A może wreszcie zmienimy coś w wizytach po kolędzie?

Fot. Brina Blum

Przyznam, że wizyta duszpasterska coraz bardziej budzi we mnie mieszane uczucia. I czuję, że pora już przemyśleć formę i cel takiego składania wizyt parafianom, jakie wyewoluowało zwłaszcza w dużych miastach.

Nie chodzi mi, rzecz jasna, o robienie chórku do tych wszystkich artykułów z gatunku "Ksiądz przyszedł po kolędzie. W to nie uwierzycie". Patrzę sobie na temat od strony wewnętrznej, katolickiej i pragmatycznej i widzę kilka rzeczy, które można z korzyścią dla nas, czyli wszystkich ludzi Kościoła, zmienić.

DEON.PL POLECA

 

 

Rozróżnić wizytę i błogosławieństwo

Są parafianie, którym zależy na błogosławieństwie domu, ale ksiądz, jakiego obecnie mają w roli duszpasterza, nie jest ich wymarzonym gościem i cieszą się z tego, że kolęda jest dziesięciominutowa formalnością. Są też parafianie, którzy po kwadransie spędzonym na sprawach oficjalnych i administracyjnych (to tragiczne uzupełnianie kartoteki, które sprawia, że czujesz się jak na wizycie urzędnika) są rozczarowani, bo przygotowali ciasto, kolację, herbatę i nastawili się na chwilę spokojnej rozmowy, ale nie było na to czasu.

Być może rozwiązaniem byłoby rozróżnić te dwie rzeczy: błogosławienie domu i wizytę z rozmową. Ułożenie tego w planie kolędy nie byłoby chyba skomplikowane. Wtedy chętni na herbatkę i dłuższą rozmowę mieliby taką możliwość w wygodnym dla siebie, a nie narzuconym z góry czasie. A chętni na błogosławieństwo byliby odwiedzani tylko na poświęcenie domu. Skoro samochody da się święcić „hurtem”, dlaczego ksiądz nie mógłby na tej samej zasadzie przejść się po domach z kropidłem? A może iść krok dalej i w styczniu po prostu błogosławić, a na spotkania umawiać się na spokojnie aż do czerwca?

Odpuścić sobie koperty

To nie aż tak szokująca propozycja, biorąc po uwagę to, że są diecezje, w których zakaz zbierania pieniędzy po domach jest już wprowadzony. Wiem, że w wielu diecezjach takie postawienie sprawy mogłoby wywołać bunt zwłaszcza u tych księży, dla których kolęda jest sporym źródłem dochodu. Problem w tym, że w wielu miejscach wszystko się wokół tej koperty kręci – choć oficjalnie udajemy, że wcale nie. Oficjalnie przychodzimy porozmawiać i pobłogosławić dom, ale gdy w praktyce wizyta trwa 10-15 minut, zaczyna niestety bardziej przypominać usługę: święcimy – płacimy – następny, niż spotkanie i budowanie relacji.

I to jest prawdziwy problem z kopertami. Spora część ludzi jest przekonana, że ksiądz przychodzi po pieniądze, tylko nie nazywa tego wprost, a spora część księży tak bardzo liczy na te pieniądze, że tylko potwierdza te przekonania.

DEON.PL POLECA


Od wielu księży słyszę, że zmiany w tej kwestii są bardzo skomplikowane i nie ma co tego ruszać w dobie kryzysu, ale tak szczerze - nie wiem, na czym to skomplikowanie polega i co miałoby popsuć. Jestem pewna, że dla wielu wiernych nie byłoby żadnym problemem wrzucić kwotę, którą chcą wesprzeć swoją parafię, do specjalnej "kolędowej" puszki po niedzielnej mszy - albo normalnie zrobić przelew. Co więcej, historycznie podczas wizyty duszpasterskiej pieniądze raz były zbierane, raz tego zakazywano, bo nie służyło wspólnocie – wydaje mi się więc, że niechęć do zmian w tej kwestii to bardziej sprawa przywiązania księży do posiadania takiego źródła dochodów. Co jest po ludzku zrozumiałe, ale jednak dosyć słabe. I jak często można zaobserwować - wymaga po prostu nawrócenia.

Zadbać o szacunek w sposobie mówienia

I nie chodzi mi wcale o szacunek do księży, bo ci, którzy przyjmują księdza po kolędzie, zazwyczaj w większości mają szacunek do duchownego i do wszystkich innych ludzi, których zapraszają w gości. Wyrażają go, przygotowując dom i poświęcając czas.

