O ofiarach w dyskusji amerykańskiej

Status pokrzywdzonych w dyskusji amerykańskiej (fot. flickr.com/by antkriz)

W kontekście omawianego zjawiska istnieje też druga sfera semantyczna: sacrifice (łac. sacrificium), bliższa językowi polskiemu, bowiem właśnie z sacrificium wiążą się dwa pierwsze polskie znaczenia słowa ofiara: „darowanie, złożenie czegoś na jakiś cel”, i „poświęcenie, oddanie, wyrzeczenie się czegoś cennego dla kogoś lub ze względu na coś”. To wpływa na bardzo pozytywną konotację wyrazów ofiarować, ofiarność. Wśród znaczeń słowa „ofiara” w polskiej semantyce dopiero na trzecim miejscu pojawia się osoba pokrzywdzona, a na czwartym ktoś niezdarny, mało energiczny, fajtłapa. O tym, że pierwsze znaczenia dominowały w dawnej kulturze, świadczą porzekadła ludowe: „chudą kozę dają na ofiarę”, „przyjęcie ofiary zawsze upokarza, toć wdzięczność u ludzi rzadko się wydarza”, czy „przymuszona ofiara i Bogu niemiła”[1]. Może się wydawać, że ofiara losu, jak też bliski jej znaczeniowo nieudacznik, to stosunkowe nowe twory języka polskiego.

Victimology (wiktymologia) to nauka dotycząca ofiar, podobnie jak kryminologia zajmuje się przestępstwem[2], a przedstawicielem tej dziedziny jest victimologist (wiktymolog). Victimist (wiktymista) podejmuje działania mające na celu zalegalizowanie zjawiska określonego jako victimism (wiktymizm – uznanie się za ofiarę i utwierdzanie się w takim poczuciu) oraz victimhood (uzyskanie systemowego, kolektywnego statusu ofiary). Przeciwnikiem tego podejścia jest anti-victimist, antywiktymista. Do słowa victimizer, czyli ten, kto czyni z jednostki czy grupy ofiarę/y, pasuje tylko polski odpowiednik – krzywdziciel.

Pojęcia z rodziny angielskiego victim nie od dziś funkcjonują w języku polskim. Odwołując się do swojej pracy habilitacyjnej na temat tożsamościowych dylematów Słowaków (które nota bene uważa za symptomatyczne dla innych w Europie Środkowej), Radosław Zenderowski pisze:

DEON.PL POLECA

Wiktymizm [to] uporczywie pielęgnowane traumatyczne doświadczenia, obsadzanie narodu w roli ofiary swoich sąsiadów i różnych „ciemnych mocy”. Niestety, wiktymizm to nie tylko płaczliwe pochylenie się nad swoim losem. To przede wszystkim pragnienie rewanżu i zemsty – grzechu, który zostaje „rozgrzeszony” mocą minionych i obecnych cierpień. Wiktymizm jest wreszcie samousprawiedliwieniem się ze swoich przeszłych, obecnych i przyszłych porażek w polityce, gospodarce i życiu kulturalnym. Wszystkiemu i tak winni będą „oni”[3].

Chodzi mu o coś, co moglibyśmy nazwać statusem narodowego pokrzywdzenia, o zjawisko, które dotknęło „naród ofiar”.

Ofiara po amerykańsku

W rzeczywistości amerykańskiej zagadnienie ofiary wypłynęło w kontekście ruchu praw obywatelskich. Krytycy uznają ten fakt za dramatyczny zwrot w historii Stanów Zjednoczonych, triumf elit liberalnych i odejście od tradycyjnych amerykańskich wartości, jakimi są m.in. wolność, postęp, energia i autonomia, poleganie na sobie i pięcie się w górę o własnych siłach (bootstraps ideology), przedsiębiorczość, samodyscyplina i odwaga.

Po zdobyciu niepodległości we wczesnym okresie Republiki dla wielu głównym symbolem opresji, krzywdy społecznej stało się niewolnictwo. Sama walka o jego zniesienie była trudna i długotrwała ze względu na niewolniczą siłę roboczą w plantacyjnej gospodarce południowych stanów, które w konsekwencji doprowadziły do wybuchu wojny secesyjnej (1861-1865) i ją przegrały. W 1865 roku XIII poprawka do Konstytucji zniosła niewolnictwo na terenie całego kraju.

