Fotografia i kłamstwo. Siła oddziaływania obrazu
Jak każde "nośne" medium, zyskujące w rzeszach społecznych popularność i pozytywny odbiór, fotografia została wprzęgnięta w usługi propagandy. Fotograficzny obraz, skomentowany oszczędnym słowem, pozwala uzyskać wysoki stopień sugestywności przekazu, niemożliwy do osiągnięcia, gdy propaganda posługuje się wyłącznie słowami.
Odbiorca zawsze może powątpiewać w prawdziwość czegoś, czego nigdy nie widział. Fotografia czyni zeń poniekąd naocznego świadka tego, co na niej zobaczył. Tacy "świadkowie" sami są bardziej pewni swej znajomości zaprezentowanego im tematu i przekonują innych o prawdziwości tego, co ujrzeli. Jednocześnie fałszywy obraz danych wydarzeń, np. fotomontaż, gdy zostanie zdemaskowany, niweczy całe dzieło propagandy, które się na niej opierało. Jak słusznie zauważono: (...) dobrodziejstwo fotografii niepostrzeżenie stało się jej przekleństwem. To, czym nas fascynowała, coraz bardziej zaczyna nam zagrażać.
Siła oddziaływania obrazu, w tym fotografii, zależy od dwóch czynników: od jej zdolności zwracania uwagi widza na siebie - im bardziej rzuca się ona w oczy, tym bardziej jest skuteczna jako środek propagandy; od możliwości przekonania odbiorcy co do tego, co ukazuje - wszelkie podejrzenie o manipulację lub zafałszowanie obrazu, jego niewyraźne elementy, mogą podważyć zaufanie do niej.
Siła oddziaływania obrazu jest jednak ogromna, oddziaływuje on nawet na ludzi niewykształconych, analfabetów, nie znających np. danego języka. Powoduje to, iż zasięg oddziaływania fotografii jest znacznie szerszy niż np. słowa pisanego.
Fotografia, wraz z filmem, przyczynia się do istotnego przeobrażenia sposobu oddziaływania za pomocą obrazów, łatwo pokonując przestrzeń, czas i różnice społeczne między ludźmi. Istnieje jednak niebezpieczeństwo manipulacyjnego stosowania fotografii. Do najczęstszych przypadków fałszerstw w tym zakresie należy: - rekonstrukcja obrazów według życzeń i potrzeb propagandy, np. poprzez odpowiednie wyreżyserowanie zdjęcia; - fotomontaż, czyli uzyskiwanie obrazu fotograficznego przez sfotografowanie jakiejś kompozycji utworzonej z różnych zdjęć, rysunków i tym podobnych wytworów plastycznych; - nałożenie starej fotografii na nową, z prawdziwym, tzn. pierwotnym, zamieszczonym pod nią podpisem; - umieszczenie fałszywego napisu pod prawdziwym zdjęciem; - zilustrowanie prawdziwej wiadomości starym, nieaktualnym zdjęciem; - obraz retuszowany, czyli uzupełniony lub poprawiony przez usunięcie jednych i uwypuklenie innych szczegółów.
Współczesne techniki manipulacji fotografią zyskały nowe możliwości wraz z pojawieniem się nowych, bardziej funkcjonalnych aparatów fotograficznych i fotografii cyfrowej, umożliwiającej komputerową obróbkę materiału zdjęciowego.
Propagandowe możliwości fotografii dostrzeżono już w XIX wieku. Umożliwiała ona m.in. prezentowanie prawdy dotyczącej rzeczywistości wojennej i życia nędzarzy, a więc tych tematów, z którymi stykała się większość społeczeństwa. Począwszy do amerykańskiej wojny secesyjnej, fotografia zaczęła ukazywać cały dramat konfliktu militarnego. Od wojny burskiej zdjęcia z działań wojennych zaczęły się regularnie ukazywać w prasie. Wielcy fotograficy, jak Robert Capa (1913 - 1954), zaczęli dokumentować przebieg hiszpańskiej wojny domowej, głównie podnosząc emocje przekazu. W latach 30. XX w. Dorothea Lange ukazywała na swych zdjęciach Stany Zjednoczone, czyniąc z nich głośną tubę propagandy "kraju dobrobytu".
Ważny instrument propagandy nazizmu uczynił z fotografii fotograf Adolfa Hitlera, Heinrich Hoffman. Każdy członek NSDAP musiał mieć w mieszkaniu fotografię Führera. Upowszechniano fotografie przedstawiające Hitlera podczas licznych spotkań partyjnych i kontaktów z ludźmi. Gdy w 1933 r. przybył on na miejsce budowy autostrady w pobliżu Frankfurtu nad Menem, jego fotografię z łopatą w ręku rozesłano po terenie całych Niemiec. Propagowano w ten sposób, poza osobą Führera, jedno z pierwszych i najbardziej znanych przedsięwzięć Hitlera - jeszcze przed przyjęciem Planu Czteroletniego - budowę autostrad. Jednocześnie świadomie dbano o wizerunek wodza: w sposób niezwykle surowy zabroniono zamieszczania fotografii Hitlera w okularach (był dalekowidzem), a później z laską. Mogło to bowiem "zdeprecjonować" obraz Führera w oczach mas.
