W tym roku będzie inaczej!

(fot. Sharon Drummond / flickr.com)

Po ostatniej świątecznej bieganinie, która kosztowała mnóstwo zdrowia, nerwów i pieniędzy, niektórzy zachodzą w głowę, po co właściwie są te całe święta… Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Co zrobić, żeby nadchodzące Boże Narodzenie naprawdę było lepsze? Nie trzeba uciekać na "weekend" w góry. Wystarczy ominąć kilka świątecznych pułapek.

Całe życie powtarzamy z przekonaniem, że Boże Narodzenie to najpiękniejszy czas w roku. Czekamy nań z utęsknieniem. Na święta dokładnie takie, jak w dzieciństwie. Na pełną magii mieszankę skrzącego w świetle latarni białego puchu i spływającej z krawędzi dachu kolii z kryształowych sopli, korzennych aromatów, roześmianych twarzy, pysznego, klejącego się do języka opłatka, ciepłych kolan dziadków, cioć i wujków, na pełne napięcia oczekiwanie i radość z prezentów. Naprawdę wierzymy, że takie święta są w zasięgu ręki. W każdym razie mniej więcej do 12 roku życia. Potem nagle wychodzi na jaw, że Mikołaj nie istnieje, no i dorośli każą nam się nudzić ze sobą przy stole (i to akurat już się nie zmienia, bez względu na nasz wiek).

Później jest jeszcze gorzej: trzeba wydać kupę forsy na prezenty, które w dodatku ktoś (wiadomo kto!) musi wymyślić, a jak już wymyśli, to i tak się okazuje, że wszystko wykupili. Przetrzymać dzikie hordy w centrach handlowych, uharować się do siódmych potów w kuchni i na salonach, a potem jeszcze ścierpieć rodzinne przepychanki i niesnaski tlące się pod powierzchnią od pokoleń i dziwnym trafem wybuchające żywym ogniem właśnie przy świątecznym stole. W bonusie dostajemy niestrawności (w takim naburmuszono-nudnym towarzystwie pozostaje tylko jedzenie) i przewidywalny do bólu program TV. Jakaś duchowa strona świąt? Czasem sukcesem jest zaliczona przez reprezentantów rodziny pasterka, a w wersji minimum kolędy odsłuchane z you tube. No, i puste nakrycie postawione gdzieś na parapecie (dla strudzonego wędrowca), które i tak nigdy nie zapełniło się świątecznymi potrawami i do głowy nikomu nie przychodzi, że mogłoby być inaczej, że ktokolwiek obcy mógłby tu wejść i tak po prostu usiąść ze wszystkimi do kolacji. Na koniec trzeba będzie jeszcze wygłosić nieodzowne: święta, święta i po świętach (uff), i… zapomnieć na kilka ładnych miesięcy o tym całym koszmarze.

DEON.PL POLECA

A oto właśnie zbliżają się kolejne święta. Zewsząd słychać dobre rady - wyluzuj się przed świętami, spisz listę spraw niezbędnych, podziel na pół i jedną połówkę spal, a popiół rozrzuć na wietrze… Twój dom nie musi błyszczeć, nie musisz mieć na stole dwunastu potraw, nie musisz być doskonała, nie musisz być zapięty na ostatni guzik. Pewnie i nie, przymus nigdy nie jest pożądany, ale czy aby na pewno chodzi o jeszcze większe odpuszczanie sobie, pójście na jeszcze większą łatwiznę? Może wystarczy spojrzeć realistycznie na własne możliwości, rozstać się z fantazjami i… podjąć jednak jakiś wysiłek. Sensowny i z odpowiednim wyprzedzeniem. Bo wrzucanie na luz jest bardzo pociągające, tyle że w przeciętnym powszednim anturażu, bez choinki, prezentów i z trzema kupionymi na stoisku garmażeryjnym potrawami na stole Boże Narodzenie chyba jakoś mniej cieszy.

