Zmęczeni małżeństwem

Nie było widać, że coś złego dzieje się w naszym związku - mówi Krystyna - bo nic się nie działo. Było cicho i pusto. (fot. the_green_gal / flickr.com)
Majka Lisińska-Kozioł / slo

Jeszcze kilkanaście lat temu emeryci z krajów Europy Zachodniej czy też Stanów Zjednoczonych, gdy przechodzili na emeryturę, oddawali się uprawianiu przeróżnych sportów, odkurzali swoje zarzucone z powodu braku czasu pasje, a także podróżowali. Dzisiaj zdobywają się też na odwagę i decydują na rozwód, jeśli w małżeństwie nie byli szczęśliwi. Podobnie zaczyna być też w Polsce.

Krystyna ma nieco ponad sześćdziesiąt lat. Jej małżeństwo trwało 39. Zdecydowała się odejść od męża, czym zaskoczyła dorosłe już dzieci oraz znajomych. Nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego wzięła rozwód akurat teraz.

Zaskoczenie było tym większe, że bliscy nie zauważyli między małżonkami konfliktu. - Nie było widać, że coś złego dzieje się w naszym związku - mówi Krystyna - bo nic się nie działo. Było cicho i pusto.

DEON.PL POLECA

Psychologowie są zdania, że właśnie cisza oraz pustka są symptomami małżeńskiego wypalenia. Po kilku dekadach wspólnego życia ona i on już dawno wypracowali sobie metody wyjaśniania kwestii spornych i nauczyli się akceptować różnice. Bo małżeństwa z długoletnim stażem rozpadają się nie dlatego, że nie mogą się porozumieć, ale dlatego, że partnerzy nic do siebie nie czują i nie mają ochoty tego zmieniać. A jeśli w związku nie ma mocnych i pozytywnych impulsów, pary zaczynają przejawiać oznaki zmęczenia małżeństwem.

Żyjemy wszak długo. Małżeństwa z dwudziestoletnim stażem mają w perspektywie kolejne 20, a może nawet 30 lat bycia razem. Dzieci są na swoim, a wnuki nie potrzebują już stałej opieki. Dziadkowie mogliby zacząć nowe życie we dwoje, a tymczasem coraz częściej wolą się starzeć z kimś innym, niż z tą samą od lat żoną, czy tym samym mężem.

Według francuskiego Narodowego Instytutu Studiów Demograficznych (INED) liczba rozwodów wśród ludzi po sześćdziesiątce wzrosła - od 1985 roku - dwukrotnie. Zdaniem francuskich naukowców głównie dlatego, że zakochanie przestało być uważane za przywilej zastrzeżony wyłącznie dla młodych.

Jeszcze 20 lat temu rozstanie sześćdziesięciolatków było czymś wyjątkowym, a nawet nieprzyzwoitym. Jednak z roku na rok par w wieku - nazwijmy to - emerytalnym, które chciały zacząć życie z kimś innym, jest coraz więcej. Seksuolog z Lyonu Gerard Ribes tłumaczy to wzrostem znaczenia jednostki w społeczeństwie. Dlatego również ludziom starszym daje się prawo decydowania o tym, czego sami chcą. Nie muszą już koniecznie kierować się wyłącznie zasadą, co wypada i co przystoi.

Szukają więc nowych dróg rozwoju osobistego. Zwłaszcza jeśli stać ich na to i mają apetyt na życie. Okazuje się na przykład, że częstym powodem rozwodzenia się małżeństw o dużym stażu jest po prostu nuda. Trudno we dwoje znosić szarą codzienność. Tym bardziej, że gdy mężczyzna przechodzi na emeryturę, zaczyna spędzać znacznie więcej czasu w domu, czyli tam, gdzie dotąd królowała kobieta. Pląta się pod nogami, chce decydować o sprawach domowych, które dotąd dla niego nie istniały, a w innych sferach życia nie ma nic nowego do zaproponowania. Nagle okazuje się, że mąż i żona mają własne nawyki i inaczej organizują swój świat, który ma się nijak do świata współmałżonka.

Naukowcy twierdzą, że przyczyną wielu rozwodów jest też przemoc. I nie chodzi tu o fizyczne znęcanie się nad drugą osobą, ale o tak zwaną przemoc słowną, co bywa w związkach o długim stażu czymś powszechnym. Innym rodzajem przemocy, który partnerzy stosują wobec siebie, jest przemoc milczenia traktowana jako kara.