Fotografia propagandowa poddawana była też specjalnej "obróbce" w Związku Radzieckim. Za jej pomocą kształtowano historię. Kiedy na wiecu 5 V 1920 r. Lenin przemawiał z trybuny, żegnając ochotników wyruszających na wojnę polsko-bolszewicką, zrobiono fotografię wodza rewolucji. Obok Lenina na zdjęciu widoczni są dwaj jego najbliżsi współpracownicy. Na stopniach stoją: Lew Dawidowicz Trocki i Lew Borysowicz Kamieniew. Zdjęcie to obiegło całą prasę rodzącego się imperium.
To samo publikowano też wiele lat później: ten sam wiec, ta sama trybuna i Lenin przemawiający do tłumów. Ale na fotografii zabrakło Trockiego i Kamieniewa. Ich wizerunki zostały wyretuszowane, bo obu współpracowników Lenina usunięto z oficjalnej historii ZSRR: Trocki został wydalony z kraju w 1929 r., a następnie zamordowany w 1941 r. w Meksyku przez agentów NKWD. Kamieniew wielokrotnie stawał przed sądem za "działalność antysocjalistyczną", a po tzw. Pierwszym Procesie Moskiewskim w 1936 r. został skazany na śmierć i rozstrzelany. W ten sposób Stalin rozprawił się z "opozycją".
Czołowym fotografem propagandzistą stalinowskiej Rosji był Aleksander Rodczenko. Podejmowane przez niego tematy, jak i sposób ich realizacji, miały za cel ukazanie wielkości i zwycięstwa socjalistycznych dążeń. Były jednakże bardziej obrazem idei, niż rzeczywistości...
Politycy na całym świecie, na różne sposoby, także manipulując obrazami, odwoływali się do fotografii, byle osiągnąć zamierzone cele. Dzieje się tak również współcześnie.
Podczas tzw. rewolucji rumuńskiej, gdy część działaczy komunistycznych chciała pozbyć się dyktatora Ceausescu, aby utrzymać władzę, świat obiegły zdjęcia zmasakrowanych ciał opozycjonistów zabitych na rozkaz tyrana.
Ta zbrodnia miała uprawomocnić wydany w trybie doraźnym wyrok śmierci na Ceausescu i jego żonę. Potem ujawniono, że domniemane ofiary były w rzeczywistości zwłokami wyciągniętymi z prosektorium i odpowiednio "ucharakteryzowanymi".
Podczas konfliktu bałkańskiego na okładce wpływowego tygodnika "Time" ukazało się zdjęcie półnagiego mężczyzny, stojącego za kolczastym drutem. Podpis, jakim opatrzono fotografie, mówił jednoznacznie: Muzułmańscy więźniowie w serbskim obozie koncentracyjnym. Za tygodnikiem makabryczny dowód serbskich okrucieństw pokazały gazety na całym świecie. Powszechne stało się nawoływanie do ukarania oprawców. Tymczasem, jak później przyznano, ofiara nie była Muzułmaninem, lecz Serbem.
Mężczyzna nie był zagłodzony, lecz cierpiał na zaawansowaną gruźlicę. Nie zamknięto go w obozie, lecz w więzieniu - za kradzież. Udało się go nawet zidentyfikować - nazywał się Slobodan Konjević i nigdy nie był ofiarą serbskiej nienawiści wobec muzułmanów. Po ujawnieniu fałszerstwa "Time" zamieścił krótkie sprostowanie, które nie mogło już jednak zmienić efektu wywołanego pierwszą publikacją.
Zwycięzcą prestiżowego konkursu na najlepsze zdjęcie prasowe (World Press Foto) w 1997 r. został reporter, który uchwycił w obiektywie algierską kobietę, rozpaczającą po śmierci jej dzieci, zamordowanych przez islamskich fanatyków. Swoje dzieło nazwał wymownie "Algierska Madonna". Gdy już odebrał nagrodę i sycił się sławą, odnalazła się bohaterka fotografii. Okazało się, że nikogo nie opłakiwała: siedziała przed swoją chatą i zamyśliła się, gdy nagle ktoś zrobił jej zdjęcie. Propagandowe wykorzystanie fotografii wskazuje na jej możliwości społecznego oddziaływania, jednocześnie jednak przypomina, że jak w przypadku wszystkich innych mediów, fotografia powinna być podporządkowana normom etycznym, niwelującym jej - możliwe - szkodliwe działanie.
Skomentuj artykuł