Masz być fit, seksi, obrotna i niezależna. Lawina wymagań. Jak być szczęśliwą?
W telewizji podają przepis na "perfekcyjną panią domu" i perfekcyjne życie. Tylko, że twoje takie nie jest. Trudno zachować balans między pracą, życiem, domem. Czujesz frustrację. Jak sobie z tym wszystkim poradzić?
Zastanawiasz się jak odnaleźć szczęście na tym ziemskim padole?
Szczęście jest w Tobie. To twój jedyny, niepowtarzalny przepis na budyń. Nawet prostszy. Tak jak ty go przyrządzasz, nie potrafi nikt inny w kosmosie. Tylko ty możesz siebie uczynić szczęśliwym. To jedyna wartość, która jest naprawdę twoja, niezależnie od stosunku innych ludzi. I tylko ty nią rozporządzasz jak kontem w banku. Im więcej w nie inwestujesz, tym bardziej procentuje.
To tak proste, że aż trudne. Polega to na docenianiu tego, co masz na co dzień. Godzeniu się z wolą Boga wobec ciebie. W przyjmowaniu jak małe dziecko, tego co On nam przygotował.
Tyle i aż tyle. Być może wynika z tego, że tylko wierzący mogą być tu na ziemi szczęśliwi. Być może, bo trudno zaznać szczęścia w oddaleniu od Boga. To, czego na ziemi możemy doświadczać w relacji z Bogiem, to zaledwie przedsmak rajskiego szczęścia. Okazuje się, że tu na ziemi, też możemy być szczęśliwi, nawet jeśli pod nogami sypią się kłody. Nie musisz być smutny, przybity, obalony przez depresję.
Nie musisz wmawiać sobie, że masz być perfekcyjny, że to co posiadasz jest ważniejsze niż to jak się czujesz. Szczęście samo w sobie nie jest celem. Nie jest też środkiem do lepszego samopoczucia, ale efektem naszego nastawienia do rzeczywistości. Tego, czy wydarzenia rządzą nami, czy to my wpływamy na rzeczywistość.
Szczęśliwi ludzie koncentrują się na dobru, na ładowaniu komórek mózgowych i zasilaniu krwioobiegu dobrem i pozytywnymi myślami. Są pogodzeni ze sobą, z ludźmi i z Bogiem. Szczęśliwy człowiek, to nie jest półbóg z patentem na anielskość. To człowiek żyjący w przyjaźni ze sobą. To możesz być ty. To dążenie do bycia prawdziwym, a nie perfekcyjnym. Do wierności samemu sobie, swojej intuicji i wreszcie słuchanie swojego serca. Ono mówi do nas cały czas, jednak na tyle cicho i niepostrzeżenie, że łatwo przeoczyć jego głos.
Szept w tych czasach nie jest w modzie. Na topie są krzykliwe billboardy, krzykliwe kolory, krzykliwe hasła wyborcze, krzykliwy marketing i manicure. Trudno dzisiaj żyć w zgodzie ze sobą, z powodu hałasu - w polityce, w mediach, w życiu prywatnym. Trzeba nauczyć się jednak słuchać.
Prawda stoi gdzieś cicho i skromnie w niedostępnym dla ludzi zamkniętych i zatwardziałych. Bardziej kierujemy się dziś opinią ludzi, niż tym, co dla nas rzeczywiście jest najlepsze. Kombinujemy, jak odnaleźć szczęście w tym co złudne, ulotne i chwilowe. Mylimy przyjemność ze szczęściem i zastępujemy pojęcie szczęścia mamoną i konsumpcją.
Zaraz, zaraz, mam dom, piękne auto, markowe ciuchy a w środku czuję pustkę? Halo?! Coś jest nie tak! Znamy to? Znamy. Do tego zewsząd spadają na nas lawiny wymagań i oczekiwań społecznych, zupełnie nieuzasadnionych - być fit, seksy, obrotną i niezależną gwiazdą. I jeszcze zachować balans pomiędzy pracą a domem. A to niezwykle trudne i wiąże się z ciągłą frustracją, które odbierają nam spokój.
Nie jest możliwe godzić wszystkie sfery życia bez wyrzeczeń i spadku satysfakcji z życia. Zawsze robimy coś kosztem czegoś. Stojąc przed lustrem wyrzucamy sobie wtedy jak słabe, bezradne i niezorganizowane jesteśmy. Przecież w tv podają przepis na "perfekcyjną panią domu" i perfekcyjne życie.
Co jeśli wyleje się to tu, to tam fałdka z brzucha, moja cera nie będzie biła blaskiem po oczach, z włosów wystawać będzie strzecha siwizny, moje dzieci noszą niedoprasowane koszulki, a dom straszy zwałami kurzu. Na domiar złego nie układa się z małżonkiem, straciłem dobrą pracę i na urodzinach u babci trzeba włączyć sztuczny uśmiech nr jeden.
