Nie zostawaj sam na sam ze swoim lękiem

(fot. Cayusa / flickr.com)
Wunibald Müller / slo

Kiedy Walter Jens, teolog i pisarz, przeżywał ciężką depresję, istotną okolicznością było to, że mógł o tym rozmawiać z własną żoną. Odnosi się to również do sytuacji każdego człowieka, który jest w szponach lęku, któremu się wydaje, że jest więźniem swego lęku. Wtedy istnienie kogoś, z kim może o tym porozmawiać, jest dla niego błogosławieństwem.

Dla Waltera Jensa kimś takim była jego żona. A już nadzwyczajnym zgoła darem niebios jest ktoś, z kim można porozmawiać o każdej porze dnia i nocy. Jest to przywilej, dany chyba niewielu.

Istnieje więc ktoś, kto jest gotów zawsze być blisko mnie, gdy przeżywam lęk. Mogę się do niego zawsze zwrócić. Po prostu. Nie odstraszy mnie głos automatycznej sekretarki, która uprzejmie poinformuje, że "połączenie w tej chwili nie może zostać zrealizowane". Nie muszę czekać na cudem znaleziony termin. Istnieje osoba, do której mogę po prostu przyjść, gdy mam problemy, gdy chciałbym się wyżalić, gdy potrzebuję kogoś, kto by mnie wysłuchał, miał dla mnie czas, był ze mną i przy mnie. Być takim dla kogoś oznacza z kolei obdarzać go czymś najcenniejszym, co człowiek może dać z siebie innym. W dzisiejszych czasach, kiedy wszystko - nawet godziny opieki czy porad - opłaca się według poświęconego na to czasu, bardzo wyraźnie widać, jak cenną rzeczą jest czas, który ofiaruje się bezinteresownie drugiej osobie.

Lecz właśnie tego potrzebujesz, gdy przeżywasz lęk: żeby był ktoś, kto ma dla ciebie czas, kto jest przy tobie i dla ciebie. Jedną z głębokich przyczyn lęku jest często poczucie osamotnienia, uspokaja natomiast choćby tylko świadomość, że nie jest się samemu, że jest ktoś, przed kim można wyrzucić z siebie swe problemy. Lęk traci przez to swoją przyczynę.

Przed osobą gotową wysłuchać drugiego człowieka, gdy do niej przychodzi, stoi niełatwe zadanie. Zwłaszcza, gdy dotyczy to współmałżonka, współbrata, siostry z tego samego zgromadzenia, przyjaciela czy znajomego. Pozycja takiego powiernika jest przy tym inna niż terapeuty profesjonalnego i nic go nie chroni.

Jego otwartość, gotowość pomocy wystawione są na ciężką próbę - przede wszystkim próbę cierpliwości. Do tego dochodzi jeszcze i to, że nie jest łatwo być blisko z kimś, kto przeżywa kłopoty, i dawać mu z całą prostotą odczuć: "Możesz ze mną rozmawiać o wszystkim, co cię boli, nie musisz mnie chronić, zniosę to".

To naturalnie pomaga, gdy ktoś wysłuchuje. Wytrzymując mój lęk, powiernik znosi także w pewien sposób mnie samego. Nie ucieka, choć, być może, mój lęk wywołuje lęk również w nim. Jest przy mnie w moim lęku.

Traktuje mnie poważnie, otwiera przede mną przestrzeń, w której mogę się otworzyć. Swoim zachowaniem mówi: "Traktuję cię tak poważnie, jak poważny jest twój lęk, zniosę to". To przynosi ulgę. Sprawia, że lęk traci swą intensywność. Jego siła, trzymająca mnie dotąd w swym posiadaniu, słabnie. Przestaje nade mną panować, szaleć we mnie jak dotychczas, żerując na mojej bezradności. Istnieje bowiem blisko mnie ktoś, kto patrzy na mój lęk z zewnątrz, kogo on nie przeraża, a w każdym razie, nad kim nie ma on mocy. Spokój, który z niego promieniuje, udziela mi się i wspiera mnie.

Powiernik dzieli ze mną mój lęk. Teraz, gdy zna mój problem, ten lęk jest też jego. Nie w tym znaczeniu, że zaczyna mu się udzielać. To byłoby fatalne i czyniłoby go bezradnym. Nie mógłby też być dla mnie pomocą.