W połowie XX wieku kolejna fala rasizmu obudziła sprzeciw środowisk postępowych dążących do rozszerzania praw obywatelskich. Ruchy emancypacyjne z końca lat sześćdziesiątych zajęły się dyskryminacją kobiet, mniejszości etnicznych, później gejów i lesbijek oraz wszelkich „innych”. Zajęcie się ofiarą w kontekście krzywdy systemowej narastało w Stanach Zjednoczonych od końca lat osiemdziesiątych i zdominowało lata dziewięćdziesiąte w okresie szczególnego nasilenia „wojny kultur”, czyli spolaryzowania ideologicznych założeń prawicy i lewicy, republikanów i demokratów, konserwatystów i liberałów. Najpierw za model mobilizacji i walki o poprawę losu świeżo wyłonionych ofiar systemu służyło doświadczenie Afroamerykanów, później wszelkie formy krzywdzicielstwa przyćmiło powoływanie się na zjawisko hitlerowskiego Holokaustu skierowanego przeciw Żydom.

W latach dziewięćdziesiątych powstał zaś antywiktymizm – reakcja na „politykę tożsamości”, multikulturalizm i welfare state, „państwo opiekuńcze“, które jego przeciwnicy uważali za wylęgarnię ofiar.

Perspektywa ofiary gwałtu

Swój udział w dyskusji o pojęciu ofiary miał amerykański feminizm drugiej fali. Systemową krzywdę kobiet upatrywał przede wszystkim w patriarchalizmie. Przy okazji ustalania i opisu istoty kobiecości doszło do wielu kontrowersji, ale zgadzano się raczej ze stanowiskiem, że różnice między kobietami a mężczyznami są w ogromnej mierze produktem męskiej dominacji, co przyczynia się do błędnego pojmowania kobiecej natury.

Krzywdę dyskryminowanych kobiet feminizm pojmował oczywiście znacznie szerzej, ale symptomatyczne dla tego rozumowania może być zjawisko gwałtu. Dociekanie okoliczności i winy przy okazji wymuszonego aktu seksualnego feministki nazwały „drugim gwałtem”. Zwalczały stanowisko, że niedopuszczenie do gwałtu ciągle uznane jest za odpowiedzialność kobiety. Przy okazji rozważań na temat aspektów prawnych przypomina się, że w dawnych czasach gwałt na kobiecie, jakkolwiek dokonany w jej ciele, był krzywdą wyrządzoną mężczyznom – jej ojcu, bratu, mężowi czy nawet fałszywie posądzonemu mężczyźnie. W odniesieniu do kobiety nie używano nawet terminu ofiara, a jedynie prosecutrix, oskarżycielka. Uznanie gwałtu (a wraz z nim ofiary tego przestępstwa) wymagało udokumentowania, że chodzi o przymus, a nie domniemane przyzwolenie.

Jako reakcja na feministyczny wiktymizm pojawił się feminizm antywiktymistyczny. Camille Paglia, na przykład, krytykując dogmatyzm radykalnego wczesnego feminizmu wytykała obsesję gwałtu, w szczególności „gwałtu na randce”. Dowodziła, że realnie patrząca na życie kobieta nie podejmuje działań, które zwiększają niebezpieczeństwo agresji i przestrzegała przed porzucaniem postawy zdroworozsądkowej. Kobiety – jej zdaniem – muszą wziąć za siebie odpowiedzialność.

Zwracano uwagę, że feminizm różnicy utwierdza kobiecą słabość poprzez nacisk na działania ochronne. Dostrzeżono, że w sposób paradoksalny podporządkowanie kobiet z jednej strony mogło wpłynąć na ich pasywność i poczucie małej wartości, a z drugiej wzmocnić je i skłonić do czynu. Gloria Jean Watkins (pod pseudonimem: bell hooks) z perspektywy czarnej Amerykanki krytykowała kobiety za utwierdzanie się w statusie ofiar, pokazując, że czarne kobiety nie uciekały się do tego zabiegu, gdyż „nie mogły sobie nań pozwolić” i dzięki temu stały się silniejsze. Nie bała się też powiedzieć, że białe kobiety miały swój udział w ucisku czarnych. Już dużo wcześniej Betty Friedan w słynnej Feminine mystique (1963) pisała o ofiarach, które winiła za to, że stały się ofiarami.

