Ze stadionów do mafii

Ze stadionów do mafii
Do ofensywy przystąpił także rząd, zamykając kilka stadionów, co wywołało protest, nie tylko wśród kibiców. Przeciwnicy mówią o zastosowaniu odpowiedzialności zbiorowej, zagraniu rządu pod publiczkę. Ale są też inne głosy. (fot. Rasiermesser Kalle / flickr.com)
Logo źródła: Dziennik Polski Ewa Kopcik / "Dziennik Polski"

- Najpierw robi się interesy, później walczy się na sprzęt. Interesy zawsze biorą górę - mówi Marcin, kibic Wisły z drugiego szeregu, zadymiarz.

Sprzęt to zwykle: nóż, maczeta, tasak i siekiera. Interesy są wszędzie takie same - handel prochami, kontrabandą, włamy. W ubiegłym tygodniu krakowska policja rozbiła gang rekrutujący się m.in. z szalikowców Białej Gwiazdy, którzy rozprowadzali narkotyki wśród kolegów na wiślackim stadionie. Bywa jednak, że interesy robią nawet najbardziej zaciekli wrogowie.

DEON.PL POLECA

- Stadion to narybek. Nie tak wprost, że ktoś podchodzi i werbuje. Ale jak jest grupa podporządkowana, w której kilka setek jest gotowych do skrzyknięcia, to zawsze można z niej coś wyłowić. Stopniowe przekształcanie się bojówek w gangi - to ostatnie 10 lat. Na stadionie to było wyraźnie widać. Czasem nie dało się wprost powiedzieć, ale pewne rzeczy były niemal oczywiste. Wiadomo było: kto, jak, gdzie i z kim. Tylko policja długo tego nie zauważała - mówi były działacz jednego z krakowskich klubów.
Policja przyznaje: - Rzeczywiście, problem przestępczości wśród pseudokibiców zbyt długo postrzegany był wyłącznie w kategorii chuligańskich wybryków: - zadym, bójek, ustawek - mówi policjant z krakowskiego CBŚ. - Pierwsze niepokojące sygnały pojawiły się, kiedy krakowskie grupy zaczęły używać niebezpiecznych narzędzi i popularne stało się "dziobanie" po pośladkach i po udach - do pierwszej krwi. Kiedy małe noże zastąpiono większymi narzędziami, wiedzieliśmy, że to już nie są żarty. Tym bardziej że pokrzywdzeni nie chcieli zeznawać i często mówili "zraniłem się sam". Wciąż były to jednak porachunki między pseudokibicami. Teraz już nie ma wątpliwości, że to zwyczajna bandytka i trzeba z nimi walczyć takimi samymi metodami, jak z każdą inną przestępczością zorganizowaną.

Jak zakończyła się wojna Wisły z kibolami? Niespełna trzy miesiące po jej ogłoszeniu Jurczyński pożegnał się z posadą wiceprezesa, a wkrótce potem z samym klubem. Potem wszystko ucichło. Klub poszedł na ustępstwa czy pozbawił przywilejów?
- Nie wiemy - przyznaje policjant z krakowskiego CBŚ. - Myślę, że każdy klub stara się zatrzymać kibiców i pewne rzeczy z nimi ustala. Za bezpieczeństwo na stadionie odpowiedzialny jest organizator, który w pewnym momencie stawia sobie pytanie: czy warto ponosić wysokie koszty zatrudnienia firmy ochroniarskiej, a i tak mieć kłopoty, czy lepiej odpuścić kibicom, żeby pilnowali porządku. Tak kupuje się spokój na stadionie. Najbardziej wyraźnie było to widać na Lechu Poznań.

- To posunięcie bardzo ostre, ale może okazać się skuteczne. Bo klub ma motywację, żeby naciskać na kiboli, by ich ucywilizować. Przekaz powinien być jasny: robisz zadymę na osiedlu, twój klub ucierpi. To może być skuteczny straszak, nie tylko dlatego, że oni czują miętę do stadionu. Wielu na pewno się zastanowi, mając perspektywę meczu przy pustych trybunach. Gdzie handel narkotykami, gdzie się spotkam z kumplami, jakie straty z darmowych wejściówek? - mówi jeden z krakowskich działaczy sportowych.

Źródło: Ze stadionów do mafii

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ze stadionów do mafii
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.