Rodzic własnych rodziców

(fot. helyphotography / flickr.com)
Bogna Białecka / slo

Doświadczenie opieki nad starzejącym się rodzicem może przyczynić się do naszego wzrostu, a nie być tylko przykrym obowiązkiem. Trzeba jedynie dobrze się zorganizować. Nie tylko w kręgu najbliższej rodziny.

"Kiedy twój rodzic staje się twoim dzieckiem" Kena Abrahama czytałam z dużym wzruszeniem, ponieważ jest tam także opisane doświadczenie moje i mojej rodziny sprzed kilkunastu lat, gdy po ciężkiej chorobie umierała nasza mama. Na pewno książka może stać się wsparciem dla każdego, kto staje w tej trudnej sytuacji.

Poszerzony krąg rodzinny

Idea "Family Conferences Group", czyli poszerzonego kręgu rodzinnego, została stworzona przede wszystkim z myślą o pomocy rodzinom z poważnymi problemami typu przemoc, narkomania, alkoholizm, rodzinom zagrożonym odebraniem dzieci. Jednak bardzo może nam pomóc, jeśli chodzi o opiekę nad rodzicami. Nie trzeba oddawać matki czy ojca do domu spokojnej starości, może nam się bowiem udać zorganizować dobrą opiekę bez rujnowania życia sobie i rodzinie. Idea FGC jest prosta - tym, co jest dla nas najlepszym wsparciem, są rodzina i przyjaciele. W wielu przypadkach to nie działa, dlatego że na przykład dalsza rodzina nie chce się wtrącać w problemy lub zwyczajnie o nich nie wie. Często rodzina jest skłócona. Ktoś kiedyś coś powiedział lub zrobił i od tego czasu ze sobą nie rozmawiają. Podobnie przyjaciele, bliscy znajomi. Nie chcą się wtrącać w czyjeś osobiste problemy, uważając to za ingerencję w prywatność dorosłych i niezależnych osób.

DEON.PL POLECA

FGC zmienia sposób widzenia problemu. Jak to się dzieje? Generalnie pomysł polega na zorganizowaniu spotkania, zjazdu rodzinnego, na którym przedstawia się problem, z jakim zmagają się konkretni członkowie rodziny. Uczestnicy są proszeni o wypracowanie planu pozwalającego danej rodzinie na poradzenie sobie z tą sytuacją. Plan może obejmować konkretne działania podejmowane przez bliższych i dalszych krewnych czy przyjaciół, ale także propozycje wsparcia instytucjonalnego. Skompletowanie składu rady poszerzonego kręgu rodzinnego bywa trudne.

Rodzina może być ze sobą skonfliktowana, ludzie, których problem dotyczy, mogą się bać lub wstydzić ujawnienia ich problemu. A zatem podstawą może być odsunięcie od siebie poczucia wstydu. Czasem potrzebne są mediacje, by w ogóle skonfliktowana rodzina zaczęła ze sobą rozmawiać. Kogo możemy zaprosić, kto zalicza się do tego kręgu? Ciotki, wujkowie, teściowie, babcie, kuzyni, ale też przyjaciele, czasem sąsiedzi, a nawet życzliwi ludzie z pracy czy członkowie wspólnoty religijnej (z parafii, z duszpasterstwa). Na takie spotkanie można też zaprosić zaprzyjaźnionego geriatrę lub kogoś zawodowo zajmującego się opieką nad osobami starszymi, by opisali problemy, wymagania i możliwości instytucjonalnej pomocy.

Rada radzi

Sama rada wygląda następująco: na początku przedstawiciele instytucji pomocy rodzinie mają krótką prezentację problemu. Na przykład - pracownik socjalny opowiada o standardowych procedurach, możliwościach pomocy, pielęgniarka omawia podstawowe problemy funkcjonowania osoby z demencją itp. Potem stawiamy sobie cel, np.: "Co możemy zrobić, by zapewnić mamie odpowiednią opiekę bez oddawania jej do domu opieki społecznej?".

Następnie rodzina prowadzi dyskusję. Najlepiej przy zastawionym stole (niekoniecznie z alkoholem, jeśli pomysły mają mieć wartość praktyczną). Narada taka może trwać nawet kilka godzin. Po debacie powstaje plan. Doświadczenie osób, które zawodowo prowadzą rady poszerzonego kręgu rodzinnego, pokazuje, że w czasie narady ludzie wypracowują około 18-20 punktów do realizacji, z czego zwykle zaledwie 20 proc. stanowią rozwiązania "instytucjonalne". Może się okazać, że starzy przyjaciele naszej mamy z chęcią przyjdą ją odwiedzić przynajmniej raz w tygodniu, tylko nie chcieli narzucać swej obecności, a antypatyczny z reguły wujek Zbyszek, choć zastrzega, że "nie będzie nikomu zmieniać pieluch", może raz na miesiąc przywieźć z hurtowni dużą paczkę tychże.

