Życie w pojedynkę?

(fot. lauren rushing / flickr.com)
Katarzyna Ziętkowska

Single coraz częściej stają się przedmiotem obserwacji i badań. Socjologowie zastanawiają się nad tym, jakie zmiany zaszły w społeczeństwie, że liczba osób żyjących w pojedynkę wciąż rośnie. Psychologowie debatują, co takiego dzieje się w psychice młodego pokolenia, że coraz rzadziej i dość niechętnie decyduje się ono nie tylko na zawieranie małżeństw, ale w ogóle próbę wejścia w głębsze relacje czy związki?

Statystyki podają, że w Polsce mieszka blisko 5 milionów tzw. singli. W tej grupie znajdują się zarówno osoby, które z wyboru lub innych przyczyn losowych nie weszły w związek małżeński, ale także osoby owdowiałe i po rozwodach, które nie są aktualnie w stałym związku. Wiele osób, w tym badaczy naukowych zajmujących się tym obszarem życia społecznego, uważa, że singlem można nazwać tylko taką osobę, która deklaruje życie w pojedynkę jako swój wybór, a nie konieczność.

Często single charakteryzowani są jako mieszkańcy dużych miast, pracownicy korporacji lub właściciele własnych firm, przedkładający karierę i życie towarzyskie ponad rodzinę i związane z tym zobowiązania. Czy rzeczywiście tak jest, że brak bliskich więzi i głębszych relacji jest wygodą i ułatwieniem we współczesnym świecie? A może zmienia się system wartości i rodzina nie stanowi już takiego zasobu jak odpowiednie finanse i zawodowa czy społeczna pozycja? A może tak trudno znaleźć tę przysłowiową "drugą połówkę", że brak efektów zmusza do podjęcia decyzji o zaprzestaniu poszukiwań? Taki wybór z konieczności...

DEON.PL POLECA

Przyczyn, dla których coraz więcej osób decyduje się na życie w pojedynkę może być wiele. Dla części z pewnością tak jest wygodniej, bo człowiek jest odpowiedzialny tylko za siebie. Wiele osób stawia na rozwój kariery, chcąc więcej zarabiać, angażuje się w pracę do tego stopnia, że na życie prywatne praktycznie brakuje już czasu. Dostatnie życie, na które dobre zarobki pozwalają, czasem wciąga tak bardzo, że rodzina i związane z nią zobowiązania rzeczywiście schodzą na dalszy plan. A czasem zdarza się i tak, że nie każdy jest w stanie udźwignąć odpowiedzialności za drugą osobę.

Niektórzy ludzie po prostu nie widzą siebie w roli męża i ojca lub żony i matki. Mają świadomość ciężaru obowiązków, które związane są z założeniem rodziny, wiedząc, że nie są w stanie im sprostać. Czasem to uzmysłowienie sobie swoich słabości, wad, niedoskonałości. A niekiedy choroba lub niepełnosprawność sprawiają, że osoba podejmuje decyzję o pozostaniu w stanie wolnym do końca życia, by nie obciążać drugiej osoby ciężarem, który sama już dźwiga. Pan Bóg powołuje nie tylko do życia konsekrowanego czy do małżeństwa, powołuje także do życia bez rodziny, wskazując wówczas, że życie rodzinne to nie jest odpowiednia droga, że przymioty, które dana osoba posiada są niewystarczające, by stworzyć udany związek. Ale za to posiada takie, które pozwolą jej spełniać się na innych płaszczyznach życia. Jak pisał ksiądz Twardowski: "nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek".

Jest wśród singli i taka grupa, która woli przelotne znajomości, bo szuka nowych doświadczeń i doznań w kolejnych flirtach - wierność dla nich jest po prostu nudna. Inni po kolejnym rozczarowaniu nie chcą wchodzić w nowe związki. W końcu dookoła tyle rozwodów, że nie ma sensu się w "to" pakować. A jeśli rodzice lub znajomi również się rozwiedli, to zupełnie wystarczy za przesłankę, by i życie owego singla w stałym związku (w którym jeszcze nie jest) także legło w gruzach.

