Kim są jedzenioholicy?
Gdy widzimy kogoś z nadwagą, kojarzymy ją z takimi cechami jak słaby, tchórzliwy, leniwy, zakompleksiony, nie radzący sobie ze stresem - o kompulsywnym jedzeniu, ludziach otyłych i tym, jak ich postrzegamy opowiada Martyna Banasiak, psychodietetyk, autorka bloga psychodietka.pl
DEON.pl: Olaf Lubaszenko miał powiedzieć: To, co nazywamy otyłością, to nigdy nie jest wybór, wolny wybór człowieka. To nie jest możliwe, aby ktoś świadomie powiedział sobie: od dziś będę otyły, bo tak chcę, bo jest mi z tym dobrze. To jest coś z czym zawsze, temu kto na to cierpi, jest źle.
Martyna Banasiak: Trudno wyobrazić sobie sytuacje, gdzie ktoś przedstawia nam dwie opcje, pierwsza: będziesz otyły, druga, będziesz szczupły, i wybieramy pierwszą. Olaf Lubaszenko słusznie kwestionuje otyłość jako stan, w którym chcemy sie znaleźć, ale twierdzenie, że nie jest ona naszym wyborem, należy do dość ryzykownych - zrzuca odpowiedzialność z nas samych na inne czynniki. Otyłość to choroba, na którą rzeczywiście wiele rzeczy ma wpływ (jak niewydolność tarczycy, zażywanie leków, itp.), ale... W ogromnej części przypadków nadmierne kilogramy są wynikiem naszych działań. Świadomość, to pierwszy krok do zmiany. Jeśli otyła osoba nie będzie rozumiała, jak wiele od niej zależy, może nigdy nie czuć się na tyle silna, by stawić czoła swoim problemom.
Ale czy to nie są naczynia połączone? Że ludzie z problemem otyłości tak bardzo nie wierzą w siebie, że nie wierzą w możliwość zmiany, a w konsekwencji problem narasta?
Brak wiary we własne możliwości, niska samoocena, negatywne przekonania o sobie, to cechy charakterystycznych dla osób otyłych. Skąd się wzięły? Prawdopodobnie powstały na bazie różnych życiowych doświadczeń. Z pewnością liczne zrywy odchudzające jak diety, głodówki kończące się powrotem kilogramów, nie pomagają budować pozytywnego obrazu własnej osoby. U osób otyłych na pierwszy plan w myśleniu o sobie wysuwa się ilość kilogramów. To kilogramy są punktem odniesienia do poczucia własnej wartości, dlatego tak trudno takim osobom znaleźć siły i wiarę w to, że uda im się coś zmienić.
Życie okazuje się zbyt trudne, więc alkoholik czystą przepija piwem, narkoman wciąga amfetaminę, a lekoman sięga po acodin. Środki psychoaktywne zmieniają świadomość. A jedzenie?
Działa identycznie, z tym, że jedzenia nie można raz na zawsze odstawić. Żywić się trzeba. Jedzenioholik, czyli osoba uzależniona od jedzenia, pod tym względem ma trudniej na starcie. Dodatkowo, problemy z jedzeniem są często bagatelizowane. Ktoś, kto zjada sześć batoników pod rząd, całe pudełko lodów, czy blachę ciasta, często jest nazywany łakomym. Trudno nam pojąć, jak jedzenie może uzależniać. Każdy z nas jest, poniekąd, od niego uzależniony - wszyscy musimy się żywić by egzystować.
Kiedy jedzenie za dużo, za często, nie tak jak trzeba staje się chorobą? Skąd mam wiedzieć, że moje nocne wycieczki do lodówki to niebezpieczny objaw, a nie nawyk nad którym łatwo zapanować?
Oj, oj. Zacznijmy od końca. Nawyki, nasze przyzwyczajenia, to niestety kwestie nad którymi bardzo trudno zapanować. A dodatkowo, nawyki żywieniowe, to jedne z najtrudniejszych nawyków do modyfikacji (o ile nie dosłownie najtrudniejsze).
