Psychiatra: W ludziach widać obawy przed chorobami psychicznymi. Wielu woli założyć duchowe źródła problemów

Fot. Canva

W ludziach widać obawy przed chorobami psychicznymi, stygmatyzację takich stanów, więc wielu woli założyć duchowe źródła problemów niż te medyczne. Inni nie są w stanie objaśnić czy zrozumieć zachowań bliskich albo pragną szybkich, niemal magicznych rozwiązań. I tak trafiają do egzorcysty, który przekonuje, że dzięki prostym obrzędom można pozbyć się skomplikowanych problemów - mówi dr hab. Krzysztof Krajewski-Siuda w rozmowie z Tomaszem P. Terlikowskim. Publikujemy fragment książki "Uleczyć Boga w sobie. Z psychiatrą o duchowości".

Tomasz P. Terlikowski: Czy jako psychiatra jesteś w stanie odróżnić w przeżyciu religijnym doświadczenie związane z duchowością – nawet to nadzwyczajne – od manipulacji, automanipulacji, autosugestii czy może nawet stanu patologicznego?

Krzysztof Krajewski-Siuda: - Często oba te wymiary się przenikają i nie zawsze jestem w stanie je odróżnić. Teolodzy, jak już o tym mówiliśmy, mogą oznajmić: „Po owocach ich poznacie”. Tu jednak także widać pewien problem, bo nie chodzi o sukces, o ocenę medialną, ale o realnie głęboką rzeczywistość. A jakby tego było mało, przeżycia i doświadczenia duchowe mogą się zmieniać w czasie. Rozwój duchowy – o czym nie wolno zapominać – może mieć różne etapy. Na pierwszym, tak zwanego nawrócenia, kiedy ktoś zmienia swoje życie, wstępuje do jakiejś wspólnoty, zaczyna się angażować, czasem pojawia się duchowość euforyczna. Może być ona ucieczką od pewnych trudnych emocji (by-passing spirituality) albo hipomaniakalną obroną przed depresyjnością, która skrywa się gdzieś w głębi.

DEON.PL POLECA

Rozumiem jednak, że nie zawsze musi tak być?

- Oczywiście, bo duchowa i psychiczna euforia może się też wiązać z doświadczeniem zakochania w Bogu. Ono jest istotne, bo do tego momentu, jak do zakochania w drugim człowieku, będzie się wracać, ale trzeba też pamiętać, że ten stan nie trwa wiecznie…

W takim razie jak długo?

- Z badań wynika, że stan fizjologicznej psychozy, a więc oderwania od rzeczywistości, jakim jest zakochanie, z perspektywy psychologicznej trwa od 13 do 18 miesięcy. A żeby było jeszcze trudniej, to dopiero gdy on się skończy, ma szanse (ale wcale nie musi) rozwinąć się realna miłość. Podobnie wygląda to w opisie doświadczeń mistycznych. Mistycy zaczynali od głębokich przeżyć, niekiedy nawet ekstaz, a potem przechodzili okres ciemnej nocy, czyli oschłości. Właśnie to ostatnie doświadczenie pozwala dojrzewać w decyzji o wierze, relacji, miłości, bo dopiero w nim zaczynamy być pozbawieni emocjonalnej gratyfikacji. To wszystko oznacza, że choć duchowość euforyczna jest ważnym pierwszym krokiem, to nie wolno uznać jej za normalny stan, za coś, co się nam należy czy co będzie nam zawsze towarzyszyć. Nie powinniśmy zapominać, że pod powierzchnią duchowej euforii mogą się ukrywać zupełnie inne mechanizmy psychiczne, o których mówiłem wcześniej.

Jeśli nie jesteśmy w stanie tego do końca odróżnić, bo trzeba czekać na owoce – i to z gatunku tych przychodzących po dłuższym czasie – to trudno nie zadać pytania, po co przed odprawianiem egzorcyzmów kieruje się daną osobę do psychiatry, który i tak nie może wszystkiego wyjaśnić?

- Odpowiedź jest prosta: chodzi o to, żeby sprawdzić, czy u tego człowieka nie występuje jakaś forma psychopatologii. Zleca się badania struktury osobowości (w tym mechanizmów obronnych), szuka się odpowiedzi na pytanie, czy potencjalny egzorcyzmowany nie ma urojeń albo, czy te objawy, które uchodzą za manifestacje dręczenia czy opętania, nie są wyrazem – na przykład – zaburzeń dysocjacyjnych.

W tych przypadkach granice są jasne?

- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo nie spotkałem nigdy osoby opętanej. Miałem do czynienia z takimi, które uchodziły za opętane, ale po neuroleptyku ten stan ustępował.