Zapomnij o oczekiwaniach

Raczej na pewno nie będzie tak, jak w dzieciństwie. No, bo kiedy ostatnio, poza dzieciństwem właśnie, tak było? Nierealistyczne oczekiwania zwykle kończą się rozczarowaniem, żalem i pretensjami. Prawdopodobnie w mało którym domu - o ile w którymkolwiek - Wigilia wygląda jak w romantycznej komedii czy reklamie świątecznych przysmaków. Czy naprawdę jest sens wciąż się upierać, że właśnie u was tak będzie, choć nigdy jeszcze nie było? Święta są ciężkie lub bardzo ciężkie prawie dla połowy ludzi. Każdy chciałby je przeżyć wspaniale, ale nie każdy ma świadomość, że jakość świąt zależy w dużej mierze od niego samego - od jego nastawienia i postanowień. Ciocia i dziadek mogą jak zwykle marudzić, narzekać na cały świat i psuć wszystkim nastrój, ale nie będą w stanie go zrujnować tobie, jeśli się temu nie poddasz. To ty sam decydujesz, czy potraktujesz ich jak zwykle z góry czy też z nadzwyczajną wyrozumiałością, bo są samotni, zgorzkniali i nie mają komu się wyżalić.

Urealnij marzenia

Każdy chciałby mieć rodzinę jak z obrazka, nic w tym dziwnego czy nienormalnego. Ale jeśli zamierzasz w te święta nakręcić film, pt. "Idealna rodzinka", to… może nie być z tego Oskara. Zmuszenie pozostałych członków rodziny, by odstawili przedstawienie według twojego scenariusza i pod twoje dyktando to dość karkołomne zadanie. Mało precyzyjnym wyznacznikiem bliskości w rodzinie są również ilość prezentów pod choinką, uroda opakowań i wykwintność bilecików. Może lepiej - dla wszystkich - przyjąć to do wiadomości i szukać innych sposobów na nawiązanie, odświeżenie, zbudowanie więzi, niż terroryzowanie bliskich instrukcjami, jak powinny wyglądać perfekcyjne święta?

Na co dzień udaje się jakoś funkcjonować, unikać konfrontacji, ale kilka dni przy stole, od którego nie ma gdzie uciec, ze wszystkimi członkami rodziny, również tymi, których woli się oglądać wyłącznie na fotografii, raczej nie przejdzie bezboleśnie. Dopuszczenie takiej możliwości pozwoli z godnością zrezygnować z funkcji nadwornego kontrolera i mistrza ceremonii, i choć przez chwilę cieszyć się, że jest jak jest. Niektórzy nie mają nawet tego.

Nie zostawiaj wszystkiego na ostatnią chwilę

Pewnie, że karpia nie da się usmażyć w połowie grudnia, ale główne przygotowania, a nawet sporą część zakupów można załatwić wcześniej. To samo z prezentami. Na pewno z papierem i tasiemkami do ich opakowania! (Jeśli już jest za późno - weź to sobie do serca na przyszłość, za rok będzie przecież to samo). Niezbędnych zakupów niby nie da się odkładać w nieskończoność, ale rekordziści potrafią szukać prezentów nawet w wigilijny poranek. Tyle że maskotka czy termiczny kubek ze stacji benzynowej to raczej mało oszałamiające upominki. I mało kto się nabierze, że to dar serca.

Jak na złość właśnie w tym czasie pojawiają się nagłe dodatkowe zlecenia. Pewnie, że nadprogramowa gotówka przyda się najbardziej właśnie teraz, ale… to oznacza dodatkowe zajęcia, pracę, uwagę, zmęczenie. Bilans może się średnio kalkulować.

Wspólne przygotowania

To coś, co ma szansę przynieść ci podwójną korzyść. Po pierwsze, podzielisz się pracą i nie zamęczysz na śmierć. Po drugie, robiąc coś wspólnie z dziećmi, mężem, żoną, matką lub rodzeństwem możesz miło spędzić czas.