Zwrócenie uwagi na „perspektywę ofiary gwałtu” wpłynęło w tym okresie na zmianę w podejściu do ofiary. Na ogólnoświatowym sympozjum wiktymologicznym w 1973 r. w Jerozolimie odcięto się od doszukiwania się jakiejkolwiek winy w ofierze. Co znamienne, apelując o empatię wobec ofiar, jeden z prelegentów, Israel Drapkin, powołał się na wielkie cierpienia prześladowanych Żydów, niejako inicjując ten trend.

Wojna kultur a ofiary

Wcześnie, bo w latach siedemdziesiątych feministki mówiące o specyfice gwałtu sięgnęły do zwrotu blaming the victim. Zjawisko przerzucania odpowiedzialności z winnego na pokrzywdzonego po raz pierwszy nazwał tak William Ryan w wydanej w 1971 książce pod tym samym tytułem. Ryan, który uważał, że psychologia nie może sobie poradzić z niesprawiedliwością społeczną, uznał znajdowanie winy w ofiarach za ideologię czy proces, który jest „systemowym zniekształceniem rzeczywistości w celu zachowania status quo”.

Przeciwnicy wiktymizmu wskazują na Ryana jako ojca „mody” na wiktymizm, uważając, iż to dzięki niemu doszło do dramatycznej zmiany: przejścia od współczucia dla pokrzywdzonego do porzucenia wszelkiego krytycznego osądu (np. moralnego) wobec ofiary. Obwinianie innych jest zajęciem neurotycznym – głosił antywiktymista, psychoterapeuta spod znaku pozytywnego myślenia, dr Wayne Dyer w Your Erroneous Zones (1976). Dziś krytyce poddano obie strony. Mówi się, że ci, którzy obwiniają ofiary, jednocześnie oczyszczają się z zaniechania prób ukrócenia niesprawiedliwości, natomiast wiktymiści odrzucają jakąkolwiek odpowiedzialność ofiary za własny los. Jedna i druga strona cierpi na skrzywienie psychologiczne – odsuwanie od siebie odpowiedzialności.

Krytykująca postmodernizm amerykańskich środowisk akademickich prawica winę upatruje w poststrukturalizmie, dającym teoretyczne podstawy dla ataku na uniwersalizm i merytokratyczny porządek. Dla konserwatystów,atakujących akcję afirmatywną, welfare state, terapeutyczny ruch gloryfikujący self-esteem oraz eksperymenty pedagogiczne, samo pojęcie ofiary miało i ma silne konotacje z biernością, negatywizmem, słabością, ubezwłasnowolnieniem, uzależnieniem, egocentryzmem, zniewieściałością. Środowiska te krytykują ucieczkę od odpowiedzialności osobistej w zbiorowe poczucie krzywdy, co nazywają grypą emocjonalną. Wytykają upodobanie do rozwiązywania wszelkich sporów na drodze sądowej i szerzącą się metodę usprawiedliwiania się poprzez uprzednie doświadczenie krzywd (abuse excuse). Wiktymizm postrzegany jest jako strategia maksymalizowania korzyści materialnych bądź psychologicznych.

Obserwuje się nawet coś w rodzaju wiktymologii porównawczej. Rywalizacja, kto bardziej cierpiał, doczekała się nawet satyry, kiedy temat ten poruszono w amerykańskim serialu (w Polsce program ten znany jest jako).

Wedle ideologii wiktymizmu wszyscy cierpiący są bez winy, a cierpienie nie podlega zróżnicowaniu. O jakie korzyści chodzi wiktymistom – pytają antywiktymiści. O weberowską triadę: władza, pieniądze i status. A także o korzyści psychologiczne: uwagę, współczucie, wzmocnienie poczucia własnej wartości. Upolitycznienie spraw dotyczących tożsamości (głównie poprzez system osłon i subsydiów społecznych) prowadzi do wytworzenia osobowości wiktymistycznej, która cechuje się uzależnieniem od poranień, mentalnością roszczeniową. W wersji najbardziej skrajnej osoba poszukująca statusu ofiary postrzegana jest przez antywiktymistów jako kunktator, niebezpieczny i nierzadko agresywny. Lewica, w mniemaniu jej krytyków, dąży do tego, aby w ramach prawa legitymizować bezsilność, niezaradność, resentyment[4].