Druga osoba zna mój lęk, czuje go, rozumie. Jeśli naprawdę angażuje się, pragnąc mi pomóc, przekracza granice własnego egoizmu, a mój lęk przechodzi częściowo na jej barki, w połowie stając się jej lękiem.

Przynosi mi to ulgę. Nie jestem już sam z moim lękiem. Zamknięty z nim. Dzielę go z kimś, kto rozumie mój lęk i jest gotowy na współprzeżywanie go.

Owo wspieranie psychiczne, duchowe "współznoszenie" i towarzyszenie w tej trudnej sytuacji ze strony drugiego człowieka jest nie mniej ważne niż towarzyszenie zewnętrzne, konkretne bycie obok człowieka dotkniętego lękiem. Kiedy ktoś boi się otwartych przestrzeni albo dużych skupisk ludzkich, konkretna obecność drugiej osoby pomaga i lęk maleje. Obecność ta sprawia, że otoczenie, wywołujące na danej osobie wrażenie zagrożenia, nie budzi już takiego lęku. Tak działa świadomość, że obok jest ktoś bliski, kto mi towarzyszy i dodaje odwagi.

Mój towarzysz, który jest ze mną w sytuacjach, które wywołują we mnie lęk, przez sam fakt bycia ze mną i słuchania moich zwierzeń podtrzymuje mnie, czyni to, czego sam w tym momencie nie potrafię. Być może kiedyś stanę się towarzyszem samego siebie, poczuję w sobie tę siłę, która jest potrzebna, by rozprawić się z własnym lękiem. Poczuję w sobie tyle siły, że bez niczyjej pomocy uporam się z lękiem, odpowiem na jego wyzwanie i będę w stanie mu sprostać, otwierając w sobie wolną przestrzeń, aby tkwiące we mnie możliwości mogły się rozwinąć.

