Matura - straszne słowo

(fot. gibson claire mcguire / flickr.com)
Katarzyna Gajdosz

Matura potrafi wracać do nas w nocnych koszmarach. Dlaczego? Bo nauczyciele wmawiają uczniom, że zdanie egzaminu dojrzałości to sprawa życia lub śmierci. Dosłownie. Co roku bowiem media obiega informacja, że uczeń popełnił samobójstwo z powodu… matury.

Florynka. 23 kwietnia 2012. Mieszkańcy uczestniczą w pogrzebie 19-latka. Kiwają głowami. Niedowierzają, że młody chłopak targnął się na swoje życie. Mówią, że to przez problemy w szkole. Nie został dopuszczony do matury. W czwartek bez efektów próbował poprawić jedynkę z przedmiotu zawodowego. W poniedziałek uczniowie i nauczyciele uczestniczyli w jego ostatniej drodze. Sprawą zajęła się prokuratura.

Czy takich tragedii można uniknąć? Jak radzić sobie z przedmaturalnym stresem? Rozmawiamy z Krzysztofem Tarasiewiczem, psychologiem i psychoterapeutą.

Katarzyna Gajdosz: Tragedia, której można było uniknąć?

DEON.PL POLECA

Krzysztof Tarasiewicz: Dla mnie wstrząsająca historia. Choć mogę ją analizować jedynie z doniesień prasowych. Trudno generalizować, ale moim zdaniem nauczyciele zupełnie zapomnieli o czymś, co nazywamy technikami motywacyjnymi. Zastępując to straszeniem. A strach powoduje poczucie bezsilności, buduje lęk. W poczuciu strachu jesteśmy w stanie podjąć jeszcze przysłowiową walkę. W poczuciu lęku już nie. To właśnie lęk nakazuje się wycofać. Jeśli uczeń nie należy do orłów, ale do końca pracuje, coś próbuje robić, to takim matczynym odruchem nauczyciela powinno być dać mu szansę.

Najczęściej - nie zawsze - w szkole znajdzie się ktoś z nauczycieli, który nie będzie rozpatrywał takich zauważonych przejawów zachowania u ucznia w kategoriach zamkniętych i przeciążonych rutynowym podejściem. Nie będzie analizował wyników swej obserwacji przez pryzmat ogólnego traktowania uczniów przez szkołę, a więc, jeśli nie narusza regulaminu szkolnego to ma tzw. spokój.

Tymczasem wewnątrz ucznia może toczyć się wojna pomiędzy obowiązkiem szkolnym, a chęcią ucieczki z tego świata. Może ściskać mu gardło z żalu i wstydu opowiedzenia komuś, dlaczego i jak bardzo potrzebuje pomocy lub przeszywa go strach, panika i lęk o następne jutro, następną godzinę. Nauczyciel nie tylko naucza. Nauczyciel naucza, wychowuje i opiekuje się. A przynajmniej powinien.

Hierarchia osób będących i służących pomocą uczniowi stawia nauczyciela tuż po rodzicach. Nawet jego krewni powinni mieć pozycję opiekuna tuż po nauczycielu. To jednak jest umowne i mniej istotne. Chcę zasugerować ważność roli nauczyciela w tych kwestiach. Aby nauczyciel starał się analizować zachowania uczniów i pomógł uniknąć tragedii. Dlatego każdy pedagog, nauczyciel, wychowawca powinien posiadać podstawową wiedzę z zakresu psychologii i odpowiednie umiejętności terapeutyczne…

Nie za bardzo pobłaża się uczniom?

Być może pobłaża się, ale z drugiej strony zapomina o potędze motywacji. Nasuwa mi się powiedzenie: Dam ci tysiąc dolarów, jeśli przez minutę nie będziesz myślał o białym niedźwiedziu. I to oddaje obraz nauczycieli, którzy właśnie w ten sposób generują strach i demotywujące myślenie w uczniach. Z jednej strony straszą podejściem do matury, a z drugiej sugerują nie myśleć o egzaminie, a skupić się na przygotowaniu do niego.