Myślę raczej o szacunku w drugą stronę. Na przykład o tym, żeby nie robić nieuprzejmych uwag gospodarzom, ugryźć się w język, zamiast rzucać złośliwy komentarz i nie wymagać dla siebie książęcego traktowania (dotyczy to też uwag w stylu „po co pani to zrobiła, ja tego nie będę jadł”). A po kolędzie nie opowiadać z kpiną kolegom-kapłanom, jak to jakaś baba zadawała głupie pytania, nie oceniać w małym gronie plebanijnym zamożności wiernych po oglądzie ich salonu i nie bulwersować, że ktoś dał w kopercie za mało, a ktoś wcale. A przede wszystkim nie licytować się z kolegami na ilość „wejść” – bo gdy słyszę czasem: „dzisiaj miałem dwadzieścia wejść”, mam wrażenie, że to weterynarz odwiedzał obory i doglądał żywego inwentarza, a nie ksiądz odwiedzał swoich parafian.

Wiecie: do nas, świeckich, też docierają te słowa i historie. I jest nam przykro. Nie zachęca nas to do zapraszania was do naszych domów – bo nie lubimy być traktowani jak głupie owce, o których się opowiada anegdoty. Nie dziwcie się więc, że czasem ludzie chodzący do kościoła przyjmują księdza niechętnie albo wcale. Może mają po prostu dość tego, że zachowuje się jak niewychowany gbur.

Odpuścić kolędowy sprint i odhaczanie tematu

Inną sprawą, która każe mi ze zdziwieniem patrzeć na zjawisko zimowej wizyty duszpasterskiej, jest totalne przeciążenie kalendarza księży przez pięć, sześć tygodni. I biadanie nad dzielnymi kapłanami, którzy przez śniegi przedzierają się do domów wiernych i chodzą godzinami po mrozie. Skazani na kolędę. Serio żal mi czasem facetów, którzy ledwo wrócili ze szkoły, w pośpiechu jedzą obiad i lecą na kolędę, na której spędzą kolejne sześć-siedem godzin. I tak przez miesiąc. A z drugiej strony myślę sobie: to dorośli ludzie. Mogą zarządzić tym inaczej. Czemu, na litość, tego nie zrobią?

Powiem szczerze: ten coroczny sprint przez mieszkania budzi we mnie rodzaj cichego buntu. Nie dziwi mnie, że mając przed sobą długą listę mieszkań, spotkań, ludzi i ich historii kolędujący duszpasterze zaczynają traktować często jedyne w roku spotkanie z parafianami jak zadanie odhaczenia piorunem, żeby potem w lutym polecieć na szybki urlop. Ale dziwi mnie, że z roku na rok jest tak samo. Jestem taki zmęczony, bo miałem kolędę – ale nie wyciągam wniosków, nic nie zmieniam i w kolejnym sezonie będę narzekał tak samo.

Jaki to ma sens? Dlaczego akurat tak ma wyglądać wizyta duszpasterska? Czy tak mówi Ewangelia, Tradycja, a może chociaż kodeks prawa kanonicznego czy dekret biskupa? Bynajmniej. Tak każe obyczaj. Obyczaj, który ma w tej formie ma tylko kilkadziesiąt lat. I wcześniej zmieniał się już wiele razy. Ale nie. Lepiej jest brnąć przez zaśnieżone pola, mrozić ręce i marudzić, że tyle mieszkań do przejścia, a tak mało czasu, niż coś zmienić.

Doprecyzować cel i nie udawać, że jest inny

I to jest właśnie kluczowe pytanie: jaki jest cel kolędy? Patrząc na polskie realia, można by wymienić takie cele cztery. Pierwszy to administracyjny przegląd wiernych (kto gdzie mieszka, kto nowy, kto po ślubie, kto bez ślubu, kto choruje, kto zmarł, czyja rodzina się rozrosła). Drugi to zbieranie pieniędzy. Trzeci to błogosławienie domu. Czwarty – to spotkanie z ludźmi, nawiązanie relacji, która na małej parafii rodzi się naturalniej, a na dużej często jej wcale nie ma, bo księdza widujemy przy ołtarzu i za kratkami konfesjonału – i tyle.