Więcej w książce: Jak uwolnić się od lęku - Wunibald Müller

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie zostawaj sam na sam ze swoim lękiem
Komentarze (29)
A.
anonim ..
12 lutego 2014, 23:40
Niekoniecznie zgodzę się z tym, że druga osoba może pomóc. Nigdy nie poczuje tego co osoba chora, nie zrozumie jej, może tylko się modlić i rozmawiać, ale nie mówić,  że rozumie, skoro sama nie doświadczyła lęku, depresji, czy fobii.
E
Emil
18 listopada 2014, 16:13
Być może nie jest w stanie poczuć tego dokładnie. Ale niektórzy są naprawdę bardzo empatyczni z natury i potrafią wyobrazić sobie i przynajmniej w pewnym stopniu poczuć te emocje. Zresztą taka osoba nie musi przeżyć dokładnie tego co Ty by zrozumieć. Każdy niesie swój bagaż doświadczeń, ma swoje lęki i fobie. Mogą być one różne, ale emocje które się pojawiają są często takie same. To wystarcza by być odpowiednio empatycznym. Ponad to nie chodzi tu tylko o to by ta osoba musiała wszystko rozumieć w sensie musieć to przeżyć na własnej skórze by czuć się upoważnionym do pomocy. Choci o sam fakt chęci pomocy. Chęci poświecenia swojego czasu, swojej obecności, dobrego słowa. Poświęcenia swojej uwagi i skupienia by wysłuchać uważnie drugą osobę i dać jej możliwość podzielenia się swoim problemem.
BA
broken angel
4 lutego 2014, 11:31
Szkoda tylko, że tak trudno dziś o życzliwego człowieka, ktry będzie, wysłucha i się nie przestraszy ciężaru, nie ucieknie... Ja ze swoimi lękami, z niepokojem jestem sama....
JU
Jezus uzdrawia
3 lutego 2014, 20:03
Wspólnota Miłość i Miłosierdzie Jezusa czatachowa.opoka.fm Nabożeństwa o uzdrowienie i uwolnienie w II i III sobotę m-ca od 18.00 (świadectwa, podziękowania, prośby,) można uczestniczyć przez internet
F
F.
3 lutego 2014, 11:03
   Można prościej - uzywając imienia Jezus: http://archiwum.voxdomini.pl/mp3/pelanowski/2009/17a-oAPelanowski-20-06-2009-sobota.mp3 http://archiwum.voxdomini.pl/mp3/pelanowski/2009/17b-oAPelanowski-20-06-2009-sobota.mp3 http://archiwum.voxdomini.pl/mp3/pelanowski/2009/17c-oAPelanowski-20-06-2009-sobota.mp3    http://archiwum.voxdomini.pl/mp3/pelanowski/2009/17a-oAPelanowski-20-06-2009-sobota.mp3 http://archiwum.voxdomini.pl/mp3/pelanowski/2009/17b-oAPelanowski-20-06-2009-sobota.mp3 http://archiwum.voxdomini.pl/mp3/pelanowski/2009/17c-oAPelanowski-20-06-2009-sobota.mp3    http://archiwum.voxdomini.pl/mp3/pelanowski/2009/17a-oAPelanowski-20-06-2009-sobota.mp3 http://archiwum.voxdomini.pl/mp3/pelanowski/2009/17b-oAPelanowski-20-06-2009-sobota.mp3 http://archiwum.voxdomini.pl/mp3/pelanowski/2009/17c-oAPelanowski-20-06-2009-sobota.mp3
M
Milena
17 listopada 2014, 21:04
Bardzo Ci dziękuję! Niech Cię Bóg błogosławi i wynagrodzi Ci!
6
628ZF
12 listopada 2013, 00:10
OK,czas podobno leczy rany,ale jeśli 628 choćby tylko wymawia slowo samobójstwo to MUSI zebrać resztki mocy i poszukać pomocy FACHOWCA. ...Nie chodzi o żadne "rany". Jestem chora (fizycznie) a powinnam podjąć pracę NATYCHMIAST. Jeśli wyląduję na bruku, nie będę zyła ani chwili dłużej. Niestety prawie nikogo nie obchodzę, jestem samotną kobietą i w oczach społeczeństwa nie mam po co żyć. Udało mi sie ubłagać o modlitwę pojedyncze osoby.
M
MonikaDanuta
11 listopada 2013, 13:45
Do 628ZF                   Napisz na priv MonikaDanuta@onet.pl może coś pomogę
D@
do @MonikaDanuta
11 listopada 2013, 11:58
Zgadzam się, przy depresji i myślach samobójczych konieczne są leki i pomoc lekarza. Trudno się zmobilizować takiej osobie żeby pójść do lekarza (psychiatry najlepiej), ale MUSI
M
MonikaDanuta
11 listopada 2013, 11:28
OK,czas podobno leczy rany,ale jeśli 628 choćby tylko wymawia slowo samobójstwo to MUSI zebrać resztki mocy i poszukać pomocy FACHOWCA.
D@
do @m
