A jeśli powołań kapłańskich brakuje po to, by przywrócić wartość świeckim i odnowić formację?

Dlaczego tak mocno spada liczba powołań? Na to pytanie padło już wiele odpowiedzi, a ja chcę dziś zadać je inaczej: po co zaczyna nam brakować powołań kapłańskich?

Zacznę od tego, że jako wierzący teolog całkiem nieźle znam historię biblijną, a ta historia mówi bardzo jasno, że Bóg działa przez okoliczności, także te odbierane przez ludzi jako złe. Myśląc biblijnie, mogę więc przyjąć, że jeśli powołań brakuje, to jest w tym głębszy, opatrznościowy sens. I może Bóg po prostu zaprasza nas do tego, żeby się zatrzymać i zastanowić na formacją księży? Myślę sobie więc, że jest bardzo możliwa rzecz następująca: powołań kapłańskich brakuje po to, by Kościół przestał być podzielony na księży i świeckich starym dobrym podziałem z czasów, gdy w społeczeństwie istniały stany i miały wielkie znaczenie dla życia i działania ludzi.

DEON.PL POLECA

 

 

Obecnie nie żyjemy w społeczeństwie stanowym, ale w Kościele czas jakby się zatrzymał i wciąż mamy w wielu miejscach (nie wszędzie!) boleśnie wyraźny podział na duchowieństwo i całą resztę, od której oczekuje się grzecznego pasienia się na wytyczonym kawałku trawy oraz (znowu: nie wszędzie!) i z przykrością i bez ironii to napiszę – zysków z mleka, mięsa i wełny.

Może powołań jest mało, by zmienić formację księży?

Być może powołań kapłańskich jest tak mało po to, żeby zmieniła się wreszcie i koncepcja, i formacja kapłańska. Ta seminaryjna i ta stała. Ta zmiana jest według mnie bardzo potrzebna, bo struktura Kościoła zmienia się na naszych oczach, radykalnie i szybko. Od dawna nie żyjemy już ani w społeczeństwie stanowym, w którym niewykształceni świeccy nie rozumieli Pisma ani Tradycji. Nie żyjemy też już od dawna w PRL, kiedy świeccy donosili na księży i byli automatycznie traktowani podejrzliwie i trzymani z dala odpowiedzialności, wpływu i co ważniejszych informacji. Skończył się długotrwały boom kapłański, kiedy księży było bardzo wielu i wszyscy przywykli do tego, że – mówiąc prosto – jest kim robić, a nawet można się obijać lub zajmować zadaniami, do których sakrament święceń jest dalece niekonieczny. Żyjemy za to w czasie lawinowego ujawniania grzechów księży (nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw?) i galopującej erozji zaufania do Kościoła.

Gdy święci się jednego, a traci się kllkunastu

Liczby mówią, że kończy się czas, w którym co roku przybywa w Polsce kilkuset nowych księży i nie uratuje sytuacji rekordowy nabór dziewiętnastu nowych kleryków w Tarnowie. Gdy w diecezji święci się jednego, a umiera lub odchodzi kilkunastu, matematyka robi się brutalnie prosta. Niektórzy biskupi mówią już o tym wprost - na przykład biskup gliwicki, że za chwilę będzie miał większość parafii "jedynek" tylko z proboszczem (zresztą w kilku diecezjach parafie coraz częściej są łączone i mają "pół" proboszcza). Albo biskup opolski, który zaprosił w tym roku świeckich na kursy, by mogli posługiwać w parafiach: bo duchownych brak.

A to oznacza, że potrzebna jest zmiana w formacji księży, bo zmienia się struktura Kościoła i jej podstawą stanie się wkrótce dzielenie zadań i odpowiedzialności między świeckich wyświęconych i niewyświęconych. Dlatego potrzebni są księża, którzy będą umieli współdziałać: nawet nie współpracować, ale współdziałać, działać wspólnie. To duża zmiana zwłaszcza tam, gdzie księżom wydawało się, że włączenie świeckich polega na wyznaczeniu im zadań wymyślonych przez księdza, bez pytania ich o zdanie i z dokładnymi wskazówkami, od których odejście kończy się awanturą. To jest zleceniodawstwo i nie o to chodzi w Kościele. Bo współdziałanie polega na dzieleniu się odpowiedzialnością: wypuszczam z rąk jakąś decyzyjność, żeby przekazać ją komuś innemu i ufam, że zrobi to dobrze, choć być może inaczej, niż sobie wyobrażam. I potrafię zaakceptować, że „dobrze” i „inaczej niż chciałem” jest naraz możliwe i to jest w porządku… Te zmiany mogą nie podobać się księżom, którzy przywykli do decydowania absolutnego i posiadana na wyłączność prawa do posiadania ostatecznego zdania.

