Tak cię kocham, że nie kupię ci prezentu

(fot. shutterstock.com)
Arek Recław

Gdy obciążamy się nadmierną liczbą przedmiotów - stajemy się ich niewolnikami. W konsekwencji przestają nam one służyć, lecz to my zaczynamy służyć im. Ciężko pracujemy, by zarobić na nowe regały i szafy, a w końcu na większe mieszkanie, które zamiast domem stanie się jedynie magazynem, by pomieścić coraz większą liczbę przedmiotów.

Nasz kraj przechodzi fazę narkotycznego odurzenia konsumpcją i dogłębnym przekonaniem, że to, co nas oddziela od pięknego i szczęśliwego życia, to posiadanie. Absolutnym priorytetem jest zdobywanie środków finansowych na pozyskanie dużej ilości dóbr materialnych. Ten system myślenia praktykowany jest przez wielu ludzi bez zastanowienia. Na szczęście pojawiają się głosy sprzeciwu, które próbują prowokować dyskusje o "religii konsumowania". Jednym z takich głosów jest MINIMALIZM. I nie ma lepszego momentu na bliższe jego poznanie niż Święta, podczas których ludzie coraz mniej myślą o narodzinach Boga, a coraz więcej o wielkiej orgii konsumpcji.
Podróżnik nigdy nie zazdrości drugiemu większego bagażu. To idealny opis życiowego minimalizmu, bo życie to podróż. I to podróż bardzo niebezpieczna. Dlatego zabezpieczamy się na nią wszystkimi możliwymi sposobami. W efekcie podróżujemy objuczeni gigantycznym bagażem. Czujemy się bezpieczniej, ale zarazem stajemy się niewiarygodnie zmęczeni i zestresowani. Podróż zamiast sprawiać nam przyjemność - staje się nieznośną torturą.
Często podkreślam, że minimalizm to nie asceza, ale świadomość, że z mniejszym bagażem żyje się przyjemniej. Żeby to sobie lepiej uzmysłowić, porównuję świadomość posiadania odpowiedniej liczby przedmiotów do świadomości posiadania odpowiedniej liczby kilogramów naszego ciała. Minimalizm nie mówi: bądź chudy jak wiór. Minimalizm mówi, że mamy tendencję do tycia i tendencję do nadmiaru, więc bądźmy ostrożni. Gdy obciążamy się nadmierną liczbą przedmiotów - stajemy się ich niewolnikami. W konsekwencji przestają nam one służyć, lecz to my zaczynamy służyć im. Ciężko pracujemy, by zarobić na nowe regały i szafy, a w końcu na większe mieszkanie, które zamiast domem staje się jedynie magazynem, by pomieścić coraz większą liczbę przedmiotów
A czy w takim razie, skoro minimalista traktuje przedmioty jak nadmierne kilogramy ciała, to nie tylko nie cieszy się, że je ma, ale próbuje się ich pozbyć? Dokładnie! Pozbywanie się przedmiotów (wbrew pozorom) wcale nie jest łatwym zadaniem (tak samo zresztą jak pozbywanie się nadwagi). Wiele przedmiotów niesie ze sobą wartość sentymentalną: prezenty, pamiątki - to pozytywne skojarzenia. Na dodatek, nawet jeśli nie używamy czegoś od wielu lat, to mamy lękowe przekonanie, że "a może się przyda". Gdyby nasze odłączanie się od góry niepotrzebnych rupieci było proste - nikt nie tworzyłby idei minimalizmu. Ona jednak powstała i potrafi pomóc. Powoli odtruwa nasz organizm z chciwości. Pomaga też w walce z czymś, co jest jedną z największych zmór nowożytnego społeczeństwa - z marketingiem.