Alkoholizm i niewierność - częściej jednak ze strony mężczyzny - też bywają powodami rozwodów. Kobiety, nawet te starsze, znajdują wsparcie w otoczeniu i nie chcą już cierpieć do śmierci. Znaczące miejsce wśród przyczyn rozwodów zajmuje też seks, a właściwie jego brak. Okazuje się, że niemal 50 procent sześćdziesięciolatków nie utrzymuje ze sobą kontaktów seksualnych.

W Polsce pokutuje tu wychowanie. Wpaja się młodym kobietom i mężczyznom, że seks to jest obowiązek, który ma na celu prokreację. Jeśli cel ten - z przyczyn naturalnych - odpada, nie ma powodu wypełniania obowiązku. Takie nastawienie zmienia się także i u nas, ale chyba wolniej niż w krajach, gdzie starość nie jest postrzegana wyłącznie jak dopust boży, ale jako kolejny, ważny etap w życiu.

Ciekawe, że - wedle francuskich badaczy - w sześciu przypadkach na dziesięć to kobieta występuje z inicjatywą rozwodową. Nie jest to jednak proporcja charakterystyczna akurat dla osób po sześćdziesiątce. Utrzymuje się w każdym przedziale wiekowym.

Ale nawet jeśli z pomysłem rozwodowym "wyrywa się" partner, to kobieta bywa tą propozycją mniej zaskoczona niż mężczyzna, który dowiaduje się, że jego żona żąda rozwodu. Nie dziwi też, że większość rozwodów dokonuje się w miastach. W większych aglomeracjach jest się bardziej niezależnym, bardziej anonimowym, a przez to mniej narażonym na negatywne opinie sąsiadów czy znajomych.

Nie wszyscy po rozpadzie starego związku tworzą nowy. Jeżeli małżonkowie po rozstaniu mieszkają osobno, często wracają do siebie po latach rozłąki.

- Tak było i w naszym przypadku - mówi 75-letnia dzisiaj pani Joanna z Krakowa. - Po przejściu męża na emeryturę nie mogliśmy się pomieścić w jednym domu, chociaż żyliśmy w nim razem od prawie 35 lat. Każde było z czegoś niezadowolone, jedno drugiemu przeszkadzało, zamiast się wspierać. Zamieszkaliśmy oddzielnie. Po pięciu latach - tyle zajęło nam przemyślenie sobie wzajemnych relacji - uznaliśmy, że jednak postaramy się wypracować kompromis. Znowu jesteśmy razem, a ja, prawdę mówiąc, czuję się jak młoda mężatka.

Bywa też tak, że po rozstaniu ze współmałżonkiem kobieta albo mężczyzna - bez względu na wiek - odnajduje nową miłość. Zwłaszcza że obecnie społeczeństwo coraz częściej przyjmuje bez oporów "zakochanie się" na każdym etapie życia.

Najostrożniej do nowych partnerów rodziców odnoszą się dzieci. Nie jest im łatwo zaakceptować to, że mama lub tata domagają się prawa do seksualności. Pan Jan, dzisiaj 77 lat, od dziesięciu lat jest w związku z kobietą, poznaną po rozwodzie z żoną, z którą przeżył 30 lat. - Nie było mi łatwo. Dzieci obawiały się, że przepiszę dom na Martusię, że stracą spadek, że była żona zostanie bez środków do życia. Musiałem zadeklarować, że wszystkie sprawy majątkowe będą uregulowane tak, jakbyśmy wcale się nie rozwodzili. Rodzina byłej żony uznała, że zwariowałem na stare lata. A my wbrew wszystkiemu zamieszkaliśmy razem i nie żałujemy ani jednego wspólnie spędzonego dnia. Tylko, że nie każdy jest tak zdeterminowany i nie każdy jest przekonany o tym, że na stare lata wcale nie musi się poświęcać.