DEON.PL POLECA


Bp Ważny i jego refleksja o pasterzach pasących samych siebie

Bardzo poruszający jest jeszcze jeden wątek: wątek pasterzy pasących samych siebie. To słowa z proroka Ezechiela, które bardzo szczerze opublikował na Twitterze (przepraszam, na X) biskup Artur Ważny jako komentarz do sondażu o zaufaniu do Kościoła. A prorok mówi mocno: o owce nikt się o nie pytał i nikt ich nie szukał. Słabych nie wzmacnialiście, a mocne gnębiliście.

„Szukałem dla siebie zrozumienia tych badań. Jedną z odpowiedzi znalazłem na modlitwie. Dzisiaj św. Augustyn komentuje w Godzinie Czytań te słowa proroka Ezechiela: Tak mówi Pan Bóg: Biada pasterzom Izraela, którzy sami siebie pasą! Czyż pasterze nie powinni paść owiec? Nakarmiliście się mlekiem, odzialiście się wełną, zabiliście tłuste zwierzęta, jednakże owiec nie paśliście. Słabej nie wzmacnialiście, o zdrowie chorej nie dbaliście, skaleczonej nie opatrywaliście, zabłąkanej nie sprowadziliście z powrotem, zagubionej nie odszukiwaliście, a z przemocą i z okrucieństwem obchodziliście się z nimi” – odniesienie tych słów z Ezechiela do obecnej sytuacji Kościoła jest naprawdę mocne, gdy publicznie robi to biskup.

Jest w tym echo tego bardzo smutnego wrażenia, że spora część przedstawicieli Kościoła instytucjonalnego choruje na przymus gromadzenia: i choć wiadomo, że w życiu jest czas oszczędzania i czas wydawania, w Kościele ten drugi jest rozumiany bardzo specyficznie i są duże różnice zdań co do tego, jak należy wydawać kościelne pieniądze. Dla przykładu – temat z ostatnich tygodni, czyli sytuacja katechetów. Są w Polsce diecezje, które bez trudu byłoby stać na sfinansowanie rocznego okresu przejściowego dla nauczycieli religii, którzy na skutek obcięcia jednej godziny stracili dużą część domowego budżetu i są w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Taki pomysł jednak się nie pojawił – a idę o zakład, że gdyby budżetem diecezji zarządzali świeccy, wpadliby na to dawno temu, co więcej, wyliczyliby koszty i zarządziliby oszczędności w jednym obszarze, by móc wydać w innym. Zdumiewające? Normalne, ale w przestrzeni naszego Kościoła obecnie tak dziko nieosiągalne, że brzmi jak odklejona od rzeczywistości bajka bez morału napisana na złym prompcie przez chatGPT.

Wielu ludzi sparzyło się w kontakcie z parafią i trudno będzie ich odzyskać

Powołań jest mnie. Księży jest mniej. Świeccy wiele rzeczy robiliby inaczej, widzą też zaniedbania duchownych i tracą zaufanie do Kościoła instytucjonalnego. Dobra współpraca wśród ludzi Kościoła ze święceniami i bez nich jest o wiele rzadsza, niż to obecnie potrzebne.

I jest tu jeszcze jeden ważny i nie do pominięcia wątek. Wielu świeckich już się sparzyło w różnych mniej lub bardziej trudnych relacjach z parafialnymi kapłanami. I albo nie chcą się już angażować, nie widząc zmiany po stronie kapłana, którego mieliby „wspierać”, bo brakuje duchownych do pracy, albo zaangażowali się już gdzie indziej i po prostu nie mają czasu na swoją parafię, która ich do tej pory nie chciała.

