Otwórzcie serca i portfele
Stowarzyszenie Nurków Niepełnosprawnych jest organizacją "non profit", pomagającą przezwyciężać ludziom własne ograniczenia. - Czasem, kiedy dostaję kolejny odmowny list od firmy, obracającej milionami, szlag mnie trafia i sam siebie pytam, po co mi to? - pyta Tadeusz Masztalerz.
- Niestety, sam nie jestem człowiekiem majętnym. Obóz nad morzem w Chorwacji dla dziesięciorga chorych dzieci kosztuje co prawda niewiele - 40, może 50 tys. zł., ale mnie nie stać, by wyciągnąć te pieniądze z kieszeni. Szukam sponsorów, pukam do różnych drzwi i muszę powiedzieć, że jest bardzo trudno. Czasem pytam sam siebie, po co to robię? Ale gdy już jedziemy i widzę ich w wodzie, ich radość, emanującą z nich wolność i pewność siebie, której pozbawiła ich przewlekła choroba, wiem, że to ma sens.
Tadeusz Masztalerz jest dyrektorem Kursów Instruktorskich HSA Niemcy/Poland. To skrót od słów Handicapped Scuba Association - Stowarzyszenie Nurków Niepełnosprawnych. Jest organizacją "non profit", założoną w celu umożliwienia osobom o różnych rodzajach niepełnosprawności zdobywania stopni nurkowych i po prostu nurkowania rekreacyjnego.
Początki HSA sięgają połowy lat 70. Wtedy właśnie grupa naukowców kalifornijskiego uniwersytetu w Irvine opracowała projekt pilotażowy, którego celem było badanie zmian w samoocenie osób o różnym stopniu i rodzaju niepełnosprawności, które wzięły udział w kursie nurkowania obok osób w pełni sprawnych. Duże zainteresowanie projektem i zadowalające efekty doprowadziły do powstania w 1981 roku pierwszego Stowarzyszenia Nurków Niepełnosprawnych. Obecnie jest największym tego typu stowarzyszeniem na świecie, które umożliwia osobom niepełnosprawnym nurkowanie rekreacyjne. Jego program realizowany jest przez ponad 3000 instruktorów w 26 krajach, gdzie HSA ma swoje przedstawicielstwa. Przy okazji system szkolenia HSA uchodzi za wyjątkowo bezpieczny. Warto podkreślić, że na świecie nie zdarzył się ani jeden wypadek nurkowy z udziałem osoby niepełnosprawnej.
Pierwszego grudnia 1999 roku na mocy porozumienia zawartego pomiędzy prezydentem HSA Jimem Gatacre, a polskim przedstawicielem HSA Tadeuszem Masztalerzem, powołany został w Polsce, jako ósmy na świecie, Krajowy Ośrodek Treningowy - Handicapped Scuba Association Poland.
- Bardzo zależało mi na spopularyzowaniu tego sportu wśród osób niepełnosprawnych - mówi Tadeusz Masztalerz. - Zaczęło się przypadkiem, jak wiele rzeczy. Dawno temu byłem na targach wodnych w Dusseldorfie. Już wówczas mieszkałem w Niemczech. Na targach był wielki basen, w którym zorganizowano pokazy nurkowania. Zatrzymałem się oczywiście, bo nurkowanie, to moja pasja i wtedy zauważyłem wózki inwalidzkie na wielkich, żółtych kołach, stojące opodal. Okazało się, że właściciele tych wózków znakomicie radzą sobie pod wodą. Zacząłem szukać i dowiedziałem się, że jest to dla nich wspaniała terapia. Kiedy więc w 1999 r. powstało w Polsce HSA, natychmiast zacząłem szukać możliwości zastosowania tej "podwodnej terapii" także u nas.
Początki HSA w Polsce, to było wyłącznie nurkowanie rekreacyjne dla osób z różnego rodzaju niepełnosprawnościami. - Dopiero po kilku latach zainteresowałem się nurkowaniem jako metodą rehabilitacji, mówi Masztalerz.
Zaczęli w Ameryce koło Olsztynka. Jest tam szpital, mający znaczne sukcesy w leczeniu dzieci ze spastycznymi porażeniami kończyn. Nurkowanie w basenie stało się jedną z metod terapii. Niestety, pomysł umarł śmiercią naturalną, bo za terapię nie miał kto płacić, a instruktorzy nurkowania, którzy dojeżdżali z Olsztyna na własny koszt w końcu stwierdzili, że zbyt wiele dopłacają do interesu.