Co z tego jest w wytycznych Kościoła? Otóż obowiązek odwiedzania rodzin nakłada na proboszcza (nie na wikarych) kodeks prawa kanonicznego. Czytamy w nim, że proboszcz powinien „odwiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza niepokojach i smutku, oraz umacniając ich w Panu, jak również – jeżeli w czymś błądzą – roztropnie ich korygując” (KPK 529). Widać tu, jaki jest zamysł: nie chodzi o zbieranie danych, o zbieranie pieniędzy ani nawet o błogosławieństwo domów, nawet nie chodzi o czas po świętach, ale o jakieś regularne spotkanie, poznawanie się i uczestniczenie proboszcza w „troskach” wiernych. Mamy więc fundamentalny cel obrośnięty celami dodatkowymi, które wzięły się z wymieszania potrzeb z ostatnich czterystu lat. Co więcej, zmieniające się realia kolędy były związane z różnymi etapami w życiu Kościoła – i jestem przekonana, że nadszedł taki czas, w którym trzeba kodeks wziąć na poważnie i postawić na budowanie relacji, kluczowe w czasach kurczącego się Kościoła i wychodzenia (wreszcie) z duszpasterstwa mas. A resztę narosłych na polskim gruncie celów zwyczajnie obciąć i już.

Kto jest najbardziej oporny na zmiany?

Kiedy czasem pytam o takie zmiany, słyszę duże protesty, ale raczej ze strony księży niż świeckich. Argumenty przeciw są zazwyczaj dwa: konieczność uzupełniania kartoteki i zbieranie pieniędzy. Przyznam, że czuję wtedy rodzaj niesmaku, bo oficjalnie mówi się przecież, że chodzi o błogosławieństwo i spotkanie, które jest dla parafian… Niestety, gdyby tylko o to chodziło, zmiana formy nie byłaby żadnym problemem i widać to w niektórych parafiach, w których księża przychodzą na zaproszenie, nie zbierają pieniędzy ani danych do kartoteki i spędzają sympatyczną godzinkę z goszczącą ich rodziną. To procentuje potem w dalszej znajomości, choćby w taki sposób, że wiadomo, o czym do księdza zagadać, gdy się go spotka po mszy.

Na szczęście tu i ówdzie już widać, że kolęda ewoluuje sobie powoli w prawdziwy czas spotkania. Nie z automatu ustawiona na niewygodną dla gospodarzy porę, ale zaplanowana z ich udziałem. Nie szybkie „wejście” na dziesięć minut i lecimy dalej, zostawiając rozczarowanie, że ksiądz nie porozmawiał, ale ze spokojnym czasem na rozmowę. Bo kolęda, traktowana jako narzędzie budujące relację, może być czymś bardzo dobrym dla Kościoła – o ile się wreszcie odważymy na zmiany.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem, współautorka "Notesów duchowych", pomagających wejść w żywą relację z Ewangelią. Sporadycznie wykłada dziennikarstwo. Debiutowała w 2014 roku powieścią sensacyjną "Na uwięzi", a wśród jej książek jest też wydany w 2022 roku podlaski kryminał  "Ciało i krew". Na swoim Instagramie pomaga piszącym rozwijać warsztat. Tworzy autorski newsletter na kryzys - "Plasterki". Prywatnie żona i matka. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając ciszy.  