Co wtedy?
Przecież to o mnie stanowi! To jak sobie radzę w życiu i czy panuję nad bałaganem codzienności. To też, ale nie głównie. Ponad tym bałaganem jest Ktoś większy, komu wystarczy zaufać. I już czujesz ulgę. Lepiej niż w reklamie Halls’ów. Błędne koło samonakręcania się w perfekcjonizmie i poleganiu na sobie, kończy się w najlepszym przypadku nerwicą.
I smutne jest to, że coraz mniej z nas wie, że w tych społecznych wymaganiach, pustych trendach na "boskość" na próżno szukać definicji szczęścia. Szczęście jest tam, gdzie nie ma przymusu ani presji, gdzie odkrywasz je sama i delektujesz się nim jak najlepszą gorzką czekoladą. Bo nawet słodycz, by była zjadliwa wymaga szczypty goryczy.
A piękno? Przecież odwieczny i niezmienny paradygmat kobiecej urody jest jeden. To szczęście, które żłobi rysy twarzy mimo problemów. Bez względu na wiek, kolor skóry, włosów czy piegi. Miłość absorbuje brzydotę. Dzisiaj wmawia się nam, że piękno zawiera się w powierzchowności i nie wypływa z duszy. Ale jeśli tam jest porządek, to na zewnątrz lśnisz.
Piękno to trochę więcej niż zrobiona twarz. To głębsza wartość niż podniesione powieki. To wypadkowa doświadczeń i cierpienia przeżytego w przyjaźni z Bogiem, trudów, mądrości i modlitwy. Piękno to synergia wielu czynników, na czele których stoi zaufanie Bogu. Nie trzeba być doskonałą, okładkową twarzą spod skalpela by być piękną. Często to właśnie te graficzne twarze nie mówią nic, są wyzute z ponadzmysłowego pierwiastka, który czyni kobietę piękną.
Nie potrzebujesz masy kremów, liftingów, botoksów, by zadziwiać urodą w każdym wieku. To, co niewysłowione jest twoją największą zaletą. Nie potrzebujesz tony make’upów, by zachwycać. Twoja osobowość i zwykły uśmiech jest zdecydowanie największą ozdobą.
Miłe usposobienie upiększa, a nerwy i złe nastawienie do życia oszpeci nawet miss uniwersum. Tak, łatwiej jest wymalować się i łyknąć prozac na depresję niż wysilić się, by zapracować na szczęście i pokój wewnętrzny. Dużo prościej użyć pędzla i zatuszować ból na twarzy, niż uleczyć go miłością.
Jednak szczęście to ciężka praca. Uwierz, że jest w tobie piękno od narodzin, odkryj je patrząc na siebie, a ono samo wydobędzie blask twoich oczu, przekształci wyraz twarzy. To ma każda z nas, nawet największa twardzielka. Subtelność i życzliwość to nasza siła. To broń, dużo silniejsza niż seksapil i dużo bardziej przydatna na co dzień.
Długo myślałam nad tym kto jest dla mnie wzorem kobiecości.
Może będę schematyczna i powtarzalna, ale z pewnością to Matka Jezusa. Co ciekawe, świat ją poznał dopiero wtedy, gdy stanęła pod krzyżem. Nie w blasku fleszy, reflektorów, aparatów i kamer. Nie jako Królowę Nieba, zrobioną na bóstwo, nie w momencie wniebowstąpienia, ale w ciemności bólu, opuszczenia, wzgardy i okrucieństwa. W cieniu barbarzyństwa drugiego człowieka i zła w najwyższej postaci.
Wtedy jej cała jaśniejąca postać, adorująca ukrzyżowanego Syna, zaczęła promieniować na dalsze pokolenia. Cierpienie naprawdę nie wyklucza szczęścia - więcej, cierpienie jest wpisane w harmonogram szczęścia, ono je doskonale dopełnia, pozwala dojrzeć szczęście w mrocznych, pełnych goryczy dniach, cierniach smutku i samotności. Cierpienie jest ciemnością, która ułatwia docenienie światła. Bez cierpienia nie zaznamy radości. Nie nauczylibyśmy się pokornie przyjmować tego, co życie niesie wraz z falą nowych wydarzeń.
Wiedz, że piękno i szczęście to twoi najlepsi kompani, sojusznicy i dobrzy przyjaciele. Czekają, aż przyjmiesz je pod swój dach i ugościsz ciepłą herbatą. I wreszcie pozwolisz im pozostać przy tobie na dłużej.
Skomentuj artykuł