Osiedle dla wierzących
"Osiedle Rodzinne" - przeznaczone dla rodzin wielodzietnych - stało się przedmiotem ataków, zanim jeszcze powstało. Czy chrześcijanin w Polsce ma prawo mieszkać w przyjaznym otoczeniu?
Z pozoru osiedle, jakich wiele. Siedem budynków - każdy po trzy piętra - oraz jeden blok pięciopiętrowy, w którym mieścić się będą również lokale usługowe. Ale mieszkania - jak na polskie warunki - tylko duże. Od 67 do 140 metrów kwadratowych. Pierwsi chętni będą mogli wprowadzić się zimą.
A jednak "Osiedle Rodzinne", powstające na warszawskich Bielanach, już rozgrzało opinię publiczną do czerwoności. "Getto i nic więcej", "Izolują się od normalnych ludzi", "Chwyt marketingowy", "Dyskryminacja!" - to wybór z najbardziej powściągliwych komentarzy internautów. Dlaczego? Tym razem bowiem deweloper - w odróżnieniu od większości inwestycji - zamiast do "nowoczesnych profesjonalistów" skierował swą ofertę do rodzin wielodzietnych lub akceptujących dzieci w swoim otoczeniu. A na dodatek respektujących wartości chrześcijańskie.
Przyjazne środowisko dla rodzin
Media od razu zaszufladkowały tę inicjatywę jako "osiedle dla katolików". O jego wyznaniowym charakterze świadczyć miała ustawiona na osiedlu figurka Matki Boskiej. A także fakt, że developer, projektant i architekt są praktykującymi katolikami.
Przeciwnicy pomysłu nie zostawili na nim suchej nitki. Jeden z portali internetowych zadał sobie nawet trud i przeprowadził sondaż. Okazało się, że prawie 60 proc. respondentów nie akceptuje pomysłu stworzenia odrębnego osiedla, o zamieszkaniu w którym decydowałyby względy wyznaniowe. Może to prowadzić do niepotrzebnych podziałów społecznych i tworzenia zamkniętych gett. - w stadnym odruchu, martwili się badani.
Niektórzy eksperci z nieukrywaną satysfakcją wieszczą, że eksperyment nie przetrwa próby czasu, bo mieszkania można przecież zbywać. Inni komentatorzy - lejąc krokodyle łzy - martwią się, że zamykając się we własnym gronie chrześcijanie rezygnują z misji ewangelizacyjnej. Wyrażano nawet obawy, czy takie zamknięcie pod "szklanym kloszem" nie zaszkodzi dzieciom.
- Po przeczytaniu tego, co o nas napisano, byłem w szoku. - przyznaje Waldemar Wasiewicz, prezes Bielańskiego Stowarzyszenia Rodzin Wielodzietnych, które było inicjatorem budowy osiedla. Pomysł zrodził się dwanaście lat temu podczas wizyty w Hiszpanii. Oglądał tam osiedle przeznaczone dla dużych, wielopokoleniowych rodzin. Hiszpański standard był jednak dużo wyższy - na osiem rodzin przypadał basen i przeszklone patio.
- Naszym zamysłem było wsparcie młodych ludzi z rodzin wielodzietnych, którzy chcieliby się usamodzielniać. Tak się złożyło, że zgłaszali się ludzie z rodzin chrześcijańskich. Developer postanowił więc uprzedzić o tym innych potencjalnych mieszkańców, by nie było potem nieporozumień. - mówi Wasiewicz.
Jednak Członkami Bielańskiego Stowarzyszenia Rodzin Wielodzietnych są również Adwentyści Dnia Siódmego i Świadkowie Jehowy. A także muzułmanie - niedawno dołączyła rodzina z Iraku z szóstką dzieci. Cel statutowy stanowi "kształtowanie społecznych, kulturalnych, gospodarczych i politycznych warunków sprzyjających godności, słusznej niezależności, intymności i stabilności każdej rodziny". Do tej pory osoby innych wyznań nie wyraziły ochoty zamieszkania na "Osiedlu Rodzinnym". Może jednak zmienią zdanie. - Nikogo nie wyłączamy, nie dyskryminujemy - zapewnia Wasiewicz.
Zapewnia, że intencją stowarzyszenia jest stworzenie przyjaznego środowiska dla rodzin. - My wszyscy mamy dużo dzieci. One potrzebują placów zabaw, robią dużo hałasu. Kiedy wpadłem na pomysł, by taki plac zabaw zrobić w pobliżu kościoła św. Zygmunta, mieszkańcy sąsiadujących bloków nie wyrazili zgody. My też mamy prawo normalnie żyć. Jak chcemy i gdzie chcemy. - przekonuje. Dodaje, że na osiedlu będą też żyły rodziny wielopokoleniowe. W przyszłości przewidziana jest też profesjonalna opieka dla dzieci, bo wiadomo, że część mam będzie musiała wrócić do pracy.