Marketing obejrzany pod mikroskopem to nic innego jak wmawianie ludziom, że są nieszczęśliwi. "Dobre" kampanie potrafią wmówić bardzo szczęśliwemu człowiekowi, że nie ma powodów do szczęścia, że coś mu się pomyliło, że przecież powinien być smutny i cierpieć. W ten sposób rozbudzają się nasze pragnienia, a marketing od razu podaje rozwiązania, jak je zaspokoić. A faktycznie jest tak, że marketing zabiera nam szczęście i mówi, że je odda, jak spełnimy jego warunki - tak to działa na nasze mózgi. I to działa doskonale, i na wszystkich. Osoby, na które marketing działa najlepiej, to te, które twierdzą, że "na mnie to nie działa". Marketing "już ich ma". Wygrał najważniejszą batalię, wmówił, że jest niegroźny. W tym momencie marketing operuje już tak wnikliwymi badaniami, że może sprawić, że zaczniemy się pocić w chłodny i wietrzny dzień. Jedyna broń to świadomość, jak bardzo marketing jest skuteczny. A najlepsze wzmocnienie odporności to odwrócenie swoich pragnień. Zamiast pragnąć mieć dużo, zacznijmy pragnąć mieć mało. Zamiast marzyć o nowych ubraniach, garnkach czy samochodach - zacznijmy marzyć o tym, żeby w końcu pozbyć się tego, co zagraca nam szafy. Zacznijmy wdrażać minimalizm.
Boże Narodzenie to doskonały moment, by zaprzyjaźnić się z minimalizmem. Można też ograniczyć ten eksperyment tylko do Świąt. To, co się dzieje z konsumpcją w tym czasie, przekracza już wszelkie definicje szaleństwa. Proponuję poczytać o przychodach galerii handlowych w ciągu roku. Te świątynie konsumpcji nigdy by nie powstały - gdyby nie Święta. Grudzień nie jest najlepszym miesiącem - jest tak ważnym miesiącem, jak wszystkie inne razem wzięte. Ciekawe, jaką minę ma Jezus, kiedy widzi to, co się dzieje przez świętowanie Jego urodzin? Ilu ludzi ciężko pracuje cały rok, bierze kredyty, nie spędza czasu z rodzinami, nie robi tego, co naprawdę lubi, tylko po to, aby kupić mnóstwo głupich rzeczy w grudniu, z których większość później po prostu zaśmieca im domy, a w konsekwencji i naszą planetę? A ile środków trzeba było zużyć, aby te głupoty wyprodukować, przetransportować, magazynować? Rodzi się pytanie: dlaczego specjaliści od marketingu dali radę aż tak nas "świątecznie" ogłupić?

Jak zacząć świąteczny minimalizm? Tylko i wyłącznie od siebie i ze sobą! Jest wiele osób, które liczą na nasze prezenty (np. dzieci) i zaczynanie od nich swojej minimalistycznej przygody byłoby po prostu okrutne. Dzieci w polskich domach toną w zabawkach. Efekt jest taki, że nie potrafią się bawić żadną. Ale to nie ich wina. Serce z natury nie jest nastawione konsumpcjonistyczne. To tylko przykład rodziców, którzy ciągle chcą mieć wszystkiego więcej, wypacza pragnienia dzieci. Dajmy im inny przykład i… cierpliwie czekajmy na efekty. Póki co zróbmy świąteczne prezenty tym, którzy na nasze prezenty liczą, ale sami ogłośmy wszem i wobec, że prezentów nie chcemy. Jeszcze lepsze rozwiązanie, to podanie numeru konta organizacji społecznej, która robi coś dobrego, i informacja: chcesz zrobić mi prezent, to wpłać coś na to konto. Uwaga! Na początku nikt wam nie uwierzy.

