Depresja - uzdrawiające działanie psalmów
Okazuje się, że w leczeniu osób depresyjnych bardzo pomocna jest bezpośrednia perswazja, słowo pociechy, rada. Także wspólna modlitwa psalmami może przyczynić się do złagodzenia problemów pacjenta i dodania mu odwagi.
Gdy osoba cierpiąca na depresję odnajdzie się w psalmach, może to korzystnie wpłynąć na jej nastrój i sprawić, że doświadczy ona obecności Boga w swej konkretnej sytuacji. Może przy tym modlić się psalmami na różne sposoby: żarliwie w ciszy serca lub też wykrzykując je niejako z siebie. Może nieustannie powtarzać jeden wers, który szczególnie do niej przemawia, lub tak zrosnąć się z całym psalmem, że będzie jej on stale towarzyszył przez recytowanie i śpiewanie.
Dobrym przykładem będzie tu psalm 69:
Wyrwij mnie z bagna, abym nie zatonął, (...) Wysłuchaj mnie, Panie, bo Twoja łaska pełna jest dobroci;
wejrzyj na mnie w ogromie swego miłosierdzia! Nie kryj swego oblicza przed Twoim sługą; prędko mnie wysłuchaj, bo jestem w ucisku. Zbliż się do mnie i wybaw mnie; uwolnij mnie przez wzgląd na moich wrogów! Ty znasz moją hańbę, mój wstyd i mą niesławę; wszyscy, co mnie dręczą , są przed Tobą. Hańba złamała moje serce i sił mi zabrakło, na współczującego czekałem, ale go nie było,
i na pocieszających, lecz ich nie znalazłem.
Dali mi jako pokarm truciznę,
a gdy byłem spragniony, poili mnie octem. (...)
Wylej na nich swoje oburzenie,
niech ich ogarnie żar Twojego gniewu! (...)
Ale ja jestem nędzny i zbolały;
niech pomoc Twoja, Boże, mię strzeże!
Pieśnią chcę sławić imię Boga
i dziękczynieniem Go wysławiać
(Ps69, 15. 17-22,25.30-1).
Gdy się pragnie owocnie doświadczyć uzdrawiającego, duchowego działania psalmów, trzeba się w pewien sposób na nie otworzyć, pozwolić im w sobie działać. Chodzi o to, żeby stopniowo wycofywać się z pozycji świadomego „ja" i powierzyć się prowadzeniu przez psalmy. To coraz większe dystansowanie się od własnego „ja" czyni człowieka jednocześnie bardziej otwartym i gotowym na przyjęcie głębokiego przesłania psalmów.
Im bardziej bowiem maleje świadome „ja", tym bardziej rozszerza się pole głębokiej podświadomości. W efekcie zaczyna się rozwijać poczucie łączności z całym stworzeniem, z anima mundi, z duszą świata. Nie jestem już sam. Czuję się włączony w prąd życia.
Moja dusza jest nie tylko we mnie, lecz ja czuję się częścią duszy, duszy świata. Otwieram się przy tym coraz bardziej na to, co stamtąd otrzymuję, a co dotyczy postawy życiowej , doświadczania wspólnoty z innymi. W tym przekraczaniu granicy własnego „ja" udaje mi się zdobyć dystans do siebie samego, a tym samym do moich problemów, bez tłumienia smutku i bólu z nimi związanego. Można wówczas inaczej spojrzeć na ów smutek i ból, uświadamiając sobie, że są tylko częścią mojej osobowości, nie są we mnie wszystkim.
Panie, mój Boże,
za dnia wołam,
nocą się żalę przed Tobą.
Niech dojdzie do Ciebie moja modlitwa,
nakłoń swego ucha na moje wołanie!
Bo dusza moja jest nasycona nieszczęściami,
a życie moje zbliża się do Szeolu.
(Ps 88, 2-4)
Boże, nakłoń ucha na moją modlitwę
i nie odwracaj się od mojej prośby,
zwróć się ku mnie i wysłuchaj mnie! (...)
Drży we mnie moje serce
i ogarnia mnie łęk śmiertelny. (...)
A ja wołam do Boga
i Pan mnie ocali.
Wieczorem, rano i w południe
narzekam i jęczę.
(Ps 55, 2-3, 5. 17-8)
Wybaw mnie, Boże, bo woda mi sięga po szyję. Ugrzązłem w mule topieli i nie mam nigdzie oparcia, trafiłem na wodną głębinę i nurt wody mnie porywa. Zmęczyłem się krzykiem i ochrypło mi gardło, osłabły moje oczy.
(Ps 69, 2-4)
Św. Augustyn nazywa psalmy „pieśniami miłości kraju ojca". Powinniśmy śpiewać psalmy tak jak wędrowcy, którzy są w drodze do ojczyzny. Psalmy są zapowiedzią naszej prawdziwej ojczyzny, wzmagają naszą miłość do niej. Jak wędrowcy śpiewają w nocy, by odpędzić od siebie strach przed ciemnością, tak i my możemy śpiewać psalmy, żeby się pokrzepić w trudnych chwilach życia oraz już teraz uchwycić zmysłami przedsmak tego, do czego zmierzamy.
Gdy człowiek, który jest w ciężkiej sytuacji, który przeżywa smutek i depresję, zaufa psalmom, pozwoli im się prowadzić, może znów zaznać tęsknoty za ojczyzną, za przynależnością do otoczenia. Ta pozornie umarła tęsknota obudzi się i ożyje na nowo. Można jej się poddać. Poprzez ową tęsknotę rozwija się w człowieku coś z tego, za czym tęsknił: doświadczanie miejsca, do którego się przynależy. Im silniejsza staje się ta tęsknota, tym większe będzie poczucie bezpieczeństwa i przynależności. Wreszcie tęsknota ta skieruje się ku samemu Bogu, On sam stanie się jej obiektem. A wtedy łączność pomiędzy sercem człowieka a Bogiem zostanie przywrócona i człowiek dozna objęcia przez Niego.
Skomentuj artykuł