- Nadal jednak chciałem działać w tym kierunku. Widziałem, że dla dzieci chorych nurkowanie, to nie tylko przyjemność. Daje im też poczucie przynależności do "klanu lepszych", podczas gdy niepełnosprawność działa wręcz odwrotnie. Szukając, trafiłem na wiedeński instytut medyczny, którego szef stosował nurkowanie jako metodę leczenia niepełnosprawności - mówi Masztalerz. - Oni chcieli udowodnić, że nurkowanie jest tak samo dobrym sposobem rehabilitacji, jak każdy inny.
W 2006 r. pan Tadeusz doprowadził do spotkania z dyrektorem instytutu wiedeńskiego. Zaproponował mu, by zorganizować dla chorych dzieci nie tylko nurkowanie w basenie, ale wakacje nad ciepłym morzem, połączone z kursem nurkowania dla nowicjuszy. W ten sposób do Chorwacji wyjechała pierwsza grupa dzieci po leczeniu nowotworowym.
To, że od paru lat wyjeżdżają nad Adriatyk także dzieci z Krakowa, to był czysty przypadek. Jak twierdzi pan Tadeusz, bardzo ciężko przekonać polskich lekarzy do tej formy rehabilitacji.
- Akurat przyjechałem do Krakowa. Myślałem, że tu zacznę moją peregrynację po szpitalach w poszukiwaniu lekarza, który zdecyduje się na współpracę. Poradzono mi, abym zwrócił się do pani profesor Walentyny Balwierz z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie - Prokocimiu i tu, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, od razu się dogadaliśmy. Pani profesor natychmiast zrozumiała ideę. Skontaktowała mnie z dr Szymonem Skoczeniem, asystentem w oddziale przeszczepiania komórek krwiotwórczych USD i w ten sposób zaczęliśmy współpracę.
Tak rozpoczęła się wielka przygoda z nurkowaniem dzieci, które zakończyły trudne leczenie chorób białaczkowych, ostrej białaczki limfoblastycznej, a w ostatnim roku także i tych po przeszczepie komórek krwiotwórczych (szpiku).
Dr Skoczeń mówi, że największym problemem jest kwalifikacja osób do wyjazdu. Obawy są różne, nawet teraz, kiedy dzieci pojechały do Chorwacji już po raz czwarty.
- Nie tyle baliśmy się o niedobór odporności - odporność wraca mniej więcej rok po chemioterapii, co o ich skórę. Słońce może być niebezpieczne dla zdrowych, a co dopiero dla dzieci po chemii. Ale są przecież kremy, trzeba tylko zadbać, by były dobrze zabezpieczone - mówi dr Skoczeń.
Na pierwszy obóz pojechały dzieci po wyleczeniu z ostrej białaczki limfoblastycznej. Na kolejne wyjazdy zakwalifikowano także pacjentów po przeszczepieniu komórek krwiotwórczych. Ich problemy ze zdrowiem mogły przeszkodzić w wyjeździe. Niektóre z tych dzieci są po napromienianiu całego ciała, co może powodować uszkodzenia tkanki płucnej, część przeszła operację na klatce piersiowej. Kwalifikacja do wyjazdu musiała być bardzo szczegółowa, żeby uczestnicy odnieśli korzyść, a nie straty zdrowotne.
Pierwszy wyjazd zorganizowali w 2006 roku. Polskie dzieci wyjechały do Chorwacji razem z dziećmi austriackimi. Tadeusz Masztalerz nie wspomina tego wyjazdu dobrze.
- Austriackich dzieci było chyba z 80, panował nieprawdopodobny bałagan i nieporządek, trudno było zapanować nad czymkolwiek - mówi. - Następne wyjazdy organizowaliśmy już sami. Najtrudniej oczywiście zdobyć pieniądze. Za każdym razem szukam sponsorów, a przez dwa lata do wyjazdu nie doszło, bo nie udało się zgromadzić funduszy. Pomaga mi jedna z naszych instruktorek, Joanna Hereta ze "Stowarzyszenia Rodziców Dzieci Chorych" - od trzech lat współorganizuje nasz projekt i jest jego koordynatorem. Stowarzyszenie prawie w całości sfinansowało tegoroczny wyjazd. Niewielką kwotą wsparła nas, po raz kolejny Fundacja dla Wydziału Lekarskiego Collegium Medicum UJ. Za tę działalność zostaliśmy wyróżnieni przez pismo "Menadżer zdrowia" w konkursie "Sukces roku w ochronie zdrowia", w kategorii działalność charytatywna. Drugie wyróżnienie w tej samej kategorii odebrała Fundacja Synapsis, zajmująca się autyzmem.
