Psychiatra: Mężczyźni w depresji często przerzucają objawy na otoczenie
- Wczoraj miałem pacjenta, który po chwili ciszy rozpoczął tak: „Rozsypało mi się życie”. To znaczy: już sobie z nim nie radzę, odkładam wszystko, nie mam siły, byłem jednym z najlepszych pracowników, nie jestem terminowy, ranię bliskich, czuję się wypalony. Wiele osób kryje się za tym pierwszym zdaniem. W ogóle mężczyźni w depresji często przerzucają objawy na otoczenie. Ktoś zauważył, ktoś mi powiedział. Nie do końca chcą sami uwierzyć i uznać, że czują się źle. Przychodzą potwierdzić, czy to, co widzą inni, jest prawdą - mówi w rozmowie z Szymonem Żyśką psychiatra prof. Krzysztof Krajewski-Siuda. Publikujemy fragment książki "Męska depresja. Jak rozbić pancerz".
Szymon Żyśko: Przychodzi facet do lekarza. Brzmi to jak początek żartu, ale żartem nie jest. Porozmawiajmy o pierwszej wizycie.
Krzysztof Krajewski-Siuda: - Ja bym zaczął od tego, co się z nim dzieje, zanim pojawi się u lekarza.
A co się dzieje?
- Jest w nim sporo lęku. Boi się określenia „psychiatra”, dlatego woli skorzystać z pomocy psychologa lub psychoterapeuty.
Czego najbardziej się boi?
- Że wizyta u lekarza psychiatry będzie dla niego stygmatyzująca. Jeśli jednak ktoś zauważa u siebie objawy depresji, to koniecznie pierwsze kroki powinien skierować do psychiatry, a nie do psychoterapeuty. Zresztą dobry psychoterapeuta również zasugeruje mu wcześniejszą wizytę u lekarza.
Od psychologa nie dostanie leków.
- Tak, ale ważne są dwie rzeczy. W przypadku łagodnej postaci depresji zarówno psychoterapia, jak i farmakoterapia mają podobną skuteczność. Im cięższa postać depresji, tym większa przewaga leków nad psychoterapią. Na późniejszym etapie psychoterapia również będzie korzystna, zwłaszcza jako element profilaktyki nawrotu. Mężczyzna, który pojawia się w gabinecie i zgłasza objawy depresji, najczęściej ma jednak już jej ciężką postać.
Rzadko się zdarza, że przychodzi z łagodnymi objawami. Jeszcze próbuje nie zauważać swojego stanu, chce walczyć samodzielnie. Kiedy traci panowanie, jak nad samochodem na śliskiej drodze, wtedy przychodzi myśl, że trzeba coś z tym zrobić. Poza tym tylko lekarz może wykluczyć przyczyny somatyczne, a każde leczenie depresji powinno się zacząć od dobrego przeglądu.
Trzeba zajrzeć pod maskę, by się przekonać, czy zawiodła mechanika, czy kierowca.
- Miałem pacjenta, młodego mężczyznę przed trzydziestką, który zauważył u siebie zaburzenia zachowania. Rozwijały się od jakiegoś czasu, aż w pewnym momencie stały się nie do wytrzymania dla otoczenia. To był dla niego impuls do szukania pomocy. Skierowałem go na badania obrazowe głowy, żeby wykluczyć zmiany patologiczne. Okazało się, że ma guza. Już po wszystkim zadzwonił do mnie, by podziękować. Neurochirurg powiedział mu, że to fantastycznie, że na tym etapie wykryto ten łagodny nowotwór.
Czujność uratowała mu życie. Nie warto pomijać żadnego etapu diagnozy. Gdybym nie zalecił szerokich badań albo jakieś pominął, ten młody mężczyzna mógłby już nie żyć. Gdyby poddał się na kilka miesięcy psychoterapii, guz mógłby być już nie do zoperowania. Poza tym dobranie skutecznych leków wymaga, aby dogłębnie poznać pacjenta.
Jakie jeszcze przyczyny zmian w psychice i zachowaniu starasz się wykluczyć na początku?
- Organicznych przyczyn pogorszenia się nastroju, spadku napędu i odczuwania przyjemności z życia może być dużo więcej. Na przykład niedokrwistość, niedobory makro- i mikroelementów, ale też coś, co dzisiaj jest dość powszechne, czyli niedoczynność tarczycy. Pewna jej postać, zwana chorobą Hashimoto, występuje coraz częściej wśród osób narażonych na duży stres, na przykład pracowników korporacji. To są osoby niezwykle ambitne, żyjące pod ogromną presją, często niepotrafiące się „wyluzować”. Choroba Hashimoto, czyli przewlekłe limfocytarne zapalenie tarczycy, jest chorobą autoagresywną, a stres jest jednym z częstych czynników wyzwalających stan zapalny. Własny układ immunologiczny atakuje tarczycę, na metapoziomie można by powiedzieć, że to stan alarmowy organizmu, który mówi: „Zwolnij!”. Potocznie mówimy, że to choroba autoagresywna.