Myślę, że trudne będzie odzyskanie sprawczych ludzi, którzy dali sobie spokój z działaniem w Kościele, bo jedyną opcją było podwykonawstwo pod ścisłym i niekoniecznie przyjaznym nadzorem. To są proste rzeczy: jeśli w domu parafialnym ktoś ciągle patrzy ci na ręce i mówi jak małemu dziecku, co możesz, a czego nie, a na koniec sprawdza, czy dobrze zgasiłeś światło – nie czujesz się tu u siebie. Nie masz też ochoty angażować się w działania na rzecz całej parafii, bo często koszt psychiczny współpracy z księdzem przekracza twoje możliwości, a bez niego nie możesz działać. Albo jeśli twoja wspólnota staje się dla księdza miejscem wyrażania swojej frustracji w przemocowy sposób, ile w niej wytrzymasz? Jeśli zauważane przez ciebie potrzeby całej parafialnej wspólnoty są ignorowane i odrzucane ze względu na wygodę księdza - tak banalne potrzeby jak na przykład zmiana godziny popołudniowej mszy z 17 na 18, żeby zdążyć po pracy, albo jeśli ludzie tracą ducha, bo księdzu nie chce się przyjść i wystawić Pana Jezusa na godzinę, choć wiele osób bardzo potrzebuje wspólnotowej adoracji - jak długo możesz to znosić?

Potrzebna jest nowa koncepcja formacji kapłańskiej. I to szybko

Przynależność parafialna jest terytorialna, więc gdy człowiek gdzieś osiada na stałe, jest skazany na parafię, którą dostał razem z adresem. I nie ma tu alternatywy. Jeśli w parafii do tej pory było źle i nie było miejsca dla świeckich poza „biernym” udziałem w wyznaczonych nabożeństwach – jest duża szansa, że wszyscy parafianie, którzy mieli czas i zasoby, by się angażować w sprawy Kościoła, znaleźli już sobie inne, przyjazne miejsce i nawet najładniejsze zaproszenia nie sprawią, że wrócą teraz do swoich parafii i to jeszcze jako "darmowa siła robocza" zastępująca księży, których nagle brakuje.

Właśnie dlatego potrzebna jest nowa koncepcja formacji kapłańskiej. Już nie tej, która robi z księdza „drugiego Chrystusa” w tym źle rozumianym sensie – że jest idealny, wybrany, czyli "bardzo wyjątkowy" i jego wola jest święta, ale w tym prawdziwym – że ma najpierw mieć mocną relację z Ojcem i zarywać noce na rozmowy z Nim, a potem wszystkim służyć z miłości. Taka formacja, która uczy współdziałania z ludźmi o innym powołaniu, myślenia o tym, jak można razem, a nie o tym, jak ściąć coś z listy zadań za długiej na jednego człowieka. Bo według mnie nie o to chodzi w kapłaństwie, by zniżać się ze swej wyniosłej oddzielności do koniecznych posług, ale o to, by być bratem braci i sióstr i działać razem z nimi tak, by ludzie wokół odzyskiwali nadzieję życia i wchodzili w prawdziwą relację z Bogiem prowadzącą do bycia z Nim na zawsze. To jest przecież Dobra Nowina. Jest wielu księży, którzy potrafią tak działać i w miejscach ich posługi Kościół rozkwita - ale to nie jest niestety na ogół efekt formacji seminaryjnej czy kapłańskiej, a ich sposób działania czasami budzi nie zachwyt przełożonych, ale ich niechęć. A może to właśnie oni mogliby uczyć swoją kapłańską społeczność, jak to się robi w prawdziwym życiu, a kleryków odzierać na czas z odklejonych od życia wyobrażeń?

A jeśli powołań nie ma, bo Bóg chce zmieniać kształt Kościoła?