Mówiąc o pobłażaniu uczniom, należy zwrócić uwagę na wiele czynników, które mogą mieć wpływ na zachowanie ucznia. Może on być ofiarą przemocy domowej, pedofilii, pod presją szantażystów, cierpieć na nieznaną szkole/nauczycielowi chorobę, być świadkiem traumatycznych przeżyć lub ich ofiarą, być w "stanie" żałoby, być zawiedzionym pierwszymi fascynacjami i zalotami do bliskiej koleżanki, być poszukującym akceptacji pośród tzw. przywódców szkolnych, być ofiarą sytuacji rodzinnej bezradnej finansowo, wychowawczo, dotkniętej problemem uzależnienia czy półsieroctwa lub faktem rodziny rekonstruowanej, cierpiący na brak poczucia własnej wartości z przyczyn istniejących poza szkołą, pochodzić z rodziny zamożnej, czym sam sobie nadaje prawo do traktowania innych uczniów arogancko i
lekceważąco lub z rodziny tzw. kryminogennej, co przejawia się brakiem strachu i obaw przed konsekwencjami swoich zachowań, być już uzależniony od substancji psychoaktywnych i im podobnych, zamieszkiwać poza domem rodzinnym, mieć poczucie odrzucenia, czego konsekwencją może być ucieczka z domu aż do prób samobójczych włącznie, itp., itd.

Co zatem dla maturzystów mogą zrobić nauczyciele, którzy przez trzy lata wmawiali im, że matura to sprawa życia i śmierci? Tylko od razu rodzi się pytanie, czy mówili to z troską o uczniów, czy o siebie i swoją posadę, awans zawodowy itd.? Bo dla nich to też może sprawa być albo nie być.

Często się nad tym zastanawiam. W tym momencie na terapię przychodzi do mnie dwóch uczniów. Jeden po próbie samobójczej związanej z trudnościami w szkole. Próbowałem sobie wytłumaczyć, dlaczego nauczyciele tak się zachowują. W moich rozważaniach dochodzę do wniosku, że robią to często nieświadomie. A problem tkwi w ich brakach w edukacji.

Na studiach mają porażająco małą liczbę godzin z zajęć z psychologii, albo nie mają jej wcale. Ponadto praktyki nauczycielskie dziś to fikcja. Tymczasem nauczyciel powinien mieć rozeznanie i reagować na potrzeby ucznia, bo każdy jest indywidualnością. Nauczyciel ma częstszy z nim kontakt niż pedagog siedzący w szkolnym gabinecie. Nawet najgorszy uczeń, gdy usłyszy od nauczyciela dobre słowo, zyskuje motywację do pracy. Straszenie uczniów egzaminem, nie mając pojęcia, na jakie stresy narażony jest on poza szkołą, do niczego dobrego nie prowadzi. Dziś do szkoły młodzi chodzą często bez motywacji, a z obowiązku.

Nie chcą zawieść rodziców. W głowie kodują informację: Żeby przetrwać, muszę zdać. To z jednej strony, z drugiej dostają od straszącego nauczyciela komunikat: Na mnie nie licz. Troska o siebie i awans zawodowy jako zaspakajanie własnych ambicji jest instrumentalnym traktowaniem uczniów jako narzędzi do kariery. To zepchnięcie ucznia do roli "gladiatora" w myśl: "Giń albo żyj na mój sukces". Każdy jest inny, posiada inny poziom inteligencji, zdolności znoszenia stresu, funkcjonowania w rodzinie...

Dzisiejsza młodzież wydaje się jednak słabsza psychicznie. Skąd to się bierze?

Przez kilka ostatnich lat obserwuję dwie grupy, które prowadzą wyścig w dotarciu do młodzieży. Jedna kontrolna: interwencje policji, kuratorzy. Obok karności są psychologowie i terapeuci. Ta grupa wydawać by się mogło przez elastyczność zawodu ma większe pole manewru, ale przegrywa. Uczeń, jeżeli jest zestresowany w szkole, musi gdzieś odreagować. Tymczasem w ostatnich latach zamyka się im ośrodki, kluby. Gdzieś tam pojawiły się orliki, ale to za mało. Mamy do czynienia ze staczaniem się uczniów przez defraudację zasad moralnych, które dobitnie przejawiają się w życiu społecznym. Przecież uczniowie niczego nie biorą sami z siebie. Obserwują, co się wokół nich dzieje.