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

A może wreszcie zmienimy coś w wizytach po kolędzie?
Komentarze (22)
JA
~Jan Adam
20 stycznia 2025, 09:30
Dodam jeszcze, że absolutnie niedopuszczalne jest ośmieszanie wiernych, którzy np. przyjęli księdza w kapciach, z kościelnej ambony, a księża niestety to robią.
OA
~Ola A
19 stycznia 2025, 21:54
Ja od niedawna mieszkam w nowym domu i niestety kolędy u nas nie było.. A to dlatego iż mieszkamy na końcu osiedla. Kolęda w naszych stronach zaczyna się około 15.00 od tej godziny czekamy. Niestyty po drodze są domy gdzie są wystawne kolacje i do nas ksiądz już nie daje rady dotrzeć. Kolację kończą się okoo 22.00. Niestyty tyle godzin nie będę oczekiwać na spotkanie. Zresztą co ono miałoby za sens - przekazanie koperty. To brak całkowity szacunku do parafian. Ktoś się popisze kilugodzinna kołacja, ksiądz się ugości a my msmy czekać. Trudno już się na to nie piszę
AS
~Antoni Szwed
19 stycznia 2025, 16:13
Dlaczego zaproszenia są dobre? Bo ksiądz idzie tam, gdzie go nie wyrzucają za drzwi. W internecie wielu jest takich, którzy piszą z jaką przyjemnością zamknęliby księdzu drzwi przez nosem, aby mu dokuczyć. Po co kapłan ma chodzić do takich ludzi? Żeby go potraktowali obelżywym słowem? Dziś każdy, kto chce, może bez przeszkód zaprosić księdza po kolędzie. Jeśli nawet nie bywa w kościele na Mszy Św., to przecież obecnie parafie mają swoje strony internetowe, są tam podawane wszystkie możliwe informacje wraz z kontaktem do parafii. A jeśli ktoś nie ma dostępu do sieci, to jeszcze przy kościołach są tablice, są także osoby lepiej poinformowane, których również można zapytać. Dla chcącego nic trudnego, zwłaszcza dziś, w czasach niebywałego, nigdy przedtem, dostępu do informacji.
JJ
Jakub J
20 stycznia 2025, 14:52
Odwiedziny na zaproszenie to nie jest kolęda to po pierwsze. Po drugie jest wiele osób, które regularnie do kościoła nie chodzą a księdza przyjmą, a zatem jest to szansa na dotarcie do osób, którzy oddalili się od Kościoła. Chyba te 6-11 lat w seminarium do tego przygotowuje?
AS
~Antoni Szwed
19 stycznia 2025, 16:01
Warto byłoby także przestać występować w chórze różnych antyklerykałów, którzy na przełomie starego i nowego roku przeżywają "kopertowy" amok. "Kopert" także nie należy regulować. Niech każdy postępuje wedle własnego uznania i zrozumienia dla potrzeb księży i parafii. Kto nie chce, niech nie daje złamanego grosza, ale niech nie interesuje się innymi, którzy składają taką ofiarę. Daję ją, bo szanuję pracę i duszpasterskie starania naszych księży w parafii. Są uczciwymi i szlachetnymi kapłanami, więc moim obowiązkiem jest obdarzać ich szacunkiem i wspomagać ich ziemskie potrzeby choćby niewielkim groszem. CO KOMU DO TEGO?
AS
~Antoni Szwed
19 stycznia 2025, 15:53
Nie, nie, nie. Nie regulować, nie biurokratyzować, nie tworzyć żadnych przepisów ponad konieczność. Dlaczego wszyscy mają przyjmować księdza (lub nie przyjmować) w dokładnie taki sam sposób? Czemu nie pozostawić księżom i wiernym świeckim, żeby zachowywali się podczas kolędy tak, jak im to odpowiada. Dziś świat typu brukselskiego dąży do ograniczania ludzkiej wolności tysiącami paragrafów na wszelki możliwy sposób - to jest NIELUDZKIE!. Czy chcemy, żeby w naszym Kościele też tak było?
KS
~Ka Sia
19 stycznia 2025, 06:49
Od czasu naszej przeprowadzki w 2021 no nowej parafii ani razu nie było u mnie kolędy. Nie wiem (bo do kościoła parafialnego nie chodzę na Mszę) czy kolęda jest zapisywana czy mój dom zniknął w kartoteki (choć zgodnie z prawem kanonicznym zapisałam nas do parafii i widniejemy tam). Nie widzę powodu.by.to zmienić i się dowiadywać. Z mojego doświadczenia kolęda to przykry, niezręczny zwyczaj. Cieszę się, że moje dzieci go nie doświadczają
TT
~teribelka teribelka
19 stycznia 2025, 02:34
to działa tak: jak ktoś nie przyjmie księdza po kolędzie, to może mieć problem, żeby mieć pogrzeb katolicki. A u mnie w okolicy to kolęda jest na zaproszenia - i efekt jest taki, że mało kto wie, jak się zapisać - młodzi - można znaleźć w internecie; a starsi, którzy chadzają do sąsiednich parafii, a nie używają internetu - musieliby pójść po karteczkę do zapisów, a potem ją zanieść; ci co nie chodzą - też się nie orientują - w praktyce info o kolędzie się przekazuje pocztą pantoflową