Może po to nie ma teraz wielu powołań. Nie dlatego, że „źle się modlimy” ani że „ludzie nie są godni kapłaństwa”, ani dlatego, że „powołani nie idą za głosem powołania”, a rodziny „nie wychowują dzieci po chrześcijańsku”, bo dla Ducha to nie są żadne przeszkody. Może po prostu Bóg chce zmieniać w ten sposób kształt Kościoła? Obudzić świeckich? Zachęcić skutecznie księży do dzielenia się odpowiedzialnością? Zaprosić nas do poważnej refleksji nad tym, jakich księży On chce w Kościele w Polsce mieć. I do wyjścia z nią dalej niż poza podstawowe wnioski, że mają nie kraść, nie łamać celibatu, nie pić i się nie lenić i to wystarczy? Może po to nie ma tylu powołań co kiedyś, żebyśmy jako Kościół przemyśleli sobie, w jakim duchu chcemy formować tych, których Bóg wybiera do troski o swoje stado. I zrobili to szybciej, niż za trzydzieści lat.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem, współautorka "Notesów duchowych", pomagających wejść w żywą relację z Ewangelią. Sporadycznie wykłada dziennikarstwo. Debiutowała w 2014 roku powieścią sensacyjną "Na uwięzi", a wśród jej książek jest też wydany w 2022 roku podlaski kryminał  "Ciało i krew". Na swoim Instagramie pomaga piszącym rozwijać warsztat. Tworzy autorski newsletter na kryzys - "Plasterki". Prywatnie żona i matka. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając ciszy.  