Okładka książki "Uleczyć Boga w sobie. Z psychiatrą o duchowości" (wyd. WAM)

Można więc powiedzieć, że opętanie w ogóle nie występuje?

- Tego też nie powiedziałem. Znam psychiatrów, którzy mówią, że spotykali się – ale bardzo rzadko – z osobami, które rzeczywiście mogły być opętane. To były pojedyncze sytuacje, gdy rzeczywiście ci ludzie dysponowali nadnaturalną siłą albo robili rzeczy, których nie da się wyjaśnić w sposób naturalny, jak chociażby wymienianie grzechów nieznanych im osób albo posługiwanie się – i to sprawne – językami, których nie mogli znać. W tym drugim przypadku jednak byłbym ostrożny, bo przy naszej współczesnej ekspozycji na języki obce da się takie zdolności wytłumaczyć naturalnie.

Co to znaczy, że spotkałeś się z osobami, które uchodziły za opętane?

- Miałem kiedyś pacjentkę psychotyczną, która przyszła do ambulatorium i twierdziła, że diabły siedzą mi we włosach. Była do pewnego stopnia świadoma tego, co się w niej dzieje, wiedziała, że potrzebuje pomocy (w żargonie psychiatrycznym mówi się, że miała „podwójne księgowanie”, czyli była częściowo krytyczna wobec objawów). Przysłał ją do mnie egzorcysta, który uznał, że nie może jej pomóc. I miał rację – cierpiała na ciężką schizofrenię, a tę się leczy, a nie egzorcyzmuje.

To była bardzo dobra decyzja egzorcysty, ale niekiedy – takie zarzuty pochodzą i od wierzących, i od niewierzących – egzorcyści w pewnym sensie „demonizują” zwyczajne problemy psychiczne. Czy twoim zdaniem to rzeczywiście ma miejsce?

- Niewykluczone. W Polsce mamy bardzo dużo księży, których do tej posługi deleguje biskup. Warto zadać pytanie: kto jest do niej wyznaczany? Obawiam się, że w części przypadków kryterium jest zainteresowanie demonologią i egzorcyzmami. A to zwyczajnie niebezpieczne, bo takie osoby same – ujmując rzecz wprost – często mają problem nie tyle z demonami, ile z samymi sobą…

Co masz na myśli?

- Może być tak, że wszędzie dostrzegają zagrożenia, a widząc je, wyprojektowują na zewnątrz swoją złość czy wściekłość na świat i umieszczają je w innych obiektach, które nazywają diabłem. Często – nie twierdzę, że zawsze – są to osoby zdezintegrowane wewnętrznie. Właśnie dlatego mogą być niebezpieczne dla ludzi, którzy trafiają do nich z pewnymi formami psychopatologii.

Chodzi o to, że będą narzucać interpretację demonologiczną na problemy, które mogą nie mieć nic wspólnego z diabłem?

- Tak, a będzie to tym niebezpieczniejsze, że sama osoba dotknięta pewnymi problemami psychicznymi, a także jej rodzina (która nie rozumie, co się dzieje) może racjonalizować je w sposób pseudoduchowy. Warto przy tym pamiętać, że często to bliscy zgłaszają daną osobę do egzorcysty – nie zawsze przychodzi z własnej woli sam zainteresowany.

Dlaczego?

- W ludziach widać obawy przed chorobami psychicznymi, stygmatyzację takich stanów, więc wielu woli założyć duchowe źródła problemów niż te medyczne. Inni nie są w stanie objaśnić czy zrozumieć zachowań bliskich albo pragną szybkich, niemal magicznych rozwiązań. I tak trafiają do egzorcysty, który przekonuje, że dzięki prostym obrzędom można pozbyć się skomplikowanych problemów. Niektórzy krewni, kierując się takimi właśnie intencjami, wymuszają niekiedy na chorych osobach wizyty u egzorcysty. To je dodatkowo stygmatyzuje, krzywdzi, niszczy. A jeśli egzorcysta sam jest osobą zdezintegrowaną, projektującą własne problemy na diabła, to zaczyna się dramat.

Czym więc powinni się kierować biskupi, wybierając egzorcystów?

- Ja bym najpierw wysyłał kandydatów do psychiatry…

A jeśli się nie zgodzą?

- To już samo w sobie będzie o nich świadectwem. Człowiek, który się nie boi, powie: „Dobrze, pójdę, jestem pokorny”. Jeśli nie chce, to znaczy, że ma coś do ukrycia, czegoś się obawia, i to powinien być sygnał alarmowy.

Lekarz specjalista psychiatra, psychoterapeuta, specjalista zdrowia publicznego.

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Psychiatra: W ludziach widać obawy przed chorobami psychicznymi. Wielu woli założyć duchowe źródła problemów
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.