Nurkowanie jest doskonałą formą aktywności dla niepełnosprawnych. Swobodne poruszanie się w wodzie daje poczucie niezależności, co ma szczególne znaczenie dla osób spędzających większość życia na wózkach inwalidzkich albo w szpitalnym łóżku. Nurkowanie pomaga odkryć nieznane dotąd możliwości własnego ciała, uwierzyć we własne siły i przekroczyć barierę fizycznej niepełnosprawności. Zanurzenie w podwodnym świecie dla niektórych może być momentem przełomowym, a dla wielu staje się pasją na całe życie.
- Zobaczyliśmy, jak oni sobie świetnie radzą, jak chętnie i szybko uczą się nurkowania, jak nabierają pewności siebie i wiary w swoje siły - mówi dr Skoczeń. - Z doświadczenia wiem, że nawet wiele lat po chorobie ciężko tym dzieciom znaleźć sobie miejsce wśród rówieśników w szkole. Wielokrotne pobyty w szpitalu, stała kontrola wywołują izolację społeczną, gorsze traktowanie przez kolegów, zmniejszoną wiarę w siebie i swoje możliwości. Pobyt na obozie nurkowania, możliwość pochwalenia się tym na pierwszej lekcji po wakacjach, pokazanie zdjęć w pełnym rynsztunku nurka, to prawdziwa satysfakcja, która daje im power na cały rok szkolny.
Dzisiaj spośród tamtych pierwszych uczestników rekrutują się wolontariusze, a nawet instruktorzy nurkowania, bo niektórzy tak zafascynowali się podwodnym światem, że już po powrocie do domu ukończyli odpowiednie kursy i dziś sami mogą uczyć innych.
W tym roku na kurs nurkowania do Chorwacji pojechała grupa 12 dzieci. Uczestnicy są w różnym wieku, najmłodszy miał 8 lat, najstarsi, to 16-latkowie.
- Pracuję ponad 20 lat w onkologii i hematologii dziecięcej, wiele rzeczy widziałem. I wiem na pewno, że te wyjazdy mają głęboki sens. Szybciej i pełniej pozwalają dzieciom, które przeszły traumatyczne leczenie, na powrót do zdrowia i równowagi społecznej - przekonuje dr Skoczeń.
Tadeusz Masztalerz podwodnym światem interesował się od zawsze. Jako kierunek studiów wybrał ichtiologię na Akademii Rolniczej. Kiedy wiele lat temu wyemigrował do Niemiec, nie mógł znaleźć pracy, a już na pewno nie było jej w wyuczonym zawodzie.
- Emigracja, to trudny chleb. I mnie nie było łatwo. Kiedy wreszcie dostałem pozwolenie na pracę, zaproponowano mi etat frezera. Wcześniej nawet nie widziałem maszyny do frezowania! Cóż, przyjąłem propozycję, bo z czegoś trzeba było żyć. Moja przygoda z frezarką zakończyła się tak samo szybko i niespodziewanie, jak się zaczęła. Straciłem trzy palce lewej ręki. Już nie miałem tu czego szukać!
Od 30 lat pan Tadeusz pracuje jako wychowawca w zakładzie dla umysłowo upośledzonych w Berlinie. Tam też poznał swoją obecną żonę, która była siostrą przełożoną, ale po ukończeniu pedagogiki leczniczej pracuje także jako wychowawca.
- Za dwa miesiące przechodzę na emeryturę. Moje dochody zmniejszą się o połowę. Ale to nie znaczy, że zamierzam zrezygnować z organizacji obozów nurkowych dla dzieci - powiada Tadeusz Masztalerz. - Przeciwnie. Mogę powiedzieć, że się zawziąłem i wbrew wszystkim tym, którzy zamykają przed nami serce i portfel, nadal będę szukał środków, by dać chorym dzieciom chociaż trochę radości.
Skomentuj artykuł