Miłość to chemiczno-biologiczna reakcja łańcuchowa?

(fot. shutterstock.com)
PAP/ ed

Towarzyszące zakochaniu radość i bezsenność zawdzięczamy fenyloetyloaminie."Miłość to chemiczno-biologiczna reakcja łańcuchowa" - przekonuje Angelika Gumkowska z Centrum Nauki Kopernik.

Fenyloetyloamina zaś zwiększa poziom noradrenaliny, powodującej u zakochanych m.in. szybsze bicie serca i brak apetytu. Za brak koncentracji winny jest zaś obniżony poziom serotoniny.

DEON.PL POLECA

Potoczne powiedzenie o tym, że między dwojgiem ludzi jest "chemia", albo jej nie ma, można traktować niemal dosłownie. "Miłość to istna chemiczno-biologiczna reakcja łańcuchowa" - potwierdza chemik z Centrum Nauki Kopernik, Angelika Gumkowska.

Aby między dwojgiem ludzi "zaiskrzyło", musi bowiem zadziałać cały system zewnętrznych bodźców oraz wewnętrznych procesów biochemicznych. I to w odpowiedniej kolejności.

"Wszystko zaczyna się od zapachu. I nie chodzi tu o perfumy czy prysznic po siłowni. Ważna jest naturalna woń i - prawdopodobnie - ukryte w niej bezwonne feromony. Ich istnienie u człowieka nie jest jeszcze wyczerpująco zbadane przez naukę. W każdym razie, zapach dociera do nosa, gdzie napotyka bardzo czuły narząd lemieszowo-nosowy. Ten z kolei aktywuje podwzgórze - mały obszar w mózgu. Jeśli wszystko +do siebie pasuje+, zaczynamy się interesować partnerem, a nasze szare komórki zaczynają świecić. Widać to podczas badania pozytronową tomografią emisyjną - PET" - informuje Gumkowska.

Podwzgórze zaczyna wydzielać fenyloetyloaminę (PEA) - należącą do grupy amfetamin neuroprzekaźnik, potocznie nazywany "narkotykiem miłości". Podwyższone stężenie fenyloetyloaminy w mózgu objawia się stanami nieuzasadnionej radości, pewnością siebie, podnieceniem czy nadmierną aktywnością na przemian z brakiem koncentracji. Z drugiej strony - powoduje bezsenność, zaburzeni łaknienia, brak tchu czy stany niepokoju i depresji.

Fenyloetyloaminę można znaleźć np. w czekoladzie, ale nawet jeśli zjemy jej sporo, nie mamy co liczyć na efekt podobny do stanu zakochania. "Sytuacja wygląda inaczej, gdy jemy czekoladę i razem z nią fenyloetyloamina trafia do żołądka. Wtedy dopiero po jakimś czasie może się +doczłapać+ do naszych szarych komórek. Zupełnie co innego, gdy wydziela się nam bezpośrednio w mózgu. To jest zupełnie inny rodzaj działania, który daje najlepszy efekt" - wyjaśnia w rozmowie z PAP Gumkowska.

Wzrost poziomu fenyloetyloaminy pociąga za sobą kolejne zmiany. Zwiększa się wydzielanie noradrenaliny - hormonu, zwanego "substancją miłości". Działa on podobnie do adrenaliny - na widok ukochanej osoby podwyższa nam się ciśnienie, przyśpiesza bicie serca, rośnie poziom glukozy we krwi i zmniejsza się apetyt. Na skutek skurczów naczyń krwionośnych, pokrywamy się rumieńcem i stajemy się wrażliwi na dotyk.

W miarę jak rośnie poziom noradrenaliny, zaczyna też uwalniać się kolejny związek: dopamina - nazywana "hormonem szczęścia". Odpowiada za procesy chemiczne zachodzące w mózgu, które kontrolują ruch i aktywność ciała oraz zdolność odczuwania przyjemności. "Dopaminę znamy z codzienności, bo jej poziom gwałtownie wzrasta, gdy zachwycimy się nowym gadżetem, efektowną sukienką czy nieodpakowanym jeszcze prezentem. To właśnie dopamina jest współodpowiedzialna za to, że kochamy +na śmierć i życie+" - tłumaczy Gumkowska.

Drugą cząsteczką w tym duecie jest serotonina. Gdy poziom dopaminy rośnie, jednocześnie gwałtownie spada ilość serotoniny. Odpowiednia ona za zdrowy sen i poczucie spokoju, a jej niedobory powodują ogólne rozkojarzenie i brak koncentracji. Zakochana osoba jest zdezorientowana i może popadać w skrajne nastroje, jednocześnie nie mogąc się doczekać kolejnego spotkania ze swoją drugą połówką.

To, że zdarza się nam szaleć z miłości zawdzięczmy więc neuroprzekaźnikom: fenyloetyloaminie, noradrenalinie, dopaminie i serotoninie. "Najważniejsza z nich jest ta pierwsza, bo kontroluje pozostałe. Niestety, na działanie fenyloetyloaminy organizm się uodparnia. Z badań wynika, że zwykle pomiędzy 18 a 48 miesiącem związku, cały szalejący ogień miłości powoli się wypala i przygasa. Wtedy zakochani mogą się nawet rozstać" - opisuje Gumkowska.

"Na szczęście - nawet jeśli organizm uodporni się na działanie fenyloetyloaminy - to nie musi być takie straszne" - uspokaja w rozmowie z PAP Gumkowska. W jej miejsce pojawiają się inne związki chemiczne. Na skutek działania dopaminy nasz organizm wytwarza oksytocynę i wazopresynę - hormony o podobnej budowie, ale odmiennym działaniu. "U kobiet jest więcej receptorów oksytocyny. Hormon ten łagodzi stres, powoduje obniżenie ciśnienia krwi, działa przeciwbólowo i relaksująco. U mężczyzn góruje wazopresyna, uwalniana za sprawą testosteronu. Podwyższenie poziomu tych obu hormonów wywołuje uczucie odprężenia, spokoju, poczucia więzi i wzajemnej akceptacji. Dzięki ich obecności możliwy jest rozkwit dojrzałej miłości pomiędzy partnerami" - tłumaczy chemiczka CNK.

Co jeśli jednak spotka nas zawód miłosny? Wtedy w naszym organizmie wzrasta poziom jeszcze jednego związku - kortyzolu. To hormon stresu, który pojawia się np. przed wystąpieniem publicznym. Jego poziom w naszym organizmie bardzo często ulega zmianom. Problem pojawia się wtedy, gdy zaczyna się utrzymywać na stałym wysokim poziomie, co może prowadzić do depresji czy załamania nerwowego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Miłość to chemiczno-biologiczna reakcja łańcuchowa?
Komentarze (2)
15 lipca 2016, 16:47
Miłość nie jest uczuciem droga pani Angeliko :) Te reakcje chemiczne które rzeczywiście zachodzą, tak się mylnie potocznie nazywa. Bardziej właściwe powinny być inne określenia jak zakochanie czy zauroczenie.
15 lipca 2016, 22:41
Jesteś smutnym człowiekiem, mam rację?