Ktoś powie, że to tylko łatwe wytłumaczenie, pretekst, by nie podejmować trudu założenia rodziny. Można taką osobę potępić i nazwać egoistą. Tylko czy słusznie? Z jednej strony rzeczywiście rośnie nam pokolenie egocentryków, z drugiej strony trudne doświadczenia wyniesione z rodzinnego domu nie wykształcają innego wzorca. O związek, relację, bliskich trzeba dbać, zabiegać, trzeba nad tym pracować, by w trybikach napędzających rodzinną machinę wszystko działało prawidłowo. To wymaga zaangażowania, wysiłku, cierpliwości i trudu. A tymczasem media kreują rzeczywistość jako absolutnie osiągalną bez większej pracy i starań. Łatwy dostęp do pieniędzy, nieprzestrzeganie norm, przekraczanie granic, osiąganie zamierzonych celów na skróty, często bez większego wysiłku, swoboda obyczajów w niekoniecznie właściwie pojętej afirmacji życia sprawia, że dla wielu rzeczywiście wybór życia w pojedynkę wydaje się najlepszy. Tylko czy taki kult hedonizmu nie jest przypadkiem rekompensatą innych braków?

Z pewnością bycie singlem nie jest najlepszym rozwiązaniem dla tych, którzy życie rodzinne stawiają wyżej niż cele materialne i finansowe. Bo dla nich zaufanie, wsparcie, bycie kochanym i potrzebnym, stanowi sedno egzystencji. To grupa osób, które bardzo pragną stworzyć stały, mocny i trwały związek, tylko z jakichś przyczyn wciąż nie mogą go zbudować. Bo trochę paradoksalnie, łatwość dostępu do komunikatorów sprawia, że trudniej nam się komunikować ze sobą nawzajem. Rozwój transportu skraca odległości geograficzne, ale udogodnienia techniczne zatrzymują nas w domowych fotelach. Nie wychodzę, bo nie mam z kim. Takie poczucie samotności, które wynika z bezowocnego poszukiwania wymarzonego ideału, wpędza często w poczucie bezradności i rozpaczy. Bo byciem samemu często mylone jest z samotnością. Ale tak naprawdę nie wychodzę nie dlatego, że nie mam z kim, tylko dlatego, że nie akceptuję tego, że mogę wyjść sama.

Brak przyzwolenia na swoje funkcjonowanie w pojedynkę często zamyka nam drogę do akceptacji drugiej osoby, która też w pojedynkę przemierza świat i szuka tej swojej "drugiej połówki". Bardzo często brak akceptacji siebie w sytuacji bycia singlem, lęk przed byciem samemu, owocuje brakiem otwartości na relację z drugim człowiekiem. Relację, która stając się coraz głębszą, ma za zadanie zbliżać, dając jednocześnie poczucie odrębności i wolności. Relację, która ma rozwijać i prowadzić do wzrostu obu stron. Jeśli jednak człowiek nie pokocha i nie przyjmie swojej samotności, nawet jeśli jej doświadcza, to nie będzie umiał stworzyć zdrowego, prawidłowego związku z drugim człowiekiem. Bo może, drogi Singlu, to nie Ty ciągle trafiasz na niewłaściwe osoby, tylko one trafiają na Ciebie - spragnionego miłości i bycia dla kogoś, chłonącego jak gąbka czułość i uwagę, który zamiast kochać i pozwolić tą miłością żyć, zakładasz smycz i zaciskasz pętlę, bojąc się swojej samotności? Jakże nie zgodzić się z księdzem Janem, że "bliscy boją się być blisko, żeby nie być dalej".

Czasem człowiek boi się tak bardzo, że może zostać sam, że tworzy w swojej głowie pewien schemat, według którego dobiera partnerów. Do każdej napotkanej osoby przykłada taki szablon i sprawdza czy pasuje. Jest przekonany, że znalezienie wyśnionego ideału uchroni przed kolejnym rozczarowaniem. Takie myślenie sprawia, że zafiksowany na selekcjonowaniu i rekrutowaniu potencjalnych kandydatów na współmałżonka według ściśle określonego wzorca, staje się niemal ślepy na tych, którzy nie są zgodni z kluczem, ale za to oryginalni, wyjątkowi i zdecydowanie bardziej współgrający. Niczym puzzle. Dwa identyczne nigdy nie będą do siebie pasować. Szukając tego odpowiedniego, musimy skoncentrować się na tych o kompletnie odmiennych formach. To, że coś pasuje kształtem do gotowych ram, nie znaczy, że jest z nimi kompatybilne.