Siedzą w sieci Internetu, telewizja też nie oferuje pozytywnych przekazów, więc młodzież traci autorytety, a demoralizacja przejawia się dziś w przekazach podprogowych i to przerażająco skutecznie. Widzą chaos i nie odnajdują w nim nikogo godnego zaufania. Tak samo odbierają szkołę. Mało tego, w szkole dowiadują się przed maturą, że mimo iż są piątkowiczami, nie oznacza to, że zdadzą egzamin. Uczeń traci zaufanie. A nauczyciel jest lub powinien być nauczycielem, wychowawcą, pedagogiem, opiekunem i terapeutą w rozumieniu podstawowej wiedzy psychologiczno-terapeutycznej. Standardy jednak nie wymuszają w edukacji nauczycieli posiadanie tego rodzaju wiedzy, tak teoretycznej, jak i praktycznej.

Ignorowanie dodatkowych elementów, jako niezbędnych narzędzi do zastosowania przez nauczyciela w pracy, jest zbrodnią systemu szkolenia nauczycieli wymierzoną w uczniów.

Jak zatem uczeń sam może poradzić sobie ze stresem przed maturą?

Pytanie, czy stres związany z maturą, jest jedynym, jaki w tym czasie przeżywa młody człowiek. Każdego życie rodzinne może wyglądać inaczej. Jeden uczeń ma spokój w domu i wspierających rodziców, inny przeżywa na przykład zawód miłosny, a rodzice powtarzają: "Masz zdać, bo…" i nie przejawiają większego zainteresowania dzieckiem.

Uczeń już wie, że to on jest odpowiedzialny za swoją maturę. Więc, żeby w miarę bezstresowo przez nią przejść, powinien oddać się najprostszym metodom - czyli
ćwiczeniom relaksacyjnym. Stres powoduje napięcie mięśni. Odprężenie się, zapanowanie nad oddechem to podstawa. Takie ćwiczenia należy rozpocząć już na co najmniej dwa tygodnie przed egzaminem. Rozluźnienie pozwala ocenić ryzyko, w tym przypadku jest ono jednoznaczne: zdam lub nie. Uczeń może sobie wizualizować przebieg egzaminu, odtwarzając jego zakończenie z własnym scenariuszem. Podświadomie powinien wysyłać do siebie informacje, że wszystko się uda. Jeśli pojawia się negatywne myślenie, szybko przetwarzać na pozytywy. W ten sposób zaprzyjaźnia się z wyzwaniem i przyzwyczaja się do niego.

Uczniowie rozpoczęli matury, na ćwiczenia relaksacyjne chyba już za późno. Choć z drugie strony matury potrwają prawie miesiąc. Jak przejść przez ten czas, by nie zwariować?

Proponuję uczniom, by oderwali się od środowiska, które towarzyszy im przez cały rok. Unikali imprez, a więcej samotnie spacerowali. Wyciszyli się psychicznie. I przede wszystkim nie celebrowali egzaminów, które już się odbyły. Na ich wynik już nie mamy wpływu.

Rady dla rodziców maturzystów?

Jeśli nie mają na tyle wiedzy, jak przeprowadzić z dzieckiem rozmowę motywacyjną, apeluję, by po prostu rozmawiali. Okazali zainteresowanie. To już jest dla dziecka
motywujące. Z doświadczenia wiem, że ludzie potrafią w sobie skumulować tyle emocji, że podczas trzech pierwszych sesji w gabinecie psychologa włącza się im słowotok. Muszą wszystko z siebie wyrzucić. Kiedy rodzic nie okazuje zainteresowania, uczeń odbiera go jako sprzymierzeńca z tym nauczycielem, który straszy egzaminem.

Dość pesymistycznie rozpoczęliśmy rozmowę. Ale, biorąc pod uwagę czarny scenariusz, czy niezdanie matury to koniec świata?

Ależ skąd! Jest tyle możliwości! Oczywiście na początku na pewno uczeń przeżywa szok. Z czasem się z tym pogodzi i zaakceptuje. Ważne, by miał wsparcie dorosłych, a nie został z góry skazany: Skoro nie zdałeś, jesteś do niczego. Może to otworzy nowe perspektywy. Na studia pójdzie za rok, dwa, trzy. Dziś właściwie w każdym wieku ludzie studiują. Nie ma to znaczenia, bo uczymy się przez całe życie. Smutne jest jednak to, jak się nastawia młodych ludzi.

A Thomas Edison chodził podobno do szkoły trzy miesiące, bo jego nauczyciel stwierdził, że jest opóźniony w rozwoju.

