A Lady Gaga świetną wokalistką jest!

Obalając kanony, normy i "tradycyjne wartości" zrównał bowiem i zdemokratyzował wszelkie gusty i upodobania kulturowe i unieważnił podziały na kulturę "wysoką" i "niską". (fot. SpreePiX - Berlin / flickr.com)
Alfa Omega / slo

Były kiedyś, dawno temu, takie czasy, kiedy powieści Marqueza kupowało się spod lady, "Politykę" wymieniało za kartki na papierosy, a karnety na Konfrontacje Filmowe załatwiało przez dojścia w zaprzyjaźnionym DKF-ie. Nie wypadało inaczej. Tak robili bowiem "wszyscy", a zaległości w tym zakresie groziły towarzyską infamią.

Wystarczyło jednego pokolenia i dwóch dekad transformacji, by wstyd się było przyznać w gronie znajomych, że w ogóle wydajemy kasę na jakieś książki inne niż powieści Grocholi i Browna (z całym szacunkiem dla pani Kasi i pana Dana), gazety, oprócz "Faktu" czy bilety do kina, o ile nie są to wejściówki do multipleksu na "Szklaną pułapkę 11" (popcorn and cola included).

Jedyny snobizm, jaki ostał się jeszcze w naszych czasach w odniesieniu do kultury określanej jako "elitarna" to - zdaje się - snobizm na aintelektualizm.

DEON.PL POLECA

Czyli jest jak u Lema: "Nikt nic nie czyta (nie ogląda, nie słucha, nie uczestniczy), jeśli czyta to i tak nie rozumie, a jak już rozumie, to zaraz zapomina".

Nikt nie wstydzi się też deklarować publicznie, że aktualnie wydawana literatura to dla niego bełkot, współczesna sztuka - bohomazy, awangardowa muzyka - jazgot, a wszystko razem to inteligenckie zawracanie głowy, które nic, a nic nie obchodzi normalnego człowieka.

Czyja to robota? Intelektualistów, oczywiście. A tych najbardziej zasłużonych potrafimy nawet wskazać z dzieła i nazwiska. Największe zasługi w skutecznym tępieniu snobizmów intelektualnych położyli bowiem europejscy pionierzy postmodernizmu, dzielnie wspomagani zza oceanu przez amerykańskich pragmatystów. Tak więc temu, że dzisiaj "nikt nic nie czyta... " i tak dalej winni są: Fryderyk Nietzsche, który najgłośniej postulował przewartościowanie porządku aksjologicznego (systemu wartości) w kulturze europejskiej, a potem panowie, którzy dokonali tego w praktyce - Baudrillard, Derrida, Lyotard i cała reszta wymienianych przez wszystkie encyklopedie reprezentantów modernizmu z przedrostkiem "post-".

Z Ameryki pomogli im zaś przede wszystkim William James oraz John Dewey, który najbardziej ze wszystkich filozofów pragmatystów przyczynił się do praktycznej demokratyzacji kultury "dla mas".

Pomijając wszelkie subtelności (wyłożone przez literaturę przedmiotu o pojemności biblioteki osiedlowej na Ursynowie), to właśnie postmodernizm wprowadził do kultury pojęcia relatywizmu, pluralizmu, dekonstrukcji i kontestacji wszelkiej tradycji.

Relatywizm przyniósł w praktycznych skutkach zakwestionowanie "odwiecznych" wartości, a więc także standardów, norm, reguł i kryteriów obowiązujących dotąd w kulturze elitarnej. Pluralizm, dowartościowując twórczość niszową - etniczną, amatorską, genderową itp., - dał też uzasadnienie teoretyczne dla odrzucenia tradycyjnych kanonów estetycznych, wspomagając w ten sposób aspiracje i intuicje artystycznej awangardy.

Co znaczy kontestacja tradycji w kulturze, filozofii i sztuce, to wiadomo Dekonstruktywizm natomiast zakwestionował utrwalone sposoby interpretacji i percepcji, a więc także uczestnictwa w kulturze.