Literatura przedmiotu ze strony konserwatywnej[5] odwołuje się do zagadnienia charakteru. Z tej perspektywy mówi się, że zalew popularnej psychoterapii (przykładowo: obsesja w odnajdowaniu w sobie „wewnętrznego dziecka”) rozdyma oczekiwania sukcesu, krzewiąc młodzieżową kulturę opartą na indywidualnych wybujałych ambicjach i roszczeniach bez troski o „muskuły moralne”. W świecie chorób, błędów i pomyłek gubi się nazwanie zła po imieniu, zadośćuczynienie, kara. W świecie ciągłego uspokajania własnego sumienia, dobre bywa poczucie winy – mówi dr Laura Schlessinger. Chcąc przeciwstawić się złu, trzeba bowiem być moralnie silnym.

Antywiktymiści dowodzą, że uznanie się za ofiarę uzależnia. Wiktymizm powoduje zmiękczenie, feminizację ofiary, która ma poczucie, że coś jej zostało odebrane. Tak ujmuje to Jonathan Rauch:

To, co zyskujecie w wyniku upolitycznienia opresji, oczywiście zamierzacie zatrzymać. Ale aby zatrzymać zyski ze statusu ofiar, w dalszym ciągu trzeba odgrywać rolę ofiary. W każdej chwili musicie udowadniać, że ciągle jeszcze nie jesteście w pełni obywatelami, jeszcze się nimi nie staliście[6].

Podczas gdy lewicowi politycy dziś już odcinają się od „polityki ofiar”, na prawicy, która do tej pory dezawuowala bądź wprost ośmieszała modę na wiktymizm, pojawiło się pojęcie true victimhood. Chodzi o status „prawdziwej ofiary”, tzn. takiej, która odznacza się nieposzlakowaną niewinnością oraz odpowiedzialnością za swoje czyny – znosi krzywdę z godnością, nie popada w fatalizm, nie skarży się ani nie stara wykorzystać sytuacji, by rozgrzeszać swoje słabości. Atak na World Trade Center, na przykład, wpisał się w tendencję do kultu prawdziwej ofiary poprzez akcentowanie amerykańskiej niewinności.

Niektórzy komentatorzy, np. filozof James Bayley, uważają, że termin ofiara powinien być zarezerowany tylko dla osób, które robiły wszystko, aby nie stać się ofiarami i zostały nimi pomimo wielkiego wysiłku włożonego w przeciwdziałanie. Prawdziwą ofiarą jest tylko ktoś, kto odmawia uznania siebie za ofiarę. Zdaniem liberalnych krytyków takiego podejścia podział na ofiary wyimaginowane i prawdziwe w swojej tendencji do indywidualizowania pokrzywdzonych uderza w zmysł krzywd kolektywnych i odwraca uwagę od systemowego poszukiwania sprawiedliwości. W rzeczywistości mamy do czynienia z problemem biednych zasługujących na pomoc i takich, którzy na nią nie zasługują (deserving oraz un-deserving poor).

Alyson Cole w książce The Cult of True Victimhood. From the War on Welfare to the War on Terror stara się udowodnić, że dzisiaj w dyskursie amerykańskim dominuje ton antywiktymistyczny. W licznych artykułach spotyka się sformułowania, że nawet najbardziej okaleczona i pokrzywdzona ofiara brutalnego ataku „nie chce być ofiarą”. Woli określenie survivor, czyli kogoś, kto przetrwał, wytrzymał, przeżył. Survivor nie doczekał się polskiego odpowiednika[7], pewnie nie bez związku z faktem, że w tej rodzinie semantycznej funkcjonują już słowa nieprzetłumaczalne z kolei na angielski: przeżycie i przeżytek. W tym kierunku poszło nawet amerykańskie nazewnictwo rozmaitych publicznych agencji zajmujących się pomocą… ofiarom, ale eliminujących ten termin.

Pamięć bez rozpamiętywania

Dyskusja amerykańska w ramach owej wojny kultur – ostrej potyczki między dwoma skrajnymi podejściami przeciwstawnych obozów i ich ideologii – jest argumentem za zachowaniem umiaru i równowagi. Wiktymizm bowiem odwraca uwagę od odpowiedzialności osobistej człowieka, wagi charakteru i kierowania własnym losem, antywiktymizm natomiast od zagadnienia konieczności dążeń do ciągłego wspólnotowego wypracowywania sprawiedliwości. Inaczej mówiąc, o ile wiktymizm przesadza w rozczulaniu się nad ofiarą krzywdy, o tyle antywiktymizm skłania się ku lekceważeniu empatii. O ile w wiktymizmie za duży bywa akcent na aspekt kolektywny, w antywiktymizmie – na indywidualny.