O ile tylko zdołasz wyłączyć program pouczania i przyspieszania. Oczywiście, że "to wszystko" trzeba zrobić w miarę szybko. I prawie na pewno ty wiesz najlepiej, jak to zrobić. Ale udowadnianie tego bliskim właśnie teraz niekoniecznie jest najlepszym pomysłem. Jeśli tylko uda ci się postawić na pierwszym miejscu "wspólnie" oraz "miło", a nie "robienie", operacja może zakończyć się spektakularnym sukcesem. Wspólne ubieranie choinki, lepienie pierogów i pakowanie prezentów oraz inne w miarę proste czynności w magiczny sposób ocieplają atmosferę. Okraś je śpiewaniem kolęd (chyba że w ramach przypływu troski o bliskich wolisz im tego zaoszczędzić, choć to zawsze świetny pretekst do śmiechu, a wiadomo, że śmiech rozluźnia, sprawia, że jesteśmy bardziej otwarci i zgodni; uwaga! Działa tylko wtedy, gdy dysponujesz zdrowym dystansem do własnej osoby), wspominkami jak to drzewiej bywało, co się jadło i co znajdowało pod choinką. Nawet nowoczesne "facebookowe" dzieci lubią takie opowieści.

Świąteczne pole minowe

Na wspominki można też namówić nestorów i seniorów podczas Wigilii. Warto mieć coś w odwodzie, by sprawnie lawirować między klasycznymi biesiadnymi minami, czyli zagadnieniami-nie-do-poruszania. Co jest na liście tematów-pułapek? Polityka. Aktualne afery gospodarcze i kościelne. Pieniądze i choroby. Nawet jeśli nie idą w parze. A może zwłaszcza wtedy. Sprawy intymne uczestników kolacji oraz próby ustawiania komuś życia.

Urazy i kłótnie sprzed 10 lat oraz te całkiem świeże (jeśli wytrzymały te parę tygodni, to jeszcze dwa dni ich nie zbawią) - bożonarodzeniowy stół nie jest najlepszym miejscem na dochodzenie do porozumienia.

Wybaczenie i przeprosiny to zaiste szlachetne gesty, ale twój "przeciwnik" niekoniecznie musi uważać tak samo i w tym samym czasie. Reakcje na twoje wystąpienie mogą być różne.

Zdrowe zobowiązania

Prawdopodobnie trudno będzie ominąć wszystkie kulinarne wnyki zastawione na twoją figurę, zresztą nie ma takiej potrzeby. Przecież święta są od świętowania. Ktoś te wspaniałości przygotował. I raczej nie po to, by wyłącznie ładnie wyglądały. Zatem nie ma co składać obietnic, o których z góry wiadomo, że są nie do spełnienia (nie zjem żadnego ciasta). Ale już zobowiązanie, że każdą sporą dokładkę zrównoważysz spacerem zaczyna brzmieć sensownie i być dla twojego organizmu niczym małe światełko w tunelu. Wszystkie psy będą przeszczęśliwe! Jest szansa, że nawet jakieś dziecko - niekoniecznie osobiste - zechce wziąć w tym udział. To oznacza dodatkową okazję do ruchu: sanki, gonitwy, śnieżne bitwy. Może nie brzmi to zbyt pociągająco albo wręcz ponuro, ale praktyka pokazuje, że tę traumę dość łatwo przepracować, nawet bez pomocy psychoanalityka.

Zadbaj o swoje wnętrze i świąteczny program duchowy

W gorączce zakupów i przygotowań gubi się nieraz istota Bożego Narodzenia. W tych świętach nie chodzi przecież o górę prezentów ani najlepsze nawet jedzenie. Święta mają wymiar duchowy i religijny. Skupienie się na tym właśnie aspekcie pomoże też odkleić się od napięcia w relacjach.