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

A jeśli powołań kapłańskich brakuje po to, by przywrócić wartość świeckim i odnowić formację?
Komentarze (42)
CO
~Cichy Obserwator
30 września 2025, 20:07
którego Bóg otoczył odpowiednimi ludźmi, dzięki czemu udało się wybudować szpital Gemelli. Koniec końców nie potrzeba święceń kapłańskich, by być dobrym zarządcą budynku, czy terenu przy parafii lub trafnie inwestować. Księdzem zostaje się, by - jak to trafnie zdefiniował pp. Benedykt XVI - zostać ekspertem od Pana Boga. (5/5)
L:
Lolek :)
2 października 2025, 09:02
Myślę, że różnorodność Kościoła polega właśnie na tym, że mamy zakony kontemplacyjne, które zajmują się "zawodowo" modlitwą oraz mamy zakony kaznodziejskie, które zajmują się głoszeniem Słowa Bożego wśród ludu. Każdy może wybrać swoją drogę życiową w kapłaństwie lub w życiu konsekrowanym jako brat zakonny lub siostra...
CO
~Cichy Obserwator
30 września 2025, 20:06
Mnichu, który nie był animatorem i opiekunem świetlicy, a który przez głębokie życie duchowe nabył takiej mądrości, że przyciągnął - i nadal przyciąga - do Kościoła pewnie już miliony ludzi w każdym wieku. A porady odnośnie życia, które pozostawił w różnych zapiskach są kopalnią wiedzy. Posługa kapłańska zaczyna się jednak od kolan. Jeśli jakiś ksiądz umie połączyć życie duchowe ze zdolnościami administratorskimi, to tylko dziękować Bogu, ale głęboko w to wierzę, że jeśli okaże się "tylko" pobożny, to będzie jak w przytoczonym przykładzie Św. o Pio. (4/5)
TB
~Tadeusz Borkowski
30 września 2025, 11:43
Ten tekst odbieram jako dramatyczne wołanie osoby, która kocha Kościół. Lepiej nie potrafiłbym opisac także i moje niepokoje co do KK, mqam tez taką samą nadzieje jeśli chodzi o prztyszłośc
JT
~Ja tez
29 września 2025, 10:52
A moze sa powolania, tylko sama instytucja koscielna jest juz tak skompromitowana i moralnie slaba ze nikt normalny nie chce byc trybikiem w tej maszynie
CO
~Cichy Obserwator
28 września 2025, 20:33
Przychodzą na myśl teksty pp. Benedykta XVI, czy kard. R. Sarah'a, którzy jasno wskazują, że potrzeba aby kapłan wrócił do swoich korzeni, czyli obecności w bliskości Serca Bożego. Osobiście wolę księdza, który milcząco przemyka między kościołem a plebanią bez zbędnego zagadywania do kogokolwiek, który w ciszy plebani spędza czas na modlitwie i rozwoju duchowym, niż społecznika, który wybuduje przytułki i szpitale, czy zgromadzi rzesze na "eventach" religijnych. Ten pierwszy ma szansę nakarmić mnie obecnością Boga w mądrym pouczeniu przy spowiedzi, czy świadectwie przeżywania liturgii. (3/3)
DB
~Daniel Bednorz
29 września 2025, 22:34
Panie Cichy. Problem jest taki, ze w 2025 roku nie wystarczy już być kapłanem odprawiającym Mszę, głoszącym kazania, siedzącym w konfesjonale, długo się modlącym. Wielu kapłanów ma pretensje do wiernych, że właśnie robią to o czym pisałem wyżej, a wierni wcale ich jakoś nie cenią. A wierni im mówią: "My byśmy woleli raczej księdza, który potrafi przyciągnąć młodzież, który organizuje fajne pielgrzymki, który dopilnuje żeby w kościele było ciepło i działało ogrzewanie. My byśmy woleli księdza, który umie rozwiązywać konflikty w rodzinach, któremu się chce ubrudzić sobie ręce grabiąc liście dookoła kościoła. Potrzeba nam księdza, który by chodził do ubogich i kupował im jedzenie." Fajnie, że ksiądz ładnie celebruje Msze i ładnie mówi na pogrzebach - ale na tym opierało się kapłaństwo przed covidem. I to nie wystarczy w dzisiejszych czasach. Równie dobrze można by ubrać w ornat robota z wgranym super programem AI. I taki sam będzie z niego pożytek.
CO
~Cichy Obserwator
30 września 2025, 20:05