No właśnie (śmiech). Jakby szkoła wystraszyła się geniusza. Pozytywne nastawienie i przekuwanie negatywnych myśli na pozytywne to podstawa sukcesu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Matura - straszne słowo
Komentarze (12)
J
ja
6 maja 2013, 17:28
jutro matura :/
K
kocur
8 maja 2012, 09:24
@zielona - presja od rodziców ok, ale nauczyciele nie straszą? Wybielasz kogoś, kogo przerasta zawód nauczyciela przez użalanie się nad sobą. Podejmując się tej roli, wiedzą, że przyjdzie im się mierzyć z dużą grupą nastoletnich rozbrykanych byczków. Problem w tym, że oczekują posłuchy jak w wojsku. Nic bardziej mylnego i dlatego nie każdy może pracować jako nauczyciel czy Pedagog, mimo swojej wiedzy. Wiedza to nie wszystko na tego rodzaju funkcję...
M
Mazur
8 maja 2012, 09:21
@matka - i właśnie większość nauczycieli pozostaje na tego rodzaju myślenie obojętni. Myślenie o własnych ambicjach i weekendzie ....
G
gabriel
8 maja 2012, 09:12
No tak, tyle że nie każdy przygotowuje dziecko do matury jak Łukasz, od dzieciństwa. Nie wolno porównywać losów dziecka wyciągniętych z bajki pod hasłem "a ja..." lub "gdyby". Mówimy o konkretnej sytuacji ucznia słabego i sekretem jest powód jego trudności w nauce. Wróżymy a pytanie - co powinien nauczyciel zrobić i czemu ma służyć straszenie zamiast wspieranie. Łukasz pisze "Chodzi o to, by dać dziecku (młodzieży) wiarę w siebie i przekonanie..." - brawo, ponieważ artykuł rozbija się o 19-latka z Florynki. A kto odebrał we Florynce wiarę w siebie nastolatkowi???
L
Lukasz
7 maja 2012, 15:04
 Słaby ten artykuł, mało konkretny (poza opisanymi technikami, które wydają mi się jakieś słabe). Moim zdaniem do "egzaminu dojrzałości" należy przygotowywać już od dzieciństwa. Ja np. uczę moje dwuletnie dziecko samodzielnie się rozbierać. Na jego etapie TO jest "mała matura" Nie chodzi o to by zapewniać ciągle i na siłę bezstresowe warunki, bo życie takie nie jest. Chodzi o to, by dać dziecku (młodzieży) wiarę w siebie i przekonanie. że wyzwanie to tylkio wyzwanie i SĄ sprawy ważne i Najważniejsze, a matura zalicza się co najwyżej do tej pierwszej grupy.  Jeszcze raz powtarzam - trudno liczyć na dojrzała postawę ucznia wobec matury, jeślii nie wypracowało się z nim właściwych schematów myślenia i zachowania w podobnej sytuacji o wiele wcześniej.
G
gabriel
7 maja 2012, 12:32
@aga: piszesz "to czego duża część mojego środowiska nie ma umiaru w piciu alkoholu (nawet ci nie pełnoletni)? ...". A może właśnie dlatego, że nie mają pracy z nie swojej winy a szanse w szkole na zrozumienie są nikłe? Piszesz: "kto dziś nie ma problemów? ja mam, moja koleżanka ma..." - i właśnie Ci pijący i chamscy również mają, sama sobie odpowiedziałaś. Jeżeli rodzice chronią przed złymi nauczycielami to dobrze, to ich obowiązek a skrywanie ich wagarów nie rzutuje aż tak na całość nauki, naciągasz. Piszesz: "a co ma nauczyciel zrobić, jeżeli widzi, że nie ma współpracy z rodzicami?..." - zająć się uczniem. To właśnie brak współpracy z rodzicami jest sygnałem dla nauczyciela, że pozostał tylko on i uczeń. I tu właśnie, skoro nauczyciel czuje się bezsilny bez współpracy z rodzicami, która jest bardzo ważna mimo wszystko, wychodzi brak przygotowania Pedagogicznego. Dziękuję za uwagę i życzę więcej samoanalizy tego, co się pisze.
A
aga
5 maja 2012, 09:43
