Trzeźwość. Ciągłe poznawanie siebie i zmiana

(fot. 2-Dog-Farm / flickr.com)
Meszuge / slo

Trzeźwość to nieustanne poznawanie siebie + zmiana - to najkrótsza definicja, jaką znam. Jeśli jednak, zamiast mozolnego poznawania siebie, wmawiam sobie, że jestem szczęśliwy, zadowolony i cieszę się, to żadnego odkrycia na swój temat nie dokonam; a poza tym - po co cokolwiek zmieniać, jeśli jest tak dobrze?

Trwaj chwilo, jesteś piękna! Tak? Naprawdę było tak pięknie? W domu, z rodziną, w pracy... wszędzie poza salkami mityngowymi?

Dopiero w drugim, albo i trzecim roku abstynencji zacząłem się zastanawiać: jeśli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Powolutku zaczynało też do mnie docierać, że dobrostan - prawdziwy, albo tylko sobie wmówiony, obojętne - nie skłania do zmian, wręcz przeciwnie: motorem zmian jest cierpienie, nie radość. Zrozumiałem też, że przecież ja o tym wiedziałem od dawna: od cierpienia, szukając ulgi, uciekałem w picie, i od cierpienia, wynikającego z picia, uciekłem na terapię odwykową i do AA.

Jeżeli dopuszczam do siebie świadomość cierpienia - mam szansę na zmianę, ale dopóki wmawiam sobie, że jest świetnie, że się cieszę - przegrywam.

DEON.PL POLECA

Podobną, choć może nawet jeszcze bardziej perfidną sztuczką, którą latami uprawiałem na mityngach, była koncentracja na problemach zamiast na rozwiązaniach. Jak to działało? Powiedzmy, że wydarzyło się coś złego w domu albo w pracy, szedłem więc na mityng zaprzątnięty tym swoim problemem. Podczas spotkania wysłuchałem kilku hardcorowych opowieści z czasów destrukcyjnego picia; sam też jakiś dramat przywołałem z pamięci i opowiedziałem. W porównaniu z tymi koszmarami mój aktualny problem tracił na znaczeniu, stawał się banalny. W ten oto prosty sposób zmniejszałem swoje cierpienie z poziomu, który wymagał określonego działania, pracy i wysiłku, do niewielkiego, w sumie akceptowanego dyskomfortu psychicznego.

I znowu nic nie trzeba było robić. I znowu traciłem szansę na zmianę jakości swojego życia.

Pozornie mogłoby się wydawać, że całkiem sensownym i skutecznym rozwiązaniem jest w tym przypadku rezygnacja z porównań, ale po pierwsze, coś takiego nie jest możliwe, bo bez porównań nie da się normalnie funkcjonować, a po drugie, to nie porównania są problemem, lecz manipulowanie swoimi uczuciami (mechanizm nałogowego regulowania uczuć, jak to nazywają na terapii). Jeśli w sposób rzeczowy, trzeźwy, zdroworozsądkowy porównam dziś z okresem sprzed roku, mogę zorientować się, jakie postępy poczyniłem, z czym ciągle sobie nie radzę, co wymaga zwiększenia wysiłku. Jeśli jednak swoje dzisiaj nieustannie porównywał będę do koszmaru uzależnionego, kasacyjnego picia, to wynik porównania będzie zafałszowany, bo w ten sposób zawsze sobie udowodnię i sam siebie przekonam, że teraz to jest cudownie, wręcz wspaniale i absolutnie niczego, a zwłaszcza siebie, zmieniać nie powinienem.

W chwili obecnej ani się cieszę, ani nie cieszę, że dzisiaj nie piję. Normalność nie wydaje mi się wystarczającym powodem do uciechy i wiecznego świętowania. Jedno natomiast, od początku do dziś, nie uległo żadnej zmianie: za swoją trzeźwość jestem nieustannie wdzięczny i zdecydowanie nie tylko sobie.

Więcej w książce: ALKOHOLIZM ZOBOWIĄZUJE - Meszuge

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Trzeźwość. Ciągłe poznawanie siebie i zmiana
Komentarze (6)
K
Karola
18 maja 2014, 18:52
Chciałabym by było więcej artykułów na temat uzależnienia od hazardzu. Bardzo proszę ..
P
pomocny
3 września 2013, 09:20
Twierdzenie, że świat na trzeźwo jest piękniejszy jest mocno przesadzone. Wcale nie jest. Ja nie piję od pięciu miesięcy. Nic mnie jakoś specjalnie nie cieszy ale robię to dla moich najbliższych - są dla mnie ważniejsi ode mnie samego. ...Przyjacielu, może Ty teraz trzymasz tylko abstynencję a nie trzeźwiejesz...
lucy
23 kwietnia 2013, 22:58
@Pustelnik Świat na trzeźwo jest piekniejszy, ale nie staje sie nim od razu po zaprzestaniu picia.Samo zaprzestanie picia to za mało, żeby doświadczyc tego piękna trzeba się nauczyć żyć na nowo i tak jak autor napisał:"trzeźwość+poznawanie siebie+zmiana"- jest warunkiem szczęśliwego życia.To ciężka praca na każdy dzień.Zarówno Tobie jak i sobie życzę wytrwałości w dążeniu do tego celu.
E
Ex-ponurak
23 kwietnia 2013, 14:07
Pustelniku, zastanowiły mnie Twoje słowa o świecie, który nie jest piękniejszy na trzeźwo. Nie mam wprawdzie doświadczeń alkoholizmu, ale zaliczyłem depresję. Wyszedłem z niej - tak jak Ty - bez nagłej iluminacji dotyczącej piękna świata, a dzięki mocnemu przeorientowaniu się na bliskich. Ale z pokorą przyznaję, że ówczesna ocena świata, jako miejsca ponurego i dołującego, nie była trafna. I niewątpliwie Zły się do tego przyczynił: i do pojedynczych zachowań, i do ich utrwalenia w niezdrowych postawach. Teraz jestem na etapie ostrożności w osądzaniu tego świata. W szczególności, krytycznego przyglądania sie temu, skąd czerpie wiadomości o tym świecie (rzetelność mediów w tym zakresie jest mocno wątpliwa). Jednego jestem pewien: dyskutować o pięknie świata nie ma sensu, ponieważ koniec końców zachwyt albo rozczarowanie są przeżyciami subiektywnymi. Piękno w ogóle jest kwestią gustów. Wydaje mi się natomiast (i hipotezę taką planuję zweryfikować w ciągu najbliższego roku), że mój nastrój zależy jednak ode mnie: to ja decyduję, czemu poświęcam czas, ku czemu kieruje oczy, jakiego przewodnika wybieram na drodze. Jeśli obracam się w towarzystwie cyników, albo rozemocjonowanych pesymistów i narzekaczy, pozostanę ponury. Jeśli szukam towarzystwa ludzi spokojnych i zdolnych do zachwytu - będę miał szansę odkryć to, czego nie widziałem wcześniej. Piękno stworzenia. A przez to również i Stwórcę.
E
Ermlander
23 kwietnia 2013, 13:53
Obcy, kurde, słabo coś. Stać Cię przecież na więcej.
P
Pustelnik
23 kwietnia 2013, 12:21
Twierdzenie, że świat na trzeźwo jest piękniejszy jest mocno przesadzone. Wcale nie jest. Ja nie piję od pięciu miesięcy. Nic mnie jakoś specjalnie nie cieszy ale robię to dla moich najbliższych - są dla mnie ważniejsi ode mnie samego.