11 listopada 2013, 11:22
Też tak miałam, lęki, depresje, obawę o przyszłość... Minęło trochę czasu, wszystko toczyło się swoim biegiem, na nic nie miałam wpływu, nie walczyłam z pozwem rozwodowym.. Teraz jest trochę lepiej, ale zawsze już inaczej niż dawniej. Przyzwyczaisz się, choć to długo trwa, lata.
M
MonikaDanuta
11 listopada 2013, 10:11
Mój komentarz to oczywiście odpowiedź dla 628ZF .
M
MonikaDanuta
11 listopada 2013, 10:09
Też przeszlam/wlaściwie nadal przechodzę /bardzo trudne chwile.Z pozoru silna,ze szczęśliwą rodziną,niezależna finansowo,zawsze uśmiechnięta,pomocna,powierniczka dla wielu itp.Zawiodlo mnie wiele osób do których się próbowalam zwrócić m.in do znajomego księdza,kończyla mi się motywacja i zgasl zapal.Na pierwszopiątkowym nabożeństwie bez przekonania rozmyślalam o Duchu Świętym,może On da mi natchnienie.Im więcej droczylam się z Nim w myślach,pytając dlaczego daje wygrać demonom lęku,zwątpienia tym bardziej dojrzewala myśl aby porozmawiać ze specjalistą psychologiem ale katolickim.W Twoim przypadku widać zwątpienie w Boga więc powinien na razie to być świecki terapeuta.MNIE POMOGLO.Proszę spróbuj to nic wstydliwego.Wiem ,że to TRUDNE ale SPRÓBUJ!!!!.Widzisz jestem obcą Ci osobą ale zależy mi na Tobie jako na swoim bliźnim,uwierz mi jest wiele troskliwych,wspólczujących osób przez które dziala Bóg,i nie koniecznie są mlodzi,piękni i bogaci..Pozdrawiam i będę się za Ciebie modlić.
6
628ZF
11 listopada 2013, 08:37
DO 628ZF Próbowałeś do  Boga nie tyle przemawiać,co oddać mu swoje troski jak najbardziej kochającemu Ojcu? Byłeś kiedyś  dla kogoś powiernikiem? ...Bóg jest kochającym Ojcem tylko dla zdrowych, bogatych, młodych i szczęśliwych. Dla pozostałych Bóg jest obojetnością, wrogością i niesprawiedliwoscią. To właśnie doprowadzi mnie wkrótce do samobójstwa.
lucy
11 listopada 2013, 00:07
@m Nie jesteś sama z tym wszystkim wiedz o tym i nie zawsze człowiek musi być silny, można okazać swoją słabość zwłaszcza w takiej sytuacji o jakiej piszesz.Czasami trzeba sobie pozwolić na słabość.
M
m
10 listopada 2013, 23:49
Jestem sama z lękiem, obawami.................. i otrzymanym pozwem rozwodowym...a powinnam byc silna dla córki
D@
do @Masełko
10 listopada 2013, 18:55
NIe rozumiem Twojego wpisu. Czy krytykujesz to, że specjaliści-psychiatrzy zdzierają grubą forsę od chorych ludzi?  Czy też uwazasz, że należy płacić, byle tylko uzyskać pomoc?
M
Masełko
10 listopada 2013, 14:28
Moja dobra koleżanka ,bedąca żoną jednego z dobrych psychiatrów i psychoterapeutów powiedziała: "Odechce Ci sie zwracania uwagi na innych i współczucia im jak zapłacisz  po raz 20-ty120zł za sesje i 100 za lekarstwa i to Ci pomoże sprawnie poruszac się w zyciu. Wielu ludzi lubi nas,gdy jesteśmy ładni-więc kupujemy kremy,wydajemy pieniadze na kosmetyczke,chirurgie plastyczna,dentystę.Ciuchy, wykształcenie.Ten wyścig szczurów, ta wojna między ludżmi.Sukces drugiego człowieka jest katastrofą dla drugiego.Śmierc jednego otwiera mozliwość zycia dla innych. czy bez drogiej profesjonalnej pomocy mozna wyzbyc sie lęku. A jak zaczniesz radzic sobie w zyciu-- komu to bedziesz zawdzięczał.DOBRZE OPŁACONEMU PSYCHIATRZE.
Y
yqh
7 sierpnia 2013, 21:18
do msl;; są sytuacje bez wyjścia, a dowodem na to jest jak wiele osób popełnia samobójstwa, bo sobie nie radzi. "... wyjść do ludzi po pomoc"? .  - nie każdego na to stać. Pozostaje tylko spoglądać na  obraz , ale właściwie po co?
M
msl
7 sierpnia 2013, 12:40