Opieka jako szansa rozwoju

Z własnego doświadczenia wiem, że opieka nad rodzicem w demencji może być przygnębiająca. Widzimy ukochaną osobę odmienioną i zubożoną intelektualnie, a także emocjonalnie. I to jest właśnie elementem najbardziej skłaniającym do depresji. Dlatego kluczowa wydaje mi się zmiana perspektywy. Nie opiekujemy się zmierzającą ku śmierci osobą, towarzyszymy jej w podróży ku niebu. Wiele osób na tym ostatnim etapie życia niezwykle wzrasta duchowo. Doświadczył tego Ken, doświadczyłam tego ja, gdy moja mama w ostatnich miesiącach życia, choć niezdolna nawet do jasnego wyrażenia swych potrzeb, była w stanie i chciała odmawiać Różaniec. Prosiła o włączenie Radia Maryja, dzięki któremu wiedziała, że nie pogubi się w kolejnych dziesiątkach i tajemnicach. I ofiarowała to w intencji swoich dzieci i wnuków. Codziennie, przez kilka miesięcy.

Inne osoby przeżywają na łożu śmierci nawrócenie i jest to niezwykłym darem, który warto docenić. Choć niedawno przy okazji dyskusji o spowiedzi i przyjęciu sakramentów przez umierającego generała Jaruzelskiego widziałam wiele rozgoryczenia, cieszmy się z "robotników ostatniej godziny", którzy zdążą się przed śmiercią porządnie wyspowiadać i żałować za grzechy.