Mówię to z doświadczenia. Będą myśleli, że kokietujecie, że zgrywacie skromnych i wspaniałomyślnych, a tak naprawdę oczy będą wam "piszczeć" z radości na nowy telefon, czy piękną filiżankę do kawy. A najgorzej byłoby, jeśli rzeczywiście mieliby rację! Nie ma nic gorszego niż minimalizm "na siłę", pozorowany. Jeśli udaję minimalistę, a tak naprawdę marzę o tysiącu nowych przedmiotów, to w końcu wybuchnę i… kupię ich jeszcze więcej, niż gdybym w ogóle nie był minimalistą. Ale jeśli naprawdę uwierzycie w sens minimalizmu, jeśli naprawdę uznacie, że posiadacie za dużo, że czas redukować, a nie powiększać, jeśli naprawdę nie chcecie prezentów to: powtarzajcie to rodzinie i znajomym dobitnie. Kilka razy. Zapytajcie, czy zrozumieli, czy naprawdę nic nie kupią.

DEON.PL POLECA

Część z nich i tak kupi. Dlaczego? Ponieważ was kocha i w konsumpcyjnym świecie nie zna innego sposobu okazywania swoich uczuć. Ponieważ uważa, że szczęście można osiągnąć tylko przez posiadanie, i chce wam to szczęście dać. Ale przygoda z minimalizmem pokaże wam wiele nieodkrytych jeszcze prawd o dzisiejszym świecie. I może zaczniecie wtedy pokazywać innym, że można żyć inaczej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Tak cię kocham, że nie kupię ci prezentu
Komentarze (23)
Magdalena Fajferek
8 stycznia 2016, 14:36
Ja nie lubię prezentów na święta chyba że,na  urodziny i inne okazje.Moim zdaniem prezenty psują ducha świąt.
J
jack
22 grudnia 2015, 07:49
Nie sztuką jest nie kupić prezentu. Sztuką jest kupić taki prezent, który jest potrzebny obdarowanemu. Taki prezent świadczy o tym, ze o kimś myślisz. Że starasz się go poznać i że jest dla Ciebie ważny. Nie kupienie prezentu jest tożsame z kupieniem prezentu "bylejakiego". Na przykład takiego, którego wartość i znaczenie mierzy się tylko ceną.
P
Prezenciara
23 grudnia 2013, 22:30
Podróżowanie to część mojej tożsamości, dlatego wiem, o czym mowa. Gdy się podróżuje, pewne nawyki przekłada się na życie codzienne. I tak mam niewielkie mieszkanie, w któym nie ma telewizora, z rzeczy gromadzę tylko drobiazgi przywiezione z podróy i książki (choć mąż powiedziałby pewnie jeszcze, że ciuchy). Polecam każdemu nie trzymać rzeczy, których nie potrzebuje, bo to tylko odbiera przestrzeń i ogranicza mobilność. Jednak świąt bez prezentów sobie nie wyobrażam! To ogromna radość je kupować! I dostawać również! Lubię  wyszukiwać takie rzeczy, które wpasują się w zainteresowania obdarowanego, może rozwiną je lub zainspirują. Uważam, że na tym polega sztuka dawania, żeby nie dać, bo wypada, tylko zainteresować się drugą osobą i obdarować ją z serca. Ostatnio też coraz częściej dajemy z meżem prezenty, które nie zajmują miejsca: opłacamy rodzicom wyjazd do SPA czy jakiegoś miłego pensjonatu w dogodnym terminie. Dostają po prostu voucher. Radość gwarantowana odpoczynek pewien :) Przy mniejszych okazjach niż Święta może to być np. karnet na fajny masaż czy bilety do kina. A dostawać - bo to trochę jak społeczne zwierciadło (jesli prezent był kupiony z serca) - ktoś pomyślał, że tego mi brak, lub że tego potrzebuję - zawsze w prezencie jest jakiś przekaz, kim dla kogoś jestem...