Niestety, to się samo nie zrobi. Można czekać na olśnienie i przebudzenie, choć bardzo prawdopodobne, że parę już ich było, lecz zostały odsunięte na bok, na później, bo teraz wiadomo, trzeba umyć okna… Nieładne słowo "samodyscyplina" ma wbrew pozorom bardzo dużo wspólnego z duchowością. Bo nikt inny, tylko ty sam decydujesz, na co poświęcisz swój czas: na kolejny film czy ciszę, na banalne pogaduszki czy medytację, na mordercze przygotowania i czyszczenie domu na tip-top czy wartościową lekturę i rozmowę z bliskimi o rzeczach ważnych.

Za dużo na głowie? No to sobie dołóż!

Jest taka teoria, że jeśli się nie wyrabiasz z obowiązkami, dodatkowe punkty w planie dnia zrobią z tym porządek. Pomoc w zakupach starszej koleżance z pracy, wytrzepanie dywanu sąsiadom-staruszkom, zajęcie się dziećmi kuzynki, która przygotowuje rodzinną Wigilię… nie ma takiego planu dnia i tygodnia, w który nie dałoby się wcisnąć jeszcze jednej rzeczy - pożytecznej dla innych. Prawdopodobnie, całkiem przy okazji, wpłynie to na poziom twojej pogody ducha. Może się wydawać, że to mało namacalna korzyść, ale… osoby z twojego otoczenia powinny to docenić i oddać z nawiązką.

Nawet jeśli nie wszystko wyjdzie tak, jak sobie zaplanujesz, nawet jeśli uda się zmienić tylko mały kawałek twojej świątecznej rzeczywistości - to nie jest zmarnowany wysiłek. Bóg przyszedł na świat jako małe dziecko, a nie potężny władca. I każdego roku rodzi się od nowa. Zawsze można coś poprawić, choćby małymi kroczkami.