Natomiast, jeśli chodzi o samą diagnozę jedzenioholizmu, żarłoczności, objadania się, kompulsywnego jedzenia (jak widać problem przyjmuje wiele nazw), kryteria możemy znaleźć w klasyfikacji ICD X. W skrócie chodzi o powtarzające się epizody żarłoczności, które trwają w stosunkowo niedługim czasie, podczas którego zjadamy zdecydowanie więcej pożywienia niż większość osób mogłaby zjeść w tym samym okresie. Te epizody występują przynajmniej dwa razy w tygodniu przez sześć miesięcy. Co ważne te napady (zwane potocznie kompulsami), charakteryzują się poczuciem braku kontroli nad jakością i ilością pochłanianego pokarmu, objadamy się. Jemy znacznie szybciej niż zazwyczaj i jemy mimo nieprzyjemnego poczucia sytości. Ignorujemy sygnały z ciała, które wyraźnie dają znać, że już starczy - ból brzucha, problemy trawienne. Spożywamy posiłek, choć nie odczuwamy głodu, najczęściej samotnie, ponieważ wstydzimy się sposób w jaki go konsumujemy, czujemy do siebie wstręt, być może niepokój, przygnębienie oraz poczucie winy po przejedzeniu się.
Chciałabym także zaznaczyć, że prawdopodobnie każda osoba otyła (oczywiście poza medycznymi wyjątkami), jest uzależniona od jedzenia, ale nie każda osoba uzależniona od jedzenia jest otyła. To dwie różna sprawy.
Czyli, wybacz brzydką nomenklaturę, można być chudym żarłokiem?
Nasza sylwetka, budowa ciała czy waga, nie świadczy o byciu uzależnionym od jedzenia, od bycia "żarłokiem". Gdy jedzenie przejmuje kontrolę nad nami i naszym życiem, nie zawsze widać to od strony obserwatorów, nie ujawnia się w kilogramach. Pamiętam, pewną sytuację na studiach... Tworzyłam pracę magisterską, potrzebowałam materiałów, dlatego udałam się na spotkanie grupy samopomocy dla jedzenioholików. Spotkałam na recepcji dwójkę pracowników, a nie byłam pewna czy trafiłam do odpowiedniego miejsca, więc zapytałam o to. Padła odpowiedź twierdząca, więc ruszyłam do wskazanej sali. Oddalając się usłyszałam:
- Kryśka, ona jakaś taka szczupła jak na tego żarłoka, co nie?
- Staszek, one wszystkie takie niepozorne, drobne i chudne. Ty byś nawet nie pomyślał, że one mogą na takie coś chorować.
Widzimy osobę otyłą i myślimy: grubas, żarłok, jak tak można? Ludzie z problemami żywieniowymi skarżą się na społeczny ostracyzm, mówią wprost, że są traktowani jak obywatele drugiej kategorii. Dlaczego tak reagujemy?
Jeśli poproszę cię o wyobrażenie sobie osoby sukcesu, prawdopodobnie przed Twoimi oczyma stanie człowiek pewny siebie, inteligentny, odważny, szczęśliwy i SZCZUPŁY. Tak już działamy, zarówno osobom szczupłym jak i otyłym przypisuje się pewne przymioty. Niestety, tutaj aktywuje się efekt atrybucji - gdy widzimy kogoś z nadwagą, kojarzymy ją z takimi cechami jak słaby, tchórzliwy, leniwy, zakompleksiony, nie radzący sobie ze stresem, ale również dobroduszny, z poczuciem humoru, życzliwy, sympatyczny. Sugerujemy się zakodowanymi stereotypami, co w tym przypadku jest naprawdę bardzo krzywdzące.
Skoro reagujemy niewłaściwie, to jak powinniśmy?
Tu warto zadać sobie pytanie, jak ja chciałbym być traktowany. Akceptacja zawsze jest przydatna. Nie powinno się bagatelizować problemu, bo ten jest i to widoczny gołym okiem. Pamiętajmy, że osoba otyła może mieć problem ze zdrowiem, może poruszać się nieco wolniej, trudniej jej oddychać, szybciej się męczy. Wspierajmy, bez oceny. Mówmy o naszych obawach, oferujmy pomoc. Moim zdaniem warto o tym rozmawiać. Otyłość to choroba, nie zapominajmy o tym. Mam wrażenie, że zaciera się gdzieś ta granica tolerancji otyłości.
"Nawet jeśli masz 30 kilogramów, to kocham Cię taką jaka jesteś. Nie zmieniaj się, nie odchudzaj." - to bzdurny komunikat. Kochasz, czyli wspierasz - mówisz o swoich obawach.
Przecież zagrożone jest czyjeś zdrowie i życie. Pomagasz podczas zmiany, okazujesz szacunek, ślesz pozytywne komunikaty, dajesz nadzieję i podtrzymujesz wiarę.
Pomagasz podczas zmiany. Co mogę zrobić? Wymiernie, konkretnie?
