Francuski, karate, basen i… ciągły stres. Czy dzieciom naprawdę dziś za dobrze?
To oczywiste, że wyrażając swoje zdanie, czasami używamy skrótów myślowych. Nie mam z tym problemu, ponieważ w mniejszym lub większym stopniu robi to każdy z nas. Jednak czasami niektóre z nich mogą przysporzyć więcej szkód, niż z pozoru może się wydawać. Zwłaszcza jeśli dotykają takich obszarów jak wychowanie dzieci i ich zdrowie psychiczne - a stosująca je osoba cieszy się powszechnym autorytetem.
Słuchając ostatnio homilii, z ust kaznodziei usłyszałem słowa, które wzbudziły we mnie sporo emocji. Rozumiem ogólne przesłanie kazania, ale jako regularny uczestnik mszy świętej wiem, że trudno utrzymać pełne skupienie przez całe, zwłaszcza długie, kazanie. Każdemu zdarzają się momenty zamyślenia. Zatem na kapłanie spoczywa ogromna odpowiedzialność, by nie wypowiedzieć słów, które - wyrwane z kontekstu - mogą w negatywny sposób oddziaływać na postawy i decyzje słuchających, a także osoby mogące ponosić konsekwencje tych decyzji.
“Dzieci mają dzisiaj za dużo praw, a za mało obowiązków” - mniej więcej takie słowa padły wówczas z ambony. I choć wypowiedziane z troską, w niepodważalnie dobrych intencjach, wpisują się w niebezpieczny stereotyp, który nie przystaje do rzeczywistości wielu współczesnych młodych ludzi. Zdaję sobie sprawę, że w tym momencie wielu czytających może pomyśleć: “gdyby wyrywać słowa z kontekstu, to wiele wypowiedzi byłoby stereotypowych” albo “miał rację”. Moja odpowiedź jest następująca: “dwa razy tak”.
Ale… nie sposób nie zwrócić uwagi na fakt, że ze wszystkich grup społecznych, które mogą być dotknięte stereotypizacją, to właśnie dzieci pozostają najbardziej bezbronne, ponieważ są w pełni zależne od woli dorosłych - rodziców, wychowawców i nauczycieli, którzy kształtują ich rzeczywistość według swoich własnych ram, a nie - jak to często wybrzmiewa - “zachcianek rozwydrzonych dzieciaków”. W niektórych przypadkach stwierdzenie, które padło z ust tamtego księdza może być prawdą, ale w tym przypadku była to zwykła generalizacja.
Słowa tego kazania rezonowały we mnie jeszcze przez kilka kolejnych dni. Usiadłem więc na spokojnie, by poszukać jakichś danych - jak to jest z tymi prawami dziecka i czy rzeczywiście mają one za mało obowiązków. Natrafiłem na dokument, który idealnie wpisał się w wyszukiwaną frazę - Raport „Prawa dziecka w Polsce 2024”, opublikowany przez UNICEF Polska.
Możemy przeczytać, iż ok. 70 proc. zapytanych dzieci uważa, że ich rodzice i inni bliscy respektują ich prawa. To spadek o 10 p.p. w stosunku do 2019 roku. Z kolei kwestia wygląda zupełnie odmiennie w przypadku nauczycieli. Tylko 38 proc. przebadanych najmłodszych uważa, że przestrzegają oni ich praw, co z kolei jest spadkiem o 32 p.p. od 2019 roku.
Wygląda więc na to, że same dzieci są zupełnie innego zdania niż część dorosłych, którzy uważają, że młodzi mają dziś dużo praw. Słowo przeciw słowu - z tą różnicą, że dzieci mają znacznie mniej sprawczości. Można również postawić tezę, że uczniowie po prostu mają złe zdanie o nauczycielach ze względu na kojarzenie ich z koniecznością wypełniania obowiązków i idącym za tym lenistwem.
