Człowiek o zranionym sercu

Zranienie serca nie jest rzeczywistością chcianą (fot. by Olivier GR)
Paweł Kosiński SJ / slo

Człowiek o zranionym sercu przeżywa wiele trudności. Brak mu energii do życia, przeżywa lęk, brak mu zaufania do samego siebie, może być przygnębiony, albo zachowywać się gwałtownie. Często też próbuje uciekać od przykrej rzeczywistości w marzenia, uciekając nierzadko od krzywego obrazu samego siebie, który nosi.

Zranienie serca nie jest rzeczywistością chcianą. "Dziecko, które dopiero co przyszło na świat, to istota niezwykle delikatna, podatna na zranienie. Samo nie potrafi niczego dokonać. Trzeba je karmić, myć, ubierać, nosić. Krzyk stanowi jedyny jego ratunek. Jeżeli czuje się kochane, akceptowane, wówczas odnajduje poczucie bezpieczeństwa; może żyć odprężone, spokojne, z pełnym zaufaniem nawiązywać kontakt z drugą osobą, z otoczeniem. Jeżeli czuje się niekochane, odrzucone, wówczas jego życiu zagraża niebezpieczeństwo; inni ludzie, otaczająca je rzeczywistość zaczynają być groźni. Dziecko wchodzi w świat strachu i niepewności, w którym, aby móc się bronić, musi przywdziać twardy pancerz, zasklepić się w sobie. Choć wiele rzeczy nie dociera do jego umysłu, ale przecież nawet małe dziecko bardzo cierpi, jeżeli czuje się porzucone i pozbawione uczucia; żyje w ciągłym niepokoju" (Jean Vanier)

Niepokój jest związany nie tylko z sytuacją, kiedy zabraknie uczucia rodziców, ale też wtedy, kiedy miłość, której się doświadcza jest zaborcza, zalękniona. Dziecko nie rozwija się, nie czuje się bezpiecznie wtedy, kiedy rodzice są zbyt blisko niego, przytłaczają je. Dziecko musi doświadczać faktu, że życie związane jest także z rozstawaniem się, z bólem. Musi tego doświadczyć, ale też musi doświadczyć radości odnalezienia, powrotu. Nie chodzi o zadawanie bólu i cierpienia specjalnie, ale o świadomość, że są to doświadczenia, których nie można i nie powinno się unikać.

DEON.PL POLECA

Doświadczenie bycia porzuconym, pozbawionym uczucia powoduje niepokój. Może się to dziać na wiele sposobów. Brak ojca czy matki, ich fizyczna nieobecność, ich oddalenie psychiczne, brak zainteresowania się życiem człowieka, pozostawienie go innym, wszelkiego rodzaju sierocińce, przytułki itp., są tego zwyczajnym objawem. Niepokój pojawia się, kiedy czujemy się pozostawieni samym sobie, ponieważ inni są ważniejsi, bardziej się liczą. Poczucie bycia porzuconym może być niekiedy wynikiem trudności w relacji między rodzicami, za które często dziecko samo siebie obwinia. Takie doświadczenia często prowadzą do wielkiego cierpienia, poczucia bycia niepotrzebnym. "Dostrzegamy je u każdego “nie chcianego" dziecka, które czuje się niepotrzebne, które musi się bronić przed niemożliwym do zniesienia cierpieniem. (...) Takie oznaki depresji występują również często u osób wzgardzonych ze względu na ich pochodzenie, ubóstwo czy też nieprzydatność" (Jean Vanier).

Potrzeba doświadczania miłości nie jest mniejsza w późniejszym okresie. Staje się ona trochę bardziej niezależna od samych rodziców, ale oczekujemy jej z taką samą intensywnością. W pewnym sensie domagamy się jej, choć nie zawsze potrafimy jasno to oczekiwanie wypowiedzieć. Narażeni jesteśmy na dwojakiego rodzaju rozczarowanie. Można bowiem cierpieć z powodu braku miłości, poczucia odmienności, samotności, lęku o to, że zostanę sam, że «nikt mnie nie chce», albo też z powodu «złej miłości», uzależniającej, «wykorzystującej», źle ingerującej w moje sprawy, nie liczącej się z moją wrażliwością emocjonalną, cielesną.