Jeśli dodać do tego pół wieku usiłowań amerykańskich pragmatystów, żeby - w imię demokratyzacji - postawić znak równości między różnymi przejawami twórczości plastycznej, wyprowadzić sztukę z muzeów, a same muzea zmienić ze świątyń sztuki w artystyczne theme parks (co jak dotąd najlepiej udało się chyba w MoMA, ku oburzeniu artystycznych dinozaurów, takich jak Frank Stella), to nietrudno zrozumieć, że postmodernizm jak najbardziej świadomie i programowo zamordował wszelki kulturowy elitaryzm, a wraz z nim - intelektualne snobizmy.

Obalając kanony, normy i "tradycyjne wartości" zrównał bowiem i zdemokratyzował wszelkie gusty i upodobania kulturowe i unieważnił podziały na kulturę "wysoką" i "niską".

Od tej pory rzeźba Peryklesa nie jest już lepsza (ani gorsza, of course) od papuaskiej maski czy indiańskiego totemu. Rembrandt wcale nie góruje nad Richterem, ale też wielbiciele Vermeera nie muszą bronić swoich upodobań przed krytyką fanów Koonsa czy admiratorów Murakami. "Kulturalne lato" w Nowym Jorku może zaś oznaczać koncerty z cyklu Mostly Mozart, ale równie dobrze te z River to River. A retrospektywa Richarda Serry na Governors Island niekoniecznie musi uchodzić w powszechnym odbiorze za bardziej ekskluzywną, niż prace twórców z lokalnej Sulptor’s Guild, pokazywane na sąsiednich trawnikach. Takie czasy.

Kiedy więc brytyjski socjolog Frank Furedi pyta w swoim słynnym eseju "Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?" można mu odpowiedzieć tylko jedno: zajęli się praktykowaniem postmodernizmu.

Nikt więc nie zabrania czytać Marqueza i "Krytyki politycznej", bo wszak istnieją wciąż na świecie intelektualni masochiści. Ale większość wybiera Grocholę i lekturę "Faktu". A Lady Gaga świetną wokalistką jest!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

A Lady Gaga świetną wokalistką jest!
Komentarze (5)
L
LeVoxMe
13 lipca 2011, 11:05
O rany... świetny artykuł. Szczerze powiem, że gdyby nie Google+ to czytałbym nadal fakt.pl. Co mnie boli? To, że nie można być innym. Każdy przejaw "lubienia innego rodzaju sztuki/przekonań, niż ta, która panuje w moim kręgu kulturowym" jest krytykowana. Jeżeli facet słucha Gagi to mogą go nazwać pedałem, jeśli dziewczyna maluje się, jak "plastik" to jest d*iwką, jeśli ktoś dobrze się uczy to jest kujonem, a jeśli ktoś nie jest najlepszy w sportach jest fajtłapą, kuternogą, matołem. Nie ma różnorodności, a jeśli się pojawi to zostaje wyśmiana. Nie mam najmniejszego pojęcia, skąd to się bierze, czy z zazdrości, czy z nienawiści? Jak to możliwe, że ludzie tak bardzo na siebie nagadują?
E
ekspert
13 lipca 2011, 09:34
I nikt dziś nawet nie zajrzy do takiego artykułu, jeśli sie nie napisze w nagłówku " Lady Gaga" :)
A
Aura
12 lipca 2011, 11:03
nie wiem, co dobrego wypływać mogło z jakiegokolwiek snobizmu, choćby "intelektualnego", czy "intelektualny snobizm" to adekwatne sformułowanie? rozumiem, że powinny istnieć jakieś kanony, normy, i przecież istnieją -choć może nie dla wszystkich, ale sądzę, że dopóki szuka się zrozumienia dla choćby ludowej sztuki, próbuje się ją przybliżać człowiekowi, to jest to dobre przecież niewielu może sobie pozwolić na podziwianie Kaplicy Sykstyńskiej, czy Luwru
11 lipca 2011, 21:24
To jest szersze pytanie: czy da się oddzielić estetykę i sztukę od wyznawanych wartości i treści, które przenosi.
T
teresa
11 lipca 2011, 11:25
Nie wiem jaki gust muzyczny ma Bóg, ale z pewnością różnicuje  swoje dzieci płciowo .Nie jest to dyskryminacja,ale objaw ogromnej wyobraźni i mądrości.