Umiejmy przyznać, że choć pokrzywdzony nie musi być niewinny (np. wypędzeni), wyższy status moralny trzeba przyznać pokrzywdzonemu niesprawiedliwie. Uznajmy, że tak pokrzywdzony może stać się krzywdzicielem, jak i vice versa. Nie dajmy się wkręcić w porównywanie cierpień, resentyment, przerzucanie winy, cierpiętnictwo. Umiejmy rozróżnić nieszczęście (misfortune) i niesprawiedliwość. Na nieszczęście nie mamy wpływu, niesprawiedliwości możemy starać się zaradzić.

Bądźmy świadomi pokusy ideologicznych i politycznych manipulacji. Nie zamykajmy ust ofiarom, ale też nie wykluczajmy, że mogą przesadzać w opisie doznanych krzywd. Uznajmy, że ofiary mogą się poskarżyć. Dostrzeżmy pozytywny wydźwięk skargi, która powinna dać początek próbom zaradzenia złu, a nie zamykać w jałowej, egocentrycznej zrzędliwości. Nie zapominajmy o wadze pamięci historycznej, ale nie popadajmy w zapamiętałe rozpamiętywanie.

Joanna Petry Mroczkowska – doktor nauk humanistycznych, tłumaczka, eseistka, krytyk literacki, członek Zespołu Laboratorium WIĘZI. Autorka książek Amerykańska wojna kultur, Siedem grzechów głównych dzisiaj i Niepokorne święte. Mieszka trochę w Krakowie, trochę pod Waszyngtonem.

Artykuł ten został opublikowany w Więzi pod tytułem Polityka ofiar? Status pokrzywdzonych w dyskusji amerykańskiej



[1] O. Kolberg, Przysłowia, Warszawa 1977, s. 304.

[2] Za twórców wiktymologii uznaje się Hansa von Hentinga (The Criminal and His Victim, 1948), a przede wszystkim Benjamina Mendelsohna, który pierwszy zastosował tę nazwę dla wypracowywanej przez siebie dziedziny kryminologii. Stała ona w pewnej opozycji właśnie do kryminologii zajmującej się ofiarami przestępstw oraz badaniem roli ofiary w genezie przestępstwa, zwłaszcza ustalaniem czynników tworzących podatność na stanie się ofiarą (victim precipitation). Swój wkład do wiktymologii ma też Stephen Schafer, autor The Victim and His Criminal, 1968. Wedle nowszej koncepcji niezależny dział wiktymologii powinien badać nie tylko ofiary przestępczości indywidualnej, lecz także zagadnienia związane z ofiarami pogwałceń praw człowieka.Taka wiktymologia ogólna zajmowałaby się również rządowymi posunięciami stawiającymi sobie za zadanie zmniejszenie cierpienia obywateli (na skutek wszelkich szkodliwych działań, z katastrofami naturalnymi włącznie) oraz wypracowaniem metod zapobiegania wiktymizacji. Tzw. wiktymologia czynu (jednostkowego) ustępuje miejsca „wiktymologii czynnej” nastawionej na problemy zbiorowości. Radykalni wiktymolodzy zajęli się pomocą ofiarom policji, wojny, systemu penitencjalnego itp. Powstało pojęcie „ofiar społecznych” i Emilio Viano ubolewał, że społeczna wiktymizacja stanowi zaniedbaną dziedzinę badań.

[4] Już Nietzsche zwracał uwagę, że osoby ogarnięte resentymentem pielęgnują przekonanie, że słabość, bierność i cierpienie są w istocie cnotami. W dziele Z genealogii moralności (1887) napisał, że każda chorowita owieczka uważa, że skoro cierpi, ktoś musi być temu winien.

[5] Shelby Steele, The Content of Our Character: A New Vision of Race in America (1990); Dinesh D’Souza, Illiberal Education: The Politics of Race and Sex on Campus (1991); Charles Sykes, Nation of Victims: The Decay of the American Character (1992); Robert Hugues, Culture of Complaint: The Fraying of America (1993); Alan Dershowitz, The Abuse Excuse: And Other Cop-Outs, Sob Stories and Evasions of Responsibility (1994).

[6] W: Alyson Cole, The Cult of True Victomhood (2007), s.170.

[7] W WIĘZI 2007 nr 8-9, w artykule Świat nawiedzony, Zygmunt Bauman używał neologizmu „przeżytnik”.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O ofiarach w dyskusji amerykańskiej
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.