Na początku warto takiej osobie powiedzieć wprost: kocham cię taką jaka jesteś. Akceptuję Twoje słabości. Będę Cię wspierać w działaniach, jakie podejmujesz. Przede wszystkim rozumiesz powagę problemu, to, że danej osobie może być naprawdę ciężko, może miewać lepsze i gorsze dni. Nie krytykujesz, nie oceniasz. Interesujesz się, rozmawiasz, dopytujesz się jak możesz pomóc. Jeśli znasz szczegóły, wiesz jakie kroki są podejmowane, towarzyszysz bliskiej osobie podczas podejmowania działań, angażujesz się, chwalisz, doceniasz i dopingujesz. Jeśli wiesz, że dana osoba nie radzi sobie z jedzeniem, to warto zastanowić się dlaczego sięga do lodówki, mimo, ze nie jest głodna, jaka jest przyczyna i co chce tym osiągnąć. Nie wypominać jej, że przecież jest na diecie, a znów złamała zasady.
Mówienie "nie jedz tego, jedz wolniej, nie kupuj słodyczy, weź mniejszą porcję" zamiast motywować, daje odwrotny skutek... Automatycznie odbiorca buntuje się. Negatywne komunikaty, krytyka nie motywują, tak samo jak nakazy i zakazy. Zapał osób próbujących zmienić swoje przyzwyczajenia, jest często tłamszony przez domowników, znajomych, którzy zamiast dobrego słowa, rzucają uszczypliwe uwagi odnośnie rewolucji żywieniowych.
A sami ludzie z problemami? Zrobiłem w Internecie test. Jeden, drugi, świecą się żółte lampki. Gdzie iść? Psycholog, dietetyk, grupa samopomocowa?
Wszystko zależy od skali problemu. Jeśli chcemy zmienić nawyki żywieniowe, tym samym zrzucić zbędne kilogramy, powinniśmy udać się do psychodietetyka, czyli psychologa lub dietetyka, który nie zacznie od przepisywania nam bzdurnych i nie działających jadłospisów, tylko pomoże dotrzeć do źródła nadwagi i stopniowo pracować nad modyfikacją zachowań.
Jeśli czujemy, że problem jest większy, mamy napady obżarstwa, nieustannie myślimy o jedzeniu, całe nasze życie toczy się wokół niego, mimo ewidentnych negatywnych skutków jak problemy zdrowotne, finansowe, relacje z innymi ludźmi, nie umiemy przestać, wtedy wybieramy się do psychoterapeuty (czyli psychologa, który szkolił się dodatkowo, posiada umiejętności i uprawnienia do przeprowadzenia psychoterapii).
W grupach samopomocowych różnie bywa. Dość ryzykowny krok, ponieważ często członkowie wspierają się w podejmowaniu kolejnych "diet cud" i ćwiczeń wyniszczających organizm. To powinno być sprawdzone miejsce, najlepiej prowadzone przez psychologa, który będzie wiedział w którą stronę kierować zainteresowanych.
A skoro o grupach samopomocowych. Szukam i trafiam na Anonimowych Żarłoków. Żarłoków? Mam się tak nazywać, określać? Mówić: mam na imię tak i tak, i jestem żarłokiem?
Jedna z zasad członkostwa w AŻ to uświadomienie sobie problemu i oficjalne przyznanie się do niego. Żarłok, rzeczywiście może kojarzyć się dość negatywnie, ale nie o obrażanie siebie tutaj chodzi, a o znalezienie się w grupie osób, które prawdopodobnie przeżywają podobne rozterki do naszych, wspierają, akceptują, pozwalają mówić o swoich problemach i nie oceniają nas na ich podstawie.
Martyna Banasik - ukończyła psychologię i psychodietetykę. Edukuje, podpowiada, motywuje, inspiruje, opiniotworzy i dzieli się swoim doświadczeniem na łamach bloga. Stawia na aktywne istnienie - pełne pasji i nieustannych wyzwań.
***
***
Powyższy artykuł jest częścią wydania specjalnego deon.pl/walentynki. Chcemy pokazać, że widzimy tych, którym jest trudno. Są dla nas ważni. Dlatego wspólnym elementem wszystkich naszych publikacji będzie hasztag #widzecie.
Jeśli zdecydujesz podzielić się własną historią, opinią, albo wyrazić swoją solidarność, będziemy zobowiązani za wykorzystanie #widzecie w swoich aktywnościach na Facebooku, Twitterze i Instagramie.
Skomentuj artykuł