M
Mariusz84
23 grudnia 2013, 07:50
~F27 Osobiście myślę że to piękna rzecz że dzielicie tym co macie z potrzebujacymi, przecież Swięta Bożego Narodzenia to zupełnie inna idea niż spędzanie całych godzin w sklepach. Rodzinych Świąt :)
F
F27
22 grudnia 2013, 19:23
Dziękuję za ten artykuł. My od wielu lat nie kupujemy sobie prezentów na Wigilię (jedynie dzieciom i widzę, że to też zostało poruszone), tylko szykujemy paczki tym co mają gorzej. Ja śmieję się z ludzi (choć to pewnie podchodzi pod grzech) tracących godziny na poszukiwanie prezentów, a oni mi zazdroszczą moich zasad. @Weronika, wierzysz w ekonomię neoklasyczną i postęp oparty o wzrost konsumpcji, dlatego Cię to śmieszy.
M
Mariusz84
22 grudnia 2013, 17:09
Smieszny ten artykul, calkowita nieznajomosc i ekonomi i praw rynku i zatrudnienia,szkoda mowic.  W tym roku i tak robimy mniejsze zakupy ,bo biedniejemy. A dawanie nalezy do milosci,rowniez dawanie materialne. Takie biadolenie niezaradnego prawdopodobnie czlowieka,w ktorym moze tkwic wiele i zazdrosci i zawisci. ...Artykuł wcale nie jest śmieszny i nie jest pisany przez człowieka niezaradnego, wręcz przeciwnie pisany jest przez człowieka całkowicie wolnego.
W
Weronika
21 grudnia 2013, 22:36
Smieszny ten artykul, calkowita nieznajomosc i ekonomi i praw rynku i zatrudnienia,szkoda mowic.  W tym roku i tak robimy mniejsze zakupy ,bo biedniejemy. A dawanie nalezy do milosci,rowniez dawanie materialne. Takie biadolenie niezaradnego prawdopodobnie czlowieka,w ktorym moze tkwic wiele i zazdrosci i zawisci.
A
AM
23 grudnia 2012, 09:07
Prezentów nie daje ten kto ma problemy ze sobą i zapewne ten kto walczy ze Świętym Mikołajem. Można mu tylko współczuć, że nie potrafi radować się życiem. Pan Bóg ciągle nas obdarowuje i należy Go naśladować w relacji z bliźnimi. Dawania i brania też czasami trzeba się uczyć, co polecam Autorowi. A zabawki którymi już się dziecko nie bawi, dać innym dzieciom - ucieszą się.
ED
Ewa de Abrego
23 grudnia 2012, 02:22
Mysle ze dawanie to przyjemnosc, wiecej dawac wiecej przyjemnosci sprawia. Dawac z przyjemnoscia, nie ze zmeczeniem lub poczucueim obowiazku. Ja mysle ze to okazja aby uczyc sie dzielic. Nie widze w tym zla. Dac komus prezent to nie grzech. Robic sobie prezent to tez nie grzech. Duzo z nas zapomina o sobie przez caly rok i Swieta Bozega Narodzenia to okazja zeby przypomniec sobie o tym ze trzeba siebie kochac aby innych kochac. To chyba wlasciwy sens prezentu.
A
Autor
23 grudnia 2012, 00:23
Mądry artykuł, tylko nie wiem dlaczego napisali o marketingu jako o świątynia zła. Czym innym marketing działający na podświadomość, czy golizna pań reklamujących blachę czy szafki, a czym innym informacja, że całkiem niedaleko twojego mieszkania możesz kupić coś taniej. Później ludzie mówią, że katole są niedouczeni przez takie zero-jedynkowe oceny.