Trzeba pamiętać jeszcze o jednej rzeczy - znalezienie męża lub żony nie rozwiązuje wszystkich problemów tego świata. A przynajmniej osamotnionego dotąd singla. Bo założenie rodziny to dopiero początek. Oczywiście wartość rodziny jest niezaprzeczalna, tylko czasem wydaje się, że pojawienie się ukochanej osoby powoduje, że życie staje się różowe i sielankowe. Owszem, w okresie zakochania rzeczywiście motyle w brzuchu unoszą kilka centymetrów nad ziemią, ale już rachunki i nieprzespane noce podczas ząbkowania pociechy, potrafią skutecznie sprowadzić na ziemię. Gotowość do podjęcia wyzwań i wzięcie na siebie ciężaru zobowiązań z pewnością ułatwi spełnianie określonych wymagań, które pojawiają się wraz z pogłębiającym się zaangażowaniem i zacieśnianiem więzi. Ważne także, by nasze oczekiwania wobec drugiej osoby były realne i możliwe do spełnienia. W przeciwnym razie znowu pojawi się poczucie zawodu.

Myślę, że problem w znalezieniu człowieka, u boku którego chciałoby się zestarzeć, bardzo często leży w nas samych, choć tak chętnie obarczamy winą otaczający nas świat. Choć samo określenie "szukanie" lub "znalezienie" jakoś mi tu nie pasuje. Bo szukać można zgubionych kluczy, a znaleźć można pracę. Nie ma psychologicznych trików i mądrych rad jak spotkać miłość. Miłość po prostu pojawia się wtedy, gdy jesteśmy gotowi ją przyjąć. W najmniej spodziewanym momencie, czasem w zupełnie niespodziewanym człowieku. Czasem mamy wrażenie, że przychodzi za późno, że w nieodpowiednim momencie. Czekamy. A z miłością to jest tak, że "spróbuj nie chcieć jej wcale, wtedy przyjdzie sama". Ksiądz poeta jak zawsze trafnie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Życie w pojedynkę?
Komentarze (44)
5 listopada 2014, 11:34
"Myślę, że problem w znalezieniu człowieka, u boku którego chciałoby się zestarzeć, bardzo często leży w nas samych, choć tak chętnie obarczamy winą otaczający nas świat." - trudno się nie zgodzić. Doskonały artykuł.
A
Alaya
27 sierpnia 2014, 13:21
Mam wrażenie, że komentarze, których autorzy (lub jeden autor) opatrzeni są cyferkami, bardzo chcą umniejszyć wartości osoby, nawet jeśli niepodoba im treść. Oceniajmy czyny, nie ludzi. Myślę, że nikt z Was Autorki na oczy nie widział i nic o niej wie - kim jest, jaki ma wykształcenie, co robi. Jeśli ktoś publikuje na na tym portalu, to jestem przekonana, że nie znalazł siętutaj przypadkowo. A poza tym, wartościowy jest tylko ten, kto ma znane nazwisko? Wszyscy od czegoś zaczynali... Trzeba być nieznanym, trzeba sięsprawdzić, by jako znany, stać się sprawdzonym... Nie lubię, kiedy w komentarzach internauci obrażają, zamiast dyskutować. A może samemu proszę napisać sensowny tekst, zawierający konkretne treści i argumenty? Próbując zmieniać innych, zacznijmy od siebie.... 
C
cyfry
27 sierpnia 2014, 22:19
Ojej. Po co mi ją widzieć i znac jej wykształcenie? Dostaję artykuł i czytam. Oceniam czyny nie ludzi (ojej!). Jeśli studenciak rzuca się na taki temat, zeby się ćwiczyć to powtórnie przepraszam...ale nie rozumiem...To za duży temat wzięła sobie Pani Autorka, to naprawdę trzeba znac i...czuć. Żeby pisać. Bo nie zycze nikomu, po co.
1
123
27 sierpnia 2014, 12:17
No tak, mozesz "autorko", co najwyżej opisać swój przypadek i swoje błedy, które popełniłaś lub nie. Jak można pouczać innych, bez odpowiedniego wykształcenia, bez odpowiedniej wiedzy. Doprowadzisz jeszcze kogoś do załamania.  Wielu ludzi - przypuszczam - opiera się na artykułach z tego portalu. Naprawdę można naiwnością i nieodpowiedzialnością swoją wyrządzić komuś krzywdę. Czytajcie tylko sprawdzonych Autorów!