Autorka prowadzi blog o uzależnieniach: mikadunin.blogspot.com

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W tym roku będzie inaczej!
Komentarze (13)
A
Ania
20 grudnia 2015, 16:10
Boże Narodzenie... Cała prawda polega na dokonaniu wyboru. CZy pozwolisz aby Jezus narodził się w Twoim sercu??? CZy masz tyle odwagi...Hmm oto jest wybór...
A
aaa
20 grudnia 2014, 10:32
Dla mnie obowiązek to wizyta w Domu Naszego Pana, który właśnie się narodził. Czyli w Kościele. Jestem kobietą, mam rodzinę, a mimo wszystko nie uwijam się, nie gotuję, nie robię bezsensownych rzeczy. Prezenty to miłe dodatki, byleby skromne. Tą bardziej nerwową część rodziny, która uważa, że "musi być tak, bo są Święta" odwiedzam tuż po Nowym Roku.  Chodzimy na spacery, do Kościoła, spędzamy czas wspólnie, dzielimy się miłością, radością, chwilami które mamy "za darmo" razem. Po co nerwówka? Nie rozumiem, czemu niektórzy dają się w to tak łatwo wkręcić. Chyba ciężko powiedzieć "nie"...
NK
nie krytykuje
20 grudnia 2014, 10:01
wystarczy troche logicznego myslenia zeby takich problemow nie miec ;-) Fajnie ze sa Swieta, ale poza czarujaca atmosfera niczego nie odczaruja... i wystarczylo mi kilka porazek (w postaci Swiat wlasnie), zeby to zauwazyc. A gosci ktorzy nie chca przyjsc - nawet jesli to rodzina-  lepiej na sile nie zapraszac. 
M
Meszugene
22 grudnia 2013, 16:40
Matka całe życie (moje) odgrażała się, że te ostatnie święta były takie właśnie ostatnie, że następnym razem ona wyjeżdża na jakieś wczasy, gdzie podadzą, posprzątają... Nigdy tego nie zrobiła. I co rok słyszałem żałosną skargę "przecież święta są raz w roku", która miała chyba tłumaczyć jej przedświąteczną harówę.
L
lenka
21 grudnia 2013, 01:34
a tu blog o Adwentowym czuwaniu - polecam http://szlomit.blogspot.com/
Wesołych Świąt!
20 grudnia 2013, 10:45
kiedys było łatwiej.... wystarczyło, że na swiątecznym stole pojawiły się niedostępne na co dzień przysmaki i już. pomarańcze itd. (bo przeciez żadne normalne dziecko nie czekało na karpia :)  teraz wszyscy wszystko mają. trudno jest cos kupić z czego bliska osoba będzie się cieszyć. bo tak naprawdę chciałoby się ucieszyć bliskich. a jesli dziecku potrzebne jest mieszkanie... no cóż, cieszmy się tym, że jesteśmy zdrowi i bądźmy dla siebie mili
F
fifka
20 grudnia 2013, 08:05
Niezwykle trafiony opis Świąt! cudownie się czyta :) Porady na naprawę tego stanu rzeczy też cenne! Mam nadzieję,że wpłyną na tegoroczne świętowanie w moim domu.  Pozdrawiam wszystkich, którzy uwijają się w przedświątecznychy obowiązkach :)
J
justyna
20 grudnia 2013, 07:03
puste nakrycie pojawiło się w XIX wieku na stołach szlacheckich, gdzie oczekiwano na powrót  z Syberii zesłańców i goszczono tych co byli w drodze do własnego domu
M
mm
20 grudnia 2013, 00:15
A u mnie w domu właśnie jest pustym nakryciem dla niespodziewanego gościa. Od zawsze tak było i co roku się zastanawiamy czy ktoś nie zapuka do naszych drzwi.
K
klawa
19 grudnia 2013, 18:30
Błagam, ja wszystko rozumiem, ale puste nakrycie nie jest dla żadnego wędrowca. To jakaś ugłaskana holywoodzka wersja tego zwyczaju. Puste miejsce jest dla zmarłych, nieobecnych i to zwyczaj na wskroś pogański, zresztą z taką intencją wiele osób to nakrycie układa - myśląc o konkretnej osobie, która na pewno nie przyjdzie. Oczywiście można i trzeba okazywać serce zwłaszcza w Święta, zapraszać biednych i bezdomnych, ale błagam nie nazywajmy tego duchowym rozumieniem zwyczaju z pustym nakryciem - bo nim nie jest! 
NK
nie krytykuje
20 grudnia 2014, 10:03
i jak by bylo milo na swiecie, gdyby faktycznie robilo sie wigilie nie tylko rodzinne... ale dla tych, ktorzy dostana wtedy cos, czego na codzien nie maja...
O
O.
20 grudnia 2014, 10:40
Całkiem się zgadzam, ale jednak mamy w tym miodzie łyżkę dziegciu - niektórych ludzi bałabym się wpuścić do domu, gdyby zapukali. Wiem, że święta, czas miłości, no ale po prostu, bałabym się. U mnie w domu to miejsce jest niewykorzystane, gdyby przyszedł ktoś, kto święta spędza samotnie (przyjaciel, kuzyn, ktokolwiek) to nie byłoby najmniejszego problemu. Gdyby to była słabo znana sąsiadka - też. Myślałam, by w dorosłym życiu adoptować dziecko, rozumiecie... ale człowiek z ulicy? No bałabym się, naprawdę. Być może to dowód na moją słabość, jeśli tak, to pochylam nad tym głowę, jeśli ktoś zna lepsze rozwiązanie, sposób, by się nie bać zupełnie obcych ludzi, (takich, o których nawet nie wiemy, jak się nazywają), to niech mi odpowie, naprawdę chętnie przeczytam :)
T
tor
20 grudnia 2014, 16:15
Dlaczego pogański zwyczaj ma byc gorszy? Bo jest pogański? A nie KATOLSKI i jedynie słuszny? Trochę pokory.