A
Aga
22 grudnia 2014, 23:40
Bez marketingu zwiększyło by się bezrobocie i bieda poniewaz z braku informacji o towarach i usługach wiele firm nie sprzedałoby swoich wyrobów, skutkiem tego  zbankrutowałoby zwiększając biedę i zadłużenie, więc nie tylko nie ma w nim zła ale jest niezbędny do utrzymania równowagi rynku. Co do prezentów to kazdy jest wolny może kupic lub nie, ważne aby to robic szczerze a nie na pokaz, np. można komuś dać elegancką herbatę, nie zagraca domu ponieważ ją wypije, a pijąc herbatę z najbliższymi można rozmawiać w milej atmosferze o tym co w życiu naprawdę ważne :)
A
agata
22 grudnia 2012, 23:19
zawsze można przecież odbarować najbliższych jakimś drobiazgiem, który nie będzie się kurzył na półkach np. paczką łakoci, pachnącym mydełkiem, konfiturami, nalewką. pięknie zapakowane będą świetnym prezentem a nie obciążą naszego "bagażu"
S
spokojna
22 grudnia 2012, 21:47
artykuł bardzo dobry.ja od pewnego czasu (ponieważ nie mam za wiele pieniędzy) wprowadziłam w swoje życie tzw. Minimalizm.I cieszę się bardzo z najmniejszego drobiagu ale tego który jest potrzebny.Zamiast prezentu wolę życzliwość bliskich przez cały rok a nie tylko od swięta.Uważam, że liczy się atmosfera a nie ilosć i jakosć prezentów.Liczy sie serce a nie pieniadz. Kiedy nam wszystkim zabraknie pieniedzy to co wtedy? Czy jesteśmy gotowi stracić całe majatki i nie stracić rozumu? Mój minimalizm jest efektem wzrastania w wierze. Jestem szczęśliwa bo odkrywam więcej wolności wewnętrznej.....
A
Aga
22 grudnia 2014, 23:48
Dla wielu minimalizm jest skutkiem biedy, więc nie ma związku z tym czy sa osobami wierzącymi, np. jeśli ktoś nie zje mięsa dlatego że ma mało pieniędzy to nie znaczy że jest wegetarianinem albo że pości.
A
Aga
22 grudnia 2014, 23:50
A bieda niestety nie prowadzi do wolności wewnętrznej , ponieważ taka osoba żyje w lęku o jutro...
Dariusz Piórkowski SJ
22 grudnia 2012, 21:34
Bardzo dobry tekst. Do rzeczy. Konkretnie i prawdziwie. Jak się nie nauczymy umiaru, to utoniemy od nadmiaru. Byłem wczoraj w jednej z galerii we Wrocławiu, prawdę mówiąc, kupić drobiazg, którego nigdzie nie mogłem znaleźć. A w tej galerii tłumy wynoszące tony prezentów. Dawanie prezentów to super rzecz, ale czy to się nie staje często pustym rytuałem?
H
hwdp
22 grudnia 2012, 19:47
Memento mori.
M
miko
21 grudnia 2012, 11:33
Do thm Autor (Arkadiusz) jest bratem Remigiusza Recława SJ - dlatego :)
M
Małgorzata
21 grudnia 2012, 03:14
Obdarowywanie kogoś i umiejetność przyjmowania darów wzmacnia relacje między nami. Pozytywne relacje. Podoba mi się porównanie życia do podróży. Podróz może być udręką i może być przyjemnością. I nie zależy od nadmiaru bagażu, ale od tego z kim podróżujemy i dokąd.  Jeżeli podróżujemy przez życie z Panem Bogiem, to podróż staje się lżejsza i przyjemniejsza. Co do przedmotów materialnych powiązanych z nami sentymentalnie, to powinniśmy o nie dbać i przekazywać potomnym. Dzięki temu mamy poczucie własnej tożsamości. Zarówno osobistej jak i narodowej.
T
thm
21 grudnia 2012, 00:04
Fajny tekst. Tylko dlaczego Arek Recław, a nie Arkadiusz Recław TJ ?
F
franek
20 grudnia 2012, 19:37
Może by ktoś jeszcze napisał o szkodliwości brania kredytów - życia za pożyczone, a więc nie moje pieniądze!
D
Doris
20 grudnia 2012, 16:44
W dzisiejszym świecie największą walkę trzeba stoczyć ze sobą samym-to prawda i tego będę się trzymać.Wtedy osiągniemy harmonię która będzie emanować na innych.
K
kjc
20 grudnia 2012, 15:22
Dobry artykuł, świetnie, że poruszacie takie tematy.