Nigdy ci nie zaufam! I koniec!

„Po prostu się boję. Skąd, do diabła, mam to zaufanie wytrzasnąć?! (fot.sxc.hu)
Jens Baum / slo

Zaufanie towarzyszy nam w życiu codziennym, nawet jeśli czasem nie jesteśmy tego świadomi. Jeśli nie zaufamy życiu, ono nie ufa nam, niczego nam nie powierzy ani nie będzie się po nas spodziewać niczego dobrego.

Nie da się podważyć tej prostej prawdy. Zaufanie towarzyszy Wam w życiu codziennym, nawet jeśli czasem nie jesteście tego świadomi. Kupując słoik dżemu, ufacie, że produkcja tego artykułu spożywczego przebiegła prawidłowo i że użyto odpowiednich składników (chyba, że przyglądaliście się produkcji). Okazujecie zaufanie ludziom, którzy przeprowadzili kontrolę tego produktu i dopuścili go do sprzedaży, itd. W przeciwnym wypadku musielibyście zrezygnować z kupna dżemu albo sami go wyprodukować. Wprawdzie z tym pewnie jeszcze byście sobie poradzili, pomyślcie jednak o innych artykułach spożywczych.

Na ulicy ufacie, że kierowca z samochodu obok ma prawo jazdy, wie, jak prowadzi się wóz, i że zwraca na Was uwagę. Jeśli brak Wam tego zaufania, to nie pozostaje Wam nic innego, jak ciągle bać się, wychodząc z domu, albo w ogóle z niego nie wychodzić. Siedząc w domu, musicie jednak zaufać architektowi, że prawidłowo obliczył statykę sufitu w Waszym mieszkaniu, kontroli budowlanej, że wszystko dobrze sprawdziła, i firmie budowlanej, że wszystko wykonała bez zarzutu.

DEON.PL POLECA

Zaufanie jest jednak zbyt ważnym pojęciem, abyśmy poprzestali tylko na przykładach z dnia codziennego. Chodzi przecież o ważne zależności i wydarzenia Waszego życia, szczególnie zaś te dotyczące przyszłości. Macie określone cele, które chcecie osiągnąć, ważne jest więc, abyście cieszyli się dobrym samopoczuciem, byli zdrowi i żeby los okazał się dla Was łaskawy. Chcielibyście znaleźć dobre rozwiązanie obecnych problemów lub też, by polepszyła się aktualna sytuacja na świecie. Wasze życzenia odnoszą się również do przyszłych wydarzeń, które, jak sądzicie, mogą przynieść ze sobą rozliczne trudności. I tu już znacznie trudniej o zaufanie.

Wyobraźcie sobie, że do zaprzyjaźnionej z Wami osoby odzywacie się w następujący sposób: "Chciałbym prosić Cię o przysługę. Ale wiesz co - nie mam do Ciebie zaufania". Jak myślicie, jaka może być jej reakcja? Już słyszę Wasze oburzone głosy: "Nigdy nie powiedziałbym czegoś takiego!" Dlaczego nie? "To nie ma sensu! Jak mogę prosić ją o cokolwiek, jeśli nie mam do niej zaufania?" Może i tak, ale załóżmy, że naprawdę tak powiedzieliście. Jak zareaguje ta osoba? Pewnie popuka się w głowę i wymamrocze coś w rodzaju: "Zwariowałeś?" Albo powie: "To sam się tym zajmij!"

To oczywiste, że nie tędy droga! A jednak - mnóstwo osób dokładnie tak się właśnie zachowuje w stosunku do własnego życia! "Chciałbym, abyś ty, moje przyszłe życie, wyświadczyło mi przysługę (np. rozwiązało mój problem), ale Ci nie ufam". I to ma funkcjonować?! Prawidłowości życia rządzą się własnymi prawami, zarówno w rzeczach małych, jak i w dużych. Nic nam nie da, jeśli będziemy chcieli określić je, zgodnie z naszym widzimisię, jako pasujące bądź nie pasujące do naszej sytuacji, jeśli będziemy chcieli dowolnie je zastosować lub odrzucić. Jabłko - jeśli je wypuścimy z ręki - zawsze spada na ziemię, czy nam się to podoba, czy nie.

