Do szczęścia potrzebne jest… szczęście

(fot. magiccyril / flickr.com / (CC BY 2.0) )
Marian Polak / slo

Od dawna wiadomo, że radość to pochodna serotoniny i dopaminy, dwóch substancji chemicznych sterujących - mówiąc w uproszczeniu - poziomem naszych emocji.

Wymienione wyżej neuroprzekaźniki są bowiem - czego dowiedziono ponad wszelką wątpliwość - bezpośrednio odpowiedzialne nie tylko za zdolność do przeżywania stanów głębokiej euforii, ale też za optymistyczne (lub w przypadku niedoborów - przeciwnie) nastawienie do życia.

Do tego, byśmy reagowali na rzeczywistość pozytywnie, potrzebne są też bodźce zewnętrzne, czyli stymulujące wydzielanie serotoniny i dopaminy obiektywne powody satysfakcji. Ale to nie wystarcza. Bo, jak wiadomo, jednych cieszy słoneczny poranek na Brooklynie, a inni nawet leżąc na plaży na własnej wyspie na Karaibach potrafią popaść w głęboką depresję.

Powody takiego stanu rzeczy nie są do końca rozpoznane, niemniej już wiadomo, że na poziomie reakcji chemicznych zachodzących w ośrodkach nerwowych (a więc tam, gdzie rodzą się emocje) owa różnica sprowadza się do sprawności w przyswajaniu neuroprzekaźników, czyli wydolności mechanizmu ich zwrotnego wychwytu. Niektórym nawet rwący strumień serotoniny potrafi bowiem w całości przeciec przez mentalne palce.

DEON.PL POLECA

Takich jak oni świat nie zadowoli byle czym. I nawet po zgarnięciu głównej wygranej w Lotto, podróży dookoła świata czy ślubie z Miss Universum błyskawicznie wróci im ponury nastrój. Dlaczego? Bo taki już mają wewnętrzny "set point".

O poziomie absorbcji szczęściodajnych neurotransmiterów przesądzają bowiem geny. Konkretnie zaś dwie długie, "optymistyczne" kopie genu 5-HTTLPR. Dwie kopie krótkie to zaś dziedzictwo niosące poważne ryzyko depresji.

Z naturalną zdolnością do dostrzegania jaśniejszej strony życia należy się więc po prostu urodzić. Czyli, że trzeba mieć szczęście żeby… mieć szczęście.

Według naukowców optymizm jest - przynajmniej w 50 procentach - cechą wrodzoną.

Ale jak dowodzą badania, w których najbardziej zaawansowany jest w tej chwili Uniwersytet w Edynburgu, nawet dwie krótkie sekwencje genu 5-HT nie oznaczają, że ich właściciel jest nieodwołalnie skazany na pesymizm. Bowiem przynajmniej w połowie o radości życia decydują przecież czynniki pozagenetyczne.

I nie chodzi wyłącznie o prozac, który - nawiasem mówiąc - jako inhibitor wychwytu zwrotnego serotoniny rekompensuje smutasom to, czego nie dała im natura, poprawiając przyswajalność szczęściodajnych neuroprzekaźników.

Obok farmaceutyków urodzonym pesymistom spieszy na pomoc także psychologia pozytywna i behawioralna, które oferują techniki terapeutyczne dające stosunkowo wymierne, pozytywne rezultaty.

Jak to działa, tego też na razie w szczegółach nie wiadomo, niemniej badania neuroobrazowe mózgu potwierdzają, że gadanie do obrazu (a w tym przypadku do smutasa na warsztatach psychologicznych) potrafi zdziałać tyle samo, co antydepresanty. Tyle tylko że do osiągnięcia podobnych rezultatów psychoterapeuta potrzebuje zdecydowanie więcej czasu.

Na rewelacyjnie prostą, bo działającą natychmiast i tańszą od leków czy psychoterapii, metodę poprawy nastroju wpadli też niedawno amerykańscy fachowcy od języka ciała, badający związki między fizjologią i stanem emocji.
Zespół pod kierownictwem słynnego specjalisty do body language i neuronów lustrzanych Paula Eckmana postanowił odwrócić reakcję, która powoduje, że uczucie smutku każe nam bezwiednie układać usta w podkówkę, a radość prowokuje szeroki uśmiech.

Bo skoro tak, to kiedy smutny człowiek się uśmiechnie, być może sprowokuje w ten sposób... poprawę nastroju? I okazało się, że mieli rację!

Żaden lek ani terapia nie zmieni pesymisty w optymistę równie szybko, łatwo i tanio, jak zwykły ołówek.

Trzeba tylko przez dłuższą chwilę trzymać go w zębach w pozycji poprzecznej (jak koń wędzidło), tak, by zmusić wargi do przyjęcia pozycji zbliżonej do naturalnego uśmiechu. To podobno działa. A jakby jednak nie podziałało, to zawsze można przecież - tym samym ołówkiem - wypisać skierowanie na terapię behawioralną albo receptę na prozac.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Do szczęścia potrzebne jest… szczęście
Komentarze (6)
Q
qaz
12 października 2014, 22:47
to zycie decydyje w 70-80% czy jesteśmy optymistami czy pesymistami takie żeczy jak zdrowie , praca za gdziwą płacę ( która dziś jest luksusem), rodzina....
N
niewinny84@interia.pl
11 października 2014, 21:57
Oczywiście, że każdy rodzi się z jakimiś predyspozycjami. Jeden jest optymistą, ktoś pesymistą. Jeden melancholikiem a inny cholerykiem. Jeden odbiera wszystko bardzo do siebie a innego mało co obchodzi.
R
R
27 lutego 2011, 17:12
Ależ głupi artykuł.
D
dzik
27 lutego 2011, 10:33
Czy człowiek wierzący, który stracił np. rękę w wypadku lub nie ma jej od urodzenia powinnien prosić Boga, aby ta ręka odrosła? A czy człowiek pozbawiony pewnej predyspozycji do odczuwania radości nie powinien także raczej poszukać odpowiedniej protezy (w końcu to kalectwo genetyczne)? Ostatecznie Bóg jest większy niż wszystkie tragedie i jest w mocy by ręka odrosła, a nawet by człowiek się uśmiechnął, ale to działa chyba trochę inaczej.
OD
owoc Ducha Świętego
24 lutego 2011, 08:26
To proste, aby otrzymać radość konieczne jest zaproszenie Ducha Świętego, którego jest ona owocem. Bardzo pomaga wdzięczność za wszystko, nawet za to co nie jest po naszej myśli i nam się nie podoba. Dziękować za każdą rzecz, sytuację nawet gdy mamy ochotę płakać i złościć się na cały świat. Podziękować za dobro i zło (w naszym rozumieniu) z przeszłości, za które "zapomnieliśmy"podziękować. Naprawdę działa. Sprawdzone. Być lampką dziękczynną przy tabernakulum.
OR
o radości
10 października 2014, 18:41
Tak, to prawda - wdzięczność bardzo pomaga. Kiedyś zakonnik karmelita na spowiedzi zalecił mi modlitwę dziękczynienia : Dziękuję Ci za wszystkie piękne rzeczy..., które dziś widziały moje oczy, ...usłyszały moje uszy, ...których dotykały moje ręce... Tych rzeczy jest bardzo dużo. A potem jest coraz więcej - ludzie widzą uśmiech i pozytywnie reagują, też się uśmiechają, okazują życzliwość, pomagają... i powodów do dziękowania robi się coraz więcej, i więcej, i więcej...