do YQH Oczywiście, że Bóg nas nie wyręczy w obowiązkach, bo nie jest agencją pracy tymczasowej. Natomiast jeśli będziemy robić swoje i wytrwale modlić się, nawet jeśli wydaje nam się, że nie ma odzewu,rozwiązanie samo przyjdzie, choć może nie wtedy i nie takie, jakiegobyśmy się spodziewali. Nie ma sytuacji bez wyjścia, pamięataj o tym! Jest taka krakowska święta, bodajże Aniela Salawa, patronka sł€żących, czyli osób do naniższych posług łącznie z wynoszeniem " naczyń nocnych". I co? Leżała śmiertelnie chora na gruźlicę w jakiejś zatęchłej suterenie bez grosza przy duszy, a ludzie przychodzili do niej po pociechę- dziwne, prawda? Poza tym, nawet w największym dole, trzeba się zmobilizować i ruszyć do ludzi po pomoc, dla dobra dzieci. Kompetentnych i wyrozumiałych ludzi jest więcej niż nam się wydaje, zaręczam! A na codzień ulgeęprzynosi mi spoglądanie w milczenoiu na obraz Matrki Boskiej Czestochowskiej. i to by było na tyle
M
msl
6 sierpnia 2013, 23:27
Rzecz w tym, że my na codzień nie rozmawiamy, tylko wymieniamy się uwagami.Jest to potrzebne, żeby zachować pewne formy cywilizowanego współżycia, ale jesli spróbować, zamiast utartego banału, powiedziec cos znącego, okaże się nagle, że nie jesteśmy sami, że inni odczuwaja podobnie jak my, też są zalęknieni i wątpiący. Oczywiście trudno za każdym razem dyskutowac w windzie z sąsiadem znanym tylko z widzenia na tematy egzystencjalne, ale gdyby tak nie marnoowac  tyle śliny na mówienie o niczym i przynajmniej od czasu do czasu powiedzieć Coś? Mam takie dosiwadczenie sprzed lat z przygodnego spotkania z ojcem Kłoczowskim. Mijałam go kiedyś na krużgankach u dominikanów w Krakowie, kiedy zagadał do mnie, a ja coś zdawkowo, bezmyślnie odpowiedziałam. Na to on odezwał się jednym krótkim, celnym zdaniem, które spowodowało, że " opadła mi szczęka" aż do ziemi. Stanęłam jak ciele z otwartymi ustami, a on spokojnie odpłynął w tym swoim szarawym habicie do swoich spraw.. To zdanie pamiętam do dziś.
T
tak
1 lipca 2013, 08:19
Bóg nie kocha ani się o nas nie troszczy. Stwarza człowieka po to, żeby go umęczyć na krzyżu, tak jak swojego Syna, więc dlaczego miałby nam pomagać. Pewnie, że bywałem powiernikiem dla osób mnie potrzebujących, niczego nie oczekując w zamian, a teraz jestem bez żadnej pomocy, zapomniany przez ludzi i przez Boga. Człowiek jest tragicznie samotny. Jeśli Bóg przypomina sobie o nas, to wyłącznie po to, żeby nam dołożyć cierpień. ...
B
Beata
12 czerwca 2013, 12:44
W zyciu potrzeba sensu istnienia.Po co istnieję???Po co sie urodziłem,dlaczego boje sie smierci?
K
kikos
12 czerwca 2013, 12:41
BÓG WIE CO ROBI.Wszystko jest w Jego rękach, nawet gdy myśle ze nie.Te kilka,kilkadziesiąt lat które zyję na tym świecie nie uprawnia mnie do obrażania sie na Niego.Moge jednak poskarzyc sie na swoj los.
6
628ZF
10 czerwca 2013, 11:19
Bóg nie kocha ani się o nas nie troszczy. Stwarza człowieka po to, żeby go umęczyć na krzyżu, tak jak swojego Syna, więc dlaczego miałby nam pomagać. Pewnie, że bywałem powiernikiem dla osób mnie potrzebujących, niczego nie oczekując w zamian, a teraz jestem bez żadnej pomocy, zapomniany przez ludzi i przez Boga. Człowiek jest tragicznie samotny. Jeśli Bóg przypomina sobie o nas, to wyłącznie po to, żeby nam dołożyć cierpień.
Y
YQH
10 czerwca 2013, 10:13
"...oddać swoje troski kochającemu Ojcu..." - tak to często powtarzany slogan: oddać troski Bogu. Ale jak? Czy Pan Bóg mi pomoże w depresji, samotnosci, a może pójdzie za mnie do pracy? wychowa dzieci?
M
Maja
9 czerwca 2013, 19:33
DO 628ZF Próbowałeś do  Boga nie tyle przemawiać,co oddać mu swoje troski jak najbardziej kochającemu Ojcu? Byłeś kiedyś  dla kogoś powiernikiem?
Y
YQH
8 czerwca 2013, 10:25
Właśnie, tak jak napisał poprzednik, można sobie mówić do Boga, a  On nic. A ludzie są zajęci swoimi sprawami
6
628ZF
8 czerwca 2013, 09:57
Doskonała rada, tylko co zrobic kiedy takiej osoby ludzkiej po prostu nie ma. Ile można przemawiać do wrogiego, nieobecnego i niesłyszącego Boga.