Wiele osób ma wrażenie, że życie "pokazało im figę". A ile z tego może powstać rozczarowań, złości czy rezygnacji i określić rzeczywistość tych ludzi! Aż dziw bierze, że ludzie posiadają niby pewną wiedzę, ale we własnym życiu prawie w ogóle z niej nie korzystają. Dlatego właśnie osiągają takie, a nie inne rezultaty, na które potem zaczynają narzekać (nie biorąc na siebie odpowiedzialności za to, co robią), lub też kłócą się z tego powodu (tracąc energię) - po czym dochodzą do wniosku, że wszyscy wokół są winni takiemu stanowi rzeczy, tylko nie oni!

Chyba już sami wiecie: jeśli nie ufacie życiu, ono nie ufa Wam, niczego Wam nie powierzy ani nie będzie się po Was spodziewać niczego dobrego. Pamiętajcie: życie to nieograniczone możliwości! Jeśli macie do niego zaufanie, spodziewacie się po nim rozwiązania Waszych problemów i zawierzacie mu swoje marzenia, to wtedy (ale tylko wtedy!) życie również zaufa i zawierzy Wam i będzie się po Was spodziewać pewnych osiągnięć. Wiecie, jakie to nieprzyjemne uczucie, kiedy nikt nie ma w stosunku do Was żadnych oczekiwań. Jeśli jednak macie świadomość, że ktoś się czegoś po Was spodziewa, sam ten fakt działa już jak "zastrzyk witamin"! Jeśli nie macie zaufania do życia, życie nie będzie miało zaufania do Was.

Są osoby, które pomimo okazywanego zaufania - w każdym razie były przekonane co do tego, że je miały - nie mogą na swym koncie zapisać najlepszych doświadczeń. A może te doświadczenia nie były naprawdę takie złe? Może były to wskazówki co do możliwości nauki i dalszego rozwoju? Z cierpieniem jest podobnie jak z pragnieniem, dopiero ono prowadzi do wody. Czy tylko w sytuacjach trudnych i problematycznych pojawiają się szanse na rozwiązanie problemów? I czy naprawdę tego typu doświadczenie należy określić jako złe? Bez zaufania nie dojdziemy do niczego! To ono ma stanowić podstawowy warunek rozwiązania Waszych życiowych problemów i doświadczenia radości życia. Czy kiedykolwiek udało się Wam odnieść długotrwały sukces, nie opierając się przy tym na zaufaniu?

"Wszystko dobrze i pięknie - powiecie - ale skąd brać to zaufanie?" Czasami spotykałem się nawet z komentarzami typu: "Po prostu się boję. Skąd, do diabła, mam to zaufanie wytrzasnąć?!" To dobre pytanie. Skąd brać zaufanie, którego tak naprawdę (jeszcze) nie ma?

Odpowiedź na nie jest w zasadzie bardzo prosta, praktyczne jej zastosowanie wymaga jednak nieco czasu. Proszę o odrobinę cierpliwości. Niedawno pisałem o sile, jaką posiada ludzka myśl. Wszystko od niej bierze swój początek. Wewnątrz myśli spoczywa dążenie do jej realizacji, tak jak w nasieniu rośliny pęd do życia. Jeśli więc zaufanie miałoby być tą naszą "rośliną", to trzeba uświadomić sobie, gdzie jest jej "nasienie". A ponieważ wszystko zaczyna się od myśli, nasieniem tym może być tylko jedna, konkretna myśl. Myśli nie pojawiają się jednak ot, tak, po prostu, same z siebie - tylko Wy możecie o tym zadecydować (nawet jeśli jest to decyzja nieświadoma). I tu dotarliśmy do tego, co najważniejsze: do decyzji!

Pytanie brzmi jednak następująco: czy możecie zadecydować o tym, że już posiadacie zaufanie? Odpowiedź na nie nieco Was otrzeźwi: nie, tak się nie da. Decyzja o zaufaniu nie oznacza, że już je macie, tylko że chcecie je mieć. To wielka różnica. Jeśli naprawdę tego chcecie i do tego dążycie, krok po kroku dojdziecie do celu.