Z
Zuza
27 sierpnia 2014, 13:26
Artykuł to nie guru - nie musisz być od niego zależny. Czytasz to, co Ci odpowiada. Skoro tu jesteś, znaczy przeczytałeś. I to nie sprawdzonego Autora... A tekst, każdy jeden ma zawierać wskazówki, nie nakazy. Bierzesz z niego, to, co chcesz lub wcale. Jesli z tego nie skorzystasz, Twoja sprawa, Twój wybór. A może ktoś jednak wyciągnie coś dobrego dla siebie? O jakiej krzywdzie mówisz w ogóle? Ale to bardzo często tak jest, że samemu nie za dużo ma się do powiedzenia, to ogólnikami rzuca się w innych jak błotem.... Ech.....
7
789
27 sierpnia 2014, 22:27
tobie sie tak wydaje, ze artykuł to nie guru. Ile jest dusz, które sa zdesperowane i nie mają znikąd pomocy, z róznych powodów, i czasami tylko w tych artykułach widzą pociechę....lub popadają przez nie w jeszcze głębszy dół.
1
1109
28 sierpnia 2014, 07:09
Pociechę i pomoc w artykułach? Takich głupich i pełnych insynuacji jak ten? Czy ty autorko wyobrażasz sobie, że pełnisz misję? Muszę cię niemile rozczarować: trafiasz jak kulą w płot.  Strasznie pociesza nas, że ktoś robi wiwsekcję naszego życia i wyborów. Zajmij sie lepiej szukaniem sobie męża. 
A
Alaya
28 sierpnia 2014, 11:12
Strasznie mi przykro, gdy zgorzkniali i rożaleni ludzie, zamiast dokonywać zmian w swoim życiu, wylewają nagromadzonązółć na innych... Ponawiam, co poniżej - jeśli artykuł jest głupi, to prosze, podaj argumenty dlaczego! Przedstaw swoją koncepcję, dyskutuj, przedtawiając fakty i swoje przemyślenia. Obrażanie do nieczego nie prowadzi... Jeśli uważasz, że artykuł może komuś zrobić krzywdę, w ten sposób próbujesz w odwecie skrzywdzić innych. Bo nie rozumiem... W kontaktach ze znajomymi singlami często obserwowałam i słyszałam, że gdyby tylko znaleźli tędrugą połówkę, to wszystko wyglądałoby inaczej, bardziej koloro. A tak, to tylko szarość i smutek. Jak ktoś bardzo jest spragniony, to przy nadażającej się okazji chłonie i zawłaszcza sobie tę drugą osobę. Nie dobrze jest kochać za bardzo... A my czasem nie zdajemy sobie z tego sprawy. I to jest problem, bo takie trzymanie kogoś na krótkiej smyczy sprawia, że przy najbliższej okazji po prostu ucieknie. 
4
4547
27 sierpnia 2014, 10:45
Autor tego artykułu nie zna się na ludziach, pisze jak wypracowanie z liceum, z bryków korzystając przez copy and paste. Pani autorko - zacznij zgłębiać problematyke rany duchowej w człowieku. Ksiądz Twardowski, wzruszający jako poeta jest jednak jak najgorszą pomocą dydaktyczną. I cytowanie Jego w takim artykule, obok takich podsumowań jak z cosmopolitana, idzie ludziom na szkodę. Chyba, że do płaczu Pani chce ludzi doprowadzić. I do niczego więcej.
Z
Zuza
27 sierpnia 2014, 13:37
Portal i artykuły dostępne sądla wszystkich czytelników i z założenia mają dotrzeć do różnorodnych odbiorców. Do jednych przemawia poezja, do drugich proza. Jedni lubią metafory, inni treści opisane wprost. Mnie sięten zabieg podoba - jest konkret i odniesienie do słów poety, księdza, bo może ktoś lubi. Artykuły z założenia mają docierać do szerokiej grupy odbiorców, o różnym wykształceniu, poziomie intelektualnym, statusie społecznym. Nigdzie nie jest napisane, że to tylko dla osób z IQ powyżej 150, z tytułem naukowym powyżej doktoratu. Jak Drogi Czytelnik czuje się urażony stylem iście z bryków (którego ja tutaj nie dostrzegam), to ma dwa wyjścia - założyć własny portal o powyższych wymaganiach i samemu na nim publikować, albo nie wchodzić i nie czytać, skoro poziom za niski... A przy okazji proszę przeprosić wszystkich tych, których właśnie Drogi Czytelnik zdyskryminował. A tak w ogóle oprócz sfery duchowej, jest jeszcze sfera psychiki. Rana duchowa to jedno, a sfera naszych przekonań, myśli, schematów poznawczych, działań, zachowań - to druga sprawa. Gdyby problem ze związkami był tylko w ranach duchowych, jedna, co najwyżej dwie spowiedzi, powinny załatwić sprawę. A tymczasem...
