości. Nie mam po prostu zwyczaju podążać za sztucznie wykreowanymi potrzebami, bo tak spostrzegam dzisiejszą gonitwę kobiet: ktoś narzucił standardy praktycznie niewykonalne w codziennym życiu, stworzył sztuczne potrzeby i podsycił pragnienia, bazując na tym, co kobieta ma w swojej naturze, czyli poczucie piękna, opiekuńczość, podzielność uwagi i umiejętność robienia kilku rzeczy na raz, pracowitość i upór, poświecenie, zaangażowanie i nieustanne udowadnianie, że to jednak nie jest słaba płeć. I to wszystko z dopiskiem: must have.
Zachwycamy się fantastycznie wyglądającą prezenterką po czterdziestce, a ona sama przyznaje poza kamerą, że to jak wygląda, jest efektem dwóch godzin pracy trzech pań. Okładki magazynów to kilkugodzinny retusz programem komputerowym. Świetne sesje zdjęciowe, to układ światła i odpowiedniego ustawienia modelki. I chcemy być takie same. A tymczasem po porodzie zwykle zostaje więcej ciała, czasem posiekanego rozstępami, a kiedy przychodzi gotowość do pracy, to nie zawsze da się wrócić na cały etat, więc perspektywa awansu pryska. Ale wiele kobiet, nie zdając sobie z tego sprawy, przeżywa dramat i opowiada, płacząc w programach telewizyjnych, że mają nie pozmywane naczynia, że nie mieszczą się w ulubione dżinsy sprzed ciąży i z pewnością są kiepskimi mamami, bo nie karmią piersią do 2 roku życia dziecka.
Nie jest moim celem tego oceniać. Wiem tylko, że wiele z tych kobiet popada w depresje i doświadcza nerwicowych objawów, bo nie są w stanie sprostać zbyt wygórowanym wymaganiom społecznym, które coraz częściej stawiają im najbliżsi. A ci, podsycani kolejnymi doniesieniami, że przecież wszystko można i wszystko się da, zamiast pomóc, stawiają poprzeczkę coraz wyżej. Mężowie zamiast wyręczyć żony w domowych czynnościach, wymagają by była piękna i dyspozycyjna przez cały dzień. Babcie, coraz częściej zamiast pomóc przy opiece nad wnukami, krytykują za nieudolność i brak organizacji. Koleżanki wytykają nadliczbowe kilogramy, a usłużne sąsiadki porównują umiejętności dzieci i wyliczają z zadziwieniem, że dziecko nie ma tego wszystkiego, co jest jeszcze niezbędne do prawidłowego rozwoju.
To, co kobieta może najlepszego zrobić, to nie dać się zwariować i pokochać siebie taką, jaka jest, a nie taką, jaką inni chcą ją widzieć. Warto się rozwijać i zmieniać, ale w imię miłości i w zgodzie ze sobą, a nie w zgodzie z panującą tendencją. Żadna z nas nie jest w stanie zrobić tego wszystkiego samodzielnie. Często osiągniecie jednego, odbywa się kosztem drugiego. Poświęcając wiec więcej uwagi dziecku, będziemy mieć mniej czasu na idealny makijaż i malowanie paznokci. Wracając do pracy na fragment etatu, nie liczmy na szybki awans, ale cieszmy się ze wspólnego popołudnia w rodzinnym gronie. W ramach chwili dla siebie, połóżmy dziecko do łóżeczka lub zostawmy go na chwile z zabawkami i napijmy się ulubionej ciepłej kawy. Czytanie blogów zastąpmy czytaniem dziecku, a bieganie po sklepach budowaniem intymnej relacji z mężem. Któremu należy również oddać jego prawowite miejsce. Bo to nie od dziś wiadomo, że kobieta to wcale nie taka słaba płeć i naprawdę nie musimy tego udowadniać. Po prostu nie dokładajmy sobie obowiązków.
Ks. Pawlukiewicz w jednej ze swoich konferencji o kobiecości powiedział, że kiedy przyjeżdża na oficjalne uroczystości jakaś ważna osobistość, to nie ona jest w całej tej ekipie najważniejsza, ale szef ochrony. Bo to on decyduje kto i na jaką odległość może się zbliżyć, kiedy jest bezpiecznie, a kiedy szybko trzeba się ewakuować. Wiele kobiet, zamiast oddać stery osobie odpowiedzialnej za bezpieczeństwo, samodzielnie wchodzi w role szefa ochrony. Można być silną, samodzielną i niezależną kobietą, nie będąc Zosią-Samosią. Bo poczucie siły tkwi również w tym, że potrafię powiedzieć: nie wiem, nie umiem, nie potrafię, pomóż mi.
Myślę sobie, że może warto być oryginalną i znaleźć własną drogę. Niekoniecznie trzeba iść pod prąd, wystarczy wyjść na brzeg i popatrzeć na płynący nurt z boku. A nawet, jeśli próbujemy spełnić wszystkie pokładane w nas nadzieje, to musimy przyjąć, że nie jesteśmy w stanie zrobić tego na 100%. Jak śpiewa Arka Noego: Taka jaka jesteś, jesteś fajna, nie musisz być idealna. To kwestia wyboru priorytetów, ale też poczucia szczęścia. Warto na dłużej zatrzymać się przy tym, co czyni nas naprawdę szczęśliwymi. A szczęścia nie da włożyć w sztywne ramy i umieścić w społecznych wzorcach. Choć bycie szczęśliwym zawsze jest w modzie. Za nim zawsze warto gonić. Zwłaszcza, gdy szczęście daje mi to, że jestem taka nieidealna.
Skomentuj artykuł