Od Florydy po Józefów
Na świecie można znaleźć wiele osiedli, w których mieszkają członkowie jednej wspólnoty wyznaniowej lub ludzie preferujący podobny tryb życia. W Stanach Zjednoczonych istnieją nie tylko osiedla dla określonych grup wyznaniowych, lecz nawet całe miasta. W Salt Lake City, stolicy stanu Utah, 70 proc. społeczności stanowią mormoni. Nikogo nie dziwi, że wychodzą tam mormońskie gazety, działają mormońskie szkoły i szpitale.
W 2005 r. miliarder z Florydy Tom Monaghan, właściciel sieci restauracji Dominos Pizza, wybudował nowe katolickie miasto uniwersyteckie Ave Maria. Z centralnym punktem odniesienia - nowoczesnym kościołem. Obecnie mieszka tam ok. 2400 osób.
Własne osiedla budują w Izraelu ortodoksyjni Żydzi. W Danii przykład miejsca, gdzie gromadzą się ludzie wyznający zasady ruchu hippisowskiego, stanowi założona w 1971 r. Christiania. Osiedle w Kopenhadze rządzi się własnym kodeksem: nie wolno tu biegać ( skojarzenie: złodziej lub policjant), używać samochodów, twardych narkotyków, posiadać broni ani kamizelek kuloodpornych. Nie można też robić zdjęć miejscowym, ani ich filmować. Mieszkało tu kiedyś kilka tysięcy ludzi, dziś ich liczba nie przekracza tysiąca.
W Polsce do tej pory od świata odgradzały się jedynie enklawy dobrobytu na zamkniętych osiedlach. Zwykli mieszkańcy grupowali się zazwyczaj albo wokół miejsc pracy albo w pobliżu szkół, do których uczęszczają dzieci. Już od kilkunastu lat z Warszawy w okolice podwarszawskiego Józefowa przeprowadzają się rodziny, których dzieci uczą się w rozrzuconych na linii otwockiej szkołach i przedszkolach stowarzyszenia edukacyjnego "Sternik". - Przeprowadziliśmy się, bo dzięki temu czas, który musielibyśmy spędzać w samochodzie, możemy poświęcić na bycie ze sobą. - mówi Zbigniew Korba, rodzic dzieci uczących się w "Sterniku".
Podkreśla, jak liczne są korzyści z mieszkania w sąsiedztwie podobnych - i wyznających podobne wartości - rodzin. Od świadczenia sobie drobnych przysług - jak podrzucenie czy odebranie dzieci ze szkoły - po możliwość wynegocjowania tańszych opłat w przypadku wynajęcia tej samej firmy ochroniarskiej lub wywożącej śmieci. A po jakimś czasie możliwe są poważniejsze lokalne inicjatywy.
- To naturalna tendencja, że ludzie dążą do tego, by żyć w przyjaznym otoczeniu. Chcą mieć miłych, sympatycznych sąsiadów. Jeśli mają taką możliwość, to z niej korzystają. - mówi Korba. Zwraca uwagę, że podobny styl życia ułatwia wychowanie dzieci. Żyjąc w kręgu ludzi, którzy mają podobny rozkład dnia i obowiązki, nie frustrujemy się, że na przykład nie mamy czasu lub możliwości jechać do kina. Możemy za to wspólnie organizować sobie inne rozrywki, spotykać się całymi rodzinami. Jeśli mówię synowi, że musi wrócić z podwórka przed ósmą, a to samo mówi sąsiad swojemu, o wiele łatwiej obojgu rodzinom zjeść wspólnie kolację o ósmej i przestrzegać zasad organizujących życie.
Zbigniew Korba nie ukrywa, że dziwi go zamieszanie, które wywołała informacja o budowanym na Bielanach osiedlu. - Ja lubię poznawać nowych ludzi i wchodzić z nimi w relacje. Ale robienie problemu z tego, że jakaś grupa ludzi kupiła ziemię, wybudowała na niej domy i postanowiła zamieszkać wspólnie, jest dla mnie myśleniem totalitarnym. Nie wyobrażam sobie, by na przykład w USA taka dyskusja mogła mieć miejsce. - mówi.
Jednak dyskusja o "Osiedlu Rodzinnym", która już przetoczyła się przez media, wskazuje, że jego mieszkańcy będą żyć pod specjalnym nadzorem. "To będzie zabawny eksperyment, bo myślę, że szybko minie im ułuda, jakoby żyli wśród cudownych miłych ludzi. I okaże się, że będą mieli takie same problemy jak wszyscy inni dookoła" - piszą ze swoistą satysfakcją internauci.
Jeśli zatem na osiedlu dojdzie do kradzieży roweru, lub sąsiad pokłóci się z sąsiadem - czy będzie to oznaczać fiasko całego przedsięwzięcia? - Takie historie zdarzają się wszędzie, a my chcemy tylko żyć wedle własnych reguł. - kwituje całe dyskusje Waldemar Wasiewicz.
Skomentuj artykuł