C
cyferki:)
27 sierpnia 2014, 22:13
Przepraszam, lubię wysokie wymagania i chały nie łyknę i uważam ją za groźną bo taki artykulik zrobi ludziom wiele przykrości za które nikt ich nie przeprosi. Pozdr, przepraszam, przytulacjie się dalej. Ale przepraszam!
A
Alaya
28 sierpnia 2014, 11:04
Nie rozumiem, w którym miejscu ten artykuł miałby zrobić komuś przykrość. Wskazuje pewne fakty, hipotezy, które mogą mieć miejsce w sytuacji, gdy ktoś szuka męża lub żony. Lepiej by było, gdyby Autorka wypunktowała iście onetowskie "dobre rady", w stylu zaloguj się na portalu randkowym, otwórz się na świat i idź do modnego klubu? Bo nei rozumiem.... Co w taki mrazie musiałoby znaleźć się w tym artykule, żeby był na Twoim poziomie? Bardzo jestem ciekawa.... Jakieś konkrety? Bo na razie ich brak... Dyskusja polega na przedstawianiu argumentów, a ja jak na razie, widzę tylko krytykę...
SZ
singiel z odzysku
27 sierpnia 2014, 08:02
dziękuję za ten łagodny tekst, który jest rzadkim głosem nie potępiającym singli, ale próbującym ich zrozumieć i przyjąć
S
Si
26 sierpnia 2014, 23:52
Ja właśnie jestem singlem, żałosną singielką. Wyszłam za mąż, żeby nie być starą panną, a moja rodzina do dziś nie wie, że jestem rozwiedziona... (żeby nie było, że jestem zamiast starą panną, to stara rozwódką). Owszem, spróbowałam wielu... jak Samarytanka, 40 rozbójników...dosłownie 40-stu. No i cóż...zdycham ze strachu, samotności, żalu itp. Mam prawie 50 lat i co mnie może czekać. Jestem stara, brzydka, gruba i nie mam pomysłu na życie. Myślicie, że Bóg ma jakieś plany wobec starych, grubych i brzydkich rozwiedzionych Samarytanek? 
27 sierpnia 2014, 05:14
Prosisz o opinie? Otóż ja uważam, że mając za sobą tak szokujący "przebieg", powinnaś przestać myśleć o mężczyznach i związkach, a w zamian za to poświęcić się pracy wśród ludzi potrzebujących opieki (np. w hospicjum) oraz pokucie za twoje grzechy.
M
m
27 sierpnia 2014, 10:29
Tak, jedyny ratunek dla Ciebie , dla Twojej duszy to radykalne nawrócenie . Idź , kobieto , do spowiedzi z całego życia - i więcej nie grzesz. .
T
tomm
27 sierpnia 2014, 11:54
W każdym momencie swojego życia można zacząć od nowa. Najważniejsze, to wybaczyć przede wszystkim sobie, zaufać Bogu i uwierzyć w Jego miłosierdzie. P.S. a do wszystkich pozostałych komentujących, to zanim kogoś osądzicie, to spójrzcie najpierw w lustro; "wy idealni". "Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień."
G
grace
28 sierpnia 2014, 05:28
Samarytanka przez cale zycie szukala milosci w kolejnych mezczyznach i nigdy jej nie znalazla. Jezus nigdy z niej nie zrezygnowal, czekal na nia przy studni. Nawiazal z nia dialog. Opowiedziala mu cala prawde o sobie czyli stanela w prawdzie przed Nim. Zaproponowal jej wode zywa, ktora On daje a ktora zaspokaja wszystkie pragnienia czlowieka. Zgodzila sie. Nastapilo uzdrowienie.  Zostawila dzban z woda i pobiegla do miasta rozglaszajac wszystkim, ze spotkala Mesjasza.  To duzy skrot tej ewangelii ale tam jest zawarta odpowiedz.  Skad te minusy ?
_
__Ateista__
26 sierpnia 2014, 23:20
"Z pewnością bycie singlem nie jest najlepszym rozwiązaniem dla tych, którzy życie rodzinne stawiają wyżej niż cele materialne i finansowe" Czy to taki zakamuflowany przytyk do katolickiego kleru?