Problem w tym, że w dokumencie znalazł się jeszcze jeden zapis dotyczący tego problemu: “co dziesiąty rodzic uważa, że w szkołach nie przestrzega się praw dziecka. Wśród nauczycieli odsetek takich wskazań jest stale marginalny i wynosi obecnie 2 proc.”. Ta rozbieżność między rodzicami a nauczycielami naprawdę zaskakuje i może niepokoić.
Dzieci wskazują wyraźnie, że główną przyczyną ich codziennego stresu jest presja związana ze szkołą - ilością nauki i sprawdzianów. Ponad 70 proc. z nich zwraca uwagę na ten problem. Nie trafia on jednak do świadomości dorosłych, ponieważ tylko 9 proc. nauczycieli i 20 proc. rodziców uznaje go za kluczowy czynnik stresu najmłodszych. Przypomina się więc znane powiedzenie: “dzieci i ryby głosu nie mają”, bo różnica poglądów między dorosłymi i dziećmi naturalnie kończy się rychłą porażką tych drugich.
Chociaż jako dorosły - ale nie tak bardzo, by nie pamiętać, jak czują się dzieci XXI wieku - ośmielę się wystąpić zatem w roli adwokata tych najmłodszych ludzi, którzy uważają, że ich prawa wcale nie są dziś na piedestale, a wręcz przeciwnie - przykryte są kamuflażem twierdzeń o ogromnym dobrobycie, a wręcz mannie która spadła na ich pokolenie, bo przecież “kiedyś tego i owego nie było”.
Rzeczywiście, dzisiaj jest wszystko. Dzieci mają dostęp do edukacji na najwyższym poziomie i zajęć dodatkowych, o jakich kiedyś tylko można było marzyć - języków obcych, karate, basenu, gry na instrumentach i wielu innych. Za to ich kalendarze są nieraz wypełnione bardziej niż osób pracujących na etacie, a odpoczynek bywa traktowany jak strata czasu i marnowanie szans rozwoju. W dodatku nad wszystkim góruje presja osiągnięć.
Aktualnie dziecko musi być najlepsze, żeby “zapewnić sobie dobrą przyszłość”. A tak naprawdę niejednokrotnie to rodzice spełniają swoje niespełnione marzenia właśnie “przy użyciu” swoich potomków. Z tego właśnie rodzi się nie tylko zmęczenie, ale i lęk przed niespełnieniem oczekiwań, a często nawet depresja - choroba naszych czasów. Mają wszystko, a czasami brakuje im po prostu świętego spokoju i możliwości bycia… dzieckiem.
Można się spierać, jak należy dzisiaj wychowywać młode pokolenie. Ale to od nas zależy czy zatrzymamy się na uznawaniu ich generacji za “uzależnioną od telefonów” i “skupioną tylko na sobie”, czy też spojrzymy na nich po ludzku, zauważając ich problemy, które obecnie mają zupełnie inny charakter niż jeszcze 20 czy 30 lat temu. Mimo że są inne, wcale nie znaczy, że mniej dotkliwe.
Jeżeli więc żyjemy w świecie pełnym dobrobytu i możliwości, jako dorośli stańmy na wysokości zadania i zróbmy wszystko, żeby te perspektywiczne warunki życia wykorzystać tak, by nasze dzieci nie żyły w nich pełne towarzyszącego im codziennie lęku. Potrzeba najzwyczajniej, by emanowały spokojem i nadzieją, że po prostu jakoś to będzie - raz lepiej, raz gorzej, ale dadzą radę, zamiast ciągle obawiać się o swoją przyszłość.
Ale najpierw musimy sami przyznać, że świat, w którym dziś żyją najmłodsi wcale nie jest taki kolorowy. Może zacznijmy od nie powielania stereotypów. Zanim więc zarzucimy dzieciom, że „mają za dobrze”, zadajmy sobie pytanie: czy my, dorośli, daliśmy im prawo być po prostu dziećmi?
Skomentuj artykuł