Więcej w książce: Nie bój się jutra - Jens Baum

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Nigdy ci nie zaufam! I koniec!
Komentarze (11)
5
5GF45
1 września 2010, 01:18
Tia... ja! ;I Przed 5 minutami napisałaś "Tia, nie sądźcie a nie będziecie sądzeni" a potem zmieniłaś na powyższe. Coraz inteligentniej się wypowiadasz...
C
CR57Q
1 września 2010, 00:53
O - i już wiadomo kto. A dlaczegóż to nie chcesz być sądzona jeśli robisz cos świadomie? Był tutaj artykuł napisany przez księdza, o tym że jednak mamy prawo osądzać. A może tylko WY macie prawy, a MY nie, co? Taka podwójna moralność.
6
6758F
1 września 2010, 00:27
A mnie się zdecydowanie nie podoba ten artykuł! Jest jednoznacznie nie chrześcijański. Owszem, mówi m.in. o zaufaniu, a to rzeczywiście bardzo ważne. Tyle że dzwonek mi się włącza już przy zaufaniu do... życia. Że jak się zaufa życiu to życie nam się zrewanżuje/odwdzięczy. Tego rodzaju treści zdarzają się tutaj periodycznie. Ktoś w redakcji tego katolickiego portalu ma niestety upodobanie do myślenia magicznego.
L
leszek
26 sierpnia 2010, 21:12
A mnie się zdecydowanie nie podoba ten artykuł! Jest jednoznacznie nie chrześcijański. Owszem, mówi m.in. o zaufaniu, a to rzeczywiście bardzo ważne. Tyle że dzwonek mi się włącza już przy zaufaniu do... życia. Że jak się zaufa życiu to życie nam się zrewanżuje/odwdzięczy. A po przecież totalna bzdura! Jak można mieć zaufanie do jakiegokolwiek abstrakcyjnego pojęcia, w dodatku tak enigmatycznego. To może jeszcze wartoby mieć zaufanie do profitrolków? Zapewne też nam się odwdzieczą ;-] Zwracam uwagę na drugą cześć, w której jest mowa o potędze myśli. Że wystaczy sobie pomysleć, a jak się intensywnie pomyśoi to się spełni... Czyż to niczego nie przypomina? Bo mi się to jednoznacznie kojarzy z niejakim Josephem Murphym i jego 'Potęgo podświadomości' itp... Ludzie ! Nie tędy droga! Jak uważacie że wystarczy się sprężyć, zacisnąć zęby i ew. intensywnie pomysleć, a osiągbiecie szczęście, to po co Wam Jezus?!? Jezus Chrystus umarł za Was na próżno!
Wojciech Żmudziński SJ
17 sierpnia 2010, 23:00
Mój dawny znajomy nie zamykał nigdy samochodu, którym jeździł. Twierdził, że zamykając go na klucz czuje się tak, jakby kogoś podejrzewał o złodziejskie zamiary. Nigdy mu nikt samochodu nie ukradł. W zaufaniu potrzeba odwagi i trochę ryzyka.
K
kks40
17 sierpnia 2010, 22:22
Przyjacielu ,bardzo mi się to podoba, co piszesz... Auro, zgodziłabym sie z Twoją cała wypowiedzią , gdyby nie ostatnia myśl... Kiedyś też ufałam ludziom ,z założenia, aby domniemywać raczej ich niewinność, skoro ja mam jedynie dobre intencje co do nich...Życie skorygowało to. Po latach znalazłam się we wspólnocie katolickiej .Znowu z dużą dozą szczerej ufności...I "uwierzyłam w człowieka" na wejściu i spotkał mnie bolesny cios...teraz rany zabliźnił już Chrystus.Akt wiary należny jest jedynie Bogu.
M
Maria
14 sierpnia 2010, 10:41