Jadwiga (68 lat) została kompletnie zaskoczona decyzją męża, który oznajmił jej, że złożył pozew o rozwód. Ona, głęboko wierząca katoliczka, nie może zrozumieć, o co mu chodzi. Przecież mają dom i pieniądze. Mogliby razem cieszyć się sukcesami utalentowanych wnuków, jeździć na działkę. Ona by mu gotowała, a on odpoczywałby na balkonie po obiedzie. Tak dotarliby - jedno obok drugiego - do kresu. Jak Pan Bóg przykazał. Tylko, że on chciał zupełnie czegoś innego. Chciał, by o siebie dbała, chciał pojechać do przyjaciół do Rzymu - ona uważała, że te pieniądze, które mieliby zmarnować na podróż, przydadzą się córce. On chciał seksu, a ona odpowiadała, że mu się w głowie koci na stare lata. No to znalazł sobie panią trochę tylko młodszą i zaczął nowy etap w swoim życiu. - Nie wiem, jak długo będę jako tako zdrowy, nie wiem, czy wszystkie plany uda mi się zrealizować, ale będę się starał z całych sił. Nie mam zamiaru gnuśnieć na balkonie i poświęcać się wnukom. Kocham je i zawsze będę je wspierał, ale nie będę żył ich życiem - mówi Andrzej (69 l.).

Nie wszyscy zasiedziali małżonkowie potrafią przenieść ciężar wspólnego bycia - z rozwiązywania konfliktów na zwiększanie wzajemnej bliskości. Wiele par przez lata nie pracowało nad wzbogaceniem związku. John M. Gottman, profesor psychologii na uniwersytecie w Waszyngtonie, autor książki "The Seven Principles for Making Marriage Work" (Siedem zasad małżeńskiego sukcesu) pisze, że ludzie przechodzą na emeryturę i nie wiedzą, jak ze sobą rozmawiać, dlatego, że przez całe życie wyłącznie wymieniali informacje, przekazywali polecenia i załatwiali sprawy. Teraz nie umieją znaleźć się w towarzystwie drugiego człowieka.

Ci małżonkowie, którzy nie potrafią rozwijać pozytywnych aspektów związku, są zagubieni, samotni i przygnębieni. Iskra ich miłości przygasa. Przestają się wzajemnie pociągać, a nawet lubić. Jednak ogień, który dawał ciepło w małżeństwie, można rozpalić na nowo - mówią psychologowie. Ale potrzebna jest otwartość na przygody, poczucie humoru, czułe gesty, plany. Pary z długim małżeńskim stażem zgromadziły przecież duży emocjonalny kapitał. Można do niego sięgnąć, by rozbudzić emocje i wprowadzić nowe rytuały, jak chociażby spacery w parku, czy wyjazdy na weekendy we dwoje.

Ale trzeba też zadać sobie kilka pytań. Czy czujemy wspólnotę celów? Czy uznajemy te same wartości lub podzielamy podobne zainteresowania? Czy myślimy o sobie jak o drużynie, która wiele razem przeszła? Bywa przecież, że ów emocjonalny kapitał całkowicie się wyczerpał. Małżonkowie co prawda nie rzucają w siebie talerzami, ale też nie wychodzą razem i w ogóle mało razem robią. Małżeńskie wypalenie staje się faktem. Niektórzy w takiej sytuacji zdecydują się na rozstanie i będzie to niewątpliwie jedna z trudniejszych decyzji w życiu.