Z
Zuza
27 sierpnia 2014, 00:10
Myślę, że to żaden przytyk do katolickiego kleru, tylko stwierdzenie - jest grupa osób samotnych ŚWIECKICH, które chcą mieć rodzinę i stawiają ją ponad karierę, materialne dobra i tego typu rzeczy. Dlaczego trzeba się od razu dopatrywać nie wiadomo czego? No, ale jak ktoś podpisuje się jako Ateista, to mnei nie powinno dziwić...
G
gosia
26 sierpnia 2014, 20:02
Mysle ze historia kazdego czlowieka samotnego jest zupelnie inna i szukanie przyczyn tego stanu oraz wszelkie diagnozy sa mgliste. Znalezc kogos zawsze mozna a internet jest szczegolnie pomocny. Nie jest to jednak droga dla wszystkich a desperacja moze byc w tu zgubna. Znam wiele samotnyc h osob. Wszystkie one po prostu nie spotkaly Milosci choc nigdy nie zamykaly sie na to.
M
m-ś
26 sierpnia 2014, 18:58
ja też "nie przez przypadek" ale od kiedy pamiętam dom, szkoła ,rozne osoby obce i z rodziny tak mnie psychicznie urzadzili ze nigdy nie widziałam się w roli matki a żony raczej mało prawdopodobne..Nie robie tzw kariery , nie podrózuje ani nie szaleję. Taka zwykła jestem ze od dzecka słyszałam ze musze szybko znależc męża , nie czekać na niewiadomo kogo ,ze wstyd się przyznać ze ona jeszcze sama , nawet ostatnio na pielgrzymce - na coi czekasz ? modl sie o meża albo o dziecko z kimkolwiek. Naprawdę chciało mi sie płakać. Jestem stara panna a moje koleżanki to stare mężatki .Ciekawe że tego nie widzą...
S
stara
26 sierpnia 2014, 21:31
E tam nie martw sie czy stara mezatka czy singielka jestesmy takie same w oczach Pana. Nigdy nic na sile.
A
Aleksandra
26 sierpnia 2014, 21:50
bardzo Pani współczuję, ale musi sobie Pani zdawać sprawę ( i chyba tak jest), że to wina wyłącznie Pani rodziny... bo nie dość że tak na Panią naciskali niepotrzebnie, to jeszcze obniżali poczucie Pani wartości przez głupie gadanie, jak Pani to określiła "módl się o kogokolwiek". to naprawdę straszne... i to z Pani bliskimi jest coś bardzo nie tak, a nie z Panią. z prostego powodu: bo przez takie postępowanie skrzywdzili Panią. Życzę Pani wszystkiego najlepszego i żeby nigdy nie traciła Pani nadziei. Tak jak w tych słowach: "Miłość po prostu pojawia się wtedy, gdy jesteśmy gotowi ją przyjąć."
R
ret
27 sierpnia 2014, 10:53
I tu moze być prawda. Chamstwo w wypowiedziach współpielgrzymów jest niewyobrażalne a i groźne w swej wymowie (Bóg miałby dawac własnemu dziecku dziecko z byle kim, co??? Co te dzieci są winne? Jaki obraz Boga! - normalnie bezmyśłny okrutnik!). Pomyśl w takich razach jaką łatę Ty mozesz im przykleić (oj będzie tego) i ...nie powiedz nic...i idź dalej... I się dużo módl, nawet wcale nie o męża i o dziecko a po prostu uciekaj w Boga! A będziesz silna w każdym utrapieniu a nawet zaobserwujesz, że się czepiać przez to przestaną. 
M
mateusz
26 sierpnia 2014, 18:57
"ale także osoby (...) po rozwodach" Po rozpadzie małżeństwa co pozostaje chrześcijanowi, jak nie bycie "singlem"? Związek niesakramentalny? Czy to jest deonowa alternatywa? Trudno mi zrozumieć artykuły jawnie niechrześcijańskie na tym portalu, gdy nie są opatrzone żadnym komentarzem. Liczyłbym na to, że Deon będzie szerzył Słowo Boże, a nie Słowo Światowe.
Z
Zuza
26 sierpnia 2014, 20:23
Myślę, że tekst nie ma być chrześciajński albo nie, tylko wskazywać pewne fakty. A faktem jest, że dane statystyczne podają, że w Polsce żyje ok. 5 mln singli, i badania statystyczne prowadzone były wśród młodych niezamężnych, osób owdowiałych i rozwiedzonych. Stąd te 5 mln zawiera osoby o takim stanie cywilnym. To dane statystyczne, nie propaganda DEONu. Może lepiej czytać teksty bardziej ze zrozumieniem. Tym bardziej, że kilka razy odwołanie do Pana Boga w tym tekście zauważyłam...