Matura ani studia nie sa najwazniejsze. Najważniejszy jest Bóg. Wszystko inne niech się dzieje spokojnie w Jego świetle i w miare możliwości. Maturę zawsze można zdobić, ale zniszczoną psychikę młodego człowieka przez wywieranie nacisków i zmiane priorytetów życiowych przekraczających możliwości człowieka cięzko naprawic. Ja się zgadzam. ale czy czasami młody człowiek nie ma obowiązków, co do nauki i zachowania? no jeżeli Bóg jest najważniejszy, to czego duża część mojego środowiska nie ma umiaru w piciu alkoholu (nawet ci nie pełnoletni)?  są bezczeli wobec kogoś mądrzejszego od nich (np. nauczycieli, wychowawców, nawet do księży podskakują)? no jeżeli w ten sposób jest najważniejszy Bóg? ja nie mówie, że każdy musi być geniuszem. ale to widać jak ktoś się stara, a jak ktoś nic nie robi bo poprostu ma to dalko w nosie . kto dziś nie ma problemów? ja mam, moja koleżanka ma. zależy jakie problemy, ale to poczęści wina rodziców, którzy na wszystko dziecom pozwalają.  a co ma nauczyciel zrobić, jeżeli widzi, że nie ma współpracy z rodzicami? którzy kryją wagary swoich dzieci, albo bronią ich przed 'złymi nauczycielam', którzy chcą na siłe ich uczyć całkiem niepotrzebnych rzeczy. a każda skarga na złe zachowanie uczynia, jest traktowana jako atak na ucznia i na rodzica. w tym roku pisze maturę. boje się, każdy sprawdzian czy egzamin wyzywala jakieś 'emocje'. to jest normalne. uczyłam się więc zdam- ale jak? to zależy od Ducha Świętego i odrobiny szczęścia.
LB
LEPIEJ BRZMI
5 maja 2012, 08:42
"Matura - ludzka rzecz."
CZ
człowiecze zacznij od siebie
5 maja 2012, 08:40
"Co roku bowiem media obiega informacja, że uczeń popełnił samobójstwo z powodu… matury." A TEN TEKST O CZYM JEST ?!?! Internet i portal to nie MEDIA?! ZACZYNAMY OD SIEBIE PANI AUTORKO.
M
Maturzystka
4 maja 2012, 22:22
" Jeśli nie mają na tyle wiedzy, jak przeprowadzić z dzieckiem rozmowę motywacyjną..." Chyba nie przeżyłabym jakiś "rozmów motywacyjnych" ze strony rodziców;) A NIEKTÓRYCH nauczycieli, moim zdaniem, uczy się za dużo psychologii, a za mało serdeczności. Chociaż, czy jakiekolwiek studia mogą tego nauczyć?...
Z
zielona
4 maja 2012, 16:15
Wszystko wina nauczycieli, którzy mają złe podejście, straszą maturą, nie potrafią zmotywować? To prawda, że każdy uczeń ma inne problemy, ale jak nauczyciel ma mu pomóc, jesli nie zawsze o nich wie, bo rodzic nie przekaże informacji do szkoły? A nawet jeśli wie, to uczniów z problemami jest z roku na rok coraz więcej - jak indywidualizować podejście i motywację w np. 35 osobowej klasie przez (powiedzmy) 45 min. tygodniowo. Jakiś czas temu oglądałam ponownie piękny film "Młodzi gniewni" - po raz pierwszy mając już perspektywę nauczyciela. Smutny wniosek, który z niego wysnułam jest taki, że aby odnieść sukces wychowawczy i edukacyjny trzeba być osobą samotną (a więc dyspozycyjną), uczyć tylko jedną klasę, aby wyłącznie na niej się skupić, mieć pewne środki finansowe, które można przeznaczyć na nagrody dla uczniów i działać nieco wbrew przepisom. Inna sprawa, że z moich obserwacji wynika, że presja na zdanie matury pochodzi częściej od rodziców niż nauczycieli. 
M
matka
4 maja 2012, 10:52
Matura ani studia nie sa najwazniejsze. Najważniejszy jest Bóg. Wszystko inne niech się dzieje spokojnie w Jego świetle i w miare możliwości. Maturę zawsze można zdobić, ale zniszczoną psychikę młodego człowieka przez wywieranie nacisków i zmiane priorytetów życiowych przekraczających możliwości człowieka cięzko naprawic.