"Mam wrażenie, że wybaczanie jest wbrew naturze. Lepiej wychodzi mi obrażanie się i fochy"

(fot.shutterstock.com)
Marta Barnert-Warzecha

Nie wiem jak wam, ale mi wybaczanie łatwo nie przychodzi. Czasem mam wrażenie, że jest to wręcz wbrew mojej naturze. O wiele łatwiej jest mi strzelić focha wykrzyczeć złość albo ukarać milczeniem - pisze Marta Barnet-Warzecha.

Nie wiem jak wam, ale mi wybaczanie łatwo nie przychodzi… Czasem mam wrażenie, że jest to wręcz wbrew mojej naturze. O wiele łatwiej jest mi strzelić focha i nie odzywać się do T. przez kilka godzin (chociaż nie - nieprawda, nasz limit to chyba 20 minut, bo jakoś nie potrafię nic nie mówić dłużej. Następuje wtedy faza oczyszczającej kłótni).

Tak czy siak, dużo łatwiej jest mi się od razu, unieść, wykrzyczeć mu wszystkie winy niż po prostu… wybaczyć. Okazji do wybaczania innym, a szczególnie Mężowi mamy wiele… Zaczynając od tych codziennych, błahych sytuacji jak to, że ‘zapomniał’ posprzątać, a kończąc na poważnych zranieniach.

DEON.PL POLECA

Także poza małżeństwem. Kiedy kochana rodzina daje nam się we znaki, kiedy dowiadujemy się, że przyjaciółka nas obgaduje, kiedy z ludzie z pracy zachodzą nam za skórę. Nie mówiąc już o tych kwestiach z przeszłości…

Tak, wszyscy nosimy w sobie zranienia, urazy…

Smutną prawdą jest to, że kiedy pozwalamy tym ranom pozostać w nas, one wyrastają w naszych sercach jak chwasty i budują niewidzialny (przynajmniej na pierwszy rzut oka) mur między nami, a Bogiem. Ale też między nami i innymi… Wiecie co mam na myśli, prawda?

Często jest tak, że tłumaczymy się przed sobą mówiąc ‘on nie zasługuje na wybaczenie’. Albo ‘to co ona zrobiła nie da się wybaczyć’. I nadal trzymamy w sobie tę urazę.

Ale szczerze mówiąc… przeważnie osoba, do której ją żywimy, w ogóle o tym nie wie. Albo ma to zupełnie gdzieś. Prawda jest taka, że chowając w sobie urazę, sami skazujemy siebie na cierpienie. Bo odmawiamy sobie wolności, którą daje przebaczenie.

Kiedy mówisz "nie potrafię wybaczyć", tak naprawdę oznacza to "nie chcę wybaczyć"

Wiem coś o tym, bo pewnego dnia musiałam podjąć decyzję o wybaczeniu komuś kto bardzo mnie skrzywdził. Wszystko we mnie krzyczało ‘ale jak to, dlaczego, ja mam wybaczyć, z jakiej racji?’. Ale doszłam do momentu w moim życiu, kiedy zrozumiałam, że jeśli nie podejmę tej decyzji, to moje zranienia będą mnie ciągle blokować. Nię tę osobę, której muszę wybaczyć - ale mnie.

Bo sprawiały, że nie potrafiłam się otworzyć przed moim przyszłym Mężem. Sprawiały, że nie ufałam ludziom. Że tak naprawdę nie potrafiłam zobaczyć Ojca.. Tatusia… w moim Bogu. Sprawiały, że nie potrafiłam kochać, tak naprawdę kochać.

I to nie jest tak, że w momencie kiedy zdecydowałam się wybaczyć tej osobie i zupełnie oddać moje zranienie Bogu, zapomniałam o wszystkim, co ta osoba zrobiła. Niestety ciągle pamiętam. Wciąż czasem mnie to boli. Ale jestem wolna, bo nie rozmyślam już o tym, jaka jestem biedna, cierpiąca. Moje zranienia nie blokują mnie już w kontaktach z innymi. Nie boję się kochać, bo wiem, że moje życie nie jest w moich rękach, ale w rękach Boga, to nie ja nim steruje, ale On. Przede wszystkim moje zranienia nie decydują już o moim życiu i decyzjach.

I kiedy myślę o tym wszystkim co z kolei Bóg mi wybaczył. O każdej mojej złej myśli, o dumie, kłamstwie, osądzaniu, o słowach, wypowiedzianych przeze mnie, które zraniły innych; o moim egoiźmie, etc...

To wszystko, co mój dobry Bóg po prostu mi wybaczył do tej pory… i że wybacza mi codziennie, kiedy tylko się do niego zwrócę; że codziennie mogę zaczynać na nowo z czystą kartką, bo On kocha mnie bezwarunkowo. Kiedy myślę o tym, to zastanawiam się - jakie ja właściwie mam prawo, żeby nie wybaczyć? Kim jestem, żeby wymierzać karę (np ‘milczenia’) drugiej osobie?

Kiedy mój Mąż mnie bardzo zdenerwuje, pierwszą reakcją u mnie jest złość. Często krzyk. Jeszcze częściej karzę go właśnie swoim mileczniem, bo wiem, że to dotknie go najbardziej. Aułć. Jakie to okrutne.

Przecież sama tak okropnie się czuję, kiedy zrobię coś, co go zasmuci, a on jest wtedy milczący, nieswój. I już tak strasznie bym chciała, żeby przestał, żeby zapomniał o tym, co właśnie okropnego powiedziałam, żeby się uśmiechnął, przytulił mnie i powiedział ‘nic się nie stało kochanie, zdarza się’. Uff...co za ulga. Tak bardzo jestem mu wtedy wdzięczna…

Tego wszystkim dookoła życzę. Żeby czuli, że mogą się przy nas mylić, że mogą popełniać błędy. Że mogą być ludźmi, takim jakimi my jesteśmy. Nieidealnymi. Jeśli ty i ja otrzymałyśmy za nic ten wielki dar - jakim jest przebaczenie i wolność - spróbujmy go też hojnie rozdawać. Tego wam i sobie z całego serca życzę!

A jeśli, z różnych powodów, nie zdecydowałaś się tego daru jeszcze przyjąć - zrób to dzisiaj. Nie trać cennych godzin i dni. Wolność jest tuż za rogiem. Sprawdziłam.

Tytuł i lead pochodzi od redakcji.

Wpis pierwotnie ukazał się na blogu Żona i Mąż.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Mam wrażenie, że wybaczanie jest wbrew naturze. Lepiej wychodzi mi obrażanie się i fochy"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.