A jeśli nasi umierający rodzice wpadają w depresję, zwątpienie i oddalają od Boga, jest to dla nas ogromna szansa na wypełnienie największej odpowiedzialności - poprowadzenia ich ku niebu. Przez wspólną modlitwę, czytanie na głos pobożnych lektur, które mogą im przypomnieć czasy niezachwianej wiary dzieciństwa, przez przyprowadzenie duszpasterza o odpowiednim podejściu. A zatem taka opieka, także w wymiarze duchowym, jest dla nas szansą wzrostu, rozwoju cierpliwości, wytrwałości, miłosierdzia i mądrości.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rodzic własnych rodziców
Komentarze (12)
K
ktoś
2 lipca 2014, 09:42
To już nienajświeższy wątek ale jeżeli komuś to może jakoś pomóc, ostatnio dotarłam do książki "Kochając osobę z demencją" pauline Boss. Polecem, gdyż może również przez tę książekę zaczynam lepiej rozumieć sytuację.
A
andrzej
16 czerwca 2014, 12:54
Narodziny, życie  i śmierć stanowią etapy dojrzewania naszego ducha ku ostatecznemu bożemu aktowi zbawienia. Zanim jednak dusza wkroczy na ścieżkę zjednoczenia z Bogiem, musi wpierw przejść drogę nocy duchowej, którą objaśnił św Jan od Krzyża w Drodze na górę Karmel, którą gorąco polecam każdemu kto pragnie wzrastać w żywej i prawdziwej wierze. Właśnie starość stanowi element nocy duchowej, czyli uwolnienia się duszy od wszelkich przywiązań materialnych, pożądań, upodobań itd. Nie ma innej drogi ku zjednoczeniu z Bogiem. Św Jan od Krzyża co prawda polecał tą lekturę głównie swoim wspólbraciom, jednak był świadom iż wielu świeckich jeszcze za życia mogą uwolnić się od wielu trosk duszy, a tym samym i ciała poprzez zjednoczenie się z Bogiem, przechodząc drogę wspomnianej nocy. Wielu ludzi dopiero na starość czuje duszą głód Boga. Powinniśmy im umożliwiać i ułatwiać wkroczenie na drogę ku Bogu, mając świadomość że i my kiedyś wkroczymy na tą drogę, bo nie ma innej właściwszej. Obawiam się, że ludzie uwolnieni np przez eutanazję bez tej ostatniej drogi mają ogromne problemy z osiągnięciem dojrzałości swojego ducha po śmierci swojego ciała. Nie zapominajmy że Bóg uzdolnił nasze dusze iż mogą ewoluować ku duchowi anielskiemu lub wrecz demonicznemu. Nasi rodzice mogą być kiedyś aniołami, ale mogą stać się również demonami. I choć to oni ostatecznie decydują poprzez własne wybory to nie pozostawiajmy ich samych bez wsparcia na drodze wiary.
A
aka
16 czerwca 2014, 12:31
do swojej odpowiedzi "Ktosiowi" poniżej moge jeszcze dodac, że trzeba szukać i pomocy wokół, i spokojnie rozważać swoje możliwości. Często zapętlamy sie w obliczu trudności, zwłaszcza takich, które wywracają nasz dotychczasowy świat do góry nogami. Wiele rzeczy w naszym życiu opieka nad rodzicami zmieni, ale to, że będzie inaczej i trudniej, nie oznacza, ze nie może być pieknie i szczęśliwie. Oczywiście - nie przez 24 g. na dobę, ale tak nigdy nie jest
T
toja
15 czerwca 2014, 00:10
Napewno jest w tym dużo prawdy jeśli chodzi o wzrost głębię pojmowania czlowieczenstwa. Jest jedo ale ja mam Rodzinę dzieci które kocham, Żonę moi rodzice nie mogą być dla mnie bardziej istotni niż Żona i dzieci gdy tracę to co jest dla mnie najwiekszym darem Rodzine własną nie zgadzam się z teorią wzrostu. Upada sens, rodzina z ktorej sie pochodzi. Tak starsi rodzice potrafia być bardzo trudni dobrze się mówi gdy jest się w oddali nie będąc zaangażowanym. Nie może być wzrostem duchowym gdy konsekwencją starzenia się Rodziców jest rozbicie rodziny i ból dzieci. To prawda że opieka nad starymi Rodzicami prowadzi do depresyjnych problemów ich postrzeganie terazniejszosci i nieumiejętność dostosowania do realiów dzisiejszech może prowadzić do glebokich kryzysów. 
A
aka
16 czerwca 2014, 12:19
Zastanów się, jak wzorzec dajesz dzieciom, unikając odpowiedzialnosci i nie zajmując się rodzicami. Czy to na pewno jest dla nich lepsze?
E
Ewa
19 czerwca 2014, 09:10
Na pewno nie za dobry. Ale jezeli masz ciasne mieszkanie, sama jestes chora, a rodzice są na tyle dokuczliwi, ze zagrazają zdrowiu dzieci  i jeszcze Twoje miotanie się widza te  dzieci - to pewnik, ze same obiorą inną droge.
K
ktoś
14 czerwca 2014, 13:16
To dobrze, że komuś ta sytuacja pozwoliła duchowo wzrosnąć. Jeżeli faktycznie można liczyć na rodzinę, etc. to bajka. Niestety nasze doświadczenie (moje i męża) jest inne. Rodzina owszem insteresuje się, ale kończy się to z reguły na udzielaniu "złotych rad" raz na kilkamiesięcy. Chciałabym żeby to nas wzmacniało duchowo, ale przynajmniej ja tego tak niestety nie odczuwam, może się mylę...
AC
Anna Cepeniuk
14 czerwca 2014, 15:41
"Chciałabym żeby to nas wzmacniało duchowo, ale przynajmniej ja tego tak niestety nie odczuwam, może się mylę..." Nie mylisz się i masz prawo do własnych odczuć.....Zapewniam Cię, że nie jesteś w tym osamotniona.... Raczej większosć ukrywa to co odczuwa i boi się przyznać do tego,... bo zostanie osądzona... i pozostanie w swoim osamotnieniu z jeszcze większym poczuciem winy... Pzozdrawiam i błogosławię
K
ktoś
14 czerwca 2014, 16:02
Dziękuję Ci serdecznie i mam nadzieję, że to taka "ciemna dolina" którą trzeba wspólnie przejść.
A
aka
16 czerwca 2014, 12:25
Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że choć to jest straszliwie trudne, końcowy efekt jest na plus. A mam doświadczenie i opieki w domu, i "domu opieki" i znów opieki w domu. Może ważne jest otwarcie sie na te sytuację? Nie skupianie się na obawach, ale wiara, że sie da radę? Nigdy przedtem ani potem nie miałam takiego poczucia Bożej opieki, jak wtedy, kiedy po ludzku biorąc wszystko sie waliło. Nigdy przedtem nie potrafiłam tak totalnie zaufać Bogu (a potem tez nie zawsze.) Nie trodno zauwazyc, ze pisze to z perspektywy po, po śmierci. Wierzcie mi, to jest trudne, ale warto podjąć ten trud.
E
Ewa
14 czerwca 2014, 09:37
Tak, wszystko pięknie ładnie jezeli ma sie rodzinę. Siostrę brata wujków ciotki. I mozna podzielić sie obowiązkami.A jeżeli nie ma sie tej rodziny? I jest sie przy tym samemu chorym? Pozostaje instytucja. Nie jest to wydumana sytuacja. Znam wiele takich osób.
AC
Anna Cepeniuk
14 czerwca 2014, 10:42
Zgadzam się z Tobą i dodam, że nawet jesli jest rodzina, to nie zawsze się da taką opiekę w domu zorganizować.... A nawet jeśli tak, to umęczenie zarówno fizyczne jak i psychciczne może być również ponad nasze siły....... Wiem coś o tym, bo w zeszłym roku przez to "przechodziłam".. Zrozumienie do "instytucji" mają tylko Ci, którzy przez to przeszli.... i mieli wsparcie w tym, żeby decyzję o umieszczeniu chorego w "niej" podjąć... Dla mnie była to najtrudniejsza decyzja w życiu...