To prawda, że wielu uznanych dzisiaj przez Kościół świętych kapłanów było także mężczyznami z krwi i kości, którzy potrafią bardzo wiele zdziałać nie tylko w duchowych, ale i w szeroko rozumianych społecznych aspektach. Kwestia jednak leży w przykładnym punkcie ciężkości. Czytając świętych i nauczanie papieży wysuwam wniosek, że podstawowym błędem w myśleniu o kształcie współczesnego księdza jest właśnie pytanie "jakiego księdza oczekują wierni". Odnosząc się do wspomnianych źródeł bardziej właściwym wydaje się "jakiego księdza oczekuje Bóg". (1/5)
CO
~Cichy Obserwator
30 września 2025, 20:05
Nie mogę się pozbyć wrażenia, że każde zaangażowanie społeczne u uznanych świętych było wynikiem misji Bożej, którą Bóg wkładał w serce. Tymczasem zdaje się, że współcześnie oczekiwania są takie, by ksiądz był przede wszystkim społecznikiem, a jak przy okazji pobożnym, to co najwyżej punkt więcej w konkursie na proboszcza roku. Nie bronię księży, którzy są antyświadectwem czy nierobami, którzy tylko chcą pokazywać palcem co kto inny ma zrobić. Nie upieram się także, że umiem zdiagnozować wszystkie problemy Kościoła i je rozwiązać. (2/5)
CO
~Cichy Obserwator
30 września 2025, 20:06
Dzielę się jedynie obserwacją, że - i historia Kościoła i ja osobiście - znamy całe mnóstwo pobożnych księży, którzy nie zawodzą na płaszczyźnie ludzkiej, ale niestety analogicznie całą masę tych, którzy zewnętrznie świetnie prowadzą parafię sami dając przykład zaangażowaniem w wiele akcji i działań, ale niepotrafiących nakarmić duchowo, co jednak w powołaniu kapłańskim jest pierwszorzędne. Czytając Pański komentarz nie mogę przestać myśleć o Św. o Pio, którego kilka dni temu wspominaliśmy w Kościele. (3/5)
CO
~Cichy Obserwator
30 września 2025, 20:08
Mnichu, który nie był animatorem i opiekunem świetlicy, a który przez głębokie życie duchowe nabył takiej mądrości, że przyciągnął - i nadal przyciąga - do Kościoła pewnie już miliony ludzi w każdym wieku. A porady odnośnie życia, które pozostawił w różnych zapiskach są kopalnią wiedzy. Posługa kapłańska zaczyna się jednak od kolan. Jeśli jakiś ksiądz umie połączyć życie duchowe ze zdolnościami administratorskimi, to tylko dziękować Bogu, ale głęboko w to wierzę, że jeśli okaże się "tylko" pobożny, to będzie jak w przytoczonym przykładzie Św. o Pio. (4/5)
CO
~Cichy Obserwator
30 września 2025, 20:09
którego Bóg otoczył odpowiednimi ludźmi, dzięki czemu udało się wybudować szpital Gemelli. Koniec końców nie potrzeba święceń kapłańskich, by być dobrym zarządcą budynku, czy terenu przy parafii lub trafnie inwestować. Księdzem zostaje się, by - jak to trafnie zdefiniował pp. Benedykt XVI - zostać ekspertem od Pana Boga. (5/5)
CO
~Cichy Obserwator
28 września 2025, 20:32
Każdy ma swoje doświadczenie, w moim jest tak, że wymaga się od księdza - i mówię tu zarówno o stronie wiernych świeckich, jak i przełożonych kościelnych - aby był wszystkim i wszędzie: animatorem, wychowawcą, opiekunem, webmasterem, wodzirejem, pracownikiem biurowym i tysiącem innych rzeczy. Pamiętam jeden z tekstów abp. Fultona Sheena, który wykazał, że najwięcej powołań wzbudzał nie ten kapłan, który chodził z ministrantami na piłkę, ale ten, którego przede Mszą widzieli na kolanach w zakrystii. Na podstawie tego wszystkiego ciężko mi zgodzić się z komentarzem, że rozwiązaniem są przyjaźnie między księdzem a parafianami, czy większe "obudzenie" świeckich w Kościele. (2/3)
CO
~Cichy Obserwator
28 września 2025, 20:31
Dużo do myślenia daje statystyka, która mówi, że jest odpowiednia - a momentami nawet zwyżkowa - tendencja powołań w zgromadzeniach, które są wierne swojemu charyzmatowi. Powstaje więc pytanie, czy księża aby na pewno żyją w zgodzie ze swoim charyzmatem. Jakkolwiek objawienia prywatne nie są konieczne i potrzebne do wierzenia, to daje do myślenia wypowiedź Pana Jezusa do Alicji Lenczewskiej, w której mówi, że daje mniej powołań, bo nie chce, żeby powołania się zmarnowały. Odnoszę wrażenie, że bardzo dużo wysiłku wkłada się w pokazanie światu, że Kościół jest fajny i dlatego warto do niego przyjść. A tymczasem powołaniem kapłana nie jest marketingowe działanie na rzecz Kościoła, tylko oddawanie Bogu chwały szczerym sercem. (1/3)