Źródło: Zmęczeni małżeństwem

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zmęczeni małżeństwem
Komentarze (12)
BZ
bez złudzeń
9 września 2011, 12:35
Nie ma się co łudzić. "Bez Boga ani do proga."
LS
le sz
9 września 2011, 07:38
Nie rozumiem Twojej prowokacji. Wypraszam ją sobie. Jakiej prowokacji? Wypraszam sobie takie insynuacje. Najpierw narobiłaś hałasu, a na koniec stwierdziłaś, że dobro i miłość nie czynią hałasu, to poprosiłem abyś następnym razem wzięła to pod uwagę. Wg. Waszego rozumowania to również pisanie o tym, że ludzie dokonują o aborcji jest propagowaniem aborcji i należałoby zamiast tego pisać o np. rodzinach wielodzietnych.
LS
le sz
9 września 2011, 07:19
Dobro i Miłość nie czynią hałasu. No to Błękitne Niebo, weź to pod uwagę gdy następnym razem znowuż zachce Ci się hałasować.
BM
Barbara Magdalena
8 września 2011, 23:31
Są różne sytuacje ludzkie i nie chcę nikogo potępiać, ale dla nas, katolików, nie ma innej drogi, tylko trwanie przy współmałżonku aż do śmierci. Czasem, gdy zdarza się coś naprawdę drastycznego, wolno nam odejść i żyć w separacji - ale bez zamykania się na poprawę drugiej strony; bez zamykania się  na wybaczenie. Po poniższych komentarzach widać, że artykuł przynosi złe owoce. Pojawia się myślenie, że istnieje przyzwolenie dla rozwodów, że rozwody to jakiś przywilej, z którego powinni korzystać i ci starsi. A obrońcy nierozerwalności małżeństwa nazywani są "nawiedzonymi". A gdzie tu miejsce na krzyż? Różne krzyże przychodzi nam dźwigać - czasem trzeba ponieść krzyż wytrwania w trudnym związku aż do końca. Amen.
9 lipca 2019, 22:32
A może ludzie nie chcą nieść tego krzyża. I tak go długo nieśli, wytrzymując z trudnym partnerem by wspólnie odchować dzieci. Może ludzie chcą być też w życiu szczęśliwi, a nie ciągle się poświęcać. Nie mówię, że nie warto pracować nad związkiem i starać się go uratować, ale czasami dochodzi się do ściany, a od słuchania chamskich odzywek pod swoim adresem można się nabawić depresji
V
vvv
8 września 2011, 18:04
do Barbary Magdaleny - ależ się oburzyłaś, a wnikasz choć trochę w sytuacje osób, które wybierają drogę rozwodu, również w starszym wieku? Dlaczego to robią? Może po prostu wyczerpały im się możliwości trwania..za wszelką cenę.. Jeżeli już nie daje się trwać, i minone lata niczego pozytywnego nie przyniosły - to w każdym wieku można powiedzieć - dość tego, nie będę dłużej tak żyć, nie dam sobą dłużej poniewierać... Bardzo wiele małżeństw jest dokładną odwrotnością tego, co powinno być, ale jak widać nie brak ciągle "nawiedzonych", którzy w sytuacji rozwodu ze wszystkiego rozgrzeszą tego, kto rozkłada małżeństwo, a "osdądzą od czci i wiary" tego, kto nie ma siły i ochoty dłużej tej sytuacji znosić i odchodzi.. bardzo dobry artykuł
K
kate
8 września 2011, 16:18
Nie wiem skąd to oburzenie w części komentarzy. Nie bądźmy hipokrytami, nie uważajmy rozwody osób starszych za temat tabu. Były i będą, i z pewnością będzie ich więcej, bo ludzie chcą żyć w prawdzie, nie chcą wypełniać tylko ról społecznych, ale chcą żyć. A miłość - ze świecą jej szukać, trzeba bardzo dojrzałych i świadomych swych wyborów ludzi. Nie wiem, czy jest jeden procent małżeństw, które się kochają, reszta tylko wypełnia obowiązki społeczne. I apeluję nie mieszać Pana Boga w te sprawy - głębokie życie religijne ani nie gwarantuje szczęścia w małżeństwie, ani nie chroni przed rozwodem. A już myślenie w stylu - nie wypada się na starość rozwodzić, przeczy obserwacjom: u mnie na osiedlu 85 letni pan opuścił żonę i zamieszkał u swojej dawnej miłości, którą powszechnie nazywano "demencją", bo choruje na Alzheimera. Śpiewa w chórze kościelnym i często pomaga w porządkowaniu świątyni. Rodzice znajomych poinformowali o złożeniu pozwu rozwodowego w kościele podczas uroczystości 50-lecia pożycia małżeńskiego. Samo życie!
BM
Barbara Magdalena
