Zwolnił się z pracy i został misjonarzem

(fot. Maciej Moskwa/Testigo/PAH)
Aleksandra Lągawa

Szef myślał, że to żart, kiedy powiedział mu, że zwalnia się, bo jedzie na misje do Etiopii. W Nepalu pomógł wybudować 31 domów.

Pierwszy raz odwiedził Nepal na przełomie maja i czerwca 2015 roku, zaraz po słynnym trzęsieniu ziemi, w wyniku którego śmierć poniosły 8 964 osoby, a co najmniej 23 447 zostało rannych. Razem z mieszkańcami położonej na wzgórzu wioski odbudowywał zniszczone domy.

W lipcu i sierpniu, ze względu na letnią porę monsunową i obfite deszcze w tym czasie, musiał wrócić do Polski. Pogoda nie sprzyjała pracom budowlanym. Ponownie przyjechał do Nepalu we wrześniu. Niestety opady zniszczyły drogę, którą miał dostać się do miejscowości. Nie dał za wygraną i razem z przewodnikiem górskim rozpoczęli wspinaczkę po urwanym, stromym zboczu do mieszkańców wioski. To właśnie im trzy miesiące temu wybudowali 31 domów. Teraz chcieli się przekonać, czy nie potrzebują dodatkowej pomocy. Wejście na szczyt zajęło kilka godzin, ale dali radę. Kiedy byli już na górze, rozpoznał jedną z kobiet, której pomógł. Ona też go pamiętała, uśmiechnęła się z wyrazem wdzięczności. - Ten moment sprawił, że poczułem dużą satysfakcję z pracy. Gdybym nie zrobił nic albo coś kiepskiego, nikt by się nie ucieszył na mój widok - mówi Karol, który odwiedził Nepal w ramach Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, a obecnie pracuje dla Polskiej Akcji Humanitarnej.

Właściwa praca na pierwszym miejscu

Karol Skałowski jest jednym ze 180 misjonarzy, którzy na co dzień wyciągają ludzi z kryzysów w ramach PAH. Kiedyś udzielał się jako wolontariusz, teraz misje są jego pracą. Z wykształcenia fizyk, zajmował się analizą danych. Na trzecim roku studiów fizycznych rozpoczął drugi kierunek - stosunki międzynarodowe. Wtedy dowiedział się o organizacjach zapewniających pomoc humanitarną. Tak znalazł PAH. Najpierw chciał sprawdzić, jak działa akcja, został więc wolontariuszem, potem praktykantem. Nie zwlekał ani chwili, kiedy stanął przed szansą wyjazdu na staż do etiopskiej organizacji humanitarnej. - Dorabiałem wówczas jako analityk biznesowy. Kiedy powiedziałem szefowi, że zwalniam się, bo jadę do Etiopii, myślał, że to żart. Przekonałem go i pojechałem. Od tamtej pory pomoc innym stała się moją właściwą pracą - wspomina Karol.

(fot. Maciej Moskwa/Testigo/PAH)

Tylko w 2015 roku Polska Akcja Humanitarna ofiarom trzęsień ziemi w Nepalu dostarczyła materiały niezbędne do budowy tymczasowych schronień, żywność, a także przybory szkolne dla dzieci. W Syrii zapewniła miejsca noclegowe i odzież zimową ludziom, którzy musieli uciekać z własnych domów, aby chronić się przed wojną. Na Ukrainie przekazała szpitalom sprzęty medyczne i leki. Na całym świecie PAH w swoich biurach zatrudnia 250 osób, w tym około 65 w Polsce.

Zawsze pierwszy na miejscu

Karol pracuje w PAH jako kierownik pomocy natychmiastowej. Jedzie w teren zawsze wtedy, kiedy pojawiają się podejrzenia, że w danym miejscu wybuchł kryzys. Są to obszary, w których organizacja Janiny Ochojskiej od dawna ma swoje struktury, jak Sudan Południowy, Ukraina czy Syria. Zdarza się także, że docelowe miejsce jest całkiem nowe i stopa przedstawiciela PAH jeszcze w nim nie stanęła. Wówczas przed Karolem pojawiają się dwa zadania do wykonania. Po pierwsze orientuje się, jak wyglądają działania humanitarne w regionie, jakie jest lokalne prawo, jakie dokumenty są potrzebne do rejestracji organizacji. Po drugie rozeznaje potrzeby, czyli określa, komu oraz w jaki sposób trzeba pomóc. W kolejnym etapie koordynuje przydzielenie pomocy humanitarnej.

Różne formy wsparcia

Polska Akcja Humanitarna pomaga ofiarom kryzysów spowodowanych konfliktami zbrojnymi i katastrofami naturalnymi. W działania może włączyć się każdy, najważniejsze są chęci. Aktywiści organizują zbiórki pieniędzy, inicjują koncerty czy kiermasze, z których dochody są przeznaczane na pomoc poszkodowanym. Osoby aktywnie włączają się w charytatywne biegi. Ci, dla których udzielanie wsparcia innym staje się pomysłem na życie, wchodzą w struktury organizacji, wyjeżdżają na zagraniczne misje.