Konsekwencje zranienia

Niepokój małego człowieka wypływa zatem z braku uczucia, braku poczucia bezpieczeństwa, ale też ze złego kochania, z miłości zaborczej, nie wyzwalającej, lecz uzależniającej. Stan niepokoju nie jest do wytrzymania przez człowieka przez dłuższy czas. Dlatego bronimy się przed nim. Budujemy bariery, by ustrzec się przez nieznośnym cierpieniem. Odcinamy się od naszych uczuć, od serca. Uciekamy w marzenia, zamykamy się. Tworzymy sobie własny świat przeżyć, niejako nasz «wirtualny» świat, w którym możemy przetrwać.

Doświadczenie braku miłości, albo miłości złej może się przerodzić w aktywizm, gonienie za sukcesem, w chęć podporządkowania sobie innych. Czasami próbujemy gubić to uczucie w alkoholu, w narkotykach. Przyjemność, szukanie jej gorączkowe może być oznaką tego bycia zranionym w swoim sercu. Te rany, których doświadczamy w ciągu naszego życia, utrudniają wyjście do innych, zaufanie im, powierzenie się im oraz utrudniają rozumienie samych siebie i procesów w nas zachodzących.

Nie można jednak wszystkich ran, jakie nosimy w swoich sercach odnosić tylko do rodziców, czy też obwiniać nimi innych. Jakkolwiek by nie starali się i nie odpowiadali na nasze potrzeby i oczekiwania, nie mogą jednak uczynić tego, by nasze serce kochało. Niezależnie od starań naszych bliskich, jest w człowieku wiele lęków, egoizmu i słabości. Jest jakaś pustka, która nie może być zapełniona tylko przez miłość ludzką. Pustka, której człowiek doświadcza w sobie, domaga się wypełnienia. Do wyjścia z kręgu tych cierpień potrzeba nam poczucia bezpieczeństwa, przynajmniej chwilowego, od którego możemy zacząć. Potrzeba punktu oparcia. Niezależnie od naszych najlepszych doświadczeń, w sercu zranionym odnajdujemy strach, słabość, mechanizmy obronne. Potrzeba pomocnej, przyjaznej więzi, aby odnaleźć nadzieję i nie ustawać w poszukiwaniach.