P
pzdj
26 sierpnia 2014, 21:17
Osobiście nie widzę w tym sprzecznego z chrześcijańską nauką. To nie jest zarzut, ani namawianie takich osób do ponownych związków, a jedynie wyjaśnienie danych statystycznych. Po prostu rozwodnicy w statystykach figurują jako single, ot i tyle.
ŻI
żona i matka
26 sierpnia 2014, 18:56
Nie oczekujcie ,że druga osoba zapełni pustkę , ukoi tęsknotę , da miłość . Spełnienia można oczekiwać tylko w Bogu. A małżeństwo i rodzicielstwo - to straszny trud; konieczność umierania dla siebie każdego dnia. Chyba łatwiej być samemu.
A
Ania
26 sierpnia 2014, 20:08
Chętnie się zamienię. Ty weź moją samotność, ja Twojego męża i dzieci
A
Alaya
26 sierpnia 2014, 20:29
Miłość powinna być wzajemna, wtedy jest owocna. Ty dajesz siebie, ale i druga strona powinna siebie oddawać Tobie. To "umieranie dla siebie" powinno wówczas owocować wzrastaniem. Małżeństwo z założenia ma być drogą do Boga. Spełnienie w małżeństwie ma być drogą ku Zabawieniu. Inaczej Pan bóg nie uświęcałby małżonków, nie byłoby sakramentu małżeństwa. Ja generalnie uważam, że małżeństwo nie ma być umieraniem. Ma prowadzić do radości, szczęścia, rozwoju poprzez wsparcie. Owszem, to ogormny trud, ale to brzemię ma być słodkie. Najbardziej szczęścliwe małżeństwa nie zaprzeczają, że to bycie razem jest ogromnie trudne, ale widzą w tym mnóstwo szczęścia i nie zamieniliby tego na bycie samemu. Jesli ktoś w związku twierdzi, że lepiej byłoby mu sammeu, to może jednak do małżeństwa nie jest stworzony?
ŻI
żona i matka
26 sierpnia 2014, 21:48
Jeśli już jestem żoną i matką i przerasta mnie to, nie mam już siły  , co mogę teraz zrobić ?Teraz jest za poźno ; widocznie pomyliłam się 20 lat temu...Jedyne co przychodzi mi do głowy to to ,że muszę nieść ten krzyż do końca , a jest coraz trudniej z roku na rok.Ale- dzięki za mądre słowa , tylko powiedz mi -czy masz męża /żonę i dzieci ?
ŻI
żona i matka
26 sierpnia 2014, 21:51
Zgoda , daj namiar .Biorę Twoją samotność. 
R
R
26 sierpnia 2014, 22:08
Nie wiesz o czym mówisz...
ŻI
żona i matka
26 sierpnia 2014, 23:09
Myślę ,że Ty też nie wiesz o czym ja mówię .
R
R
26 sierpnia 2014, 23:18
Chcesz się licytować?  Wierz mi, wiem o czym mówisz, ale jeszcze bardziej wiem czym jest samotność.
A
Alaya
27 sierpnia 2014, 00:06
W przeciwnym razie nie pisałabym w ten sposób. Poza tym znam wiele takich par. Domowy Kościół - to nic innego jak pielęgnowanie trzech "ołtarzy": ołtarza Pańskiego, przez modlitwę, małżeńskiego łoża przez spotkania małżonków i stołu, gdzie wspólnie dzielimy się wiarą, radością i miłoscią przy posiłku. Małżeństwo ma być radością, nie krzyżem. Pan bóg dał jeszcze narzędzia - może rozmowa z przyjaciółmi, rodziną, starania, modlitwa...może terapia? Bo moze to wszystk oda się jeszcze odbudować...
ŻI
żona i matka
27 sierpnia 2014, 09:18
A ja wiem czym jest małżeństwo . Ok. Koniec licytacji.Jedno i drugie jest trudne ; po prostu życie jest trudne.
ŻI
żona i matka
27 sierpnia 2014, 09:24
Dzięki za odp. Proszę , pomódl sie za mnie i moją rodzinę . Wiesz, myslę ,że nie z każdym się da(odbudować); chyba wyszłam za mąż zbyt pochopnie , za nieodpowiedniego faceta.
