Czasem słodycz zamienia się w truciznę

To umieranie nosi w słowniku medycznym nazwę "cukrzyca", jest schorzeniem o wciąż nie do końca rozpoznanej etiologii, a w naszych czasach nabrało charakteru epidemii. (fot. MissTurner / flickr.com)
Marian Polak / slo

Cukier, owszem, krzepi. Ale czasem wszelka słodycz zmienia się w truciznę, a nałogowiec czekolady... umiera z głodu. A wszystko zależy od insuliny, która jest swoistym kluczem do chemicznej spiżarni organizmu. Jej brak oznacza więc niedożywienie, bo od lizania cukierka przez szybę liżącemu nie przybywa ani pół kalorii.

To umieranie nosi w słowniku medycznym nazwę "cukrzyca", jest schorzeniem o wciąż nie do końca rozpoznanej etiologii, a w naszych czasach nabrało charakteru epidemii. Co oznacza, że liczba cukrzyków rośnie w postępie geometrycznym, o czym zaświadczają statystyki WHO.

DEON.PL POLECA

Według tych danych każdego roku przybywa 7 mln diabetyków, czyli, że co dziesięć sekund ktoś wychodzi od lekarza z rozpoznaniem cukrzycy. W ciągu tych samych dziesięciu sekund ktoś inny umiera na powikłania pocukrzycowe, bo choroba ta to nie tylko bezpośrednie zagrożenie egzystencji z powodu hipo- lub hiperglikemii, ale także skutki odległe: retinopatia, prowadząca do utraty wzroku, niewydolność nerek, problemy neurologiczne oraz zaburzenia układu krążenia, z amputacją kończyn, udarem mózgu i zawałem serca w konsekwencji.

W tej chwili najwięcej młodych zawałowców to diabetycy, z których większość nie ma bladego pojęcia, że w ogóle chorują na cukrzycę.

Początkowe objawy (które zazwyczaj trwają przez kilka, kilkanaście lat), łatwo zresztą przeoczyć. No bo kto - poza hipochondrykami - zwraca uwagę na męczliwość, stany obniżonego nastroju, rosnące pragnienie, częstomocz czy utratę wagi. Przecież wszyscy żyją w wiecznej nerwówce, pracują po dwadzieścia godzin na dobę (resztę spędzają w klubach, gdzie zresztą także pracują), łykają prozac na depresję i są na diecie, więc symptomy cukrzycy, nawet jeśli je w ogóle zauważą, zwykle biorą za uboczne skutki trybu życia. Tymczasem są ciężko chorzy.

W tej chwili na zaburzenia wydzielania insuliny - bo do tego jednego problemu w gruncie rzeczy sprowadza się cukrzyca - cierpi jakieś cztery procent populacji. Według tych samych źródeł do połowy stulecia diabetyków będzie już 380 mln. Największe żniwo epidemia zbiera w Stanach Zjednoczonych, choć nie oszczędza nawet Afryki. Zdaniem Amerykańskiego Towarzystwa Diabetologicznego do roku 2050 problem z cukrzycą będzie miał co drugi Amerykanin.

Dlaczego chorujemy? Nowe badania jednoznacznie wskazują , że decyduje o tym skłonność genetyczna. Z drugiej strony o zapadalności na to schorzenie (zwłaszcza na typ II) przesądza przejadanie się i brak ruchu. A że zarówno w jednym, jak w drugim celują Amerykanie, nic dziwnego, że epidemia cukrzycy najbardziej atakuje właśnie Stany Zjednoczone. W związku z powyższym, aby uniknąć choroby, wystarczy ograniczyć kalorie i zapisać się na siłownię? Źle! - odpowiadają niektórzy amerykańscy diabetolodzy.

Bo problem z cukrzycą wcale nie jest taki prosty, na jaki wygląda. Dieta dietą, tymczasem znacznie ważniejszy od kalorycznej wartości poszczególnych produktów spożywczych, w przypadku zagrożenia cukrzycą, jest ich indeks glikemiczny, czyli czas, jaki upływa między konsumpcją czekolady czy banana a wzrostem poziomu glukozy we krwi. To po pierwsze. Pod drugie, diabetologom doskonale wiadomo, że istnieją leko- i "dietooporne" postacie cukrzycy oraz że nadwaga nie przesądza wcale o zachorowaniu, podobnie jak prawidłowe odżywianie i dbałość o kondycję nie dają gwarancji , że cukrzyca nas nie dopadnie.

Dlaczego tak się dzieje, na razie nie wiadomo, choć wiele wyjaśnia dziedziczna natura tej przypadłości.

W ostatnim czasie pojawiły się też opinie, na razie formułowane ostrożnie, że u Amerykanów czynnikiem ryzyka aktywującym predyspozycje genetyczne do cukrzycy może być, owszem, dieta, ale nie w tym sensie, w jakim dotychczas sądzono.

Niektórzy uczeni podejrzewają bowiem nie bez racji, dowodzonej poważnymi badaniami klinicznymi, że zarówno za epidemią otyłości, jak i zastraszającym wzrostem zachorowań na cukrzycę w przypadku USA może stać substancja, która stanowi bazę dla wszelkich diet odchudzających - aspartam. Ten związek chemiczny jest podstawą wszystkich syntetycznych słodzików, w tym tak popularnych, jak NurtaSweet czy Equal, których - jak dowodzą badania rynku - w Ameryce masowo używa więcej niż 70 procent populacji (w tym połowa dzieci). Dotychczas uchodziły one za w pełni bezpieczny substytut glukozy, zalecany między innymi przez Amerykańskie Towarzystwo Diabetologiczne. Tymczasem wiele wskazuje na to, że słodziki upośledzają metabolizm glukozy, zaburzając mechanizm wydzielania insuliny aż do jego całkowitego uszkodzenia, czyli...

cukrzycy.

Rada na dziś? Na wszelki wypadek warto sprawdzać "zawartość cukru w cukrze", bo ten naturalny wydaje się zdrowszy. I kupić glukometr!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czasem słodycz zamienia się w truciznę
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.