(fot. carl.jones / flickr.com)

To jedno z tych gorzkich doświadczeń, przed którym mniej lub bardziej rozpaczliwie uciekamy. Nieraz tak boli, że psychika uruchamia wszelkie możliwe mechanizmy obronne, aby go uniknąć. W większości przypadków wstydzą się ci, którzy będąc upokarzani, nie otrzymali jednocześnie wsparcia od najbliższych, a czasem to właśnie najbliżsi odcisnęli na ich psychice to głębokie, bolesne piętno.

Wstyd wiąże się ściśle ze społecznym aspektem ludzkiej natury. Jest on reakcją, która rodzi się w relacji do drugiego człowieka lub grupy. Co więcej, wstydzimy się tym mocniej, im bliższa jest relacja z tymi osobami. Ale pojawia się też pewien wyjątek: jeśli są to ludzie, z którymi pozostajemy w relacji miłości rozumianej jako wzajemne oddanie siebie i przyjmowanie drugiego, wstyd "rozpuszcza się" , jak ujął to Karol Wojtyła w "Miłości i odpowiedzialności". Aby jednak dotrzeć do tego etapu, musimy najpierw zmierzyć się z momentem zaufania drugiej osobie. I ten moment, zazwyczaj sprzężony z dużym ryzykiem, bywa chwilą, gdy wielu z nas rezygnuje z tak głębokiej relacji i wstyd pozostaje.

DEON.PL POLECA

Wstydzimy się na ogół rzeczy, które w kulturze uchodzą za negatywne: błędów i naruszenia norm społecznych. To powiązanie wstydu z obowiązującą kulturą czy też pewnym klimatem społecznym jest kluczowe. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu kobiecie nie wypadało używać słów powszechnie uznanych za wulgarne - dzisiaj staliśmy się bardziej "elastyczni" i przyjmujemy to z obojętnością.

Jest też inna forma wstydu, przyporządkowana do naszej cielesności, a dokładnie związana z uświadomieniem sobie, że nasze ciało przedstawia i wyraża nas także wobec innych. Ten związek wstydu ze społeczną funkcją ciała świetnie uchwycił Jan Koteja, profesor Akademii Rolniczej, okaleczony przez chorobę Heinego-Medina: "Kalectwo i seks mają niebagatelną cechę wspólną - są wstydliwe. Eksponowanie seksu na ulicy jest źle widziane. (…) Dokładnie taka sama reakcja zachodzi w przypadku zetknięcia z ułomnością. Kaleka czuje się tak, jakby miał spodnie rozprute w niewłaściwym miejscu, a przechodzień udaje, że tej dziury nie widzi" ("1981. Rok niepełnosprawnych").

Zarówno współżycie, jak i kalectwo odsłaniają naszą słabość. To, co słabe, a więc wstydliwe wyróżnia nas z tłumu, zresztą wstyd pojawia się często także pod postacią tremy, a więc dokładnie w sytuacji, kiedy skupiamy na sobie uwagę większej grupy ludzi lub kogoś dla nas ważnego.

Czym więc jest wstyd? Nie jest lękiem, choć ten często wstydowi towarzyszy. O wiele bliżej mu do poczucia bycia osądzanym, poddawanym lub poddanym już zwłaszcza negatywnej ocenie. Zawstydzenie jest łagodzone przez akceptację, więc musi być pokrewne z doświadczeniem odrzucenia lub obawy przed nim.

Tu rodzi się pytanie, czy powodem zawstydzenia może być coś obiektywnie pozytywnego: postawa lub zachowanie, które owocuje dobrem. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że wstyd jest ściśle związany z kulturą danej społeczności, to odpowiedź na to pytanie będzie niestety brzmiała: tak. Bolesnym przykładem może tu być historia dwudziestoparoletniej matki z USA (filmik z jej świadectwem obiegł ostatnio portale zajmujące się tematyką pro life), która zdecydowała się urodzić swoje niepełnosprawne dziecko (chłopiec nie ma oczu). Dla wielu osób z jej otoczenia bycie rodzicem takiego dziecka było powodem do wstydu, tym większego, że przecież "mogła usunąć". Obiektywne dobro (życie człowieka) zostało w tamtej kulturze uznane za względne, bo zależne od czegoś tak niewymiernego jak "jakość życia". Wskutek tego osoby, które stawiają życie wyżej niż reszta społeczności, są postrzegane jako odmieńcy i doświadczają z tego powodu upokorzeń.