8 września 2011, 14:57
Jaki cel przyświeca temu artykułowi? Może to, żeby ludzie uznali, że "zmęczenie małżeństwem" jest normą? Że rozwód jest czymś, do czego mają prawo również starzy? Że w każdym wieku można odejść i "ułożyć" sobie szczęsliwe życie?? Że rozwód na starość nie jest "nieprzyzwoity"?? A może nawet nobilitujący, skoro zdarza się częściej w wielkich aglomeracjach?! Otóż JEST BARDZO NIEPRZYZWOITY!!! W każdym wieku, w każdym etapie małżeństwa! Rozwody są czystym złem, złamaniem przysięgi danej Bogu i współmałżonkowi! I nie dotyczy tylko dwojga ludzi, ale jest krzywdą wyrządzoną całej, szeroko rozumianej, rodzinie i społeczeństwu na dodatek. Co to znaczy "zmęczenie małżeństwem"?! A może istnieje też zmęczenie innymi sakramentami? Co to w ogóle za przykłady są podawane?! Normą jest, że po wielu wspólnych latach, kocha się żonę czy męża znacznie głębszą miłością niż w stanie pierwszego zakochania. Widzę wokół takie przykłady i sama o coraz bardziej o tym  wiem :)
?
?
8 września 2011, 10:24
Błękitne Niebo, jakie głupie artykuły "wciska"się katolikom? Ten artykuł wcale nie jest głupi, tylko opisuje samo życie, które nie jest idealne. Dla równowagi można sobie poczytać artykuły ks. Dziewieckiego, który opisuje pewien wzór postępowania, do którego należy dążyć. Ale to nie znaczy, że jak się nie będzie pisać o problemach, grzechach czy brudach tego świata, to będzie oznaczać że całe zło automatycznie zniknie.
K
Kami
8 września 2011, 01:56
A dlaczego od artykułu oczekujemy zaraz recepty na zbawienie małżonków? Czy opis rzeczywistości / głos w dyskusji, nawet jeśli nie zawiera w teksćie słowa "wiara" czy odniesienia do Jezusa kłóci się z katolickością portalu? Czy nie jest tak, że każdy ma głowę do myślenia, uszy do słuchania i może wyciągnąć wnioski? Mnie osobiście jako młodej żonie ten artykuł dał wiele do myślenia pod kątem przyszłości. Cieszę się, że został tu zamieszczony. Wniosek, zapewne uproszczony, wysnułam z niego taki, że nie można ustać w pracy nad swoim małżeństwem i nad swoją relacją do Pana Boga tylko dlatego, że na początku wszystko "samo się układa", albo - jak mówią niektórzy - "życie samo wtłacza nas w określone role", bo praca się skończy, dzieci wyjdą z domu, a małżonek - to on jest na całe życie. A co do krzyża... słuszna uwaga, że krzyż jest wzorem. Ale Ci, którzy kochali Jezusa, poza Janem, Maryją i Marią Magdaleną od krzyża uciekli. I Jezus ich nie potępił. A nawet prosił Boga, aby wybaczył im, bo tak naprawdę nie wiedzą, co robią, nie rozumieją, dlaczego złe jest to, co robią. W miłości na krzyżu najważniejszy jest On i to, że On nie uciekł, nie zrezygnował, nie zszedł z niego, chociaż Go kusili. I w tym sensie brakuje tu może trochę tej perspektywy - że choćby nie wiem co, jakkolwiek trudna nie byłaby moja sytuacja w małżeństwie, jest ze mną Bóg. Jezus nie ucieknie ode mnie i będzie przy mnie do końca, będzie mnie kochał do końca nawet jeśli mnie jest ciężko. Z tego doświadczenia płynie prawdziwa moc do bycia w małżeństwie i kochania współmałżonka - niezawsze równoznaczna z satysfakcją. Chyba, że w pryszłym życiu :)
T
tęcza
7 września 2011, 18:48
ja uważam że niestety, ale problem jest coraz bardziej powszechny i realny , sama jestem świadkiem właśnie takich zachowań jak opisuje artykuł w małżeństwie z 33 letnim stażem.
F
franek
7 września 2011, 15:59
I co, katolicki portalu?  Tylko opis niezbyt mądrych zachowań małżonków? Nic o miłośći? - Tej prawdziwej -która nie ucieka od krzyża - ale daje w ostateczności satysfakcję zwycięstwa, poczucie sensu i szczęścia. Nic o dpowiedzialności za drugiego człowieka? Tyllko o zakochaniu? A może im więcej zakochań tym lepiej? Ze smutkiem i z niesmakiem przeczytałem ten artykulik. Wiem że tak bywa, ale na szczęście to nie norma, ani nawet nie większość. Może w komentarzach poczytamy coś mądrego na ten temat.