Uzależnieni od przyszłości

(fot. p4nc0np4n / flickr.com)
Magdalena U. Dąbska / Egzorcysta / slo

Coś, co jeszcze przed chwilą wydawało się nie do pomyślenia dla "człowieka nowoczesnego", staje się czymś bardzo na czasie. Praktyka wróżbiarska i okultystyczna jest już prawie naturalna, jest czymś "trendy".

Często wydaje się nam, że ludzie przestali już tłumaczyć sobie rzeczywistość przez powoływanie się na jeden jedyny czynnik sprawczy. Jesteśmy raczej przyzwyczajeni do "pluralistycznego" rozumienia źródeł faktów, które nas otaczają. Jednak znów nie brakuje myśli o jedności wszystkich rzeczy, powiązaniu wszystkich idei w idei jednej praprzyczyny czy też idei naszego losu jako już dawno zapisanej tablicy - gdzieś i przez kogoś. Co ciekawe, nie są to wcale myśli inspirowane wprost czynnikami religijnymi, jak pewnie niektórzy byliby skłonni myśleć.

Czym jest bowiem rozszerzająca się i coraz bardziej obecna we współczesnej kulturze wiara w realną moc i wiedzę osób wróżących, a przede wszystkim coraz szersza praktyka działań i czynności wróżebnych? Czy ci, którzy zarzucali innym myślenie dogmatyczne, nie popadają przypadkiem w wiarę w całkiem nowe dogmaty? Może inaczej niż religijnie umotywowane, a może raczej tworzące formę nowego, prawie już super modnego, zaskakującego kultu? Coś, co jeszcze przed chwilą wydawało się nie do pomyślenia dla "człowieka nowoczesnego", staje się czymś bardzo na czasie. Praktyka wróżbiarska i okultystyczna jest już prawie naturalna, jest czymś "trendy".

Jak pogadać z nieżyjącym pieskiem?

DEON.PL POLECA

Francja, początek lat dwutysięcznych. Okres noworoczny. Znajoma opowiada mi o zwyczaju bardzo lubianego i wysoko cenionego prezentu noworocznego, jakim obdarowują się znajome i przyjaciółki. To dużo wcześniej zamawiana, wyczekiwana i specjalnie opłacona z góry wizyta u Elli - lokalnej bardzo wziętej "jasnowidzki", wróżącej z kart zwykłych i tarota, z ręki, z oczu, pisma i zdjęcia. Co może Elli? No prawie wszystko. Za jej pośrednictwem możemy spotkać się i porozmawiać z nieżyjącym pieskiem, kotkiem lub babcią, dowiedzieć się, co myśli i co zamierza nasz przyjaciel lub nieprzyjaciel, zapytać, czy warto odwiedzić matkę przebywającą w domu starców, rozpocząć prowadzenie "duchowego dziennika", odbyć spowiedź i uzyskać duchowe pokrzepienie, no i oczywiście mieć pewność, co czeka nas za miesiąc, rok, jak potoczy się historia naszego małżeństwa, kariery, związku. Jestem zaintrygowana.

Nie ma czarnych kotów

Nadchodzi czas, że i ja jadę do Elli. Mam zapewnienie, że będę zafascynowana. Duży dom na przedmieściach. Ciekawe, przestronne wnętrza. Brak atmosfery tajemniczości i grozy. Żadnych szklanych kul, czarnych kotów i innych tradycyjnych atrybutów. Świece zapalone raczej dla podkreślenia estetyki wnętrza. Za to jednak cały pokój zapełniony wizerunkami świętych i aniołów. Wszędzie po prostu pełno wizerunków aniołów. Anioły do wszystkiego i od wszystkiego. Co ciekawe - nigdzie jednak nie ma wizerunku Archanioła Michała i Matki Boskiej. To rzuca się w oczy bardzo wyraźnie. Nie ma także wizerunku Jezusa. Poza wszystkim Elli przekonuje mnie, jak ważne jest zabieganie o wstawiennictwo świętych i aniołów.