"I może dla większośco ludzi najłatwiejszym sposobem uświadomienia sobie, że zależą od Boga, jest odkrycie tej zależności w zwykłych funkcjach wlasnego ciała.(...) ...bardzo prostym ćwiczeniem jest położyć się płasko na podłodze lub jakiejś innej twardej powierzchni, zamknąć oczy i uświadomić sobie tylko pożycję własnego ciała. I tu odkryjemy, że dokonujemy prawdziwego, choć przymitywnego aktu wiary: powierzamy ciało podłodze, pozwalamy, aby je podtrzymywała. Znajdujemy dla siebie fundament bardzo pewny, choć pozostający całkowicie poza nami. W jakimś sensie pozwalamy, by podłoga nas podpierała własnym "jestem". Możemy przestać pracować, odprężć się, leżeć wygodnie. I znów, ileż czynności odbywa się w naszym ciele, jak sprawnie samo ono działa, a wszystko to bez naszego pozwolenia. Nie jestem Bogiem. Tu, na małą skalę, stwierdzamy, że znajdujemy się w świecie powiewającym metką z napisem: "wykonano w niebie". Ale znajdziemy zapewne we własnym ciele także miejsca napięte. Będą to miejsca, które jakby nie ufały i zdecydowane były polegać na sobie. Stanowią one fizyczny wyraz niepokoju. Nie odprężą siętylko dlatego, że im rozkazujemy. Ale i to też jest cudowne odkrycie: jeżeli zostawimy je w spokoju, nie będziemy intereweniować, przyjmiemy takimi, jakimi są (i ważne jest, żebyśmy przyjęcia nie mylili z aprobatą), możemy się przekonać, że stopniowo będą się rozluźniały. Ten moment też możemy w sobie uchwycić, odkryć w sobie mechanizm ufności. A kiedy już odkryliśmy bodaj najsłabsze jego działanie stopniowo zaczniemy je dostrzegać i gdzie indziej. Ale takie ćwiczenie nie jest modlitwą i wolno się w nim dopatrywać nawet pozorów ćwiczenia pobożnego. To tylko bardzo skromne przygotowania" Tugwell Simon OP
A
Aura
26 marca 2010, 11:20
Dobrze, że można zaufać Panu Bogu. Człowiekowi łatwo jest zaufać, a jeszcze łatwiej się na tym zaufaniu "przejechać".. Gdy raz w ważnej kwestii zaufanie zostanie nadużyte, wtedy dopiero ma się problem z zaufaniem.. życie staje się przykre. Wszędzie widzi się czyhające zło, w dobrych gestach drugie dno.. Jednak bez zaufania nie da się szczęśliwie żyć. By być szczęśliwym trzeba wierzyć nie tylko w Boga ale i w człowieka.
P
Petre
26 marca 2010, 11:08
@Jadwigo Zaufanie? Moja znajoma tak pracujac nosi przy sobie komórke a mąż czeka w samochodzie. Jezeli nie zasdzwoni w ciagu ilustam umówionych minut - ma interweniowac. Brak zaufania? Juz kilka razy musiała korzystac z jego pomocy...... czyli jednak ma do kogos zaufanie do swojego meza, ale generalnie masz racje swiat nie nastraja do zaufania, ale aby zyc a nie tylko wegetowac, to musisz jednak komus zaufac. Pozdrawiam
Y
yz
26 marca 2010, 01:49
Jadwigo, straszne te przez Ciebie podane przykłady z życia...
Jadwiga
25 marca 2010, 12:33
 Ograniczone zaufanie. Plus wyobraznia. Np stoję na przystanku autobusowym, który jest za ostrym zakretem. Nie moge ufac bezgranicznie, jakis samochód moze z tego zakretu wyleciec wprost na mnie.  Praca zwiazana z odwiedzaniem klientów w domu ( ubezpieczenia itp). Niby normalna praca. Czyzby? Kolezanka mojej córki tak poszła spisac umowe i z mieszkania przez 3 dni nie wyszła. Była zamknieta i gwałcona. Cudem udało jej sie uciec. Zaufanie? Moja znajoma tak pracujac nosi przy sobie komórke a mąż czeka w samochodzie. Jezeli nie zasdzwoni w ciagu ilustam umówionych minut - ma interweniowac. Brak zaufania? Juz kilka razy musiała korzystac z jego pomocy...... Wiec potrzebna jest przede wszystkim wyobraznia.