R
R
27 sierpnia 2014, 10:50
Nie mam zamiaru się licytować, bo przecież nie o to tu chodzi. Widzę, że przechodzisz jakiś kryzys, może skorzystaj z mądrych rad Alaya i "narzędzi", które Ci podpowiedziała. Ze swojej strony mogę tylko dodać: rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa... I nie zrażaj się pierwszymi niepowodzeniami. Pozdrawiam i powodzenia :)
T
tomm
27 sierpnia 2014, 12:03
Myślę, że to jest właśnie odpowiedź na pytanie, o ilość singli w dzisiejszych czasach. Wydaje mi się, że ludzie tego właśnie najbardziej się obawiają, że po 20 latach małżeństwa dojdą do wniosku, że to była ...pomyłka.
T
tata
4 września 2014, 16:37
"Chyba łatwiej być samemu" - to prawda. I to chyba jest niestety domeną dzisiejszego świata - wybieramy to co łatwe, szybkie i przyjemne. Po co głębokie relacje, skoro mamy nocne kluby? Po co szczere rozmowy w cztery oczy, przecież mamy portale społecznościowe? Długo by wymieniać. Ale kiedy nieco ponad półtoraroczne (!) dziecko oznajmi Ci w dniu Wigilii Bożego Narodzenia, składając pierwsze "zdanie" w życiu "Ania tocha mama" - to w jednej chwili rozumiesz sens bycia rodzicem i codziennych poświęceń. To prawda, odpowiedzialność, szczerość, zaufanie... te słowa zniknęły z dzisiejeszego języka. Są takie 'niemodne'. Problem w tym, że modne jest to, co narzucają nam inni - i zupełnie jak z ciuchami - wcale nie musi się to nam podobać. Tylko ode mnie zależy, czy pozwolę się pociągnąć tej 'fali' i popłynę sobie z prądem rzeki wygodnictwa czy też będę żyć zgodnie z przekonaniami własnymi a nie takiej czy innej gazety... Tymczasem "miłość to nie uczucie" jak mawia jeden z moich ulubionych autorów różnych poradników z zakresu życia rodzinnego, dr Jacek Pulikowski.  I jeszcze jego recepta na odbudowanie małżeństwa (z własnej praktyki): Przychodzi facet do poradni i od progu narzeka: - moja żona jest nudna, brzydka, marudna, nie umie gotować... w ogóle tragedia. Ja nie wytrzymam dłużej. Co mam robić? - A jak to wyglądało przed ślubem? Pamięta pan, jak się poznaliście?  - No jasne! Wtedy ona była cudowną dziewczyną, rozmawialiśmy o wszystkim, spędzaliśmy dużo czasu razem, była kochana! - Hmm... długo jesteście po ślubie? - No... już będzie kilkanaście lat.  - I teraz jest jak Pan mówił przed chwilą?  - Nie inaczej. - Proszę Pana, nie chcę Pana martwić, ale ona przy Panu się taka stała. Więc wracaj Pan do domu i odrabiaj zaległości! To oczywiście działa w obie strony. A więc Panowie/Panie - jeśli chcecie, żeby Wasze drugie połowy były kwitnące jak dawniej, to czas "nadrobić zaległości" - w miłości.
A
Alaya
14 września 2014, 11:41
Ile w tym prawdy... I myślę, że problem polega często na tym, że nam samym nie chce siędołożyć starań do tego, by związek wzrastał, rozwijał się i piękniał, a potem obwiniamy cały świat, że jest źle... Zapominamy, że małżeństwo i rodzina to zaufanie, odpowiedzialność, zadania, obowiązki, a potem po 20 latach stwierdzamy, że to małżeństwo to była pomyłka, więc....-lepiej być samemu! Błędne koło. Często najprostsze, najbardziej banalne rozwiązania są najlepsze - chcemy zmieniać świat, zacznijmy zmiany od siebie!
K
Kubalicki
26 sierpnia 2014, 18:06
Dawniej była straszna presja społeczna, szczególnie na wsi. Określenie: "Stara panna" czy "stary kawaler" to była obelga, której każdy chciał uniknąć. Niezależność finansowa to też ważny czynnik. Dawniej jak kobieta męża nie miała, to mogła biedę klepać. Należałoby zbadać związek pomiędzy jedynactwem a bycie singlem. Nie twierdzę, że każdy jedynak będzie singlem, ale prawdą jest, że ktoś wychowany z kilkorgiem rodzeństwa od małego uczy się dzielenia, kompromisów, wspólnego działania ...