Zaprogramowana przepowiednia

Pytam, po co to wszystko. Elli jest zdziwiona - przecież wiadomo, że chodzi o realizację naszych celów i zamierzeń. Oni wszyscy mają nam pomóc zrealizować nasze plany i patronować naszym zamierzeniom. To my jesteśmy celem i miarą swoich planów i sukcesów. Wszystko mamy w sobie i dla siebie i sami jesteśmy w stanie osiągnąć to, co zamierzamy. Święci i aniołowie mają nam pomóc w sposób, który my sami założymy. Są narzędziami do realizacji naszego celu. Są jakby tylko i wyłącznie pociągowymi końmi zaprzężonymi do pojazdu naszych osobistych celów. Pytam się, co się stanie, jeśli nie zechcą działać tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Nasi duchowi przewodnicy ujawnią nowe sposoby poprzez znaki - do ich odczytania potrzebna jest oczywiście wróżka. Ażeby osiągnąć więcej z życia, możemy wspomagać się formułami. Magiczne afirmacje, takie niewinne słowa, ułożone przez wróżkę "na miarę". Trzeba je powtarzać codziennie systematycznie - w ten oto sposób na pewno już nie będzie czasu na pomyślenie z troską o naszych bliskich, a nasza wolna wola znika gdzieś w odmętach uzależnienia. Stajemy się uzależnieni od tego, co powie i co zasugeruje nam wróżka. Powoli staje się tak, że nie powierzamy już niczego decyzji i działaniu naszej wolnej woli. Sami przyznajemy, że nasze cele i dążenia przestają wypływać z nas samych - stają się raczej "przepowiedziane" przez czynnik zewnętrzny, programujemy się na przebieg wypadków, który jest założony przez ten czynnik. Zaczynamy gubić wątek przewodnictwa we własnym życiu. Czy jest tak, że to my stoimy u steru, czy też stajemy się realizatorami planu, który ktoś założył dla nas?

Niech się dzieje wola nasza!

Pytam Elli, czy jej wiara w kierowniczą rolę aniołów i świętych nie kłóci się z jej ogólnie agnostycznym podejściem do roli Boga. Jest zaskoczona. Przecież jeśli oni wszyscy realizują to, co zakładamy jako najlepszy pomysł na swoje życie, to jest także miejsce na Boga. Myślę sobie o Bogu jako o małym ogniwku dążenia do realizacji naszych małych celów. Elli mówi mi, że wcale nie jest najważniejsze to, że można zobaczyć przyszłość - najważniejsze jest kształtowanie tej rzeczywistości poprzez wpływanie na czynniki, które na tę przyszłość mają wpływ. Tego zaczynam nie rozumieć. Ona widzi przyszłość, która jest już właściwie z góry określona, ale jednocześnie przez rytuał mamy możliwość wpływu na rzeczywistość, która jest już w jakiś sposób zdeterminowana.

Pytam Elli o to, czy Bóg ma realizować w jej wizji swoją własną wolę, czy raczej wolę naszą? Wygląda na to, że może On realizować wolę swoją, ale pod warunkiem, że jest ona wolą naszą. W tym momencie widzę już bardzo wyraźnie, że w zasadzie taki Bóg nie jest nam już do niczego potrzebny. Pozostaje Mu bowiem rola nudnego patrona, kelnera naszych własnych pomysłów zrealizowanych za pomocą naszej własnej woli, wyłącznie własnymi siłami. Zastanawiam się, jak to w ogóle jest możliwe: jak możliwy jest związek naszego chcenia z istniejącą już rzekomo, ukształtowaną rzeczywistością, którą wieszczy mi wróżka.

Elli nie chce mi wróżyć - mówi, że mam zbyt mocną wolę i mogę sobie powróżyć sama. Ja myślę, że raczej nie odpowiada jej to, że trochę "przejrzałam jej karty". Teraz zastanawiam się, czy "widzenie" i "polepszanie rzeczywistości" jest tylko udziałem wróżek z przedmieść - takich jak Elli. Zdziwicie się - w to bawią się środowiska mediów, polityki i biznesu, np. światowe koncerny farmaceutyczne i kosmetyczne. I nie chodzi tu o popularną homeopatię...

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Uzależnieni od przyszłości
Komentarze (4)
O
ośka
5 listopada 2012, 13:38
Mnie zastanawia po co autorka artykułu poszła do tej wróżki? Z ciekawości? Zasada jest jedna, od takich rzeczy należy trzymać się z daleka. "Niech ten co stoi baczy by nie upadł".
L
leszek
4 listopada 2012, 21:49
Diabeł jest po prostu nowoczesny i idzie z duchem czasu. Kiedyś miał rogi, ogon, kopyta i na rozstajach dróg łowił dusze. Dzisiaj diabeł łowi ludzi tym co modne, czyli pseudoduchowością i pseudonauką. Ale najlepiej od diabła się trzymać jak najdalej i nie przekraczać progu domu gdzie odprawia swoje obrzędy. Diabeł łowi także ludzi nadmiernie ciekawych, nie na darmo mawiają, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
Bogusław Płoszajczak
4 listopada 2012, 18:37
No cóż, znowu widać dlaczego Biblia ostrzega przed magią....
O
ona
4 listopada 2012, 15:15
No i co z tego? Głupota ludzka była i będzie, mody przemijają.