Przestań bać się zranień

(fot. shutterstock.com)
Anna Kaik

Każdy z nas doświadcza w życiu zranień. Wszystkie wiążą się z bólem, ale nie oznacza to, że są dla nas wyłącznie czymś niszczącym. Wręcz przeciwnie - pisze Anna Kaik.

Ojciec Augustyn Pelanowski OSPPE w swoich rekolekcjach pt. "Jak pokochać własne życie?" rozważa biblijną historię Mojżesza.

Bóg powołał Mojżesza na wodza narodu wybranego. Obdarował go charyzmatami, dał mu władzę nad chorobami i nad zjawiskami przyrody. Po tym wszystkim, czego na nim dokonał, "w czasie podróży w miejscu noclegu spotkał Pan Mojżesza i chciał go zabić" (Wj 4,24).

Wielu biblistów zastanawia ten fragment: dlaczego Bóg pomiędzy obdarowaniem Mojżesza nadzwyczajnymi łaskami, a wykonaniem przez niego misji, do której został powołany, chciał go zabić? Dalsze fragmenty Księgi Wyjścia pozwalają na pewną interpretację: "Sefora wzięła ostry kamień i odcięła napletek syna swego i dotknęła nim nóg Mojżesza, mówiąc: «Oblubieńcem krwi jesteś ty dla mnie». I odstąpił od niego Pan. Wtedy rzekła: «Oblubieńcem krwi jesteś przez obrzezanie»" (Wj 4,25-26).

DEON.PL POLECA

Niektóre tłumaczenia podają, że Mojżesz nie chciał obrzezać swojego syna - nie chciał go zranić. Pragnął uchronić go przed cierpieniem. To się właśnie Bogu nie spodobało: lęk Mojżesza przed bólem, zranieniami w życiu. Bóg nie chciał, żeby na czele narodu wybranego stał człowiek, który nie godzi się na zranienia.

Potwierdzenie takiego pojmowania zranień przez Boga - jako życiowej konieczności - znajdujemy w pełni w tym, co spotkało Chrystusa. Cały był zraniony, skatowany, zmaltretowany. I trudno powiedzieć, która męka była większa: fizyczna czy psychiczna.

Tymczasem my codziennie wielbimy krzyż Zbawiciela, a naszym zranieniom mówimy "nie". Wielbimy rany Chrystusa, a uciekamy jak najdalej od naszych ran.

- Mamy bardzo złe pojęcie o zranieniach. Nie Boże pojęcie - mówi o. Pelanowski. - Chrześcijanin niczego się nie boi. Do tego Bóg chce nas przygotować. Dlatego zsyła nam te wszystkie doświadczenia, żebyśmy przestali się bać zranień, żebyśmy umieli przyjąć wszystko.

"Ranliwość", czyli zdolność do miłości

Różnimy się między sobą podatnością na zranienia. Są osoby, które łatwiej zranić, i są ludzie "gruboskórni", którzy w relacjach z innymi poruszają się jakby w zbroi emocjonalnej. Jean Vanier w wywiadzie z Wojciechem Bonowiczem i Łukaszem Tischnerem (Słabość Boga, "Znak" 3/2000) wprowadza pojęcie "ranliwości", w której tkwi właśnie tajemnica miłości. Ten, kto kocha, odsłania się, a tym samym otwiera na zranienia.

- Gdy tylko ktoś zaczyna kochać, staje się kruchy, podatny na okaleczenie - stwierdza Vanier. I dodaje: - Jezus to Osoba, która może być najboleśniej zraniona, bo On kochał najpełniej.

Oznacza to więc, że podatność na zranienia jest tym większa, im bardziej jesteśmy zdolni kochać. Im mocniej kochamy, tym bardziej musimy być gotowi na cierpienie.

Vanier ujmuje to wprost: - Istnieje ścisły związek między cierpieniem i miłością.

Musimy zaakceptować fakt, że gdy kochamy, gdy wychodzimy do innych z sercem, nadzieją na miłość, zawierzeniem - będą się nam przytrafiały zranienia. Najwięksi mistycy doświadczający najgłębszej Bożej miłości byli znaczeni bolesnymi ranami; św. ojciec Pio, św. Małgorzata Alacoque, św. Franciszek, bł. Anna Katarzyna Emmerich… Byli oni niejako przeszyci Bożą miłością. Ich duchowe zaślubiny z Bogiem były połączone z bólem fizycznym i psychicznym.

A Jezus? Był chodzącą raną, bo pokochał człowieka i oddał się w jego ręce. Pozwolił się zranić. Jego męka jest dowodem, że pokochał nas naprawdę. Również my nie powinniśmy uciekać od zranień, nie możemy się ich lękać. Trzeba je przetrwać i zaakceptować.

- Nasze zranienia świadczą o tym, że naprawdę kochamy, a nie udajemy, że kochamy - mówi o. Pelanowski.

Zgodzić się na zranienia

Być może trudno nam pogodzić się z takim pojmowaniem miłości, której nieodłącznie towarzyszy cierpienie. Hodujemy w sobie bowiem fałszywą wizję miłości, która wiąże się z odczuwaniem szczęścia, radości, spełnienia. Owszem, to również zapewnia miłość, ale nie możemy brać z niej wybiórczo tylko tego, co odpowiada naszym gustom.

Istnieje zagrożenie, że radość, dobre samopoczucie, zadowolenie, spełnienie staną się dla nas osobnym bogiem, a prawdziwy Bóg będzie tylko sposobem do osiągnięcia naszych celów. Radość i dobre samopoczucie mogą być dla nas ucieczką przed prawdą. Prawdą, że życie i miłość kosztują i bolą.

- Każdy z nas nosi w sobie pragnienie życia szczęśliwego i spełnionego, pełnego satysfakcjonujących doświadczeń - stwierdza o. Pelanowski. - Ale to pragnienie odnosi się nie do tego życia, ale przyszłego! Dopiero tam zostanie spełnione.

W tym życiu mamy nauczyć się znosić zranienia i związany z nimi ból, a jednocześnie pozostać wolnymi, nie żyć w strachu i lęku przed cierpieniem. Jesteśmy powołani do miłości, a prawdziwa miłość nie boi się niczego, bo nie boi się cierpienia. Jeśli powiesz "tak" swoim zranieniom, tym, których doświadczyłeś do tej pory, i tym, które jeszcze przed tobą - przestaniesz się bać. Dopiero wtedy będziesz mógł przejść z Chrystusem całe życie, także w chwilach bólu i nieszczęścia, bez buntu, bez wątpliwości, wielbiąc Go za wszystko, co cię spotyka.

Przeczytaj, jak sobie radzić ze zranieniami z przeszłości>>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Przestań bać się zranień
Komentarze (1)
G_
Grzegorz _
1 czerwca 2019, 23:45
Ale... czy lepszym podejciem do zranień nie byłby raczej brak strachu przed nimi z jednoczesnym dążeniem do minimalizacji ich skutków? Nawet jeżeli "życiową koniecznością" może czasem być doświadczenie jakiegoś zła, to kiedy już się ono pojawi nie powinno się raczej minimalizować jego skutków (nie ze strachu przed nimi, tylko dlatego, że skutki zła bywają raczej złe) zamiast trochę cierpiętniczo pozwalać, żeby nas raniło?