AS
~Antoni Szwed
28 września 2025, 18:20
Przede wszystkim nie tępić głęboko wierzących, gorliwych księży. Księży kochających pobożne i skoncentrowane na Bogu odprawianie Mszy Świętej, wspaniałych kaznodziei (tacy w Polsce są!!), którzy karmią słuchaczy tym, czym sami żyją, kaznodziei BEZKOMPROMISOWYCH, którzy nie baczą na to, że ktoś wyjdzie s kościoła „urażony” Boskim Słowem. Jednak to jest apel nie do księży, lecz do ich przełożonych czyli do BISKUPÓW!!!. Stawajcie po stronie księży, nie po stronie antyklerykalnych mediów, które nienawidzą Kościoła. Brońcie swoich księży (oczywiście, tych dobrych, nie tych, którzy swoimi grzechami sieją zgorszenie, tych ostatnich nie), dajcie więcej przestrzeni do duszpasterskiego działania, nie zmuszajcie ich, by się dostosowywali do kaprysów laickiego świata, któremu wcale nie chodzi o Boga. Jeśli tak się stanie, być może będzie więcej powołań.
KK
~karol karol
2 października 2025, 10:36
masz jak zwykle rację, do tego należy ukrócić samowolę tych heretyków od kwestionowania II soboru watykańskiego i patologicznych fanów koronek i mszy trydenckiej :)
E3
edoro 333
28 września 2025, 17:44
Bardzo mądrze Pani mówi
RK
~Ryszard Kubiak
28 września 2025, 16:40
Ubywa księży bo ubywa też świeckich w Kościele.
KP
~Katolik Przedsoborowy
28 września 2025, 21:02
Posoborowa sekta masonskowstykanska nie jest już katolicka , tylko pustelnię katakumby bractwo Piusa 10 , posoborowe nie potrzebuje księży
KK
~karol karol
2 października 2025, 10:48
Nie wiem dlaczego umiłowana moderacja puszcza takie heretyckie babole jak ten powyżej.
KS
~Ka Sia
28 września 2025, 06:03
Bardzo podobają mi się felietony pani Marty o klerze i o kapłaństwie. Dają nadzieję
KK
~karol karol
27 września 2025, 17:29
skoro Bóg tak chce i jest mało kapłanów, to nie należy mu w tym przeszkadzać
AS
~Antoni Szwed
29 września 2025, 16:00
Skąd Pan wie, że Bóg tak chce? Sam Bóg mówi w Piśmie Świętym, że myśli ludzi NIE SĄ myślami Boga.
KK
~karol karol
2 października 2025, 10:49
A skąd Pan wie, że Bóg tak nie chce? Sam Bóg mówi w Piśmie Świętym, że myśli ludzi NIE SĄ myślami Boga.
TN
~Tomasz Niemirowski
27 września 2025, 15:28
Główna myśl artykułu jest na pewno warta zastanowienia. Autorka ma dużo racji.
MM
~Maja Ma
27 września 2025, 15:00
Znieść celibat. Przyciągnie to normalnych mężczyzn do służby w kościele i spowoduje, że Ci którzy już są wyświęceni nie będą odchodzić. Niech kościół pozwoli księżom żyć normalnie
TW
~Tomasz Woliński
27 września 2025, 23:16
Akurat ci, którzy są nieszczęśliwi w małżeństwie - a jest takich osób bardzo wiele - nawołują do zniesienia celibatu. Nie zauważyłem aby ci co są szczęśliwi w małżeństwie o to walczyli.
GO
~G Ość
28 września 2025, 12:08
i normalnie pracować na etacie na utrzymanie swojej rodziny. Przynajmniej będą wiedzieli, ile kosztuje chleb. Bo teraz rzadko który wie.
CO
~Cichy Obserwator
29 września 2025, 09:04
Jestem za pracą na etacie. Proszę tylko się nie zdziwić, że nie będzie kiedy pochować kogoś bliskiego, skoro do 16:00 proboszcz będzie w pracy
L:
Lolek :)
29 września 2025, 10:29
Niestety znacząca seksualizacja społeczeństw zachodnich spowodowała całkowite odarcie z "tabu" tej sfery. Młodzi chłopcy, wyrośnięci w takim środowisku, nie potrafią sobie poradzić z celibatem, który ogólnie ma bardzo dobre założenia. Zobowiązuje księdza do całkowitego poświęcenia się ludziom i parafii. Brak prawidłowych i zdrowych relacji w młodości skutkuje w przyszłości problemami w tej swerze. Nie jestem pewien, czy akurat zniesienie celibatu byłoby lekiem na całe zło...
GK
~Grzegorz Kowalski
29 września 2025, 11:48
Chyba raczej ci którzy są nieszczęśliwi w kapłaństwie nawołują do zniesienia celibatu
GO
~G Ość
29 września 2025, 17:55
A to nie można pochować o 17.00?
CO
~Cichy Obserwator
30 września 2025, 20:20