Więcej w książce: Obudzić serce - Paweł Kosiński SJ

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Człowiek o zranionym sercu
Komentarze (11)
MI
Matka i Zona.
11 marca 2015, 18:29
Poczucie bezpieczenstwa i niezaleznosci daja pieniadze.
PR
poranna ranna
11 marca 2015, 08:58
ok. zwrócenie uwagi na to, że jesteśmy do tyłu z naszym poczuciem bezpieczeństwa przez brak miłości i opieki właściwej jest cenne. Ale jednocześnie nie zapominajmy, że ewentualne braki tej miłości, rodzicielskiej, ze względu na trudne dzieciństwo, nie naznaczają człowieka na całe życie. Tzn. "miałem za mało miłości, nikt się mną nie opiekował jak należy więc jestem taki i koniec. Niczego nie zmienię". Takie trwanie jest po prostu pyszne. Ok, nie oszczędzało cię życie, i na każdym kroku na świecie teraz czai sie ktoś, kto Ci dowali, sprawi przykrość i zrani jeszcze bardziej. Ale przecież nigdzie nie jest napisane, że świat ziemski z jego wszystkimi wytworami ma nas głaskać po głowie. Coś ktoś chyba wspominał o udręce na ziemi., a ewentualnym pocieszeniu po śmierci... Bez stresu, gorszy początek nie oznacza juz absolutnej klęski do końca i już na zawsze. Ja tam wolę swój optymizm niż sączenie jadu i oskarżanie ludzi o to, że nie dali mi miłości tyle, ile bym chciała. Kto Inny daje tyle, że wystarczy. Dla wszystkich.
A
Agnieszka
10 marca 2015, 13:06
Najbardziej zranione serce ma Jezus.
MK
maria koczorowska
12 marca 2014, 21:26
Witam , chciałabym tę księżkę przeczytać w całości . Szukałam w internecie ale  wznowień nie ma . Proszę o kontakt  z Osobą , która już książkę przeczytała i może ją sprzedać . Maria
Z
ZosiaSamosia
9 marca 2014, 15:28
Brak własnego terytorium, choćby małego, to jest potworny ból i brak poczucia bezpieczeństwa. To tak, jakby ktoś się uparł, że będzie nam towarzyszył nawet w toalecie, z obawy, że wrogie siły wciągną nas i utopią w muszli, albo sami - nie daj Boże - coś złego uknujemy w tej intymności. To jest poczucie, że nie mam nic swojego, nic do mnie nie należy, ani moje ciało, ani moje myśli, ani nic, o niczym nie mogę samodzielnie decydować - pojawia się myśl - a może nie umiem niczego dokonać samodzielnie, i ktoś się zorientował?... poczucie własnej wartości schodzi do poziomu zero. I wtedy druga myśl - trzeba jak najwięcej osiągnąć, choćby kosztem rozwalenia sobie łba  - ale to będzie moje, samodzielnie zrobione. A to nowe - o cholera - też nie moje... i tak cały czas. Najpiekniejsza świadomość - jadę sama, to nic że źle, że za szybko, i może skończę na płocie, głową w dól, zjazdem na barku, ale dałam radę.
R
R
5 stycznia 2011, 09:32
Jeśli nie macie nic do zaoferowania oprócz pustych słów- nie namawiajcie nikogo do porzucenia świata ,dzięki któremu żyje,chyba,że chcecie go zabić. Terasa znowu trafiła w sedno. dajcie spokój biednym, poranionym ludziopm tą swoją drętwą idealistyczną gadką. Każdy wie, jak "powinno być". Ale życie kąsa i rozwala marzenia. Świat jest pełen bólu. Chyba że siedzi się na bezpiecznej plebanii i ogląda DVD.
M
mlodaniemloda
10 marca 2015, 09:18
Ta historia to moja historia, ale gdy zaufałam Panu Bogu, zaczęłam wychodzić ze swojego zasklepionego świata i w końcu po 30 latach walki o siebie, dwóch terapii, leków, które tak naprawdę były sposobem ukojenia bólu istnienia i lęków, zaczęłam rozmawiać z ludźmi, akceptować siebie, wszystko idzie na dobre tory. Jednak prawdziwe uzdrowienia przyszły w momencie zaufania Panu Bogu, żaden człowiek nie ma takiej mocy. Aczkolwiek jest możliwe "przełamanie" tego pancerza w poczuciu bezpieczeństwa, choć boli. A więc jest to droga do zdrowia, a nie do zabicia. Gdyby ktoś chciał pogadać na te tematy: mlodaniemloda@gmail.com. Pozdrawiam!
Andrzej Łukasiewicz
7 kwietnia 2016, 11:17
tzw. świat, którego nie chcesz porzucić oferuje tylko rany. Oparty jest na samolubstwie, ogarnięty przez pychę, egoizm, pęd za sukcesem i pieniędzmi - mieć oznacza być ! ... toleruje tylko tych, co "pływają po wierzchu" ... podknięcie grozi podeptaniem i śmiercią ...
T
teresa
2 grudnia 2010, 10:30
Jeśli nie macie nic do zaoferowania oprócz pustych słów- nie namawiajcie nikogo do porzucenia świata ,dzięki któremu żyje,chyba,że chcecie go zabić.
P
przemko
2 grudnia 2010, 10:09
http://www.lowimytalenty.pl/talent/karolina-kasper-i-przem_ko/GIZra9/
3 sierpnia 2010, 19:27
"Do wyjścia z kręgu tych cierpień potrzeba nam poczucia bezpieczeństwa, przynajmniej chwilowego, od którego możemy zacząć. Potrzeba punktu oparcia. Niezależnie od naszych najlepszych doświadczeń, w sercu zranionym odnajdujemy strach, słabość, mechanizmy obronne. Potrzeba pomocnej, przyjaznej więzi, aby odnaleźć nadzieję i nie ustawać w poszukiwaniach." No cóż, wniosek końcowy z gatunku tzw "pobożnych życzeń" :-) Mam nadzieję , że w książce można znależć coś więcej. "Punktem oparcia jest Jezus" -tak, choć nie każdemu jest dana łaska spotkania.