MN
Mariusz Nowak
19 stycznia 2025, 12:06
Każdego ochrzczonego ksiądz musi pochować. Przyjmowanie kolędy nie ma znaczenia.
AN
~a Nowacki
19 stycznia 2025, 17:09
to ci się tak wydaje
AK
~Ada Kowal
21 stycznia 2025, 14:48
Fake. Kodeks Prawa Kanonicznego stanowi że powinno (!) się odmówić pogrzebu tym, którzy należą do m in tej grupy: inni jawni grzesznicy, którym nie można przyznać pogrzebu bez publicznego zgorszenia wiernych.
E3
edoro 333
18 stycznia 2025, 22:03
Nie można zbudować osobistych relacji, a mam wrażenie, że o takie budowanie Pani chodzi, w parafii, która liczy kilkanaście tysięcy osób. Jak na przykład moja. To nierealne.
IS
~I. Strz.
20 stycznia 2025, 22:18
Można, tylko trzeba w to włożyć wysiłek. Moja parafia ma kilkadziesiąt tysięcy.
E3
edoro 333
18 stycznia 2025, 21:42
Ile razy trzeba święcić mieszkanie, żeby było dostatecznie poświęcone?
JM
~Jacek Masłowski
18 stycznia 2025, 20:55
Chciałbym odnieść się tylko do jednego pomysłu, mianowicie umawiania się z rodzinami w innym czasie, już po kolędowym. Odwiedzam rodziny po kolędzie od ponad dwudziestu lat. W tym roku tych rodzin podczas kolędy jest ok. 450 (rzeczywiście, około 10-15 na jeden dzień). Matematyka jest bezlitosna w tym przypadku i chcąc odwiedzić na spokojnie każdą z tych rodzin, powiedzmy nawet dwie na dzień ( co jest z racji innych parafialnych obowiązków nie do końca możliwe) zajęło by to około 300 dni... A jest to dopiero 1/4 parafian. 10-15 minut wiem to z doświadczenia to sporo czasu na rozmowę, a jeżeli ktoś z parafian chce rozmowy dłuższej, czy zaprosić księdza w innym terminie zawsze jest to możliwe. Jako księża mimo zmęczenia po kilkudziesięciu dniach kolędy cieszymy się z tych spotkań. Uzupełnianie kartoteki i zbieranie kopert to bardzo duże uproszczenie i po sobie wiem, że niesprawiedliwe.
EM
~Ewa Maj
18 stycznia 2025, 19:45
Kartoteka. Na zawsze zapamiętam naszą ostatnią kolędę. Wszyscy byliśmy w domu. Nastoletni autystyczny syn był w swoim pokoju. Ksiądz siadł przy naszym stole, wyjął kartotekę i notował obecność. Powiedziałam że jesteśmy wszyscy, a syn jest w swoim pokoju. Odpowiedział, że w takim razie go nie ma. Kurtyna. To była ostatnia wizyta kolędowa w moim domu.
MN
Mariusz Nowak
19 stycznia 2025, 12:08
Obecność to obecność.
JW
~Joanna Wiśniewska
19 stycznia 2025, 15:23
Z tego komentarza widać jak dużą wagę ma dla nas autorytet osoby duchowej. Ksiądz coś tam powiedział a jego słowa mocno zapadły w pamięć budząc mocne emocje. Pewnie każdy z nas miał takie zdarzenie. Czy to po kolędzie, czy przy spowiedzi, czy podczas chrztu. Do dziś pamiętam chrzest autystycznego dziecka po którym ksiądz powiedział "ja się z nim męczyłem a teraz wy będziecie się dalej męczyć" i wcale to nie były słowa współczucia....
IM
~IIdalia Mroczek
18 stycznia 2025, 18:14
Szczególnie pięknie brzmi zdanie o zatroskaniu księży o wiernych przeżywających jakieś niepokoje ,smutek itp. W tym roku moja rodzina doświadczyła owego zatroskania i do tej pory trudno Nam się pozbierać Ksiądz olał Nas i tyle.
PR
~Ppp Rrr
18 stycznia 2025, 10:21
Bardzo dobry artykuł - pełna zgoda. Pozdrawiam.
AK
~Ania K
18 stycznia 2025, 09:59
U mnie w tym roku Kolęda wyglądała tak jak z Pani proponuje. Cala rodzina zadowolona, mam nadzieję, że ksiądz też przetrwał wybryki dzieci. Więc wydaje się, że jest to dobry kierunek. Ale np. mój ojciec lat 69 nie chodzi do Kościoła, a księdza przyjmuje. I w tym roku z radością mi opowiadał o tej wizycie. Gdyby obowiązywały zapisy , zapewne ta wizyta by się nie odbyła. Oczywiście nie oznacza to jakiegoś naglego nawrocenia mojego ojca, ale lepsze to niż, żeby całkowicie się odgrodził. Więc chyba taki jest zamysł Kosciola- jedna wizyta, która czemuś sluży uzasadnia wiele bezsensownycb wizyt. Kościół nikogo nie skreśla i daje nadzieję, że może nawet mój ojciec, który pewnie nie był u spowiedzi od wlasnego ślubu się - nawróci. Dziękuję kapłanom, którzy mozolnie realizują tą misję.
JJ
Jakub J
20 stycznia 2025, 14:55
Dokładnie, kolęda na zaproszenie to nie jest kolęda. U mnie w parafii od tego odstąpiono.