W tym kontekście widać też wyraźnie dlaczego Jan Paweł II tak mocno akcentował potrzebę tworzenia cywilizacji, w której ludzkie życie będzie postrzegane jako wielka wartość. Bez zaplecza w postaci wsparcia wspólnoty trudno jest unieść ciężar wstydu, nie mówiąc o kosztach i obciążeniu psychicznym związanym z mierzeniem się z taką sytuacją. Wierność wartościom w takiej sytuacji prowadzi do tworzenia kontrkultury, a więc przestrzeni społecznych powiązanych wspólnymi wartościami, w których osoby idące za nimi doświadczą przyjęcia i dzięki temu będą mogły unieść brzemię odrzucenia. I bardzo prawdopodobne jest to, że taka jest przyszłość, a gdzieniegdzie na świecie nawet teraźniejszość chrześcijan.

Oprócz zewnętrznego wsparcia w radzeniu sobie ze wstydem bardzo ważne jest doświadczenie bycia bezwzględnie akceptowanym, czy to przez najbliższych, czy pochodzące z głębokiego przeżycia religijnego przeżycie bycia umiłowanym dzieckiem Boga. Doświadczenie to tworzy fundament, dzięki któremu możliwe jest "postawienie na swoim" pomimo bycia odrzuconym. Jest ono bardziej kluczowe, choć mniej dostrzegalne, niż wsparcie społeczności. Można je porównać do mocnego kręgosłupa, podczas gdy wspólnota pełni rolę gorsetu lub zbroi.

Od wstydu można uciec, na przykład w samotność lub odizolowanie się od reszty społeczności. Jednak mało kto jest na tyle silny i samowystarczalny, by mógł sobie na taki luksus pozwolić. Takie rozwiązania ostatecznie kończą się samooszukiwaniem i cierpieniem, bo z natury potrzebujemy siebie nawzajem. Na szczęście jest jeszcze inna droga, a w zasadzie wąska ścieżka: kontemplacja i wypływająca z niej pokora. Ale nie należy tej postawy mylić z upokorzeniem. Chodzi o spojrzenie na siebie i innych w prawdzie oraz uznanie istnienia systemu bezwzględnych wartości danych nam w Objawieniu. Są one niezależne od panującej kultury, ale mają w sobie potencjał tworzenia nowej lub pomagają przekształcić zastaną tak, by znalazło się w niej miejsce dla tych, którzy dotychczas byli zawstydzani z powodu czynionego dobra, choroby lub kalectwa (wstyd związany ze sfera seksualną jest nieco odmiennym tematem, bardzo szerokim).

Stanięcie twarzą w twarz z tym, co wywołuje na naszych twarzach rumieniec i rodzi gorzki smak upokorzenia, a następnie przezwyciężenie wstydu jest możliwe tylko wtedy, gdy mamy wsparcie w miłości przeżytej i doświadczanej. Bez niej zostaniemy przez tego rodzaju wstyd wtłoczeni w rolę pełnego pychy pana lub szukającej swojego unicestwienia ofiary. Żadna z tych ról nie jest życiodajna, żadnej z nich nie zapragnął dla nas Stwórca.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wstydzę się
Komentarze (1)
O
Owca
4 czerwca 2012, 18:16
Jest jeszcze droga tchórzostwa, kiedy żyje się tak jak inni, gdy ludzie w Kościele i wsród innych katolików są chrześcijanami, a wśród ludzi milczą lub wręcz naśladują ich z obawy przed odrzuceniem. Tu silniejsi i dojrzalsi są ludzie, którzy przeżyli już podobne doświadczenie wczesniej. Oni rozumieją, że gorszym jest stracić w oczach miłującego i sprawiedliwego Ojca, niż w ludzkich, które patrząc przez belką widzą każdą naszą drzazgę. To wygodne dla kazdego  z nas widzieć cudze zło, a sobie pobłażać. Myślę, że chrześcijanin zawsze już będzie ośmieszany, osądzany, a przegra, jeśli odpowie na to nienawiścią lub ucieczką. A zatem jeszcze wiele razy rozczarujemy siebie i Boga, zanim zaczniemy rozczarowywać innych. Oby Bóg nas przemienił i przez Chrystusa Pana naszego posłał do nas Ducha Świetego z darem rozumu, męstwa, miłości i co mu jeszcze przyjdzie do Głowy:) Amen