- By zostać wolontariuszem, należy zgłosić się do jednego z naszych biur w Krakowie, Warszawie lub Toruniu. Po rozmowie na temat kompetencji, oczekiwań i zadań zazwyczaj rozpoczynamy współpracę - informuje Michał Serwiński, kierownik biura PAH w Krakowie. - Z kolei aby wyjechać na misję, należy przejść rekrutację jak na każde inne stanowisko. Liczba pracowników zmienia się ze względu na sytuację, realizowane działania i liczbę aktualnie prowadzonych projektów. Misjonarze pracują przede wszystkim na terenie misji. W tym momencie za granicą przebywa około 180 osób. Poza tym działa z nami kilkudziesięciu wolontariuszy - dodaje Serwiński.

Grunt to dobre przygotowanie

- Ryzyko jest wpisane w mój zawód. Zawsze może stać się coś złego - odpowiada Karol na pytanie, czy boi się wyjeżdżać. Do każdej podróży odpowiednio się przygotowuje. Sprawdza komunikację, wybiera narzędzia, kompletuje strój. Stara się także jak najwięcej dowiedzieć na temat klimatu panującego w docelowym kraju. Dzięki wcześniej zdobytym informacjom do Nepalu zabrał śpiwór. Budynki w tym kraju narażone są na trzęsienia ziemi i bezpiecznie jest się do nich nie zbliżać. Przed wyjazdem do Iraku spakował do torby nakrycia głowy ze względu na wysokie temperatury, jakie miał zastać po dotarciu na miejsce. Dowiedział się też, że ze względów kulturowych mężczyzna nie może pokazywać łydek ani ramion - koszulka z krótkim rękawem i długie spodnie to niezbędny zestaw.

Zaufanie to 90 proc. sukcesu

Każdy wyjazd jest inny, bo nie ma dwóch takich samych kryzysów humanitarnych. - Największym wyzwaniem dla misjonarza jest kontakt z ludźmi. Z kraju, w którym panuje pokój i mieszkańcy mają zapewnione podstawowe potrzeby, jadę do regionu, w którym cierpienie jest powszechne. Żeby dowiedzieć się, jakie ludzie mają potrzeby, trzeba zdobyć ich zaufanie i pokonać barierę komunikacyjną. Kiedy się to uda, jest 90 proc. sukcesu. Oprócz tego, czy mieszkańcom wioski potrzeba ryżu, pytam, czy mają garnek, żeby móc w nim przygotować obiad. Dzięki dobrze zdefiniowanym potrzebom późniejsza realizacja pomocy jest dużo prostsza. Jeśli wsparcie jest bezsensowne, bardziej zaszkodzi niż pomoże - opowiada Karol.

(fot. PAH)

Zawsze podczas wyjazdu misjonarzowi towarzyszy tłumacz. Skałowski żartuje, że gdyby za każdym razem uczył się lokalnego języka, byłby już poliglotą. Stara się jednak poznawać przydatne wyrażenia, jak dzień dobry, dziękuję, w prawo czy w lewo. Najtrudniejszy kontakt jest z bezpośrednimi beneficjentami, ponieważ często nie mówią po angielsku. Na ogół znają go jednak przedstawiciele lokalnych społeczności, którzy pośredniczą w relacji pomiędzy misjonarzem a mieszkańcami.

Rodzina

Ciężkie w pracy misjonarza są rozstania. Z przyjaciółmi, rodziną, domem. Indywidualiści, którzy pędzą z miejsca na miejsce, mają najłatwiej. Dużo trudu musieliby włożyć w utrzymanie relacji z rodziną, więc po prostu jej nie zakładają. Ci, którzy bez najbliższych nie wyobrażają sobie życia, zabierają ich ze sobą, jeśli mają taką możliwość i pozwalają na to warunki bezpieczeństwa. Inni, tacy jak Karol, poruszają się pomiędzy dwoma światami - pracą na misji a domem. Skałowski z żoną na razie radzą sobie z taką sytuacją, zobaczą co będzie później. - Kiedy co jeden czy dwa miesiące wracam do Warszawy, żyję intensywnie. Dużo czasu spędzam z rodziną, rekompensuję moją nieobecność znajomym. Czy wyobrażam sobie życie bez misji? Raczej nie, to kwintesencja mojej pracy.

***

Misje Polskiej Akcji Humanitarnej działają obecnie w pięciu krajach: Iraku, Somalii, Sudanie Południowym, Syrii oraz na Ukrainie. W samej Syrii PAH prowadzi obecnie działania na rzecz ponad 300 tysięcy osób. Działania PAH możesz wesprzeć poprzez stronę internetową lub dołączając do klubu PAH SOS.

Aleksandra Lągawa - w pracy zajmuje się promocją i marketingiem, po pracy opisuje i fotografuje świat

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zwolnił się z pracy i został misjonarzem
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.