Zapewne od strony technicznej się da, ale pozwolę sobie na użycie często pojawiającego się argumentu pt.: "jakiego księdza chcą ludzie", odnoszę wrażenie, że ludzie nie chcą pogrzebu o 17:00, tylko przed południem, żeby z bliskimi spotkać się jeszcze na stypie. Ktoś może odpowiedzieć mi, że można zrobić najpierw stypę, a potem iść na pogrzeb, ale na bazie mojego doświadczenia środowiska, w którym żyję postulowanie pogrzebów o godz. 17:00 jest domeną tych, którzy najchętniej w ogóle by na niego nie przyszli. Staram się rozumieć rozgoryczenie tych, którzy spotkali księży sprawiających wrażenie oderwanych od rzeczywistości i z pewnością są tacy księża, którym praca na etacie przypomniałaby wartość każdej złotówki. Mam jednak to szczęście, że znam mnóstwo kapłanów z powołania i tu już nawet nie chodzi o to, czy się godzi, żeby ksiądz pracował na etacie - po prostu technicznie nie byliby w stanie spełnić wszystkich obowiązków kapłańskich i jednocześnie pracować w zakładzie pracy.
XX
~Xyz Xyz
27 września 2025, 15:00
Jest gdzieś w archiwach taki dawny tekst kardynała Ratzingera o Kościele małym, kruchym i o malutkich parafiach. To jest może nawet proroctwo? Na mszę niedzielną o godz 8.00 w mojej parafii kiedyś był tłum. Teraz około 80-100 osób w wieku grubo powyżej 65 lat. Może czas, żeby ilość zamieniła się w jakość?
L:
Lolek :)
29 września 2025, 13:21
Tak to będzie wyglądać za parę lat. Podobnie jest we Francji, która generalnie jest laicka, ale jest bardzo dużo wspólnot, które podążają za Bogiem. To są takie wyspy na morzu ateizmu lub agnostycyzmu...
RK
~R K
29 września 2025, 18:28
laickość jest dobra, zakłada autonomię Kościoła i państwa, a nie biskupów zabiegających u polityków o takie lub takie prawo, jak to miało miejsce za PiSu
LL
~Leon Leonidas
27 września 2025, 11:56
Trudno powiedzieć, czy powołań jest mniej. I jak dużo mniej. Niektórzy powołani nie mają może odwagi... Paradoksalnie, część z nich by może się odważyła wiedząc, że ponieśliby swe obowiązki wespół ze świeckimi ? Bo jak widzą, że dziś księża muszą więcej ogarnąć np.zaczynają proboszczować na dwóch parafiach, to mają słuszny powód do obaw.
L:
Lolek :)
27 września 2025, 08:51
Zwiększa się rola wspólnot, prawdziwiej duchowości, a nie katolicyzmu obrzędowego, instytucjonalnego gdzie robi się masówkę i cieszy się liczebnością na Mszy Św. Niestety w Polskim Kościele postawiono na ilość a nie na jakość i teraz płacimy za to cenę...
L:
Lolek :)
27 września 2025, 08:50
Pamiętam lara 90-te i ogromny boom na księży. Wtedy wiązało się to z większym prestiżem w społeczeństwie, większymi zarobkami. Społeczeństwo było biedne, a księża żyli na zdecydowanie wyższym poziomie materialnym. Niestety laicyzacja społeczeństw dotyka wszystkie kraje rozwinięte gospodarczo. Jest dużo innych możliwości na życie, niż bycie księdzem katolickim. Do tego dochodzi nagonka medialna na Kościół, która odciąga ludzi od wiary. Do tego dochodzi również niż demograficzny, który jest skutkiem wszystkich rozwiniętych społeczeństw i egoizmu wynikającego ze stosowania antykoncepcji i wygodnego trybu życia. Śmiem twierdzić, że Ci chłopcy, którzy teraz idą do seminarium duchownego idą tam z bardzo czystych intencji, bo nie przychodzą do Kościoła dla "kasy". Nadchodzą czasy "chude" dla Kościoła polskiego, robi się dokładnie to samo co we Francji, Włoszech, Niemczech itd. W Afryce, gdzie dzietność i bieda jest zdecydowanie większa, seminaria duchowne pękają w szwach.
JM
~Justyna Mic
27 września 2025, 20:58
A na Filipinach i w krajach południowoamerykańskich mimo biedy powołań brak, więc to nie z biedy jest dużo powołań w Afryce-dobrze to świadczy o kapłanach stamtąd, że dają się prowadzić Bogu.
RZ
~Rafał z Mielna
27 września 2025, 23:18
Ci księża z Afryki bardzo chętnie by posługiwali w Polsce. Polska może im zaoferować takie życie, jakiego nigdy mieć nie będą w Afryce.
KK
~Kropidło Kościelne
29 września 2025, 14:59
Tam bida ciągnie do powołań bo to wygodne i lekkie życie. Podobnie było na Podhalu za cysorza.