Jak często się zdarza, że ktoś bliski dzwoni, by zapisać na wizytę mężczyznę z depresją?
- Bardzo często. Pacjenci czują, że powinni się zapisać, może nawet chcą, ale depresja osłabia napęd, mówiąc prościej – motywację do działania. Dlatego po telefon często chwyta bliski, korzystając ze zgody pacjenta na pomoc.
Mamy już za sobą rejestrację, papierologię. Kto zaczyna rozmowę?
- Pacjent bywa tak zaskoczony, że oczekuje, że to ja zacznę. Nie zadaję pierwszego pytania. Daję mu czas, by poczuł się bezpiecznie, rozsiadł się.
Pozwalasz mu nazwać stan, w jakim się znajduje, własnymi słowami.
- To jest bardzo ważne, w ogóle pierwsze zdanie bywa najważniejsze.
I jakie te pierwsze zdania bywają?
- Wczoraj miałem pacjenta, który po chwili ciszy rozpoczął tak: „Rozsypało mi się życie”. To znaczy: już sobie z nim nie radzę, odkładam wszystko, nie mam siły, byłem jednym z najlepszych pracowników, nie jestem terminowy, ranię bliskich, czuję się wypalony. Wiele osób kryje się za tym pierwszym zdaniem. W ogóle mężczyźni w depresji często przerzucają objawy na otoczenie. Ktoś zauważył, ktoś mi powiedział. Nie do końca chcą sami uwierzyć i uznać, że czują się źle. Przychodzą potwierdzić, czy to, co widzą inni, jest prawdą.
Czego jeszcze oczekują od psychiatry, prócz zadania pierwszego pytania?
- Odpowiedzi na pytania o swoje życie i decyzje, jakie mają podjąć, zwłaszcza jeśli powodem ich wizyty jest dodatkowo jakaś trauma: utrata pracy, zdrada, rozpad związku, konflikt. Atakują swoją wolność, dojrzałość, dorosłość, oczekując, że terapeuta będzie takim ojcem albo przyjacielem, który powie, co mają zrobić. To nie może mieć miejsca, bo byłoby sprzeczne z kodeksem etycznym.
Jakie jeszcze „reakcje znaczące” obserwujesz u pacjentów?
- Bywa, że mężczyzna milczy i bardzo trudno jest mu zacząć. Ma w takim stopniu zaatakowany napęd (motywację), że już to milczenie staje się diagnostyczne. Widać, że jest na tyle spowolniony, że trudno mu zebrać myśli. Wówczas mówię: „Chyba trudno jest panu zacząć, ale coś próbuje się wydostać”.
Za tym milczeniem może kryć się lęk.
- Jeśli mówimy o lęku, to warto podkreślić, że do pewnego stopnia jest on oznaką prawidłowego funkcjonowania psychiki. Nie demonizujmy go. Dopiero gdy jego obecność dezorganizuje nam życie, mówimy o psychopatologii. Lęk towarzyszy zarówno pacjentowi, jak i lekarzowi.
Na ile mężczyźni są świadomi swoich dolegliwości? Przychodzą w momencie, kiedy zaczyna to przeszkadzać bardziej im czy innym?
- Różnie, ale najczęściej, gdy zaczynają zauważać konsekwencje. Stąd mówią najpierw o nich.
Co najczęściej pojawia się wśród objawów fizycznych zgłaszanych przez mężczyzn z depresją?
- Depresja lubi się ukrywać pod maską bólu. To może być na przykład ból brzucha, głowy, kręgosłupa. Ten ostatni przypadek jest nawet w pewien sposób metaforyczny. Pacjent idzie do ortopedy, neurologa i nic. Ból nie mija. A powodem jest to, że nosi za dużo na swoich barkach. Potrzebuje pomocy, by zdjąć ten stres i ciężar z głowy. Bóle w klatce piersiowej, bezsenność, problemy trawienne – spektrum objawów w depresji jest bardzo szerokie. Oczywiście nie może w nim zabraknąć tych pierwszorzędnych objawów, które służą do diagnostyki depresji. Depresja to nie tylko „ból istnienia”, to realny ból, który można usunąć lekami.
Fragment pochodzi z książki "Męska depresja. Jak rozbić pancerz" (Wydawnictwo Mando inside, 2023)
Skomentuj artykuł